Inflacja niszczy wartość naszych pieniędzy przechowywanych w banku i w skarpecie, w tempie niespotykanym od 20 lat. A mimo to wielu z nas nie inwestuje oszczędności, nawet jeśli je posiada. Powód? Obawiamy się wahliwości i tego, że nasze pieniądze mogą stracić na wartości. Dlaczego nie potrafimy się przekonać do inwestowania, choć wiemy, że nie inwestując, mamy gwarancję tego, że nasze pieniądze będą mniej warte? O tym jest dzisiejszy poradnik
Jest kilka problemów, które sprawiają, że większość z nas nie inwestuje pieniędzy. Masterproblem jest, rzecz jasna, taki, że niektórzy nie są jeszcze na to gotowi. Finansowo. Bo żeby zabrać się za inwestowanie oszczędności trzeba najpierw zapewnić sobie podstawową poduszkę finansową. A więc mieć co najmniej kilkanaście (a najlepiej kilkadziesiąt) tysięcy złotych na koncie oszczędnościowym w banku w ramach „awaryjnego funduszu na wszelki wypadek”.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Tych pieniędzy nie inwestujemy, bo one muszą być dla nas dostępne w każdym momencie (a tej dostępności nie da się pogodzić z inwestowaniem) oraz ich wartość nie może spaść. Jeśli już mamy poduszkę finansową, to problem finansowy ustępuje miejsca problemom wynikającym z braku doświadczenia w inwestowaniu, braku wiedzy o tym, jak „działa” inwestowanie (czyli co się dzieje z pieniędzmi), oraz braku zaufanego partnera, który w inwestowaniu pomoże (po prostu nie wiemy, do kogo się udać z pieniędzmi, żeby dobrze się nimi zajął).
W poprzednim odcinku z cyklu „Wyciskanie emerytury” sprawdzaliśmy wspólnie, ile krachów będzie trzeba przeżyć, inwestując pieniądze w drodze do emerytury. Ja przeżyłem już chyba cztery i mimo wszystko jestem po nich zamożniejszy, niż gdybym trzymał pieniądze w banku i nie przeżywał żadnej wahliwości i żadnych krachów (bo ominęłyby mnie również hossy).
Jak walczyć ze strachem przed wahliwością?
Większość z nas przez całe życie oszczędzała (o ile w ogóle) „z gwarancją”. Czyli wiedzieliśmy, jakie odsetki bank zapłaci. W inwestowaniu nie ma pewności, czy się zarobi, a jeśli tak – to ile. Oczywiście, można to oszacować na podstawie wahań z przeszłości, ale nic nie da się zagwarantować. Problem braku gwarancji zarobku wychodzi przy wszystkich badaniach polskich ciułaczy – uwielbiamy inwestowanie oszczędności, ale pod warunkiem, że ktoś im zapewni gwarantowany zysk.
Nie ma innego sposobu na pokonanie tej bariery jak przeznaczenie na inwestowanie pieniędzy, bez których jesteśmy w stanie się obejść. Których zniknięcie nie spowoduje, że osiwiejemy z nerwów. Jeśli mam 40 000 zł oszczędności na koncie w banku i przeznaczę kolejne 4000 zł na inwestowanie, to będę spokojniejszy, niż gdybym miał przeznaczyć na inwestowanie cały swój kapitał.
Jeśli zainwestujemy niewielką część tego, co mamy – i nie będzie to pieniądz, którego możemy w przewidywalnej perspektywie potrzebować – brak gwarancji zarobku przestanie paraliżować. Wciąż może na początku przeszkadzać, ale to znika z czasem (wiem po sobie). Wahliwość można ograniczyć, rozkładając inwestycje na raty. Jeśli chcemy zainwestować np. 4000 zł, to nie róbmy tego na raz, lecz rozłóżmy inwestycję na cztery kwartały – i przeznaczając na nią po 1000 zł. W ten sposób uśrednimy cenę zakupu.
Jeśli inwestujemy przez fundusz inwestycyjny, nie ma najmniejszego problemu – tu zwykle można wpłacać nawet po 100 zł co miesiąc (ja robię to w programie „Tanie Oszczędzanie” w TFI UNIQA – to partner cyklu edukacyjnego „Wyciskanie emerytury”). Jeśli inwestujemy przez pośrednika (biuro maklerskie, robodoradca) w ETF-y – sprawdźmy, czy nie ma dodatkowych opłat za małe zlecenia.
Traktujmy tę niewielką porcję naszych pieniędzy, które przeznaczyliśmy na inwestowanie, jak swego rodzaju poligon doświadczalny. Prędzej czy później przyzwyczaimy się do tego, że te początkowe 4000 zł raz będą warte 3000 zł, a innym razem 6000 zł. Poniżej prezentuję wykres, w którym analitycy pokazują, że inwestując w amerykański indeks akcji S&P500 w jego wersji uwzględniającej wypłacane przez spółki dywidendy, mamy bardzo niewielkie prawdopodobieństwo spadku realnej wartości kapitału (słupki pokazują wynik 10-letniej inwestycji po uwzględnieniu inflacji).
Powtórzmy więc: wartość pieniędzy na rynku kapitałowym może się znacząco wahać, ale statystyki z ostatnich ponad 100 lat pokazują, że jeśli do zmian wycen dodamy wypłacane przez spółki dywidendy, to jest niezwykle małe prawdopodobieństwo, że w ciągu 10-20 lat inwestycji nie obronimy realnej wartości pieniądza. Oczywiście nie ma też gwarancji, że zasady, które rządziły rynkami przez ostatnie 100 lat, sprawdzą się w przyszłości. Dlatego w ETF-ach i funduszach inwestycyjnych trzymam ok. 30-35% wszystkich moich oszczędności, a nie 100%.
Jak naprawdę „działa” rynek kapitałowy? Czy to „czarna dziura”?
Na rynku kapitałowym doskonale działa procent składany, czyli efekt śniegowej kuli. Jeśli na 30 lat zainwestuję 10 000 zł, stosując zasadę rozpraszania ryzyka, i będę zarabiał na tym średnio 5% rocznie powyżej inflacji (to oznacza, że czasem przez kilka lat będzie to po 10% powyżej inflacji, a w jakimś roku np. minus 30%), to na koniec wyjmę ponad 43 000 zł.
Mieć cztery razy więcej, niż się włożyło – to chyba nie najgorszy deal. A mówimy o czterokrotnym realnym wzroście wartości pieniędzy, bo te 5% to dochód powyżej inflacji – tyle średnio w ciągu ostatnich 100 lat wypracowywały pieniądze ulokowane na rynku kapitałowym.
Jeśli w skali życia (35 lat pracy) – przyjmując średnie zarobki rzędu 4000 zł miesięcznie, czyli niewiele powyżej płacy minimalnej – przeciętny czytelnik „Subiektywnie o Finansach” zarobi na czysto 1 700 000 zł i odłoży z tego tylko 5%… Tak, mówimy o kapitale nie 1000 zł, lecz już 84 000 zł. I to takie pieniądze mogą zostać np. czterokrotnie pomnożone (ich realna wartość).
Wiadomo, że te pieniądze odkładamy przez całe życie (nie tylko na początku kariery lub tylko na końcu), więc „przelicznik” x4 realnie dotyczy mniejszych pieniędzy, niż wynikałoby to z podanej wyżej sumy 84 000 zł. Ale i tak mówimy o wartościach „niepomijalnych”. Krótko pisząc: inwestując 1000 zł, może nie zostaniesz milionerem, ale inwestując 5% wynagrodzenia według konsekwentnej strategii – i tak masz szansę zgromadzić poważny kapitał.
Kupowanie akcji, udziałów w funduszach inwestycyjnych czy w funduszach ETF to żadna „magia”. Po prostu nabywamy mały udział, „cegiełkę” własności jednej lub wielu firm i czerpiemy korzyści z ich rozwoju. Owszem, rynek wycenia ich majątek raz wyżej, raz niżej, ale w dłuższym terminie ta wycena odpowiada z grubsza rozwojowi firm.
Wiadomo, że nie wszystkie firmy rozwijają się szybko, niektóre zbankrutują. Ale inwestując poprzez fundusze („zwykłe” lub ETF) ograniczamy ryzyko „wdepnięcia” w udziały jednej, konkretnej, kiepskiej firmy. Bo w portfelach funduszy są udziały kilkudziesięciu lub kilkuset firm (czasem i tysięcy).
Generalnie z oszczędnościami możemy zrobić trzy rzeczy: zakopać je w ogródku (wtedy na pewno stracą na wartości w wyniku inflacji), pożyczyć je komuś na stały procent (ten ktoś – np. bank, firma – zainwestuje je dalej, zgarniając większość profitów) albo wejść na rynek kapitałowy i inwestować w udziały największych światowych koncernów. Bez gwarantowanego zarobku, ale i mając pewność, że zarobek – jeśli będzie – trafi w większości do naszej kieszeni.
Jak wybrać sensownego pośrednika do inwestowania?
Wielu z nas w przeszłości padło ofiarą różnego rodzaju „inwestycyjnych naciągaczy”. Toksyczne produkty inwestycyjne niestety były w Polsce plagą – na ostrzeganiu przed nimi wyrosła zresztą popularność „Subiektywnie o Finansach”. Nie inwestujemy, bo coś nam mówi, że nas oszukają.
Nie ufamy więc produktom finansowym ani ich sprzedawcom. Tyle że możliwości lokowania kapitału jest dziś znacznie więcej niż kiedyś. Nawet jeśli przyjmiemy, że – jak w każdej branży – wśród pośredników w inwestowaniu jest pewien odsetek „nielotów”, to przecież są i fachowcy wysokiej klasy. To tak jak z lekarzami. Są kiepscy i są wybitni.
Można więc powierzyć kapitał kilku i po dwóch, trzech latach zweryfikować, który pracuje najlepiej. Nie ufając tym z Polski, można przekazać część oszczędności tym z zagranicy (którzy mogą o sobie powiedzieć „osobiście poznałem Warrena Buffeta”). Nie ufając zarządzającym w „zwykłym” funduszu inwestycyjnym, można zainwestować w taki „automatyczny”, który nie wybiera spółek do portfela, tylko inwestuje we wszystkie, jak leci (czyli ETF).
Wybierając partnera do inwestowania, warto jednak spojrzeć cieplejszym okiem na instytucje zarejestrowane i mające siedzibę w Polsce, posiadające polskojęzyczną obsługę i rozbudowane możliwości kontaktu. W drugim rzędzie warto wziąć pod uwagę łatwość inwestowania (czy można to zrobić bez ruszania się z fotela i bez płacenia prowizji za zakup funduszu lub ETF-a). Równie ważne jest sprawdzenie opłaty za zarządzanie pieniędzmi – bo każdy punkcik procentowy więcej opłaty za zarządzanie oznacza 10-15% mniej pieniędzy na koniec 20-letniej inwestycji.
W przypadku funduszu inwestycyjnego warto sprawdzić opłatę za zarządzanie. Opłaty są wyszczególnione w tzw. karcie funduszu lub w dokumencie zawierającym kluczowe informacje dla klienta (KID). Oba dokumenty znajdziecie na stronie internetowej TFI – firmy zarządzającej funduszem. Niektóre TFI publikują też tabelę opłat jako osobny dokument. W Polsce bodaj najniższe opłaty za zarządzanie mają TFI UNIQA (partner akcji edukacyjnej „Wyciskanie emerytury”) oraz inPZU. W przypadku obu firm opłaty – w TFI UNIQA tylko dla niektórych funduszy – wynoszą jedynie 0,5%.
Jeśli zamierzasz inwestować w ETF-y za pośrednictwem biura maklerskiego, sprawdź opłatę za prowadzenie rachunku, opłatę za przechowywanie papierów wartościowych (przeważnie pojawia się dopiero przy inwestycjach 100 000 zł i więcej, ale nie jest to regułą) i prowizje maklerskie oraz oczywiście opłatę za zarządzanie samym ETF-em (ale ta jest zwykle niska, poniżej 0,2%). Jeśli korzystasz z usług pośrednika, np. robodoradcy, sprawdź też, ile pobiera dodatkowej opłaty ta firma (zwykle jest to 1% wartości portfela).
Nie oszukuj samego siebie, że nie musisz inwestować
Barier, które sprawiają, że nie inwestujemy, że obawiamy się inwestowania – wyjąwszy tę podstawową, czyli brak pieniędzy, a w zasadzie podstawowej poduszki finansowej – jest mnóstwo, ale jeśli je pogrupować i usystematyzować, to okaże się, że wszystko sprowadza się do nieprzyzwyczajenia do chwiejności, braku wiedzy i świadomości jak „to” działa (i przekonania, że nie ma w tym żadnej magii, tylko współudział we własności firm) oraz do braku zaufania do sprzedawców, pośredników lub produktów.
Każdą z tych obaw jednak można łatwo rozbroić (co, mam nadzieję, w tym felietonie w jakiejś części uczyniłem). Trzeba jednak chcieć to zrobić. Wielu z nas traktuje te bariery nie tylko jak rzeczywiste powody obaw przed inwestowaniem, lecz również jako zwykłe wymówki. Nie inwestujemy oszczędności, bo wmawiamy sobie, że to i tak nie ma sensu.
Nie warto oszukiwać samego siebie, że inwestowanie jest niepotrzebne. Jeśli masz już finansową poduszkę bezpieczeństwa i chcesz w przyszłości osiągnąć niezależność finansową lub zamożność – potrzebujesz dwóch umiejętności: zarabiania pieniędzy oraz umiejętnego ich lokowania.
Umiejąc zarobić pieniądze własną pracą i intelektem,zapewnisz sobie majątek, z którego w przyszłości możesz żyć. Umiejąc je inwestować – możesz dodatkowo pomnożyć ten majątek z wykorzystaniem efektu „śniegowej kuli”. W tym roku w cyklu artykułów „Wyciskanie emerytury” opowiem, jak to robić skutecznie, bezpiecznie i wygodnie, czyli z porządnym pośrednikiem/pomocnikiem.
——————————
ZAPROSZENIE:
Oszczędzaj na przyszłość i dostań 200 zł „samcikowej” premii. Załóż przez internet konto IKE, w czasie rejestracji użyj kodu msamcik2023 i ulokuj pieniądze w jednym z tanich funduszy UNIQA. To TFI pobiera jedne z najniższych w Polsce opłat za zarządzanie funduszami inwestycyjnymi (dla części funduszy wynosi ona tylko 0,5%). Nie ma też żadnych opłat przy zakupie funduszy (a kupujesz je przez internet, nie ruszając się z fotela). Za zainwestowania w IKE co najmniej 2000 zł, dostaniesz w prezencie 200 zł
Tutaj możesz założyć przez internet konto IKE i – jeśli utrzymasz pieniądze do wieku emerytalnego – nie zapłacisz podatku Belki od osiągniętych w tym czasie zysków. Ile dzięki temu możesz zaoszczędzić? Policzyłem to w tym poradniku, warto zerknąć, żeby spora sumka – nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych – nie przeszła Ci koło nosa.
Jeśli nie chcesz blokować oszczędności aż do emerytury – załóż przez internet konto „Tanie oszczędzanie” w TFI UNIQA. To te same fundusze z niskimi opłatami, ale bez obowiązku „mrożenia” pieniędzy aż do emerytury. Trzymam tam kawałek swoich prywatnych oszczędności.
Zerknij też na stronę akcji edukacyjnej „Wyciskanie emerytury” – znajdziesz tam ważne wieści dla Twojej przyszłości finansowej. Jak zbudować bezpieczeństwo finansowe? Czy można być rentierem jeszcze przed emeryturą? Jak lokować oszczędności?
Czytaj też: Jak wybrać fundusz inwestycyjny, który nie okaże się wielką pomyłką? Tak to robi sam Samcik
———————
Cykl edukacyjny „Wyciskanie emerytury”, którego częścią jest niniejsza publikacja, od trzech lat wspierała AXA TFI, pośrednik w inwestowaniu pieniędzy na spełnianie marzeń i na emeryturę, oferujący m.in. bardzo tanie fundusze inwestycyjne w ramach programu „Tanie Oszczędzanie”. U progu wiosny 2021 r. AXA w Polsce połączyła się z austriacką firmą ubezpieczeniową UNIQA i przyjęła jej nazwę. Dlatego to właśnie TFI UNIQA jest teraz patronem akcji „Wyciskanie emerytury”
zdjęcie tytułowe: Sammie Chaffin/Unsplash