Generalnie nie namawiam nikogo do zaciągania kredytów, chyba że taki kredyt miałby być inwestycją. Albo że jest bardzo tani. Tani kredyt to w zasadzie oksymoron, ale są od tej zasady nieliczne wyjątki. Jeśli jesteście studentami, to na taki właśnie „nieliczny wyjątek” możecie się załapać. Wciąż bowiem istnieje w przyrodzie – i ma się coraz lepiej, przynajmniej jeśli mówimy o parametrach finansowych – kredyt studencki, czyli możliwość zasysania od banku 600 zł miesięcznie przez cały okres studiowania.
Czy kredyt studencki to dobry kredyt?
Czy warto skorzystać? Jeśli ktoś ideologicznie nie trawi bycia dłużnikiem to nie, bo od tego długu trudno się szybko uwolnić. Ale dla pozostałych osób jest to najtańsza dostępna odmiana długoterminowego korzystania z nie swoich pieniędzy. Owszem, trzeba będzie je w końcu oddać, ale nie od razu i z bardzo niskimi odsetkami. To coś a la „prawie darmowy debet”. Nawet jeśli dziś nie macie potrzeby wykorzystania tych pieniędzy, to można je wziąć tylko po to, żeby leżały i czekały jak jakąś pilną potrzebę związaną ze studiowaniem lub innymi życiowymi okolicznościami.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Czytaj też: Jak zyskać 200.000 zł dzięki studiowaniu?
Czytaj też: W jakim zawodzie czeka się najlepsza praca?
O czym myślę? Może się okazać, że pojawi się ciekawa oferta stażu w jakiejś firmie (i będzie trzeba jakoś sfinansować pobyt w innym mieście lub kraju), opcja kursu językowego za granicą, albo będzie okazja, by otworzyć jakiś mały własny biznes. Nie wykluczam też sytuacji, w której czekające w pogotowiu pieniądze będzie można wykorzystać jako asa w rękawie, żeby pomóc rodzicom. Dziś częściej to rodzice i dziadkowie zadłużają się w firmach pożyczkowych, by pomóc młodym, a mając pieniądze z kredytu studenckiego można odwrócić sytuację.
Dlaczego tak pieję z zachwytu nad kredytem studenckim? Ano dlatego, że ma naprawdę przyjemne warunki spłaty. Przede wszystkim spłaca się go przez dwa razy dłuższy okres, niż bierze się pieniądze w czasie studiów. Po drugie – spłacanie zaczyna się dopiero dwa lata o zakończeniu studiów. Po trzecie oprocentowanie nie przekracza połowy tzw. stopy redyskontowej NBP. Na dziś oznacza to mniej, niż 0,9% w skali roku. Oczywiście: ta stopa redyskontowa będzie kiedyś pewnie wyższa, więc i oprocentowanie wzrośnie. Ale zawsze będzie ono bardzo niskie.
Do wzięcia 36.000 zł. Koszt: 2200 zł przez 12 lat
Ile można pożyczyć pieniędzy na ten niski procent? Standardowo jest to 600 zł miesięcznie przez całe studia (maksymalnie sześć lat, w przypadku studiów doktoranckich – cztery lata). Rata może być zwiększona do 1000 zł na wniosek studenta (o ile bank się zgodzi) lub zmniejszona do 400 zł. Ale standardowo jest to po 600 zł przez dziesięć miesięcy „szkolnych” w roku. Czyli 6000 zł rocznie. Przy maksymalnym okresie zasysania pieniędzy – można wziąć 36.000 zł.
Ile trzeba by oddać? Po dwunastu latach (dwa lata karencji plus dwa razy po sześć lat) do zwrotu będzie – przy stawce oprocentowania 1% – jakieś 38.220 zł, czyli o 2200 zł więcej, niż się pożyczyło. Przeliczając koszt kredytu na jeden rok można powiedzieć, że za każdą „roczną transzę” 6000 zł przypada 183 zł odsetek. Nie jest to drogi kredyt, choć oczywiście warto mieć sensowny pomysł na jego wykorzystanie, by ten koszt nie był „pusty”.
Pieniądze powinny pójść albo na inwestycję w siebie – przeczytajcie ile można zarobić na takiej inwestycji we własne kompetencje – albo na bankowy depozyt. Każde oprocentowanie powyżej 1% sprawia, że wychodzi się na swoje. W przypadku użycia tych pieniędzy jako awaryjnej poduszki finansowej – czyli jako alternatywy dla drogiego kredytu gotówkowego lub pożyczki pozabankowej – oczywiście kalkulacja jest inna. Wtedy „uzyskiem” jest różnica między oprocentowaniem kredytu komercyjnego i preferencyjnego.
Jakie warunki trzeba spełnić, żeby otrzymać kredyt studencki?
Jak z każdą fajną rzeczą, także i z tym kredytem jest tak, że może go zabraknąć dla wszystkich potrzebujących. Generalnie nie ma co startować po kredyt jeśli dochód na osobę w rodzinie studenta przekracza 2500 zł. Takim osobom tani kredyt nie przysługuje i basta. W praktyce oznacza to, że jeśli masz rodzeństwo, to rodzice w sumie nie mogą przekraczać 10.000 zł dochodu miesięcznego (o ile się orientuję chodzi o dochód netto, czyli na rękę).
Jeśli ten warunek jest spełniony to można startować, choć trzeba się liczyć z ryzykiem, że się znajdzie pod kreską. W przypadku nadmiaru chętnych studentów może nastąpić „odcięcie” tych relatywnie „najbogatszych”. Ów „punkt odcięcia” określi po 10 listopada minister szkolnictwa wyższego.
Rocznie spośród 1,5 mln studentów umowy kredytowe podpisuje mniej więcej 4000. A więc jakieś 3% wszystkich. Nie mam informacji jaka część złożonych wniosków jest odrzucona i czy prawdopodobieństwo załapania się na kredyt przypadkiem nie przypomina gry w Lotto 😉
Kredyt studencki: co zrobić żeby znaleźć się w grze?
Co trzeba zrobić żeby znaleźć się w grze o kredyt studencki? Przede wszystkim trzeba do 20 listopada złożyć wniosek w jednym z banków, które obsługują ten projekt. Są to PKO BP, Bank Pekao (ten z żubrem) oraz praktycznie wszystkie banki spółdzielcze (zrzeszone w Banku Polskiej Spółdzielczości oraz w SGB-Banku). Z tego co się zorientowałem nie wszystkie oddziały PKO BP i Banku Pekao obsługują wnioski, więc zawsze warto się upewnić przed stanięciem w kolejce, czy dalsze stanie w niej ma sens?
Czytaj: Na stronie BGK więcej o kredytach studenckich
Trzeba więc się stawić w banku osobiście, wypełnić przepełniony urzędowym językiem wniosek kredytowy, dołączyć do niego zaświadczenie o dochodach rodzinnych z urzędu skarbowego oraz zaświadczenie o studiowaniu z dziekanatu uczelni. Warto też zawczasu ustalić z bliskimi kto będzie poręczycielem spłaty kredytu, bo bez tego również nie dobierzemy się do rządowej kasy.
Co prawda poręczenia może też udzielić Bank Gospodarstwa Krajowego, ale o to warto wystąpić dopiero wtedy, gdy bank, w którym bierzemy kredyt, przyjmie wniosek, zgłosi się po dane poręczycieli, a potem oświadczy, że dany poręczyciel ma za małe dochody lub nie ma wiarygodności kredytowej. Za poręczenie BGK będzie odciągał od każdej raty 1,5% prowizji.
Kiedy już dostaniemy kredyt, to warto założyć konto w banku, w którym złożyliśmy wniosek kredytowy. W ten sposób obniżymy lub zniesiemy prowizję pobieraną przez bank przy wypłacie poszczególnych rat. A ta prowizja może tak naprawdę stanowić jeszcze większy koszt, niż odsetki. Wiem, że np. PKO BP pobiera 2% prowizji od swoich klientów (i 5% od obcych), zaś Bank Pekao własnych klientów obsługuje za free.
Aha, jeśli mamy wysoką średnią w indeksie, to po zakończeniu studiów warto zanieść do banku zaświadczenie z dziekanatu, że jest się w 5% najlepszych studentów. Wtedy bank umorzy 20% kredytu. I wtedy będzie to już nie tylko bardzo tani kredyt, ale wręcz kredyt z ujemnym oprocentowaniem.
Czytaj też: PKO BP nie lubi zdolnych studentów? Zwłaszcza wtedy, gdy trzeba im coś… umorzyć
zdjęcie tytułowe: stksgc/Pixabay.com