Bankowcy na wojnie z frankowiczami mogą liczyć już w zasadzie tylko na cud. Przegrywają grubo ponad 90% spraw, szans na jakąś ustawę, która by „posprzątała” przynajmniej częściowo roszczenia klientów – nie ma. Widoków na zmianę orzecznictwa unijnego (a to właśnie z Europy przyszło do polskich banków całe „nieszczęście”) – brak. I w tej sytuacji cały na biało wjeżdża sędzia-kowboj z Sądu Okręgowego w Łodzi, który w sprawie dotyczącej 1734 kredytobiorców wydaje wyrok, o którym bankowcy nie śmieli nawet marzyć. Co tu się wyrabia? I co oznacza sensacyjny wyrok w sprawie kredytów frankowych?
Banki w sprawie kredytów frankowych znajdują się w głębokiej defensywie. Nawet te, których szefowie jeszcze niedawno zarzekali się, że będą do upadłego bronić swobody umów, sprawiedliwości społecznej i logiki ekonomicznej – zaczynają się z frankowiczami dogadywać. Ich postawę zmieniła fala sądowych pozwów (unieważnienia umów z powodu nieprecyzyjnych zapisów domaga się już chyba ponad 100 000 kredytobiorców) oraz coraz bardziej bezlitosna dla banków linia orzecznicza w sądach (96% spraw w 2021 r. rozstrzygnięto prawomocnie lub nieprawomocnie na korzyść frankowiczów).
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Bankowcy w zasadzie mogą już liczyć tylko na cud (najbardziej widać to po postawie szefów Getin Banku, którzy idą w zaparte i twierdzą, że „wszystko będzie dobrze”). W oczekiwaniu na ten cud tworzą rezerwy na przyszłe przegrane w sądach, starają się spowalniać procesy i składać w sądach kontrpozwy przeciwko klientom (żeby ci, którzy jeszcze w sądach nie są, byli bardziej „podatni” na ugody). W przypadku frankowiczów z mBanku ugody wyglądają mniej więcej tak, jak opisaliśmy w tej analizie.
Cud w Łodzi, czyli 1700 frankowiczów przegrywa bój o unieważnienie umów
I – przynajmniej na pierwszy rzut oka – można przypuszczać, że cud się właśnie wydarzył. Otóż mBank, jeden z najbardziej „ufrankowionych” banków na rynku, poinformował o wygranym procesie zbiorowym z grupą 1700 frankowiczów. Sąd – na razie nieprawomocnie – oddalił w całości ich roszczenia dotyczące unieważnienia umów kredytowych.
Nie znam uzasadnienia tego orzeczenia (ani choćby jego ustnych motywów), w zasadzie całą wiedzę czerpię z komunikatu mBanku. Natomiast do tej pory ani kancelaria reprezentująca frankowiczów, ani Miejski Rzecznik Konsumentów w Warszawie (który do procesu się przyłączył jako „oskarżyciel posiłkowy”) nie zakwestionowali faktów podanych przez bank.
A te są iście sensacyjne. Sąd uznał bowiem, że umowy kredytowe nadal obowiązują. Nie zgodził się na żadne ze zgłaszanych roszczeń: ani na uznanie za nieważne klauzul waloryzacyjnych w umowach kredytowych (oznaczałoby to tzw. odfrankowienie, czyli spłacanie kredytów jako złotowych przy stawce LIBOR CHF), ani na uznanie tych umów w całości za nieważne.
Co więcej, sąd doszedł do wniosku, że klauzula waloryzacyjna (czyli ta, która sprawia, że raty są przeliczane z franków na złote) została „indywidualnie uzgodniona” z każdym kredytobiorcą, a więc nie spełnia jednego z warunków z art. 395 Kodeksu cywilnego, który pozwalałby uznać ją za abuzywną.
Sąd uznał jedynie, że abuzywna jest klauzula kursowa, czyli ta, z której wynika, że kurs spłaty to kurs sprzedaży walut podany przez bank (teoretycznie mógł być ustalany dowolnie). Jednak – jak powiedział sąd – po wyeliminowaniu tej klauzuli umowa może być dalej wykonywana, a spłata kredytu może odbywać się… we frankach.
Krótko pisząc: sąd rozdzielił zapis w umowie, który określa sposób spłacania rat na część zgodną z prawem (że klient ma kredyt waloryzowany kursem franka szwajcarskiego) oraz niezgodną z prawem (czyli tę, która mówi, gdzie klient ma szukać kursu spłaty rat). I uznał, że skoro ta druga część znika (i klient nie ma już gdzie szukać kursu spłaty), to może spłacać raty bezpośrednio w walucie waloryzacji, czyli we frankach.
Co ciekawe, klauzula indeksacyjna mBanku jest wpisana na listę klauzul abuzywnych prowadzoną przez UOKiK, więc w zasadzie ponowne badanie jej abuzywności sąd mógł sobie podarować. Ale nie podarował i spojrzał na sprawę przez lupę. Uznał klauzulę dotyczącą indeksacji spłacanych rat za abuzywną (tę mBank ma wpisaną do rejestru), a tę dotyczącą indeksacji kapitału – za legalną (rzeczywiście, tego fragmentu umowy w rejestrze klauzul abuzywnych nie ma).
Sensacyjny wyrok w sprawie kredytów frankowych. Ale czy ma sens?
Jest to dość niestandardowe – by nie powiedzieć, że beztrosko kowbojskie, zwłaszcza biorąc pod uwagę kierunek, w którym ostatnio biegnie orzecznictwo TSUE (ochrona konsumenta zahaczająca już o populizm – i to z przynajmniej dwóch powodów. Pierwszy jest taki, że – piszę to nie znając dokładnego brzmienia klauzuli – trudno sobie wyobrazić umowę, która pozostaje logiczna po takim „precyzyjnym cięciu”. Bo – jak dobrze rozumiem – to wygląda teraz tak: „raty powinny być spłacane w złotych i waloryzowane kursem franka, ale jednak płacone we frankach”.
Drugi powód jest taki, że sąd potraktował ten zapis w umowie „arbuzowo”, czyli uznał, że można część klauzuli określającej sposób spłaty kredytu uznać za zgodną z prawem, a część nie (podzielił tę klauzulę na dwie i potraktował „arbuzowo”). To się już prawie w sądach nie zdarza. Sędzia, który wydał orzeczenie, udał się w taką dość odległą podróż w czasie. Nie jest zresztą jedynym, który tego w ostatnim czasie zapragnął i nas zabiera w podróże w czasie.
Dość ekstrawaganckie – by znów nie powiedzieć, że kowbojskie – jest też uznanie, że 1700 umów o identycznym brzmieniu, zawartych w różnych krańcach Polski, było indywidualnie negocjowanych. No chyba że uznamy, iż te negocjacje polegały na tym, że klient mógł sobie wynegocjować, że weźmie kredyt złotowy, który stał obok na półce.
Niezależnie od tych wszystkich wątpliwości, można uznać ten wyrok za mały cud. Już trzeci w ostatnim czasie. Pierwszym było niewydanie przez Sąd Najwyższy interpretacji dotyczącej osądzania spraw frankowych (byłaby pewnie ciosem kończącym). Drugim było orzeczenie Sądu Najwyższego dotyczące terminu przedawnienia roszczeń banku w stronę klienta (dało bankowcom dobry powód do kontrpozwów o zwrot kosztów korzystania z kapitału). A teraz mamy cud trzeci, czyli wyrok przedstawiający zupełnie inne podejście do klauzuli waloryzacyjnej niż to, które ukształtowało się w polskich sądach.
„mBank przyjął z zadowoleniem wyrok. Jest on w dużej mierze zgodny z argumentacją, którą bank konsekwentnie od lat przedstawia w tego typu sprawach”
– oświadczył mBank bez zbędnego triumfalizmu, jakby takiego właśnie rozwiązania się spodziewał. Czy to będzie ważne wydarzenie w wojnie frankowej? Trudno powiedzieć, bo wyrok jest nieprawomocny. I nie wiadomo, jakie ma szanse, żeby się utrzymać. Ta sprawa toczy się od 2016 r. i raz już wyrok sądu pierwszej instancji został zakwestionowany w apelacji, a sprawa zwrócona do ponownego rozpatrzenia. Teraz mieliśmy de facto drugie podejście w pierwszej instancji.
Gdyby doszło do potwierdzenia takiej interpretacji klauzuli waloryzacyjnej w sądzie drugiej instancji – a potem w Sądzie Najwyższym – to mielibyśmy istne trzęsienie ziemi. Dopóki do tego nie dojdzie, trudno ocenić wpływ tego orzeczenia na stan gry w sprawie franków.
Jest pewne jak w banku, że zaraz po opublikowaniu pisemnego uzasadnienia bankowi prawnicy zaleją nim sądy w całym kraju, chcąc zasiać niepewność co do obowiązującej obecnie interpretacji.
Czytaj też: Frankowicz przestaje spłacać raty. Bank odpłacił mu pięknym za nadobne
To tylko incydent czy coś więcej? I czy ktoś się w ogóle wystraszy?
Pytanie, co sędziowie na to. Czy przyjmą podejście, zgodnie z którym kredyt, w którym nie ma precyzyjnie podanego sposobu ustalania kursu spłaty, można utrzymać w mocy i spłacać bezpośrednio w obcej walucie? Pełnomocnicy frankowiczów zapewne będą wskazywać na to, iż sąd rozpatrujący pozew grupowy – uznając, iż umowy klientów były indywidualnie negocjowane – postawił się „poza prawem”, więc wyroku nie można traktować poważnie.
Nawet jeśli ten wyrok w sprawie kredytów frankowych nie utrzyma się w drugiej instancji, to do czasu jego ostatecznego obalenia będzie na pewno orężem bankowców w walce z frankowiczami. Choćby tylko na poziomie psychologicznym, jako namacalny dowód na to, że w sądach nie ma nic pewnego.
„Frankowicze wygrywają 96% spraw? A jaką masz, drogi zbuntowany frankowiczu, pewność, że ty wygrasz? Zobacz, tutaj 1700 ludzi poległo, ty też możesz polec. Wydasz na prawnika kupę forsy i nie nie wskórasz. Spłacaj lepiej ten kredyt albo przewalutuj go w ramach ugody” – taka może być narracja. Niejeden prezes banku w Polsce może mieć już nawet erotyczne sny o rozwiązywaniu rezerw zaciągniętych na przyszłe porażki w sądach…
Trudno ocenić – nie mając w ręku uzasadnienia na piśmie, w zasadzie opierając się wyłącznie na informacjach podawanych przez bank – szanse na to, że ten wyrok w sprawie kredytów frankowych, dotyczący ponad 1700 osób, się utrzyma w drugiej instancji. Intuicyjnie zakładam, że szanse te nie są duże. Ale z drugiej strony skoro udało się raz…
Czy ten wyrok w sprawie kredytów frankowych otworzy zamknięty rozdział?
W każdym razie po pięciu latach walki w sądzie ich sprawa wróciła de facto do punktu wyjścia i pewnie jeszcze przez kolejnych pięć lat kredytobiorcy będą czekali na ostateczne rozwiązanie. Pytanie brzmi, czy ta sprawa może być przyczynkiem do otwarcia, już wydawałoby się, że zamkniętego przez polskie sądy rozdziału pt. „frankowicze a sprawiedliwość społeczna”.
Czytaj więcej o tym: List rektorów uczelni ekonomicznych wywołał niesmak. Czy słusznie krytykują frankowiczów i sądy za ignorancję ekonomiczną? Mają rację czy… sami są ignorantami?
Wiele wskazuje na to, że jesteśmy w sytuacji, w której bokser, który ma ogromną przewagę na ringu, a po drugiej stronie przeciwnika słaniającego się na nogach, będącego już po trzech knockdownach, nagle poślizgnął się na skórce od banana i wyrżnął w glebę. Zapewne wstanie dalej i będzie walczył, ale pytanie, czy zdoła zadać ostateczny cios.
————-
Podcast „Finansowe sensacje tygodnia”: co dalej z cenami samochodów? Górka już blisko?
Ceny samochodów używanych rosną zamiast spadać. Niektóre modele przez rok podrożały o kilkadziesiąt procent. Czy teraz jest dobry moment do sprzedaży samochodu używanego? A może już zawsze będą drożały? Kiedy nowe samochody znów będą dostępne „od ręki”? Dlaczego koncerny motoryzacyjne zmniejszają ofertę samochodów? Czy własne cztery kółka za kilka lat będą luksusem dostępnym tylko dla nielicznych? O tych wszystkich dylematach rozmawiamy z Wojciechem Drzewieckim, analitykiem rynku samochodowego z firmy Samar. Zapraszamy do posłuchania pod tym linkiem lub na jednej z siedmiu popularnych platform podcastowych, w tym Spotify, Google Podcast, Apple Podcast!
źródło zdjęcia tytułowego: Drew Dau/Unsplash