Bank zagroził pani Jolancie podwyższeniem marży kredytu za to, że nie zapewnia określonych wpływów na rachunek firmowy. Tylko skąd ma wziąć pieniądze, jeśli rząd nie pozwala jej prowadzić działalności? Dlaczego ma więcej płacić za kredyt, skoro to nie ona zawiniła?
W bankach nie ma nic za darmo. Nawet jeśli oferują konta i karty za zero, to na tę darmowość trzeba sobie zapracować. Warunkiem korzystania z bezpłatnego rachunku może być konieczność zasilania go określoną kwotą, np. wpływem wynagrodzenia, albo posiadanie konta w pakiecie z kartą debetową. Ta z kolei będzie bezpłatna, jeśli będzie używana, a więc trzeba zapłacić nią kilka razy w miesiącu, albo wydać określoną kwotę. Jeśli nie spełnimy tych warunków, bank naliczy kilka, a nawet kilkanaście złotych miesięcznie.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Z reguły warunki do spełnienia nie są specjalnie wygórowane. I tak przecież musimy robić zakupy, więc zapłacenia kartą za zakupy o wartości 300-500 zł w miesiącu nie musi być dużym problemem (chyba, że gros zakupów robimy przez internet i płacimy np. BLIK-iem, albo na osiedlowym bazarku, gdzie wolą gotówkę).
Mam na myśli „normalne” czasy, bo w dobie pandemii nie jest to takie oczywiste. Problem z wyrobieniem przez klientów tych norm pojawił się już podczas wiosennego lockdownu. Rząd uwięził nas w domach, pozwalając jedynie wychodzić po niezbędne zakupy.
Już wtedy pytałem i apelowałem do banków o możliwość czasowego zawieszenia zasady: darmowe konto i karta w zamian za obroty. Bezskutecznie. Argumentem za utrzymaniem dotychczasowego systemu było m.in. to, że nawet siedząc w domu, zakupy możemy zrobić przez internet i zapłacić za nie kartą, co też liczy się do limitu zwalniającego z opłat.
Nie ma wpływów na rachunek? Będzie droższy kredyt
Podobne zasady dotyczą również klientów banków, którzy mają status przedsiębiorców. Ich sytuacja jest o wiele bardziej dramatyczna. W działalność gospodarczą zawsze wliczone jest ryzyko spadku przychodów czy bankructwa, ale w czasie pandemii firmom z niektórych branż rząd po prostu zakazał prowadzenia biznesu.
W takiej sytuacji znalazła się pani Jolanta. Działalność jej firmy opisuje kod PKD 55.20, czyli „obiekty noclegowe turystyczne i miejsca krótkotrwałego zakwaterowania”. To oznacza, że moja czytelniczka musiała zawiesić działalność podczas wiosennej kwarantanny, w okresie letnim działalność została odmrożona, po czym znowu została mocno ograniczona (hotele mogą przyjmować gości, których pobyt związany jest z obowiązkami służbowymi), a po świętach drzwi hoteli czy pensjonatów na kilka tygodni będą zamknięte na cztery spusty.
Pani Jolanta spłaca w banku kredyt, którego marża uzależniona jest m.in. od wpływów na rachunek.
„Moja firma nie może działać, a bank przypomina nam o regularnych wpływach, których nie ma, bo nie możemy działać. Na chwilę obecną nie otrzymaliśmy oficjalnego pisma, tylko przypomnienie SMS oraz informacje przy logowaniu i odesłanie do regulaminu”
– pisze moja czytelniczka. Na razie bank postraszył wzrostem oprocentowania, ale zgodnie z warunkami umowy, w każdej chwili kredyt może podrożeć. Choć ta sprawa dotyczy rachunku w Alior Banku, to problem spokojnie można rozciągnąć na całą bankową branżę.
Problem w tym, że wpływy, jaki musi zapewnić pani Jolanta, to nie 300 czy 500 zł, czyli jak w przypadku klientów detalicznych, a aż 6700 zł miesięcznie. Klientka ich po prostu nie ma. O ile zdrożeje kredyt, jeśli bank straci cierpliwość? Aktualna, a więc preferencyjna marża jej kredytu to 6,25%, natomiast standardowa wynosi 8,29%. Karą za brak wpływów będzie więc podwyżka marży aż o blisko 2 pkt proc. Przy kredycie o wartości 100.000 zł zaciągniętym na rok, oznacza to ponad 1000 zł więcej z tytułu odsetek.
Przedsiębiorca jest więc karany podwójnie. Pierwszy razy, bo rząd zakazuje mu prowadzenia działalności, drugi raz, gdy bank grozi sankcjami za brak wpływów, których firma nie może zapewnić, bo nie zarabia. Mamy więc błędne koło.
Czy Rzecznik MŚP wstawi się za przedsiębiorców?
O tym, że kolejne odsłony tarcz antykryzysowych są dziurawe, w „Subiektywnie o finansach” pisaliśmy wiele razy. Ten problem pokazuje kolejną „niedoróbkę”. Nie chodzi o to, żeby wszystkie firmy zwolnić z obowiązku wyrabiania normy, bo nie wszystkie dostały po głowie przez pandemię i rządowe obostrzenia. Ale banki dobrze wiedzą, w których branżach działają ich klienci. Powinny więc zawiesić stosowanie zasady „tańszy rachunek czy kredyt w zamian za wpływy na konto” przynajmniej na czas obowiązywania pandemicznych obostrzeń.
Jeśli banków nie stać na taki gest, powinien to zrobić za bankowców rząd, a więc uwzględnić w tarczach antykryzysowych zawieszenie takiego mechanizmu. Na ten problem zwróciłem uwagę Rzecznikowi Małych i Średnich Przedsiębiorstw, który obiecał, że przyjrzy się sprawie. Myślę, że z obowiązku „wyrabiania normy” powinni też zostać zwolnieni klienci detaliczni, którzy udokumentują, że np. stracili pracę, albo ich przychody w wyniku pandemii znacząco się obniżyły.
Źródło zdjęcia: Pixabay