Od roku z okładem zadajemy sobie pytanie, w co inwestować, żeby pokonać inflację. Oczywiście taką wiedzę wypadałoby mieć wcześniej, bo gdy wzrosty cen sięgają kilkunastu procent, to już trochę za późno… Ale wysoka inflacja tak szybko się nie skończy, więc sprawdziłem, co na temat potencjalnych inwestycji, które potrafią ochronić przed inflacją, mówią badania naukowe i statystyki
Tego artykułu możesz też posłuchać na naszym kanale podcastowym – czyta Maciej Jaszczuk
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Niedawno analizowałem, czy w warunkach wysokiej inflacji można liczyć na wzrost cen nieruchomości, który skompensuje spadek wartości nabywczej pieniądza. Wyszło mi, że generalnie, dopóki w kraju inflacja całkowicie nie wymknie się spod kontroli, tak jak wydarzyło się np. w Turcji, inwestowanie w mieszkania pozwala ochronić realną wartość majątku. Gorzej, gdy inflacja przekracza poziom 20%. Wtedy spadek wartości nabywczej ludzi jest już tak duży, że ta zasada może przestać działać.
W ostatnich latach ochronę przed inflacją dawały w zasadzie wszystkie inwestycje. Rynek akcji notował rekord za rekordem, fundusze obligacji zarabiały, nieruchomości też, a kluczem do tej wszechhossy była niska inflacja (skutki kryzysu z 2008 r.) oraz pompowanie pieniędzy przez banki centralne w rynek finansowy (by te skutki kryzysu zlikwidować).
Wtedy jeszcze dosypywanie pieniędzy bezpośrednio do gospodarki – do firm i konsumentów – nie było tak modne, więc inflacja zatrzymywała się na akcjach i obligacjach, nie dotyczyła marchewki i pietruszki. Banki centralne skupowały papiery wartościowe na rynku, firmy finansowe miały więc pieniądze na kolejne zakupy i ceny aktywów rosły. Rządy natomiast prowadziły politykę oszczędności. To się przełożyło na mizerny wzrost gospodarczy, niską inflację i wielkie zyski dla inwestorów (nie dotyczy polskiej giełdy).
No, ale “to se ne vrati”, jak śpiewała Maryla. Sytuacja odwróciła się o 180 stopni i teraz możemy najwyżej starać się o to, żeby nasze pieniądze jak najmniej straciły na wartości w ujęciu realnym – czyli po odjęciu wpływu inflacji. Pewne patenty na pokonanie inflacji to jedne z najgoręcej poszukiwanych informacji wśród inwestorów i wśród posiadaczy oszczędności.
Stuprocentowych „pewniaków” oczywiście nie ma. Ale analiza długoterminowych trendów może to i owo podpowiedzieć. Dynamika wzrostu cen szybko się nie obniży, więc jest jeszcze czas na to, by ochraniać oszczędności w perspektywie kolejnych lat.
Trafiłem ostatnio na amerykańskie badanie (pt. Getting to the Core: Inflation Risks within and across Asset Classes), które odpowiada właśnie na to pytanie – jak zbudować portfel, by pokonać inflację. Co więcej, jego autorzy przeanalizowali stopy zwrotu z poszczególnych klas instrumentów w reakcji na różne rodzaje inflacji. Na tę ogólną, na inflację bazową (a więc bez cen energii i żywności) oraz na inflację paliwową. Co im wyszło?
Na każdą chorobę inne lekarstwo. Jak chronić oszczędności przed inflacją? To zależy od inflacji!
Zacznę od inflacji traktowanej jako całość. Badanie polegało na analizie zachowania czterech grup instrumentów w reakcji na szok inflacyjny. Co autorzy badania rozumieją przez taki szok? Sytuację, gdy inflacja niespodziewanie wzrośnie i to w stopniu, który wykracza poza normalne jej wahania wokół średniej.
W latach od 1963 do 2019 r. (bo te lata zostały przeanalizowane) średnia inflacja w USA wynosiła 3,76%, a odchylenie standardowe – czyli ten parametr, który określa „normalny” przedział odchyleń – 3,24%. I właśnie nieoczekiwany wzrost inflacji o te 3,24% jest przedmiotem badań.
Jak na taką zmianę inflacji reagują poszczególne instrumenty finansowe? Według wyliczeń badaczy akcje średnio spadają o 3,1%, na obligacjach skarbowych traci się 5,9%, na korporacyjnych 3,7%, zaś na nieruchomościach można zyskać 0,7%. Jednak prawdziwym hitem inwestycyjnym w takiej sytuacji są surowce, które średnio idą do góry o 20%!
Wszystkie te wyliczenia dotyczą oczywiście amerykańskiego rynku. Gdy badanie mówi o akcjach – chodzi o spółki z Wall Street. Obligacje skarbowe to te emitowane przez rząd USA, a korporacyjne – przez spółki ze Stanów. Portfel surowców opiera się na kontraktach terminowych na nie, zaś w nieruchomości badacze „inwestują” poprzez REIT-y, czyli fundusze inwestycyjne działające na rynku mieszkaniowym.
Wracając jednak do tego, co mamy policzone – inflacja bazowa. To wskaźnik, który pokazuje, jak zmieniają się ceny w gospodarce, jeśli wyjmiemy z koszyka żywność i energię. Dlaczego akurat te kategorie? Ponieważ one są najbardziej zależne od czynników globalnych. Bez nich zostają te towary i usługi, na które wpływ ma sytuacja krajowa – a więc popyt, płace itd.
Czasami bywa tak, że sumarycznie inflacja jest wysoka, ale jej wzrost nie wynika z przegrzania gospodarki, tylko jakiegoś zaburzenia na rynkach światowych. Wtedy inflacja paliwowa może być wysoka, a inflacja bazowa – niska. A możemy mieć stan taki jak teraz, gdzie inflacja bazowa była już w trendzie rosnącym (czyli popyt konsumpcyjny rósł szybciej niż podaż – bo do gospodarki płynęły pieniądze z transferów socjalnych i tarcz antykryzysowych), a na to nałożył się gwałtowny wzrost cen surowców – w tym ropy, gazu i węgla.
Jak więc zabezpieczyć oszczędności na wypadek nagłego wzrostu inflacji bazowej? W USA średnia tego wskaźnika to 3,75% (a więc bardzo blisko ogólnej inflacji), ale odchylenie standardowe wyniosło tylko 2,66%, czyli mniej niż w łącznym wskaźniku. To pokazuje, że inflacja bazowa jest historycznie mniej zmienna.
Co ciekawe, przed inflacją bazową nie chronią surowce – jak to miało miejsce przy ogólnym wskaźniku. Ma to sens – inflacja bazowa jest przecież niezależna od ich cen. Owszem, silny wzrost notowań ropy czy stali może przełożyć się po jakimś czasie na wzrost kosztów działalności innych przedsiębiorstw (widzimy to dzisiaj w Polsce – drogi gaz i węgiel sprawiły, że firmy więcej płacą za prąd, więc muszą podnosić ceny swoich produktów, w górę idą też koszty utrzymania mieszkania itp.).
A więc inflacja surowcowa może podbić inflację bazową – to się nazywa efektem drugiej rundy. Ale w drugą stronę ta zależność raczej nie zachodzi. Nie ma więc powodu, dla którego inwestycja w surowce miałaby być w czasie wzrostu inflacji bazowej mniej lub bardziej opłacalna. I rzeczywiście, badania pokazują, że średni zwrot z tych instrumentów przy takim szoku wynosi… -0,1%.
Niestety to jest najlepsza wiadomość. Bo wszystkie inne klasy aktywów dają ujemne stopy wzrostu w czasie gwałtownego wzrostu inflacji bazowej. Wynika to pewnie z momentu cyklu gospodarczego. Bank centralny podnosi stopy, obligacje tracą na wartości, gospodarka spowalnia – a więc firmy mają mniejsze zyski, ich akcje tanieją, a wyższy koszt kredytu i rosnące koszty utrzymania sprawiają, że popyt na mieszkania maleje. I na inwestycjach w czasie wysokiej inflacji bazowej traciło się historycznie od 3,6% (obligacje skarbowe) po 9,5% (nieruchomości).
Co z inflacją paliwową? Tutaj relatywnie najłatwiej uchronić się przed spadkiem realnej wartości pieniądza. Z oczywistych powodów (które opisałem przed chwilą, tylko na odwrót) surowce są tą klasą aktywów, która najmocniej rośnie w takim momencie. Średnio o 21%! Na plusie są też nieruchomościowe REIT-y (o prawie 6%) i akcje (o 4%). Traci się na obligacjach: skarbowych 4%, a korporacyjnych – tylko 1%.
Jakie z tego wnioski dla Polaka? Jak można ochronić oszczędności na naszym rynku?
Nie da się przełożyć jeden do jednego tych wyników na polskie warunki. Badanie obejmuje dane makroekonomiczne i rynkowe z lat 1963-2019. Pomyślcie, jak wyglądała nasza gospodarka w 1963 r. Giełda była wymysłem zgniłego kapitalizmu, a zamiast REIT-ów mieliśmy spółdzielnie i książeczki mieszkaniowe.
Przydałoby się podobne badanie w Polsce – choć pewnie wnioski byłyby mniej reprezentatywne. Najstarszy indeks giełdowy WIG ma co prawda ponad 30 lat, ale pierwsza dekada jego „życia” nie była bardzo miarodajna. Obligacje skarbowe reagują na inne czynniki niż tylko inflacja (bo jesteśmy bardziej ryzykownym krajem niż USA), notowania surowców i tak byśmy brali z zagranicznych giełd, a REIT-ów w Polsce nadal nie ma. Ale gdyby któryś naszych rodzimych ekonomistów pokusił się o zreplikowanie tego badania w krajowych warunkach – koniecznie niech da mi znać!
Kluczowe jest jedno – do wysokiej inflacji trzeba przygotować portfel odpowiednio wcześnie. Jednoznacznie złym pomysłem na czas gwałtownego przyspieszenia wzrostu cen są rynkowe obligacje – czy to skarbowe, czy korporacyjne. Surowce mogą pomóc, ale nie muszą, podobnie jak nieruchomości. Trzeba mieć albo dużo szczęścia, żeby przewidzieć akurat ten, a nie innych rozwój sytuacji w gospodarce, albo odpowiednio zdywersyfikowany portfel.
Z tym ostatnim w polskich warunkach jednak nie jest łatwo, bo ekspozycję na rynek mieszkaniowy da się uzyskać właściwie tylko, kupując nieruchomość na własny rachunek – co jest ryzykowne i trudne do odpowiedniego zrównoważenia innymi klasami aktywów (no chyba że ktoś dysponuje portfelem liczonym w milionach złotych).
Mamy jednak dostępny instrument, którego w badaniu nie ma: detaliczne obligacje skarbowe indeksowane inflacją. Można narzekać, że pierwszy rok jest „stracony”, bo oprocentowanie jest niższe niż dynamika cen. To prawda. Jednak przez kolejne lata stopa zwrotu będzie kompensowała nam to, co realnie straciliśmy przez poprzedni rok – bo oprocentowanie na kolejne 12 miesięcy oparte jest na bieżącym wskaźniku inflacji – a więc na zmianie cen przez poprzednie 12 miesięcy.
Inflacja nie będzie jednak rosła w nieskończoność. Nastąpi moment – za miesiąc, za rok, za dwa – że się ustabilizuje, a potem może nawet zacząć spadać. I wtedy przyjdą prawdziwe żniwa dla tych, którzy zdecydowali się na kupno tych instrumentów. Dlaczego? Bo inflacja będzie coraz niższa, a oprocentowanie obligacji będzie oparte na inflacji przeszłej (plus marża). A więc jest szansa na to, że zagwarantujemy sobie przez najbliższe kilka lat regularne realnie dodatnie stopy zwrotu.
Czego sobie i Państwu życzę.
Źródło zdjęcia: geralt/Pixabay