Nasz narodowy ubezpieczyciel ma najlepszy wynik finansowy od 12 lat. Czy Polacy – doświadczeni boleśnie pandemią i zawirowaniami klimatycznymi – zaczynają przekonywać się do ubezpieczeń? I czy egzorcyzmy ostatecznie przegoniły ducha molocha i biurokracji z biur największego w naszej części Europy ubezpieczyciela? Oto trzy prawdy o polskich ubezpieczeniach, które zdradzają nam wyniki PZU
PZU to perła w koronie Skarbu Państwa. Z usług firmy korzysta 22 mln osób (w tym 16 mln Polaków, grupa PZU działa też w krajach ościennych), z grupą związanych jest też 9,5 mln klientów banków, w których PZU ma kontrolny pakiet udziałów – czyli Pekao i Alior Banku.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
PZU pochwalił się właśnie, że w 2021 r. miał najwyższy zysk netto (3,34 mld zł) od czasu debiutu giełdowego w 2010 r. Firma w zeszłym roku średnio kwartalnie zarabiała 26% więcej od średniej z przeciętnego kwartału w ostatnich 5 latach. Te liczby robią wrażenie. Czy to znak, że Polacy, którzy ubezpieczali się tylko wtedy, kiedy musieli, nagle pokochali poczucie bezpieczeństwa, jakie daje polisa? A może to ceny ubezpieczeń poszybowały?
Wyniki PZU pokazują, że Polacy wychodzą z ubezpieczeniowej piaskownicy?
Polacy latami podchodzili do produktów ubezpieczeniowych jak pies do jeża. Ubezpieczaliśmy się wtedy, kiedy musieliśmy – np. kupowaliśmy ubezpieczenie nieruchomości w kredycie czy OC samochodu. Ubezpieczenie zdrowotne, zabezpieczenie się przed skutkami nieszczęśliwego wypadku, indywidualne ubezpieczenie na życie – to była fanaberia. W tej ostatniej dziedzinie poprzestawaliśmy zwykle na grupowych ubezpieczeniach wykupywanych hurtowo przez pracodawców.
A teraz nie dość, że coraz więcej osób ubezpiecza się na życie, to ci, którzy mieli już jakąś polisę, dobierają kolejną. Dowodem jest rekordowy przypis składki w PZU, który wzrósł o 1,2 mld zł w przeciągu roku – do 25,1 mld zł. A firma ogłosiła, że może przekroczyć w tym roku zapisane w strategii 26,2 mld zł wpłaconych przez klientów składek.
Tylko w czwartym kwartale kwota uzbieranych składek w przypadku ubezpieczeń masowych wzrosła o prawie 31%, jak informuje PZU – głównie za sprawą większej sprzedaży ubezpieczeń mieszkań, ubezpieczeń dla małych i średnich przedsiębiorstw, ubezpieczeń upraw rolnych, a także ubezpieczeń oferowanych we współpracy z bankami należącymi do grupy PZU.
Od debiutu PZU na warszawskiej giełdzie w roku 2010 r. roczna wartość sprzedaży ubezpieczeń wzrosła o ponad 10 mld zł. To spory sukces, bo 10 lat temu – o czym opowiada poniższy klip wideo – nad ubezpieczeniowym potentatem unosił się duch molocha. I wcale nie było pewne, czy nie zostanie „zjedzony” przez mniejszych, ale bardziej dynamicznie i szybciej czytających sytuację na rynku konkurentów. To się nie wydarzyło. PZU w rynku ubezpieczeń na życie wciąż ma ok. 41% udziałów, a w rynku ubezpieczeń majątkowych – 32%.
PZU rośnie – z krótką przerwą na pandemię – a dane i obserwacje z innych krajów zdają się potwierdzać, że w Polsce rynek ubezpieczeń najlepsze lata ma dopiero przed sobą. Potwierdzają to dane Polskiej Izby Ubezpieczeniowej – nie mamy jeszcze podsumowania całego ubiegłego roku, ale po trzech kwartałach liczby mówią, że składka z ubezpieczeń ochronnych wzrosła o 14%, a wypadkowych i chorobowych o prawie 7%.
To pandemia sprawiła, że zaczęliśmy doceniać ubezpieczenia, a wybuch wojny może to zainteresowanie tylko wzmóc. Okazało się, że żyjemy w niebezpiecznych czasach, nikt już nie mówi o wyjściu ze strefy komfortu, bo gdy na polskiej granicy czuć podmuch wybuchów rosyjskich bomb, to o komforcie nie może być mowy.
Jak sprawdziliśmy w tym tekście, świadczą o tym liczby – na przykład Hiszpanie wydają na ubezpieczenia 62 mld euro rocznie, Polacy – 14,2 mld euro. I nie chodzi tylko o to, że Hiszpanie (47 mln ludności) płacą więcej za te same produkty (u nas ceny OC są statystycznie jednymi z najniższych w Europie), ale że świadomie i dobrowolnie wybierają polisy na życie, a ich prywatne pakiety ubezpieczeniowe w przeliczeniu na głowę są wyższe niż w Polsce.
Jeszcze 10-20 lat temu nie było wiadomo, w którą stronę potoczą się losy rynku ubezpieczeniowego w Polsce. Zęby na jego podbój ostrzyły sobie największe zachodnie firmy, ale PZU obroniło i broni swoją pozycję. A wyniki PZU świadczą o tym, że firma odcina kupony od tej wygranej batalii o dominację na rynku, który teraz właśnie zaczyna szybko rosnąć.
Wyniki PZU pokazują, że opłaca się oszczędzać?
PZU pokazuje, że warto być udziałowcem dużej, stabilnej spółki notowanej na giełdzie. Bo giełda to nie kasyno. To jeden z najbardziej poukładanych elementów gospodarczej układanki – targ, w którym są różne produkty (spółki). Każdy wybierze coś dla siebie. Jeden woli ryzyko, czyli spółki nowych (czasem niesprawdzonych) technologii, inny woli surowcową ruletkę (rynek księcia i żebraka), a jeszcze inny – nudny i przewidywalny biznes finansowy, np. duży bank (byle nieufrankowiony), duży ubezpieczyciel, duża firma, lider w swojej kategorii.
Do takiej ligi należy PZU. To nie CD Projekt, którego akcje rosną na (i tak zapowiadaną) informacje, że nowy „Wiedźmin” będzie miał jeszcze lepszą grafikę, czy spółka od fotowoltaiki, która w drodze na rynek główny GPW po audycie obniża wynik netto o 16,7 mln zł.
PZU to przykład spółki przewidywalnej, generującej zyski i płacącej dywidendy. To nie rocket science – większość spółek publikuje strategię wypłaty dywidendy (jeśli nie ma – to niedobrze), która mówi, jaki procent zysku trafi do akcjonariuszy: 0%, 50%, a może 100%. I tego trzeba się trzymać. To żadna sztuka, pisaliśmy o tym nie raz, nie dwa.
PZU regularnie wypłaca dywidendę z krótką przerwą na pandemię. Oznacza to, że od debiutu giełdowego można było z tytułu dywidend zarobić na jednej akcji 28 zł. Aktualnie stopa dywidendy wynosi 10,2% i jest jedną z wyższych na rynku. Dla porównania dla WIG20 wynosi ona… 1,87%. Sam kurs akcji w okolicach 34-35 zł jest w pobliżu poziomu z debiutu giełdowego (niech nie zmyli nas split akcji z 2015 r, czyli obniżenie nominalnej ceny jednej akcji przy zwiększeniu ich liczby, którą posiada akcjonariusz).
W przypadku takich firm jak banki czy ubezpieczenia jest duża szansa na osiągnięcie w tym roku rekordowych zysków. To mimowolna zasługa podwyżek stóp procentowych – banki zarobią więcej na odsetkach od kredytów (nie spieszą się z podnoszeniem oprocentowania depozytów), a ubezpieczyciele zarobią więcej na odsetkach od obligacji skarbowych. Firmy ubezpieczeniowe swoje ogromne nadwyżki gotówki, którą mają ze składek, inwestują w bezpieczne obligacje. Gdy stopy procentowe rosną, można się spodziewać wzrostu wyników finansowych ubezpieczycieli.
Może być tak, o czym ostrzega PZU w sprawozdaniu zarządu, że w wyniku spowolnienia gospodarczego jakiś segment firmy będzie mniej dochodowy, ale – i to już mój komentarz – dzięki wyższym stopom zwrotu z inwestycji, firmy ubezpieczeniowe będą mieć tarczę ochronną. A w portfolio PZU są dwa „bezfrankowe” banki – Alior Bank i Pekao. To może być dobry prognostyk. No chyba że naprawdę grozi nam gospodarczy tajfun i wzrost rezerw na niespłacane w terminie kredyty (z powodu bezrobocia i wysokich stóp procentowych, które mogą według ING sięgnąć nawet 7,5%). Ale nie jest to scenariusz najbardziej prawdopodobny.
Według najnowszej, styczniowej rekomendacji biura maklerskiego mBanku, cena docelowa kursu akcji PZU (do osiągnięcia w ciągu 12 miesięcy) to 45 zł. Dla porównania: aktualnie jest to 34 zł.
Czytaj też: Globalne ocieplenie ograbi nas z pieniędzy. Pięć porad, jak przygotować swój portfel na zmianę klimatu
Zanosi się na wielką zmianę w ubezpieczeniach. Będzie bujało!
To, co jest zaletą takich spółek jak PZU, może szybko stać się ich przekleństwem. Bardzo dobre wyniki i silna pozycja na rynku mogą uśpić czujność. A rynek ubezpieczeniowy stoi u progu największych zmian w swojej kilkusetletniej historii. Kiedyś, w średniowieczu, a nawet jeszcze dawniej, ubezpieczenia służyły zabezpieczaniu niebezpiecznych podróży morskich (na wypadek utraty ładunku). Potem finansowaniu miejskich straży ogniowych, a z czasem dopiero ubezpieczeń na życie, domów itp.
Dziś ubezpieczenia, podobnie jak inne dziedziny życia: bankowość, motoryzacja czy nawet kupowanie butów, to świat technologii. Ubezpieczyciele cyfryzują swoje usługi (chodzi o zdalną obsługę polis), ale największe wyzwanie to zmiany klimatyczne i skutki coraz częstszych katastrof: huraganów, powodzi, susz, gradobić. Widać to w statystykach meteorologicznych – ekstremalne zjawiska były zawsze, ale nigdy w naszej historii nie występowały z tak dużą częstotliwością.
Zmienia się klimat i to będzie musiało mieć odzwierciedlenie w produktach ubezpieczeniowych – czy bez problemu ubezpieczymy dom, który ma ogrzewanie na węgiel? Ile będzie kosztować ubezpieczenie nieruchomości nad morzem, którego poziom z roku na rok się podnosi? Więcej w artykule: Powodzie, ulewy, burze i tornada – to już codzienność. Jak się przed nią zabezpieczyć? Czy firmy ubezpieczeniowe będą chciały wystawiać nam polisy od tych nieszczęść?
Pojawią się też nowe rodzaje ubezpieczeń – np. od braku śniegu w zimie albo deszczu podczas teoretycznie słonecznego lata. Trzeba będzie ubezpieczać np. roboty przy robocie albo samochody autonomiczne. Jak wycenić, oszacować ryzyko w przypadku, gdy sterowane przez sztuczną inteligencję auto uderzy w inny samochód albo, co gorsza, uszkodzi człowieka na pasach? Kto ma płacić odszkodowanie? Producent samochodu? Twórca algorytmu?
Wyniki finansowe wprost proporcjonalne do katastrof klimatycznych. W ubiegłym roku nie było w Polsce dużych powodzi czy susz, a po trzech kwartałach 2021 r., jak informuje PIU, odszkodowania związane z żywiołami wyniosły 2,5 mld zł – o 4,7% mniej niż rok temu. Jeśli przez kilka lat z rzędu będziemy mieć potężne powodzie, susze czy inne klęski żywiołowe, to kwoty odszkodowań wzrosną lawinowo. Firmy muszą o tym myśleć już teraz. Kto wie, być może trzeba będzie wrócić do korzeni ubezpieczeń i tak, jak trzeba było się ubezpieczać na wypadek pożaru, trzeba się będzie ubezpieczać na wypadek katastrof?
źródło zdjęcia: PixaBay