Wśród licznych noworocznych planów, zobowiązań i postanowień warto umieścić te związane z długami. Jeśli z poprzedniego roku pozostały nam do spłacenia jakieś kredyty gotówkowe, raty za sprzęt RTV lub AGD, debety w koncie osobistym, nie zwrócone rodzinie pożyczki – jednym z postanowień noworocznych powinno być pozbycie się tych długów albo co najmniej ich solidne zredukowanie.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Potrzebny jest do tego biznesplan („będę co miesiąc redukował moje zadłużenie o taką a taką kwotę i unikał zaciągania nowych długów, w tym celu mój budżet domowy będzie wyglądał tak a tak”) i odrobina konsekwencji w jego realizacji. Nie jest to mission impossible – przetrenowałem to na własnej skórze.
Dlaczego piszę o spłacaniu długów w tekście, który jest częścią cyklu o wygodnym kupowaniu i płaceniu? Ano dlatego, że jednym ze źródeł zadłużenia może być karta płatnicza. A konkretnie jej odmiana – karta kredytowa. Jeśli karta kredytowa jest dla Was problemem zamiast pomocą w portfelu, jeśli spędza sen z powiek zamiast zapewniać spokój – początek roku powinien posłużyć jako czas na ustawienie Waszych relacji z plastikiem na nowo. I dziś tym się właśnie zajmiemy. Ale najpierw słowo wstępu.
Czytaj też: Co może powiedzieć o tobie karta płatnicza, którą masz w portfelu? Wbrew pozorom całkiem sporo!
Odwiedź też stronę akcji „O wygodnym płaceniu, czyli niezbędnik nowoczesnego konsumenta”. Tam piszę o wszystkich nowościach ze świata płatności oraz poradniki o bezpiecznym używaniu kart i wyciskaniu z nich maksymalnie dużo korzyści. Zapraszam: kliknij ten link
Karta kredytowa: wady i zalety
Większość posiadaczy „kredytówek” doskonale wie, jak one działają. Kupuję przez miesiąc różne rzeczy płacąc kartą na koszt banku, a po otrzymaniu wyciągu mam 20-23 dni (w zależności od karty) na oddanie kasy. Jeśli oddam – pożyczka od banku jest darmowa. Jeśli nie – bank nalicza odsetki i prosi, bym co miesiąc spłacał minimum 5% zadłużenia (plus te odsetki od całego salda).
Klient, który płaci kartą kredytową (czyli wykorzystuje pieniądze banku, a nie swoje), a potem w ciągu 20 dni po zakończeniu miesiąca rozliczeniowego pokrywa cały dług – wyciska maksimum wartości ze swoich własnych pieniędzy, które mogą w tym czasie pracować na koncie (co prawda odsetki są dziś niezauważalnie niskie, ale zawsze jest to kilka, kilkanaście złotych dodatkowego zarobku).
Karta kredytowa ma tę zaletę – albo wadę, w zależności od punktu widzenia – że jest bodaj najbardziej elastyczną formą pożyczki. Jest nośnikiem „odnawialnego” kredytu – w ramach przyznanego przez bank limitu zadłużenia można dobierać nowy dług nawet jeśli jeszcze w całości nie spłaciliśmy starego. To oczywiście oznacza pokusę, by stale powiększać saldo zadłużenia, a kiedy już dojdziemy do ściany – pójść po nową kartę kredytową do drugiego banku.
Wśród funkcjonalności kart kredytowych jest też możliwość przekształcenia konkretnej, większej transakcji w kredyt ratalny. To powoduje, że dana transakcja jest „wyrzucona” z limitu karty i traktowana jako osobny kredyt ratalny. Wygodne to, ale oczywiście powoduje pokusę, by po „wyczyszczeniu” karty z większych zakupów rzucić się w wir kolejnych…
Są wśród nas konsumenci, którzy poszli tą drogą i dziś uginają się pod ciężarem nie spłaconych kart kredytowych. Jeśli w tej sytuacji może być jakaś dobra wiadomość to ta, że karty kredytowe dziś są dość tanią formą kredytu. Ich oprocentowanie zgodnie z prawem – jest na to specjalny algorytm uzależniający maksymalne odsetki od stóp procentowych NBP – nie może przekraczać obecnie 10%.
O ile w „zwykłym” kredycie gotówkowym jest jeszcze zwykle prowizja i ubezpieczenie, to w kartach kredytowych najczęściej jedyną dodatkową opłatą jest roczna prowizja za posiadanie karty (w wielu przypadkach wynosi ona zero).
Jak najszybciej i najbardziej efektownie wyjść z kartowych długów? O tym napiszę za chwilę.
Czytaj: Chargeback czyli dlaczego wolę płacić duże rachunki kartą, niż przelewem. Jak to działa?
Czytaj też: Jak dobrać się do gotówki, gdy w okolicy nie ma darmowego bankomatu? Oto bardzo fajny patent
Co za dużo to niezdrowo
Noworoczne porządki w kartach płatniczych proponuję zacząć od sprawdzenia czy liczba posiadanych kart i przyznane przez banki limity zadłużenia odpowiadają naszym potrzebom. Oczywiście: jeśli limity zadłużenia są już dawno wykorzystane „pod korek” to nie ma co sprawdzać, bo i tak nie ma wtedy żadnego pola manewru. Ale jeśli nie należycie do grona osób uginających się pod ciężarem kartowych długów – od takiej właśnie kontroli proponuję rozpocząć nowy rok.
Uważam, że konsument o ponadprzeciętnych dochodach może mieć nawet dwie-trzy larty kredytowe. Jedna (z najniższym limitem) niech służy do zakupów przez internet, druga do codziennego płacenia w sklepach, a trzecia może być kartą awaryjną, gdyby podczas zagranicznej podróży podstawowy plastik nie zadziałał.
Za granicą karta kredytowa może uratować życie. Po pierwsze nie w każdym sklepie przyjmą kartę debetową. Moja znajoma była kilkanaście tygodni temu w Szwajcarii i tam powiedziano jej w kawiarni, że nie przyjmą jej karty do płatności. Dlaczego? Bo nie. Musiała iść do bankomatu. Zapewne był to jakiś odosobniony wybryk natury, ale takie rzeczy się zdarzają. Karta kredytowa – zwłaszcza jeśli jest wydana przez znany, globalny bank – nie budzi takich wątpliwości.
Po drugie karta kredytowa jest źródłem naszej wiarygodności płatniczej. Można dzięki niej zagwarantować przyszłą płatność i dzięki temu uniknąć płacenia zaliczki. Przydaje się to w drogich hotelach (zamiast płacić z góry gotówką daję kartę kredytową, na której recepcjonista zakłada blokadę), albo w wypożyczalniach samochodów. Do kart kredytowych bywają „przypięte” dodatkowe usługi, np. ubezpieczenie podróżne – to też zaleta posiadania i używania takiej karty.
Jeśli jednak mamy w portfelu więcej niż dwie-trzy karty kredytowe, to proponuję pozbyć się nadmiarowego balastu. Chodzi o to, że karty – zwłaszcza jeśli są używane sporadycznie – kosztują. Po co płacić roczną prowizję za posiadanie karty, której nie potrzebujemy? Warto też przejrzeć limity na swoich kartach. Co prawda koszty posiadania kart nie zależą od limitu przyznanego, lecz tylko od wykorzystanego, ale może się okazać, że zbyt hojny limit jednej z kart niepotrzebnie ogranicza naszą zdolność kredytową.
Wypróbuj Visa Checkout: Nowy sposób płacenia w internecie. Prosty i bezpieczny, a przy tym oferuje ciekawe zniżki. Jeśli jesteś wyjadaczem wisienek, to pod tym linkiem można zarejestrować swoją kartę w usłudze Visa Checkout i zacząć oszczędzać na zakupach w sieci. A pod tym linkiem przeczytasz na czym to polega
„Kredytówka” do specjalnych wydatków
Jednym z największych problemów w zarządzaniu domowymi budżetami jest to, że większe wydatki wpadają nagle. Nie zawsze można powiedzieć, że są niespodziewane (bo np. ubezpieczenie mieszkania lub samochodu, albo wyprawka szkolna dla dziecka jest wydatkiem do przewidzenia), ale większość z nas zaskakują.
Takie wydarzenia rozwalają domowy budżet. Nawet jeśli starasz się pilnować, by nie przekraczać codzennych limitów wydatków i pilnujesz poszczególnych pozycji domowego budżetu, to większy wydatek powoduje „pęknięcie” tamy i obraca całą strategię w puch. Toniemy w debecie, więc przestajemy się zastanawiać nad sensownością wydatków i… wpadamy jeszcze głębiej pod kreskę. Dlatego rozsądny konsument nie powinien dopuścić, by niespodziewany większy wydatek zaburzył mu zarządzanie bieżącymi wydatkami.
Najlepszym rozwiązaniem na to jest otwarcie konta oszczędnościowego i przelewanie na nie co miesiąc określonej kwoty, która ma pokryć taki spodziewany-niespodziewany większy wydatek. Wtedy problem staje się „zarządzalny” i nie powoduje zaburzeń w bieżącym budżecie. A jeśli jeszcze nie jesteście na tym etapie, by budować sobie taki bufor bezpieczeństwa?
Półśrodkiem może być właśnie karta kredytowa używana wyłącznie w sytuacjach awaryjnych. Na koncie osobistym mamy stabilną sytuację – wpływa pensja, są wydatki, saldo spada w przewidywalnym tempie, staramy się coś-tam zaoszczędzić. A jak nadchodzi większy wydatek, zaś nasz bufor bezpieczeństwa nie jest jeszcze gotowy – używamy karty kredytowej.
Owszem, to jest równoważnik nowego długu, ale jednocześnie unikamy „pęknięcia tamy”. Zaś w budżecie bieżącym od razu zakładamy rezerwę na systematyczną – jak najszybszą – spłatę karty. W ten sposób można użyć karty kredytowej jako elementu do budowania porządku w domowym portfelu.
Jak płacić kartą i oszczędzać? Zobacz szczegóły programu Visa Oferty. Rejestrujesz kartę, wybierasz promocje, z których chcesz skorzystać i… gotowe
Jak za pomocą „kredytówki” potanić swój dług?
Po trzecie w ramach noworocznych porządków proponuję sprawdzić czy za pomocą karty kredytowej nie da się przeprowadzić konsolidacji zadłużenia posiadanego w innych miejscach – w bankach, czy firmach pożyczkowych. Oczywiście: warto pamiętać, że od już udzielonych pożyczek zapłaciliśmy wysokie prowizje wliczone w koszt rat (niewykluczone, że stanowiły one większość finalnego kosztu pożyczek), więc w jakimś sensie już jesteśmy „ugotowani”. Ale zamiana kilku pożyczek gotówkowych na jeden dług w karcie kredytowej może mieć czasem sens.
To się może opłacić jeśli chcemy walczyć z długami i uporać się z nimi względnie szybko. Kredyty gotówkowe mają zwykle swój terminarz spłaty i banki niechętnie go zmieniają. W ramach udzielenia kredytu konsolidacyjnego bankowcy przeważnie dążą do jeszcze większego rozciągnięcia spłaty w czasie (im dłużej „trwa” kredyt, tym drożej finalnie kosztuje). Zatem mając wiele drobnych kredytów – lub jeden bardzo długi kredyt konsolidacyjny – można wykorzystać kartę kredytową do próby uporządkowania sytuacji.
Kredyty i pożyczki przeniesione na kartę niekoniecznie będą tańsze, ale będą bardziej elastyczne w zarządzaniu. Kartę można spłacać w swoim tempie, niekoniecznie zgodnym z tym narzuconym przez bank. Jeśli zdarzy się absolutnie niezbędna konieczność ekstra-wydatku, to też nie trzeba szukać nowego kredytu gotówkowego, ani chwilówki, tylko użyć karty.
Zamiana kredytów gotówkowych na dług kartowy to pomysł dla tych, którzy mają w sobie dyscyplinę i determinację, by pozbyć się zadłużenia możliwie jak najszybciej. Pod tym względem karta jest dość przyjaznym wehikułem, o ile nie ma prowizji za przelew. Jeśli płacimy kartą w sklepie – prowizji żadnych nie płacimy. Ale jeśli chcemy przelać z karty pieniądze (np. by spłacić jednym „strzałem” kredyt gotówkowy) może pojawić się prowizja. Jeśli jest zbyt wysoka (przekracza 1-1,5%) – to operacja może się nie opłacić.
Warto więc znaleźć dobrą kredytówkę (i oczywiście bank, który udostępni wystarczająco wysoki limit, by dało się nim spłacić długi konsumpcyjne).
Tkwisz w kartowych długach po uszy. Jak się wyplątać?
Ostatni punkt to rady dla osób, które są już „przymusowymi” użytkownikami kart – w takim sensie, że mają ich dużo, a w każdej limit jest wykorzystany do cna. Jak sobie w tym chaosie poradzić? Mój patent jest następujący: wybieramy kartę z najmniejszym wykorzystanym limitem i zajmujemy się tylko nią – w pozostałych spłacamy tylko tyle, ile musimy (5% długu). Natomiast tę jedną, wybraną kartę staramy się spłacić i zamknąć możliwie jak najszybciej. Każdy dodatkowy dochód niech idzie w dużej części na ten cel. 10-20% comiesięcznych dochodów – również.
O co tu chodzi? O sukces. Znacznie łatwiej psychologicznie poradzić sobie z jednym, wybranym problemem, niż z wieloma naraz. A jak już się ma na koncie jeden sukces, to chce się mieć kolejny. I tak, krok po kroku, można wyjść z kartowych długów. Ta metoda działa zresztą w każdych długach, nie tylko tych „plastikowych”.
Karta kredytowa jest dość „trudnym” produktem bankowym. Z jednej strony może być najtańszą metodą krótkoterminowej pożyczki (do 50 dni). Z drugiej strony – osobom już zadłużonym pozwala spłacać te długi w sposób bardzo elastyczny. Z trzeciej strony – oferuje rezerwę finansową na wszelki wypadek, natychmiastową płynność w razie nagłych wydatków. Ale z czwartej strony – wymaga samodyscypliny. Jest świetnym narzędziem dla kogoś, kto posiadł już podstawowe umiejętności zarządzania domowym budżetem i kontroli wydatków. I niebezpiecznym dla kogoś, kto tych cech nie posiada.
Artykuł jest częścią cyklu „O wygodnym płaceniu – niezbędnik nowoczesnego konsumenta. Partnerem merytorycznym tego cyklu jest organizacja płatnicza
obrazek tytułowy: Pixabay.com