Przygotowywana od lat reforma wskaźników referencyjnych nabrała tempa po zapowiedzi likwidacji WIBOR-u przez premiera Morawieckiego. Łatwo się jednak obiecuje, a dużo trudniej wdraża się w życie. Bo zmiana wskaźnika referencyjnego będzie miała znaczenie dla całej gospodarki i świata finansów. Czas przygotować się na wyboistą jazdę. Oto siedem spraw, o których trzeba wiedzieć, zanim wejdą nowe wskaźniki
Miało być łatwo i przyjemnie, jak z 500+ czy czternastą emeryturą. Słowo szefa rządu zamienia się w prawo, pieniądze płyną z budżetu na konta rodziców albo emerytów. Premier Morawiecki zapowiedział w kwietniu Tarczę dla kredytobiorców, w tym likwidację stawki WIBOR w kredytach mieszkaniowych. Miało to zostawić w kieszeniach osób spłacających hipoteki 1 mld zł. Ale „okazało się”, że tak proste to nie będzie. Dlaczego?
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
>>> Sprawa pierwsza. Nie da się tak po prostu podmienić wskaźnika referencyjnego. To znaczy – da się, ale pod kilkoma bardzo jasno opisanymi w prawie europejskim przesłankami. I jeśli rząd chce zmienić wskaźnik w już istniejących umowach bez konieczności ich aneksowania – konieczna jest całkowita likwidacja dotychczasowej stawki.
Jakie będą konsekwencje? Jeśli WIBOR zniknie, to zniknie na dobre. W kredytach, w obligacjach, w lokatach, w instrumentach pochodnych. Jednego dnia cały system finansowy musi przestawić się na nową rzeczywistość.
Teoretycznie możliwe byłoby stosowanie równolegle starych i nowych stawek. Może nawet KNF mogłaby zmusić banki do tego, by we wszystkich nowych umowach stosowały nowe wskaźniki. Może część klientów zaczęłaby refinansować swoje długi, żeby załapać się na nową stawkę. Ale wtedy nie byłoby tego natychmiastowego efektu, na który liczą politycy.
>>> Sprawa druga. Co więc musi się stać? Trzeba zlikwidować WIBOR. Wówczas, zgodnie z przepisami, zastąpi go wskaźnik alternatywny. Ale jak można zlikwidować WIBOR? O tych przesłankach mówił mi Błażej Wajszczuk, czyli jeden z najlepszych ekspertów od wskaźników referencyjnych. Są cztery sytuacje, które na to pozwalają. Trzy z nich zakładają jakąś katastrofę – że administrator (czyli spółka GPW Benchmark) nie jest w stanie wyliczać wskaźnika, że bankrutuje albo że traci licencję KNF.
Którakolwiek z tych trzech przesłanek byłaby jednak równoznaczna z tym, że GPW Benchmark nie byłaby w stanie wyliczać też tych nowych stawek. To nierealne. Pozostaje więc czwarta przesłanka. Jaka? Stwierdzenie przez KNF, że WIBOR „nie oddaje realiów rynkowych”. Problem w tym, że na razie te realia oddaje. To oznacza, że trzeba by doprowadzić do „nierynkowości” wskaźnika.
Jak? Na przykład gdyby z panelu uczestników fixingu WIBOR-u wycofało się kilka banków (obecnie nadzór może zmusić je do uczestnictwa. Może, ale nie musi tego robić). Wtedy KNF z czystym sumieniem mogłaby ogłosić, że jest ryzyko, że wskaźnik może nie być reprezentatywny dla całego rynku. I odesłać WIBOR do lamusa.
>>> Sprawa trzecia. Czy w takiej sytuacji podmianka WIBOR-u na nowy wskaźnik z mocy prawa objęłaby wszystkie produkty finansowe? Nie do końca. To zadziałałoby dla tych instrumentów, które podlegają polskiemu prawu. Kredyty hipoteczne, obligacje korporacyjne i rządowe – tak. Ale wbrew temu, co głoszą niektórzy krytycy WIBOR-u, ciężko zgodzić się, że jest to stawka oderwana od rynku. Jest na niej opartych mnóstwo instrumentów pochodnych.
A duża część tych instrumentów jest zawierana na zagranicznych rynkach, głownie w Londynie. Co się stanie z tym rynkiem, jeśli nagle zniknie instrument bazowy?
Czy nowe wskaźniki mają różnić się od WIBOR-u? Wybierz przeszłość!
GPW Benchmark od lat pracuje nad nowymi wskaźnikami referencyjnymi (WIRD, WIRF i WRR), które mają w większym stopniu opierać się o transakcje na rynku niż WIBOR. Ostatnio ta spółka (która jest też administratorem stawek WIBOR i WIBID) zaczęła publikować wartości tych „indeksów transakcyjnych” na swojej stronie. Na czym polega ich specyfika?
>>> Sprawa czwarta. W przeciwieństwie do WIBOR-u nowe wskaźniki mają opierać się wyłącznie na transakcjach. WIRF ma się opierać o transakcje depozytowe zawierane przez banki z instytucjami finansowymi. Do WIRD wchodzą ponadto transakcje depozytowe z dużymi przedsiębiorstwami. Z kolei WRR wyliczany jest na podstawie transakcji warunkowych, czyli repo i buy-sell-back między bankami a instytucjami finansowymi.
Wszystkie te indeksy (które w przyszłości, po konsultacjach, zostaną przekształcone we wskaźniki, gdy otrzymają pozwolenie od KNF) będą miały jeden termin – ON czyli overnight. Jak to zatem odnieść do terminów 3- lub 6-miesięcznych jak przy wskaźniku WIBOR stosowanym w kredytach hipotecznych?
>>> Sprawa piąta. Stosowany będzie mechanizm „compound”, czyli po naszemu procentu składanego. To znaczy, że wartość stawki 3-miesięcznej będzie wyliczona na podstawie sześćdziesięciu kilku codziennych notowań (z dni roboczych) – tak jakby codziennie następowała kapitalizacja.
I tu jest kluczowa różnica. Z tego wynika wywrócenie całej dotychczasowej logiki naszego rynku stopy procentowej. Dzisiejsze wskaźniki referencyjne opierają się o oczekiwania co do przyszłego poziomu stóp procentowych. Dlatego WIBOR 6M jest wyższy niż WIBOR 3M, a WIBOR 3M niż WIBOR ON – bo banki spodziewają się, że NBP będzie dalej zacieśniał politykę pieniężną, a zatem koszt pieniądza za trzy miesiące będzie wyższy niż jest teraz.
Stawka WIBOR 3M ma więc oddawać oczekiwania dotyczące stóp procentowych w ciągu nadchodzących trzech miesięcy. Co mają pokazywać nowe wskaźniki? Mają oddawać to, jak się zmieniały transakcje przez ostatnie trzy miesiące. A więc patrzeć w przeszłość.
Dzisiaj wysokość 3-miesięcznego (dajmy na to) WIRF wynikałaby więc z tego, jak kształtowały się notowania ON przez ostatnie trzy miesiące. To oznacza, że oprocentowanie za dany okres odsetkowy będziemy poznawać na jego końcu, a nie na jego początku (jak przy WIBOR).
>>> Sprawa szósta. Przy kredytach hipotecznych da się ten problem rozwiązać. Kredytobiorca powinien przecież znać wysokość raty zanim przyjdzie do jej płacenia. Możliwym mechanizmem jest „cofnięcie” okresu wyliczania wskaźnika o np. trzy miesiące. Czyli na początku każdego okresu odsetkowego wartość wskaźnika będzie wyliczana z notowań z poprzednich trzech miesięcy.
Jakie będą tego konsekwencje? Przy rosnących stopach procentowych – korzystne dla kredytobiorców. Dzisiaj takie wyliczenie obejmowałoby notowania z czasów, gdy stopa NBP była o trzy podwyżki niższa. Ale premier zapowiedział, że cała ta zmiana ma wejść w życie od początku 2023 r. A wtedy najprawdopodobniej będziemy już po cyklu podwyżek – bo albo zacznie hamować inflacja, albo gospodarka zdechnie na tyle, że RPP nie będzie już w stanie silniej zacieśniać.
Co będzie, gdy stopy zaczną spadać? Kredytobiorcy będą nadal płacić raty według stawek z… przeszłości. I choć oczekiwania będą szły w dół, RPP będzie cięła stopy, to potrzeba będzie miesięcy, zanim wysokość wskaźników referencyjnych zacznie „zauważać” luźniejszą politykę pieniężną. I taką to Tarczę szykuje kredytobiorcom rząd.
>>> Sprawa siódma. Jeszcze więcej zamieszania będą mieli inwestorzy, którzy włożyli pieniądze w obligacje zmiennokuponowe. Jak to działa dzisiaj? Weźmy obligacje korporacyjne oprocentowane stawką WIBOR 6M plus marża. Na początku każdego okresu odsetkowego ustalana jest wysokość kuponu, który będzie wypłacony na jego koniec. A więc – załóżmy – 1 lipca bierzemy wartość WIBOR 6M, dodajemy marżę i wiemy, jakie oprocentowanie zostanie nam wypłacone 1 stycznia.
Jak to będzie działać przy procencie składanym z notowań ON? Wysokość oprocentowania, które dostaniemy 1 stycznia poznamy… 1 stycznia. Czyli wcześniej musimy w ciemno – opierając się na naszych przewidywaniach dotyczących stóp procentowych – oszacować sobie, jak może się sytuacja kształtować przez kolejne pół roku.
Znane są mechanizmy, które pozwolą np. cofnąć ten okres wyliczenia odsetek np. o pięć dni – czyli na pięć dni przed początkiem kolejnego okresu odsetkowego zaczyna się „zbieranie” składowych i na pięć dni przed wypłatą dostaniemy końcowe wyliczenie. Czy znajdą się chętni do kupowania takich papierów?
Premier namieszał. Czy trzeba było tak przyspieszać likwidację WIBOR-u?
Znowu to samo. Znowu dla bieżącej, krótkoterminowej korzyści sondażowej nasi politycy są gotowi obiecywać, a potem – wbrew zdrowemu rozsądkowi – przeć ku rozwiązaniom, które mogą więcej szkód narobić niż dać korzyści.
To miała być reforma zaplanowana na lata. Na stopniowe wprowadzanie instrumentów opartych na nowych stawkach referencyjnych. Na konsekwentnym tworzeniu rynku instrumentów pochodnych opartych o te wskaźniki. Premier postanowił, że będzie inaczej. I teraz trzeba obserwować, co z tego wyjdzie. I trzymać kciuki, żeby to wszystko się nie posypało.
zdjęcie tytułowe: Frank Busch/Unsplash