26 stycznia 2021

Nowy ranking: polskie miasta najbardziej zakorkowane w Unii Europejskiej! Policzyłem, ile pieniędzy tracimy przez korki uliczne. I czy na tym w ogóle można zaoszczędzić

Nowy ranking: polskie miasta najbardziej zakorkowane w Unii Europejskiej! Policzyłem, ile pieniędzy tracimy przez korki uliczne. I czy na tym w ogóle można zaoszczędzić

W Polsce mamy niemal 28 mln zarejestrowanych samochodów. To prawie tyle, ile jest dorosłych Polaków. Z najnowszego rankingu firmy TomTom wynika, że nawet w czasie pandemii polskie miasta należały do najbardziej zakorkowanych w Unii Europejskiej! Przeliczam, ile tracimy pieniędzy stojąc w korkach i zastanawiam się, jak te pieniądze można byłoby zatrzymać w kieszeni

Opublikowano najnowszy raport TomTom Traffic Index, z którego dowiadujemy się o natężeniu ruchu w największych miastach na całym świecie. Najbardziej zatłoczona jest Moskwa. Dalej Mumbaj, Bogota, Manila i Stambuł. Na poniższym rysunku przedstawiam czołówkę rankingu – dziesięć miast na świecie, gdzie korki uliczne to codzienność.

Zobacz również:

W Moskwie przeciążenie ruchu wyniosło 54% w 2020 r. Jak to interpretować? To oznacza, że podróż potrwa 54% dłużej niż potrwałaby na pustych drogach. Czyli jeżeli jakiś Rosjanin w Moskwie powinien dojechać do pracy w 30 minut, to faktycznie podróż zajmuje mu statystycznie ponad 46 minut. Rocznie korki uliczne zabierają mu kilka dni czasu wolnego!

Czytaj też: Najem długoterminowy zamiast zakupu. Jakie samochody najchętniej wybieramy? Te dane nieco zaskakują. Radzę uważać

Korki uliczne: Polska w rankingu nisko, ale… wysoko

Jak w zestawieniu ruchu ulicznego wypada Polska? Z jednej strony nie jest źle – nasz niechlubny lider – Łódź – zajmuje „dopiero” 14. miejsce na świecie z przeciążeniem ulicznym w wysokości 42%. A stolica – Warszawa – zajmuje 47. miejsce, a na przykład Katowice – dopiero 310.

Problem w tym, że po zawężeniu filtru do krajów Unii Europejskiej (a więc takich, do których powinniśmy się porównywać) – i to licząc jeszcze Wielką Brytanię – statystyki przedstawiają się znacznie gorzej. Łódź staje się liderem rankingu (a w tym rankingu lepiej nie liderować), w czołowej piątce mamy trzy polskie miasta (jest jeszcze Kraków i Wrocław), a w dziesiątce jest aż pięć polskich miast (dochodzi Poznań i Warszawa). Można napisać, że 50% najbardziej zakorkowanych miast w Unii Europejskiej znajduje się w Polsce.

Jeszcze gorzej przedstawia się sytuacja, jeżeli wyfiltrujemy tylko mniejsze miasta świata (takie do 800.000 mieszkańców). Łódź pozostaje liderem, ale drugi jest Kraków, trzeci Wrocław, piąty Poznań, a siódmy Gdańsk. Korki uliczne w Polsce są więc sporym problemem.

Ranking nie uwzględnia oczywiście wszystkich miast na świecie. Załapało się ich 416 z 57 krajów na sześciu kontynentach. Są Stany Zjednoczone, Chiny, Rosja, Indie, Japonia, Unia Europejska, a więc dane są rzetelnie dobrane.

Czytaj też: Czy rząd słusznie chce zakazać importu używanych aut? Będzie zaporowa akcyza? Nie kupujemy nowych samochodów, bo nas nie stać, czy dlatego, że tak wolimy?

Dobre strony pandemii?

Rok 2020 był bardzo specyficzny. Pandemia wywróciła do góry nogami życie na całym świecie. W większości krajów wprowadzono mniejsze lub większe lockdowny, a więc natężenie ruchu powinno spaść. I faktycznie – pandemia wpłynęła na ruch uliczny i to bardzo dobrze widać z raportu TomTom.

Na świecie średni poziom zakorkowania spadł. W aż 86 ze 100 najbardziej zakorkowanych miast w 2020 r. korki uliczne się zmniejszyły w ujęciu rok do roku (w pięciu pozostały bez zmian, w dziewięciu wzrosły). W Polsce spadek ruchu odnotowano we wszystkich dwunastu badanych miastach, a największy w Poznaniu (spadek przeciążenia ulicznego o 30%).

Dni z niskim poziomem ruchu w 2020 r. w Polsce, to jednak głównie dni świąteczne i około-świąteczne (1 i 6 stycznia, 13-15 kwietnia, 11 czerwca i 11 listopada). Ale widać wpływ pandemii na ograniczenie ruchu w czasie wiosennego lockdownu. Akcja #zostanwdomu z końca marca i początku kwietnia jest ewidentnie widoczna w przekroju rocznym w Polsce:

Kolejne obostrzenia wprowadzone pod koniec zeszłego roku (mimo, że miejscami bardzo rygorystyczne) nie są już tak widoczne. Może to oznaczać, że ludziom i pracodawcom ewidentnie znudziła się pandemia. Nie udało nam się jej stłamsić ogromnym wysiłkiem na początku i teraz już nikt nie chce takich wysiłków podejmować.

Czytaj też: Gdy kupiłeś bilet, który miał być „nabity” na twoją kartę, a kontroler twierdzi, że… jedziesz na gapę. Co nie działa w nowoczesnym systemie biletowym?

Korki uliczne: ile nas to kosztuje?

Jeszcze ciekawiej się robi dopiero wtedy, gdy przełożymy te dane na realne straty finansowe. Sprawdźmy ile przeciętny mieszkaniec Łodzi, Warszawy i Katowic przepala pieniędzy w korkach. Dla uproszczenia załóżmy, że jego średni dojazd do pracy to 30 minut (15 km) w jedną stronę, a pracuje w godzinach szczytu (dojazd między 07:00 a 09:00; powrót między 15:00 a 17:00).

W Łodzi przeciążenie ruchu wyniosło 42%, a więc nasz pracownik tracił na podróżach do i z pracy średnio 25 minut dziennie. W 2020 r. przeciętnie przepracowaliśmy 227 dni (253 dni robocze minus 26 dni urlopu), a więc strata roczna to 5.720 minut! To daje 95 godzin albo 4 dni! Cztery dodatkowe dni spędzone w korkach rocznie – bo do tego dochodzi jeszcze 9,5 dnia w standardowym ruchu.

W Warszawie przeciążenie wynosi 31%, a wiec strata na dziennej podróży do i z pracy maleje do 19 minut. Rocznie to 4.222 minuty, a więc 70 godzin lub 3 dni. W Katowicach przeciążenie było jeszcze mniejsze – 16% – a to odpowiada dziennej stracie na podróży do i z pracy w wysokości 10 minut (rocznie 2179 minut, 36 godzin lub półtora dnia).

Płaca minimalna w 2020 r. wyniosła 2600 brutto – co dało około 12,69 zł na godzinę na rękę (227 dni roboczych, 8 godzinny dzień pracy). Jeżeli zarabiamy minimalną płacę w Łodzi, to podczas podróży na zakorkowanych drogach tracimy rocznie około 1206 zł! W Warszawie będzie to 888 zł, a w Katowicach 457 zł.

Nie wszyscy jednak (i całe szczęście!) zarabiają minimalną krajową. W 2019 r. przeciętne wynagrodzenie w Warszawie wyniosło 6.458 zł brutto, w Katowicach 5.861 zł brutto, a w Łodzi 4.913 zł brutto . Na godzinę daje to około 30,17 zł na rękę w Warszawie, 27,42 zł w Katowicach i 23,06 zł w Łodzi. Na zatłoczonych drogach przeciętny pracownik w Łodzi straci wiec rocznie około 2.191 zł, w Warszawie 2.112 zł, a w Katowicach 987 zł.

Do tego trzeba jeszcze doliczyć koszt paliwa. Tutaj oczywiście sporo zależy od samochodu, odległości, ceny paliwa itd., ale możemy przyjąć jakieś założenia. Stwierdziliśmy, że przeciętnie do pracy dojeżdżamy 15 km. Z tego w korku mieszkaniec Łodzi spędza 6 km (42%), mieszkaniec Warszawy 5 km (31%), a mieszkaniec Katowic 2 km (16%).

Załóżmy, że spalanie w korku rośnie nam o 3 litry na 100 kilometrów. To oznacza, że dziennie spalamy o 0,38 l paliwa więcej w Łodzi, o 0,28 l więcej w Warszawie i o 0,14 l w Katowicach (dojazd w dwie strony z pracy i do pracy). W 2020 r. przeciętnie przepracowaliśmy 227 dni, czyli w Łodzi jedna osoba spala dodatkowo 86, w Warszawie 64, a w Katowicach 32 litrów. Zakładając średnią cenę paliwa 4,50 zł/l to daje dodatkowy koszt w wysokości 387 zł w Łodzi, 288 zł w Warszawie i 144 zł w Katowicach. Sporo.

Łącznie mieszkaniec Łodzi traci w korach rocznie od 1593 do 2578 zł, jego kolega z Warszawy 1176 – 2400 zł, a osoba z Katowic 601 – 1131 zł. I to tylko przez korki uliczne – bez doliczania medycznych aspektów, które taką kwotę jeszcze zwiększą w długim okresie czasu (smog, stres, itp.). Problem wydaje się warty uwagi.

Czytaj też: Car-sharing w Polsce nie zrobi kariery? Porównujemy ceny aut na minuty w Polsce i na Zachodzie, ceny taksówek i metra. I haczyki w regulaminach. I wszystko jasne

Jak zmniejszyć korki? Drogie parkingi a może czterodniowy tydzień pracy?

Miasta widzą problem i starają się go rozwiązać, ale włodarze miast raczej używają na razie kija niż marchewki (chociaż tutaj zależy, z której strony patrzeć). Głównym motywatorem są finanse, a nie czas. W wielu miastach pojawiają się zakazy ruchu pojazdów, drożeją parkingi, powstają centra przesiadkowe, buspasy lub/i pojawiają się zniżki na przejazdy komunikacją miejską. Problem w tym, że przesiadka do autobusu niekoniecznie zaoszczędzi nam nasz cenny czas wolny (chociaż patrząc na niektóre miasta może i tak być).

Do tej batalii mogliby się bardziej włączyć pracodawcy, którym na razie trochę wszystko jedno czym ich pracownicy dojeżdżają do pracy. Fakt – znam osobiście sytuacje, że pracodawca premiuje dojazdy na rowerze, bywają grupowe przejazdy, ale najczęściej jednak (z mojego doświadczenia) pracodawcy jest to obojętne, a nawet potrafi się chwalić parkingiem w ogłoszeniu o pracę.

A może warto zmienić godziny pracy niektórym pracownikom? Wyjazd do pracy pomiędzy 05:00 a 06:00, to dziesięć razy mniejsze natężenie ruchu niż pomiędzy 08:00 a 09:00. Dla przedziału 06:00 – 07:00 dwa razy mniejsze. Podobnie jest z powrotami – czym później, tym luźniej na drogach.

Ja wiem, że to się łatwo pisze i że dział zakupów w jednej firmie powinien pracować tak samo, jak dział sprzedaży u partnera, ale gdyby to się przyjęło, to nastąpiło by swego rodzaju automatyczne dostosowanie na rynku. W końcu część osób zaczynałaby pracę wcześniej, a część kończyła później.

Wśród pracowników też są osoby, które lubią wstawać o świcie i zaczynać pracę o 6:00, a może i o 5:00. Są też ich przeciwieństwa, które chętnie dłużej pośpią i zaczną pracę o 11:00. No a pracownik, który ma możliwość wyboru godzin pracy, to szczęśliwy pracownik. W każdej firmie ktoś często chce wyjść wcześniej „coś załatwić”, a inna osoba „jutro przyjdzie później”, bo musi dziecko odwieźć do przedszkola.

Można przy okazji skrócić dzień pracy, aby się łatwiej dostosować. Może odpowiedzią na zmniejszenie korków byłby czterodniowy tydzień pracy, o którym się od jakiegoś czasu mówi? Tylko to też musiałoby być wprowadzone z głową. Jeżeli po prostu dodamy do weekendu piątek, to nie tylko nic się nie zmieni, ale w pozostałe cztery dni natężenie ruchu pewnie wzrośnie.

Czterodniowy tydzień pracy musiałby być inny dla każdego pracownika. Jeżeli 20% z nas miałoby wolne poniedziałki, 20% wtorki, 20% środy, 20% czwartki i 20% piątki, to średnie natężenie ruchu powinno zmaleć o 20%. A to ogromne korzyści czasowe i finansowe dla każdego.

Czytaj też: Kto będzie obsługiwał mobilny system płatnego parkowania w Warszawie? Miasto chce przełamać monopol SkyCash, ale i tak wygra SkyCash?

W 2020 r. na świecie szalała pandemia i ludzie się trochę przyzwyczaili do siedzenia w domu. Dzieci się uczyły w domu, dorośli zdalnie pracowali, znacząco wzrosła liczba zakupów w internecie. To miało przełożenie na natężenie ruchu w miastach.

Pytanie czy po pandemii uda nam się utrzymać te nawyki? Szczególnie, że przed pandemią (w 2018 i 2019 r.) korki uliczne się powiększały. Analitycy TomTom twierdzą, że COVID-19 mógł zmienić ruch uliczny na zawsze. Ja jestem trochę bardziej sceptyczny, ale mam cichą nadzieję, że to oni mają rację.

Zdjęcie główne: Unsplash / RayBay

Subscribe
Powiadom o
23 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Loki
3 lat temu

Oj tam od razu czterodniowy tydzień pracy. Ja mam inne rozwiązanie, które szczególnie ucieszy pracodawców. Skoro najmniejsze korki są rano, to pracownicy powinni zaczynać pracę wcześnie, np. o godz. 6:00 i kończyć późnym wieczorem. Bo „czym później, tym luźniej na drogach”.
Taki pracownik będzie mniej zestresowany kosztami paliwa i poczuciem marnowania czasu w korkach, a i sam szef będzie szczęśliwszy 🙂

Stef
3 lat temu
Reply to  Loki

Na świecie jest ruchomy czas pracy np. 6-14, 7-15, 8-16 itd. Jakby 20 000 pracowników biurowca zaczynało pracę o 8.00 to nie dadzą radę dojechać nawet metrem. Na Manhattanie jest takich biurowców mnóstwo.

Marek B
3 lat temu
Reply to  Loki

ja swoją pracę w korpo (jeszcze przed pandemią) zaczynałem o 6 rano, kończyłem o 14. omijałem tym samym poranne godziny szczytu jak i popołudniowe. pół godziny później w jednym i drugim przypadku i mój czas dojazdu wydłużał się dwukrotnie.

Admin
3 lat temu
Reply to  Marek B

Bardzo ciekawe spostrzeżenie! Ja kiedyś też stosowałem metodę z wcześniejszym zaczynaniem i wcześniejszym kończeniem pracy, ale niestety przestało działać wcześniejsze kończenie 😉

Paweł
3 lat temu

Jako zmotoryzowany mieszkaniec Łodzi jestem mocno zaskoczony tymi statystykami. Odniosłem wrażenie, że Warszawa czy Wrocław są bardziej zakorkowanymi miastami.

Opinia
3 lat temu
Reply to  Paweł

To moze wynikac z przyjeten metodologii badan, ukladu drogowego czy zachowania kierowców.

W Lodzi 10km bez korków jedziesz 20 minut a z korkami 28 minut
We Wroclawiu 10km bez korków jedziesz 25 minut a z korkami 34 minuty

Procentowo gorzej w Łodzi 😉

krzysztof
3 lat temu

nie bardzo rozumiem sens wyliczania rzekomej straty gdy stoimy w korku; PRZECIEZ I TAK BYSMY WTEDY NIE PRACOWALI,co za roznica z punktu widzenia pracownika czy stoi 20 minut w korku, czeka 20 minut na tramwaj czy gapi sie na wystawe sklepu?
kolejny artykul z czapy, nie bardzo wiadomo o czym i bez sensownych wnioskow( bo trudno takowym nazwac 4 dniowy tydzien pracy, ja proponuje 2 dniowy i korki jeszcze spadna;))

krzysztof
3 lat temu

teoretycznie tak, ale praktycznie na to sie godzimy:przeciez nie trzeba byc geniuszem zeby wiedziec,ze jezeli pracujemy w centrum miasta a mieszkamy pod miastem to liczymy sie z dojazdem wiec juz na samym poczatku wiemy,ze praca nie zajmie nam 8 godzin tylko np 9,5 z dojazdem( a rzecza wtorna jest czy bedziemy pol godziny dziennie maszerowac, jechac rowerem, stac w korku czy jechac tramwajem) tak samo z tym co robie po pracy; dla jednego odpoczynkiem czy odskocznia bedzie spacer na tramwaj a dla innego sluchanie muzyki w aucie.Trudno tu mowic o dodatkowych kosztach i traceniu czasu czy pieniedzy bez powodu bo… Czytaj więcej »

Radek
3 lat temu

Jak podniesiemy podatki i stawka na rękę za godzinę pracy spadnie, to spadnie też ten ekstra koszt, który ponosimy stojąc w korkach 🙂

krzysztof
3 lat temu

zgoda, ale przeciez te korki sa stale( pomijajac jakies wypadki losowe) i np zaczynajac dzis prace w miescie x a dojezdzajac z miejsca y moge sprawdzic w googlach,ze w interesujacym mnie czasie ta podroz trwa 46 minut.Co mnie obchodzi,ze o 23.40 ten sam odcinek pokonam w 28 minut? Nic, bo ja dojezdzam na 7 rano wiec od poczatku zakladam czas dojazdu 46 minut a nie 28.

Tomek
3 lat temu

Czy aby na pewno statystyki pokazują o ile dłużej się jedzie do pracy w stosunku do pustej drogi, czy do czasu poza szczytem? Wydaje mi się, że kiedyś widziałem podobny ranking i tam to było trochę inaczej przedstawione. Duże miasta europejskie były daleko w rankingu bo korki mają cały czas, więc wyniki nie były miarodajne.

Tomek
3 lat temu

No właśnie. Czyli mieszkając w mieście gdzie zawsze są korki (np. Francuskie metropolie) mamy lepiej niż w Polsce bo np. w takiej Warszawie 1km jedziemy w szczycie 20 minut, a poza nim 10, a w Paryżu w szczycie 30 minut, a poza nim 25. Czyli u nas o 100% dłużej, a tam tylko o 20%.

Marcin
3 lat temu

„Czterodniowy tydzień pracy musiałby być inny dla każdego pracownika. Jeżeli 20% z nas miałoby wolne poniedziałki, 20% wtorki, 20% środy, 20% czwartki i 20% piątki, to średnie natężenie ruchu powinno zmaleć o 20%. A to ogromne korzyści czasowe i finansowe dla każdego.” Większej głupoty nie czytałem. Zamiast mieć 3 dni wolne z rzędu i gdzieś sobie wyjechać to będę miał wolną środę. Dziękuję za takie ułatwienia. Najlepszy sposób to taki, żeby pracownicy w branżach w których jest to możliwe przychodzili na preferowane przez siebie godziny. Jak ktoś tak jak ja zobaczy, że w godzinach 8 – 16 są największe korki… Czytaj więcej »

Radek
3 lat temu

A dzieci i tak trzeba odstawić do szkoły/przedszkola ok 8, więc nawet w wolna środę trzeba wcześnie wstać i ruszyć na drogi.
I co następnie robić w wolną środę? Skoro nie można wyjechać poza miasto to idealnie podjechać autem na zakupy, do lekarza/dentysty, potem jeszcze do urzędu załatwić dawno odkładaną sprawę. I na końcu się okaże, że kolejny rewolucyjny pomysł zadziałał odwrotnie do zamierzeń 😉

Marek Suchecki
3 lat temu
Reply to  Marcin

Ja przychodzę do pracy na 10:30-11:00 a zostaję do max 16:00. Wyjebane

Sławomir
3 lat temu

Jeśli wprowadzimy 4-dniowy tydzień pracy, to średnie natężenie ruchu w dni robocze nie spadnie o 20%, z tego samego powodu z którego w weekendy nie spada o 100%. Ludzie mając wolny dzień tez jeżdżą po mieście.

anonymous
3 lat temu

W Katowicach korki są głównie z powodu idiotycznych decyzji tubylczych decydentów, regularnych potakiwaczy pisowskich, którzy wpychają gdzie popadnie strefy 30 i progi spowalniające.
Natomiast dni wolne w środku tygodnia są od dawna. Nazywa się to czterobrygadowy system pracy i jedyne co wprowadził to fizyczne i psychiczne wykończenie ludzi.

krzysztof
3 lat temu
Reply to  anonymous

no tak bo przeciez miasta sa dla aut i nie bedzie sie jakis pieszy panoszyl jak ty swoja bryka po niemieckim emerycie bedziesz grzal 80 przez osiedle….

Subiektywny newsletter

Bądźmy w kontakcie! Zapisz się na newsletter, a raz na jakiś czas wyślę ci powiadomienie o najważniejszych tematach dla twojego portfela. Otrzymasz też zestaw pożytecznych e-booków. Dla subskrybentów newslettera przygotowuję też specjalne wydarzenia (np. webinaria) oraz rankingi. Nie pożałujesz!

Kontrast

Rozmiar tekstu