Turystyczny Fundusz Zwrotów działa od tygodnia, ale serial pod tytułem „oddawanie pieniędzy za niewykorzystane wakacje” dopiero się rozkręca. Pani Beata jako jedna z pierwszych złożyła wniosek i dostała komunikat, że biuro podróży nie dopełniło formalności. Z kolei pani Iza boi się, że na pieniądze będzie czekać kolejne długie miesiące. Jednak największe obawy ma chyba rząd, który powołał kolejny fundusz pomocowy, na który od nowego roku zrzucą się wszyscy wycieczkowicze. Czy obawy są słuszne? Skąd to zamieszanie? Winne są nieprecyzyjne przepisy? Opieszałość biur podróży? A może… system?
Wybuch pandemii i lockdown wstrzymał normalny bieg gospodarki. Branżą, którą oberwała najmocniej, jest turystyka. Przychody Rainbow Tours spadły w pierwszym półroczu o 57%. Ale cierpienia biur to też płacz klientów. Około 100.000 osób nie dostało swoich pieniędzy za wycieczki, które z powodu pandemii zostały odwołane. „Jest ciężko, ale biura podróży nie mogą się kredytować pieniędzmi klientów, trzeba je oddać” – zasugerowała Komisja Europejska, a rząd naprędce zmajstrował Turystyczny Fundusz Zwrotów.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
I znów okazało się, że pośpiech jest złym doradcą – dostajemy sygnały od czytelników, którzy – choć poprawnie złożyli wniosek – mają kłopoty. Wzięliśmy pod lupę ustawę, popytaliśmy w biurach podróży co jest nie tak i zebraliśmy skargi czytelników.
Czas zapłaty, czyli przyjaźnie wystawione na próbę?
TFZ działa w strukturach Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego. Żeby dostać zwrot za konkretną wycieczkę trzeba stworzyć swoje konto na profilu UFG (co jest darmowe, robi się to wyłącznie online, najprościej przy pomocy Profilu Zaufanego, tutaj jest przewodnik o tym jak taki profil założyć). Pieniądze trafią do nas bezpośrednio z konta w Banku Gospodarstwa Krajowego, a touroperatorzy będą rozliczać się z tych wpłat przez następnych sześć lat.
Żeby przelew z wypłatą wyszedł na nasze konto swój wniosek o to musi złożyć zarówno biuro podróży, jak i klient. Do 6 października organizatorzy wycieczek zadeklarowali, że są gotowi zwrócić 158,8 mln zł. Nieco mniej aktywni okazali się turyści – wartość ich wniosków to 89,8 mln zł. W sumie swój wniosek złożyło ok. 30.000 podróżnych.
Klient, który chce skorzystać ze zwrotu, musi podać moc danych dotyczących niebyłej wycieczki, czyli oprócz danych teleadresowych także numer umowy, datę jej podpisania, datę powiadomienia o odstąpienia od umowy, kwotę zwrotu, a także szczegóły płatności. To dane karty płatniczej (numer, imię i nazwisko posiadacza), a jeśli płaciliśmy przelewem – numer rachunku „wychodzącego” i numer rachunku, na który wpłacaliśmy pieniądze.
Co ważne – wniosek składa osoba, która składała rezerwację, a nie ta, która opłacała wycieczkę, ani ta, która ostatecznie pojechała. Warto by to doprecyzować – dlaczego ja, który opłacałem wycieczkę, muszę być zależny od kuzyna/znajomego/krewnego (niepotrzebne skreślić), którego nazwisko jest na liście rezerwacyjnej? Ten ktoś, nie ma praktycznie żadnego interesu (oprócz mojej wdzięczności) żeby poświęcać czas i energię na kompletowanie danych, złożenie i monitorowanie wniosku, a ja wcale nie muszę mieć ochoty przekazywać danych mojej karty czy rachunku bankowego.
Z kolei jeśli ktoś dołożył się do wspólnej wycieczki, albo płatników było wielu, to finalnie na mojej głowie – jako beneficjenta zwrotu – będzie rozliczenie się z innymi składkowiczami wycieczki. Dlaczego taka, a nie inna konstrukcja? Bo trzeba było znaleźć jakiś punkt zaczepienia, a z punktu widzenia biur podróży najłatwiej jest namierzyć osobę, której nazwisko widnieje przy numerze umowy.
Turystyczny Fundusz Zwrotów? Los turystów i tak jest w rękach biur podróży
Turystyczny Fundusz Zwrotów jest mechanizmem całkowicie dobrowolnym – biura podróży mogą, ale nie muszą z niego skorzystać. Co to oznacza? Że możemy sobie składać do upadłego wnioski o zwrot pieniędzy, a i tak będzie to, jak pisanie na Berdyczów, jeśli biuro podróży stoi okoniem. W tym przypadku istota działania mechanizmu zwrotu polega na tym, że chcieć oddać pieniądze musi samo biuro. I musi w tym kierunku wykonać pracę i „zainwestować” pewną kwotę pieniędzy. Jak dużą?
Po pierwsze: musi przygotować listę klientów, z którym jeszcze się nie rozliczyło: jeśli ktoś zgodził się na zmianę terminu, albo przyjął voucher, to nie może dostać, co zrozumiałe, zwrotu pieniędzy. Przesianie kilku-kilkunastu tysięcy rekordów w bazach danych to nie jest rocket science, ale pochłania czas. To jednak pół biedy. Pani Beata napisała w komentarzu pod poprzednim artykułem tak:
„Wniosek złożyłam 01.10.2020 r., dziś sprawdziłam jego status. Biuro Podróży Rainbow nie dopełniło formalności i nie dokonało wpłaty do UFG. Mój wniosek utknął w martwym punkcie. Po zawiadomieniu biura i przesłaniu załącznika dokumentującego status sprawy otrzymałam od touroperatora… instrukcję obsługi portalu TFZ. Ręce opadają”
O jakie opłaty i formalności chodzi? To jest ta druga, gorsza rzecz. Korzystanie z Funduszu Zwrotów wiąże się dla biur podróży z pewnymi formalnościami – również finansowymi. Aby klient mógł dostać pieniądze z TFZ, biuro podróży musi wpłacić „wkład własny” na poczet wypłat dla klientów. Zgodnie z ustawą jest to 7,5% ogólnej wartości wypłat objętych wnioskami i te pieniądze trafiają do klientów jako zwroty.
Po drugie: biuro podróży musi wpłacić 2,5% (małe biuro, zatrudniające do 50 osób) albo 4,1% (duże biuro) liczonej również od wartości wniosków opłaty inicjującej nowy fundusz pomocy – na wypadek kolejnej katastrofy w branży.
Pieniądze trafią na nowo utworzony Turystyczny Fundusz Pomocowy, który ma ratować biura podróży na wypadek gdyby kolejny sezon okazał się klapą. Opłata jest obowiązkowa i można powiedzieć jest dla touroperatorów „prowizją” od otrzymanej pomocy. Mało tego – od nowego roku do każdej wycieczki będzie doliczane 30 zł na ten nowy fundusz. Dla przypomnienia – już teraz płacimy do 15 zł na fundusz gwarancyjny na wypadek bankructwa biura.
Czyli: jeśli biuro podróży ma do oddania 100.000 zł to musi wpłacić 7.500 zł (na poczet wypłat dla klientów, ta kwota pomniejszy zobowiązania biura) plus 2.500 zł (małe firmy) lub 4.100 zł (duże firmy) bezzwrotnej opłaty na nowy fundusz.
„Z naszego punktu widzenia to koszt „kredytu”, który otrzymujemy. Ale dzięki temu żeby oddać pieniądze klientom mamy sześć lat. Myślę, że każdy touroperator, mały czy duży, będzie zainteresowany tym mechanizmem. Możliwość rozłożenia wierzytelności na tak długi okres, po tak niskim koszcie, to wyraźne wsparcie płynnościowe dla każdej firmy”
– mówi nam Maciej Szczechura, wiceprezes Rainbow Tours. OK, ale co z pieniędzmi pani Beaty?
„O ile pomysł powstania funduszu zwrotów uważamy za sensowny, to proces składania wniosków i rozliczania pomocy jest ekstremalnie trudny. Na przeszkodzie stanęły prawdopodobnie problemy techniczne. Ale tylko kwestia czasu aż pani Beata dostanie pieniądze”
– zapewnia zarząd Rainbow Tours. Generalnie najgorsze, co może teraz spotkać turystę, to to, że biuro podróży, które odwołało w czasie pandemii imprezę turystyczną, może potraktować Turystyczny Fundusz Zwrotów jak powietrze i w ogóle nie skorzystać mechanizmu zwrotów. Albo złoży wniosek, ale będzie się ociągać z uiszczeniem wkładu własnego.
Dlaczego nie wszystkie biura mogą być zainteresowane tym mechanizmem? Z różnych powodów – niektórym, szczególnie tym mniejszym, się nie chce. Inne nie chcą wpłacać „składki”, bo system jest dobrowolny. Główną zaletą – z punktu widzenia przedsiębiorcy – jest to, że dzięki udziałowi w TFZ praktycznie w jednej chwili pozbywa się wiszącej nad nim wierzytelności, czyli kwoty, którą musi oddać klientom – rozlicza się z nimi i ma czyste konto.
Być może niektóre biura wychodzą z założenia, że skoro mechanizm jest dobrowolny, klienci i tak mają ograniczone możliwości odzyskania pieniędzy, to będą same realizować „politykę zwrotów”. Czyli: mogą albo nalegać na przyjęcia przez klienta vouchera albo na zmianę daty podróży – choćby na bardzo odległą, np. „Egzotyka 2022”.
Cierpliwość pani Izy wystawiona na próbę
Napisała do nas pani Iza, która zauważyła, że nawet po wprowadzeniu funduszu zwrotów, terminy oddawania pieniędzy są długie. Absurdalnie długie.
„Czy mogliby Państwo zainteresować się sprawą zwrotów za odwołane wyjazdy z biur podróży? Firmy miały – zgodnie z ustawą covidową – czas na zwrot sięgający 180 dni plus 14 dni. A teraz się okazuje, że zwroty jeszcze się wydłużą: UFG ma 30 dni na dokonanie weryfikacji powyższych wniosków, a kolejne 14 dni na dokonanie wpłaty na rachunek bankowy klienta. To jest jakiś skandal – dlaczego poszkodowani klienci mają finansować działalność biur podróży, skoro nasze państwo „olało” tę branżę?”
Niestety, to jest celne pytanie do rządzących. Polskie biura podróży do tej pory nie oddały klientom ok. 300 mln zł. Tymczasem np. niemieckie biuro podroży TUI Group dostało już dwie transze pomocy publicznej od niemieckiego rządu – w sumie na kwotę 3 mld euro – w formie kredytów a także obligacji zamiennych na akcje, dzięki czemu również klienci polskiej spółki TUI już od lipca dostawali zwroty za niezrealizowane wycieczki i biuro nie skorzysta z pośrednictwa Turystycznego Funduszu Zwrotów.
Załóżmy, że – tak, jak pani Iza – ktoś miał polecieć na wycieczkę w marcu. Najpierw czekał 180 dni na zwrot pieniędzy, bo taką możliwość dawało biurom podróży ustawa. 1 października pałeczkę przejął UFG. Pani Iza składa wniosek, ale jest on wyjątkowo skomplikowany, więc nie problem się w nim pomylić. Zgodnie z ustawą UFG ma cztery miesiące na jego analizę plus 14 dni wypłatę. Klienci pieniądze mogą zobaczyć być może dopiero w lutym 2021 r.
To oczywiście tylko symulacja – jest za wcześnie, żeby szacować ile potrwają zwroty. Możliwe, że 99% przypadków zostanie rozliczonych w ciągu miesiąca. Na pierwsze podsumowania działania TFZ trzeba jeszcze poczekać – na razie nikt nie dostał dzięki niemu pieniędzy do ręki.
ZAPRASZAMY DO POSŁUCHANIA PODCASTU EKIPY „SUBIEKTYWNIE O FINANSACH”
Zapraszamy do wysłuchania kolejnego odcinka naszego środowego podcastu „Finansowe sensacje tygodnia”. W najnowszym odcinku podcastu najpierw dwa słowa o nowym trendzie w sklepach – włączaniu do ich oferty możliwości handlowania rzeczami używanymi – a potem skrót rozmowy z drem Przemkiem Chojeckim, polskim matematykiem, który rozbudowuje zastosowania sztucznej inteligencji w zawodach kreatywnych, a ostatnio zabrał się za to, żeby sztuczna inteligencja pisała za dziennikarzy (dziennikarzom?) artykuły. Hmmm…
źródło zdjęcia: PixaBay