Jak to możliwe, że lokata o wartości 11.000 zł oprocentowana na 0,01% po roku przynosi aż 66 zł zysku? Kilkadziesiąt razy więcej niż w rzeczywistości! To oczywisty błąd bankowego kalkulatora. Mam pomysł, jak takie błędy wyeliminować. Niech w bankach będzie tak, jak z cenami w sklepach. Czy mBank mnie słyszy?
mBank ma ostatnio pecha do mniejszych lub mniejszych wpadek. Na początku sierpnia klienci otrzymali serię kilku dziwnych powiadomień. Pierwsza brzmiała: „wiadomość testowa test wiadomości push”, druga: „mBank pozdrawia :) Życzymy miłego dnia”, a trzecia: „test wiadomości push ęśąćż”.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Wygląda na to, że w trakcie testów coś wymknęło się spod kontroli bankowego informatyka. Nic strasznego się nie stało, choć klienci mogli poczuć się zaniepokojeni. Wiele osób mogło pomyśleć, że skoro taka śmieszna wpadka przydarza się bankowi, to czy ma on pod kontrolą nasze pieniądze.
mBank zapłacił za ten błąd falą wyszydzających memów, np. sugerujących, iż zmienił nazwę na „ęśąćż” (ten ciąg liter z feralnego powiadomienia pojawił się na charakterystycznym, kolorowym tle w logo banku). Zachował się też przyzwoicie. Nie schował głowy w piasek, tylko od razu przeprosił klientów, a chwilę później słynne już „ęśąćż” stało się kodem rabatowym na zakup ubezpieczenia komunikacyjnego.
Ale z kolejną wpadką sprzed kilku dni nikomu już nie powinno być do śmiechu. Serwis niebezpiecznik.pl opisał historię klienta, który założył konto w mBanku. Co się stało?
„Dzisiaj założyłem swoje pierwsze konto w mBanku. Już podczas zakładania okazało się że w ich bazie widnieje już numer mojego dowodu, jako właściciela subkonta, mimo że nie miałem z nimi do tej pory do czynienia, a właściciel konta jest mi obcy. Następnie [kiedy] założono mi konto [okazało się że] mój numer telefonu został przypisany do innej osoby, która dostała powiadomienie, że jej numer został zmieniony na mój, ja w międzyczasie otrzymałem SMS z hasłami do realizacji transakcji (…). Były to hasła tej osoby”
– opisuje klient cytowany przez niebezpiecznik.pl. Przyznacie, że ta sprawa zabawna już nie jest. Bank przyznał, że na skutek błędu niewielka grupa klientów mogła zobaczyć informacje dotyczące innych klientów, ale zapewnił, że ich pieniądze są bezpieczne.
Żeby nie było – takie błędy w przeszłości przytrafiły się innym bankom. Jakiś czas temu opisywałem przygodę naszej czytelniczki z Bankiem Millennium. Otwierała ona swoje pierwsze konto w tym banku. Mocno się zdziwiła, gdy po zalogowaniu się do bankowości elektronicznej zauważyła… listę zdefiniowanych odbiorców przelewów.
Przeczytaj też: Budżet domowy ci się nie spina, nie spłacasz kredytu, nie masz pracy? Jak pozbyć się długów? Oto nowa upadłość konsumencka krok po kroku
mBank: kalkulator oszalał
A ja do listy wpadek mBanku dorzucam jeszcze jedną. Nie jest ona ani śmieszna – jak powiadomienie „ęśąćż” – ani tak poważna, jak sprawa opisana przez niebezpicznik.pl. Chodzi o kalkulator zysku z pieniędzy ulokowanych na koncie oszczędnościowym, który znajduje się na stronie internetowej mBanku.
To proste narzędzie, które ma na celu pokazać, ile uzbieramy odkładając regularnie. Można się bawić suwakami, a więc określić kwotę comiesięcznej wpłaty. Po wejściu w zakładkę „konto oszczędnościowe” kalkulator ma domyślnie ustawione parametry. Pierwszy suwak to kwota, którą wpłacamy „na start”, w tym przypadku jest to 5000 zł. Drugim suwakiem możemy ustawić kwotę, jaką wpłacać będziemy regularnie co miesiąc. Domyślnie ustawiono 500 zł. Trzeci suwak to okres oszczędzania, w domyśle – 12 miesięcy.
Na końcu pojawia się zaoszczędzona przy powyższych parametrach kwota: 11.066 zł. Niedawno napisałem tekst, w którym zebrałem obecnie najlepsze oferty bankowych lokat. Wiadomo, przy prawie zerowych stopach procentowych, nie można oczekiwać kokosów. Dziś 1% na lokacie czy koncie oszczędnościowym to dobra oferta. Ale jeden z naszych czytelników w komentarzu pod tekstem zauważył (szacun za spostrzegawczość), że coś z tym kalkulatorem jest nie tak:
„Czyżby nikt nie zauważył, że kalkulator mBanku pokazuje oprocentowanie 100 razy większe niż jest faktycznie?”
– pisze czytelnik. I ma rację. Z wyliczeń kalkulatora wynika, że w ciągu roku uzbieramy 11.000 zł (5500 zł wpłaty w pierwszym miesiącu i po 500 zł w kolejnych), choć można interpretować założenia inaczej, a więc w pierwszym miesiącu – „na start” – wpłacamy 5000 zł, a następnie przez 11 miesięcy po 500 zł, co da 10.500 zł ulokowanego kapitału. Tak czy siak, nie wiadomo jak kalkulator wypluł z siebie aż 66 zł naliczonych odsetek, bo całkowity stan naszych oszczędności po roku ma wynieść 11.066 zł.
Problem w tym, że oprocentowanie tego konta wynosi… 0,01%, co zresztą bank pokazuje nieco wyżej. Lokując 11.000 zł na rok na taki procent zarobilibyśmy 0,89 zł netto, niecałą złotówkę! Policzyłem to tak, jakbyśmy już na starcie założyli roczną lokatę o wartości 11.000 zł. W przypadku kont oszczędnościowych dochodzi jeszcze mechanizm kapitalizacji, czyli dopisywania co jakiś czas odsetek do kapitału. Dzięki temu w kolejnym okresie oszczędzania odsetki naliczane są od kapitału powiększonego o odsetki z poprzedniego okresu. W przypadku kont oszczędnościowych z reguły stosowana jest kapitalizacja miesięczna.
Przeczytaj też: Z wakacji kredytowych prosto na kredytową kwarantannę? Dlaczego banki nie chcą pożyczać pieniędzy klientom, którzy skorzystali z odroczenia rat?
Cena z bankowego kalkulatora jak cena w sklepie?
Ale nawet zastosowanie w tym przypadku kapitalizacji zmieni wynik w skali groszowej. Kalkulator mBanku nie zawyża zysku stukrotnie, a o jakieś 75 razy. Nie podejrzewam, że źle działający kalkulator to celowe działanie. Prawdopodobnie bank, obniżając oprocentowanie depozytów, po prostu zapomniał zaktualizować jego dane wejściowe.
Poza tym to, co pokazuje kalkulator, nie jest ofertą, a samo narzędzie służy do orientacyjnych wyliczeń zysku z oszczędności czy kosztu kredytu. Ale nasunęła mi się analogia z cenami w sklepach. Jeśli przy jakimś produkcie na sklepowej półce, albo na samym opakowaniu, widnieje cena np. 10 zł, a płacąc przy kasie okazuje się, że musimy zapłacić 12 zł, to klient ma prawo do zapłaty tej pierwszej, niższej ceny. Na nic tłumaczenia sprzedawców, że to pomyłka, że zapomnieliśmy podmienić metkę z ceną.
Gdyby podobne prawo obowiązywało banki, w takiej sytuacji, jak opisana powyżej, mBank powinien nam dać wyższy procent na lokacie, np. taki, jaki wynika ze wskazań kalkulatora. Wówczas bankowcy bardziej przyłożyliby się do aktualizacji danych na swoich stronach internetowych.