Czy ci, którzy odmówili szczepienia przeciwko Covid-19 powinni być – w przypadku, gdyby zachorowali i wymagali pomocy w szpitalu – obciążani kosztami leczenia? A może szczepienia powinny być obowiązkowe, skoro solidarnie zadłużyliśmy się z powodu pandemii na dodatkowe pół biliona złotych? Ale płacenie za leczenie i obowiązkowe szczepienia przeciwko COVID-19 to niejedyne pomysły na popularyzację szczepień w Polsce
Szczepionki przeciw COVID-19 nie zamierza przyjąć co czwarta osoba w Polsce – wynika z badań agencji Inquiry. Wątpliwości co do chęci zaszczepienia nie ma 52% Polaków, a pozostała część się waha. Wśród osób powyżej 60 lat w różnych rocznikach odsetek zaszczepionych waha się od 40% do 60-70%. Mało. W gazetach co i rusz pojawiają się ostrzeżenia lekarzy o tym, że jeśli zbyt wiele osób nie przyjmie szczepionek, to cały program szczepień może pójść na marne.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Czy czeka nas „pełzająca pandemia”?
Chodzi o to, że osoby zaszczepione – nawet gdyby zostały przez kogoś zakażone – to niemal na pewno przejdą wirusa lekko (a więc nie będą wymagały kosztownej pomocy szpitalnej), zaś prawdopodobnie słabiej również przenoszą go na innych. Duża liczba niezaszczepionych oznacza większą transmisję wirusa i – co gorsze – jest dobrym podłożem do tworzenia nowych jego mutacji, potencjalnie bardziej odpornych na szczepionki.
Co prawda połowa Polaków prawdopodobnie już przeszła COVID-19 (większość z nich bezobjawowo), więc część z tych, którzy odmawiają szczepienia zapewne i tak go nie potrzebuje. Ale nie da się oszacować jak duża część Polaków będzie bez odporności (ani tej naturalnej, ani „wymuszonej” przez szczepionkę).
Realnym zagrożeniem jest więc „pełzająca pandemia”, czyli sytuacja, w której nie wygasimy wirusa do poziomu kilku, kilkunastu przypadków dziennie, lecz jeszcze przez miesiące lub lata będą chorowały setki osób dziennie. Czyli będziemy wydawać na walkę z wirusem znacznie więcej pieniędzy, niż byśmy mogli.
Czytaj więcej o tym: Ile kosztuje nas każdy miesiąc opóźnienia w osiągnięciu odporności stadnej? Policzyłem!
Co z tym zrobić? Polska wydała setki miliardów złotych na walkę z pandemią. Prawdopodobnie zadłużenie polskiego rządu – przed pandemią wynoszące niemal równy bilion złotych – w wyniku COVID-19 wzrośnie do 1,5 biliona zł (koszt m.in. tarcz antykryzysowych, wydatków na szpitale, lekarzy, pielęgniarki, zakup szczepionek).
To oznacza konieczność podnoszenia podatków i przeznaczania dziesiątek miliardów złotych rocznie na spłatę odsetek. Dobrze byłoby, gdybyśmy za tę cenę mogli ogłosić „mission completed”. Niestety, ze względu na dużą liczbę szczepionkowych sceptyków może się to okazać niemożliwe.
Czytaj też: Szczepienia w Polsce idą za wolno. Jak uniknąć klęski? Cztery pomysły
Jak przekonać ludzi do szczepień? Cztery metody
Rząd przygotowuje kampanię promującą szczepienia. Ale – w Polsce i za granicą, gdzie problem szczepionko-sceptyków też jest znaczący – pojawiają się też inne pomysły na mobilizację do szczepień:
– metoda marchewki, czyli premia. Firmy płacą swoim pracownikom za zaszczepienie. Firma ubezpieczeniowa Cigna ogłosiła właśnie, że każdy zaszczepiony pracownik otrzyma 200 dolarów premii do wypłaty na konto bankowe albo w ramach usług medycznych oferowanych przez pracodawcę.
– metoda kija, czyli zakaz wstępu bez szczepienia. Uniwersytet stanowy w Kalifornii ogłosił, że zamierza nie wpuszczać na teren swojego kampusu osób niezaszczepionych. Student, który nie będzie miał zaświadczenia o szczepieniu, będzie musiał albo uczyć się zdalnie (o ile uniwersytet utrzyma po pandemii taki sposób uczestniczenia w zajęciach), albo będzie musiał sobie poszukać innej szkoły. Metoda kija będzie zresztą działała i tak – np. w podróżowaniu. Bez „paszportu zdrowotnego” prawdopodobnie tego lata nie wpuszczą nas na lotnisko, do samolotu, ani do hotelu w kraju przeznaczenia. Większość pracowników w USA domaga się zakazu wstępu do firmy bez szczepienia.
– metoda prawna, czyli wprowadzenie obowiązkowych szczepień na COVID-19. Rząd Arabii Saudyjskiej poważnie rozważa ustanowienie szczepień antycovidowych jako obowiązku. Jeśli ktoś się nie zaszczepi, to będzie płacił mandat, albo może odpowiadać przed sądem tak samo, jak za przestępstwo lub wykroczenie.
– metoda rynkowa, czyli płacenie przez pacjenta z własnej kieszeni, jeśli nie przyjął szczepionki z powodu własnej decyzji, a potem będzie wymagał opieki w szpitalu, bo zarazi się wirusem.
„Nie chcą się szczepić? Niech płacą za swoje leczenie!”. Czy płacenie za leczenie byłoby fair?
Pomysły płacenia pracownikom za szczepienia nie są chyba w Polsce znane (zwłaszcza, że szczepienia w zakładach pracy jeszcze nie ruszyły), zaś kwestia „paszportu zdrowotnego” wykluje się sama, gdy Unia Europejska dopracuje projekt ograniczeń w „obsłudze” osób bez potwierdzonego szczepienia lub testu (zrobionego zapewne na swój koszt i pochłaniającego trochę cennego czasu).
Pomysł obowiązkowych szczepień jest raczej utopijny, bo koszty jego egzekwowania byłyby koszmarnie wysokie (i przypominałyby gonienie króliczka), zwłaszcza w takim kraju, jak Polska, pełnym przekornych obywateli, którzy są gotowi nie robić dobrych dla siebie rzeczy tylko dlatego, że ktoś im każe.
Natomiast pomysł płacenia za leczenie przez pacjentów, którzy wcześniej odmówili przyjęcia szczepionki przeciwko COVID-19 już w Polsce się pojawił. Prof. Anna Piekarska, kierownik Katedry i Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersytetu Medycznego w Łodzi – oraz członkini Rady Medycznej przy premierze – powiedziała ostatnio w rozmowie z TVN24, że „zamiast penalizować niezaszczepienie (…) powinno się wprowadzić odpłatność za leczenie COVID-19”. I dodała: „jest najwyższy czas na to, żeby wprowadzić fundamentalne rzeczy, takie jak odpłatność za leczenie chorób, przeciwko którym państwo oferuje szczepienia, a my z tego nie korzystamy”
Wcześniej prof. Jarosław Drobnik, naczelny epidemiolog Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu, mówił w „Gazecie Wyborczej”, że „jeśli ktoś mimo braku przeciwwskazań nie będzie chciał się zaszczepić przeciwko COVID-19, to powinien ponosić odpowiedzialność finansową za ewentualne leczenie”.
Skoro obżartuchy nie płacą za leczenie cukrzycy, to czy antyszczepionkowcy mogą płacić za leczenie COVID-19?
Czy to ma sens? Jest jeden argument „za”, ale są i dwa argumenty „przeciw”. Z punktu widzenia stricte finansowego nie ma w tym nic kontrowersyjnego. Państwo zakupiło dla ciebie szczepionkę oraz usługę medyczną, ty jej nie przyjąłeś (mimo tego, że państwo oferuje ci również 100.000 zł ochrony ubezpieczeniowej oraz darmową pomoc na wypadek, gdyby coś poszło nie tak) – więc szpital wystawia ci fakturę za leczenie. Na kilkadziesiąt tysięcy złotych, bo tyle kosztuje przeciętnie leczenie ludzi chorych na COVID-19. Zwłaszcza, że te kilkadziesiąt tysięcy złotych musieliby wyłożyć wszyscy współpodatnicy.
Ale są dwa argumenty, które podważają sens tego finansowego. Pierwszy wynika z kontekstu. Jeśli w taki sposób mielibyśmy traktować nie zaszczepionych chorych na COVID-19, to co z tymi, którzy palą, piją, niezdrowo się prowadzą? Ich też leczymy w publicznych szpitalach, na koszt podatników.
Niekiedy częściowo takie osoby „refundują” nam te koszty w ramach różnego rodzaju podatków wliczanych w ceny niezdrowych rzeczy. Ale nie ma co kryć – te „dopłaty” to drobiazg w porównaniu z kosztami, które ponosimy na płacenie za leczenie tych, którzy głupio postępują i potem to dużo kosztuje.
Uzależnienie składki zdrowotnej od wyników medycznych wskazujących na „zawinioną” przez pacjenta otyłość? Brzmi to prawie jak pomysł uzależnienia ceny polisy samochodowego OC od liczby punktów karnych, co podobno jest już planowane. Ale po kolei. Jeśli taki system powstanie, to niezaszczepionych na COVID-19 można nim objąć. Chyba jednak nie wcześniej.
Drugi argument to fakt, że niezaszczepieni też płacą podatki, więc raczej nie można im odmówić dostępu do ochrony zdrowia. Oni też dokładają się nie tylko do szczepień – z których nie korzystają – ale też do infrastruktury szpitalnej. System mamy taki, że składki na ZUS i NFZ są bardzo nierówno rozłożone: niektórzy płacą więcej, inni mniej – i to nie oznacza, że jedni mają lepszy, a inni gorszy dostęp do szpitala. Dlaczego miałby nastąpić wyłom dla niezaszczepionych przeciwko COVID-19?
Płacenie za leczenie? Jest lepszy sposób: „Naraziłeś mnie na wirusa, więc cię pozwę”
Płacenie za leczenie COVID-19 jest mało realne. Wydaje mi się, że podobny efekt można byłoby osiągnąć, gdyby kilka osób musiało odpowiadać przed sądem cywilnym w procesie o odszkodowanie, w którym powodem byłaby osoba „poszkodowana”. Niezaszczepieni powinni pamiętać, że mogą ponosić odpowiedzialność cywilną nie tylko za to, że wyjechali na wakacje i zostawili odkręcony kran, zalewając sąsiadów piętro niżej. Nie zaszczepiłeś się, to się izoluj i pilnuj oraz noś maseczkę, bo jak mnie zarazisz, to cię pozwę.
Macie jakieś inne pomysły na to, żebyśmy – skoro już pandemia kosztowała nas solidarnie 500 mld zł – mogli dzięki szczepieniom wyplenić wirusa, zamiast – z powodu innego zdania, które mają niektórzy obywatele w sprawie szczepień – bujać się z nim jeszcze przez kolejne lata?
Czytaj więcej: Jak zapisać się na szczepienie i złapać najlepszy termin? Oto najszybsza ścieżka krok po kroku
zdjęcie tytułowe: Joshua Hoehne/Unsplash