Wstrząsy wtórne po trzęsieniu ziemi, jakim była decyzja o przymusowej restrukturyzacji Getin Noble Banku, będą odczuwalne jeszcze długo. Pytacie o wiele spraw, ale szczególnie dużo miejsca zajmuje jeden temat: obligacje GNB. Ich właściciele zostali z niczym, a część dopiero teraz dowiedziała się, że je ma! Czy czeka nas powtórka z Idea Banku i Getbacku?
Co takiego się stało? Celem przymusowej restrukturyzacji jest ratowanie depozytów klientów i stabilności systemu bankowego przed skutkami niekontrolowanej upadłości banku. Na taką akcję zrzucają się: Bankowy Fundusz Gwarancyjny (czyli BFG) – ze składek banków komercyjnych – oraz akcjonariusze i obligatariusze restrukturyzowanej instytucji.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Na czym polega udział inwestorów? Na tym, że wszystkie akcje i obligacje zostają umorzone. Czyli jedną decyzją BFG z rynku znikają instrumenty – w przypadku Getinu ich wartość była liczona w setkach milionów złotych: kapitalizacja banku w ostatnim dniu jego funkcjonowania wynosiła 154 mln zł, zaś wartość obligacji notowanych na Catalyst nominalnie przekraczała 680 mln zł.
Teraz są warte zero. A właściwie nawet i nie zero. Po prostu nie istnieją.
Obligacje GNB umorzone. Co mają zrobić ich klienci? Kogo winić?
„Proszę o pomoc, jestem zdezorientowany. Wykupiłem w 2016 w Getin Banku lokatę długoterminową, co pół roku wypłata odsetek, na 10 lat, a ta się okazała obligacjami. Czy istnieje jakakolwiek szansa na odzyskanie tych pieniędzy??? Zresztą za moją namową zainwestowała i moja mama w tamtym czasie, teraz nie wiem, co mam robić” – napisał do nas jeden z Czytelników. Ale takich sygnałów dochodzi do nas dużo więcej. Jedne pełne żalu, poczucia zagubienia, inne złości i bezsilności.
Powyższa historia wyraźnie wskazuje, że w tej sytuacji mogło dojść do missellingu, czyli do oferowania konsumentom usług finansowych, które nie odpowiadają ich potrzebom oraz profilowi ryzyka. Co więcej, jeśli klientowi sprzedano obligacje podporządkowane banku, nazywając je lokatą, to nie musimy sięgać po wyszukane zapożyczenia z angielskiego, skoro mamy w słowniku i kodeksie karnym odpowiednie słowo – oszustwo.
Żeby to był pierwszy taki przypadek w historii naszego rynku. Ale niestety nie jest. I nie chodzi mi tutaj o bankructwa firm, które emitowały obligacje korporacyjne. Takie rzeczy się zdarzają, są wpisane w ryzyko związane z tą klasą instrumentów. Ale jest wspólny mianownik między Getbackiem, Idea Bankiem, a teraz Getin Noble Bankiem.
Do kogo trafiły obligacje GNB? Tego na razie dokładnie nie wiadomo. Pytałem w Krajowym Depozycie Papierów Wartościowych, ale ta instytucja wie tylko, ile mają zbiorczo klienci każdego biura maklerskiego. Ale podział na poszczególne rachunki znają już tylko brokerzy.
Wiemy jednak – podały to Analizy.pl – że żaden z publicznych funduszy inwestycyjnych nie miał tych obligacji w portfelu (a akcje miał tylko Beta ETF na sWIG80, bo musiał, oraz Quercus Agresywny – w liczbie jednej sztuki). Z jednej strony to dobra wiadomość, bo fundusze wyciągnęły naukę z lekcji, którą dały im wcześniejsze upadłości i uniknęły strat na tych instrumentach. Ale z drugiej – to oznacza, że obligacje GNB rozeszły się przede wszystkim wśród inwestorów indywidualnych. I to jest bardzo zła wiadomość.
Co mają zrobić klienci, którzy czują się oszukani? Czy powinni winić BFG? A może Skarb Państwa?
„Wśród klientów [biura maklerskiego – przyp. red.] było wielu emerytów, ludzi starszych, którzy zainwestowali swoje ostatnie oszczędności życia. Obligacje te były oferowane jako długoterminowa lokata, dobrze oprocentowana, z której klienci co pół roku mieli mieć płatne odsetki. Nazywali to rodzajem lokaty rentierskiej. Ciekawe jak PiS im teraz wytłumaczy, że nie mieli lokat, tylko obligacje, które zostały im wyzerowane. Na pewno zacznie się taki sam młyn jak w aferze GetBack. Ludzie w pozwach zbiorowych będą pozywać Państwo za kradzież ich pieniędzy”
– pisze inny Czytelnik. Czy taki scenariusz jest możliwy? Ma rację w jednym – GNB i cała ta zorganizowana grupa… kapitałowa (z innymi określeniami poczekajmy na sądy) wcisnęła wielu osobom obligacje, których te osoby nie powinny mieć. Tak samo jak z Getbackiem. Sporo starszych osób straciło w piątek całość lub dużą część oszczędności życia.
Ale czyja to wina, że obligacje GNB zostały umorzone? Bankowego Funduszu Gwarancyjnego? Tu się nie mogę zgodzić. Akurat ta instytucja zadziałała zgodnie ze swoim mandatem. BFG ma dbać o gwarantowane depozyty i stabilność systemu finansowego, która mogłaby zostać zachwiana, gdyby któryś z banków upadł i cała reszta branży bankowej musiała się zrzucać na całość odłożonych w nim środków. Dlatego BFG dostał narzędzie w postaci przymusowej restrukturyzacji.
Nie jest to polski wynalazek. To instrument stosowany w całej Unii Europejskiej i wdrażany w porozumieniu z Komisją Europejską. I także w przypadku Getin Noble Banku zatwierdziła ona podjęte działania – w tym fakt, że akcje i obligacje GNB zostały umorzone, by obniżyć koszt całego procesu dla reszty systemu bankowego.
BFG zrobił to, co zrobić powinien. Czy powinien zadziałać wcześniej? Być może. Ale szczegółów zakulisowych rozmów pewnie szybko nie poznamy. Preferowanym – bo najmniej zaburzającym normalne mechanizmy rynkowe – rozwiązaniem byłoby przejęcie GNB przez jakiegoś inwestora. Jednak to się nie udało przez lata. Problemem był – co wyjawił sam prezes BFG Piotr Tomaszewski – portfel kredytów frankowych. I dlatego też został wydzielony.
Nawet gdyby do przymusowej restrukturyzacji doszło wcześniej – nie zmieniłoby to efektu. I tak akcje i obligacje GNB zostałyby „zniknięte”.
Nie jest prawdą, co sugerują niektórzy w komentarzach, że BFG przeprowadził cały proces bez pytania banków i na ich koszt (oraz akcjonariuszy i obligatariuszy). Przecież ta operacja była przygotowana od miesięcy, jeśli nie lat. Przecież System Ochrony Banków Komercyjnych, czyli konsorcjum największych banków komercyjnych, jest współudziałowcem banku pomostowego – czyli tego podmiotu, który przejął większość biznesu Getin Noble Banku. Zrzucili się ponad 3 mld zł po to, żeby rozwiązać problem GNB raz na zawsze.
Przypuszczam też, że banki zrobiły to we własnym, dobrze pojętym interesie. Dlaczego? Ponieważ wysokość składek na BFG zależy od poziomu ryzyka w systemie bankowym. A po zlikwidowaniu największego źródła ryzyka zrobiło się… bezpieczniej. Więc jest szansa, że składki na BFG, które banki płacą – zostaną obniżone.
Warto też oddać sprawiedliwość, że po aferze Getbacku trochę rynek obligacji korporacyjnych ucywilizowano – przynajmniej pod względem ochrony inwestorów indywidualnych. Reforma z 2019 r. wprowadziła m.in. zasadę, że wszystkie obligacje korporacyjne muszą mieć formę zdematerializowaną i być zarejestrowane w KDPW (co ukróciło praktyki polegające na sprzedawaniu obligacji w formie dokumentu poza jakąkolwiek wiedzą i kontrolą).
Podniesiono także minimalną wartość emisyjną bankowych obligacji podporządkowanych – do 400 tys. zł – po to właśnie, żeby dostępność tych instrumentów dla inwestorów indywidualnych ograniczyć do wąskiego grona.
Można psioczyć, że trzeba było afery na kilka miliardów złotych, żeby na takie regulacje wprowadzić – ale zwykle tak to bywa, że uczymy się na błędach. Na marginesie – pamiętam, jak niektórzy uczestnicy rynku oburzali się wtedy na te przepisy, mówiąc, że to przeregulowanie, że zbytnia ingerencja, że przecież są ankiety MiFID i trzeba je tylko egzekwować. Aha, już to widzę.
No to kto jest teraz chętny do egzekwowania? Które biura maklerskie i doradcy inwestycyjni wyłożą na stół papiery klientów, którym wcisnęli obligacje GNB i pokażą – „o, a ten to się nie nadawał do takich inwestycji, sorry, już oddajemy pieniądze”? Miałem do czynienia z kilkoma „doradcami” klienta w bankach, którzy sami pewnie nie rozumieli połowy tych pytań.
Kto zaniedbał swoje obowiązki? Kto powinien się wziąć do roboty? Czy państwo powinno rekompensować straty?
Mamy w Polsce dwie instytucje, których działalność powinna zapobiegać takim sytuacjom – a jeśli się już wydarzą – to egzekwować odpowiedzialność. To Komisja Nadzoru Finansowego i Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
UOKiK dawał już kary za misselling. Na przykład dostał je Open Life TU Życie (zgadnijcie z kim powiązana jest ta firma) za sprzedawanie ubezpieczeń na życie z ubezpieczeniowym funduszem kapitałowym. Albo Idea Bank za sprzedawanie obligacji Getbacku. Za nieuczciwe zagrywki przy oferowaniu papierów Getbacku oberwał też sam GNB. Dostrzegacie tutaj pewną prawidłowość?
Czego powinniśmy teraz oczekiwać od państwa? Że weźmie odpowiedzialność za swoje obowiązki. I za to będę je winił, bo jak znam życie – i nasze instytucje publiczne – tego nie zrobią. KNF, UOKiK i prokuratura powinny teraz wziąć się szybko do roboty. Rozpatrywać sprawy tych, którzy stracili pieniądze na obligacjach. Powołać jakieś zespoły, które sprawdzą, kiedy doszło do misselingu, a kiedy do oszustwa. A jak doszło, to niech tych wszystkich sprzedawców, pośredników, dyrektorów, prezesów i… Sami-Wiecie-Kogo oskubią do ostatniej koszuli, żeby oddać kasę oszukanym i naciągniętym na „lokatę rentierską” konsumentom.
Bez tego za dwa-trzy lata będę mógł ten felieton przepisać, tylko zmienić nazwę banku. I tak w koło Macieju.
Przeczytaj też: Jak żyć, gdy bycie odpowiedzialnym jest nieopłacalne, a nieracjonalność jest… racjonalna? Siedem grzechów, które psują finanse osobiste w Polsce
Źródło zdjęcia: mh-grafik/Pixabay