To był najgorszy dzień w historii warszawskiej giełdy. Indeks WIG20 – odzwierciedlający ceny akcji największych spółek – stracił na wartości aż 13,28%. Nigdy wcześniej nie zanotował tak wielkiego, jednodniowego spadku. Jego notowania są najniższe od…2003 r. Indeks przebił też dno z czasów globalnego kryzysu finansowego w 2008 r. Inwestorów ogarnęła totalna panika. Sprzedawali wszystko, co się dało, po dowolnej cenie. Byle uciec od posiadania akcji i zamienić je na gotówkę. Co będzie dalej?
Spadki wartości niektórych spółek były iście katastrofalne, surrealistyczne. Producent butów CCC jednego dnia stracił na wartości aż 21%. Bank Pekao, do tej pory uznawany przez inwestorów za jeden z najlepszych na rynku, tąpnął o 19,6%, a największa spółka energetyczna w kraju, czyli PGE – 19,1%. Zaledwie pięć spółek spośród 20 największych zanotowało „tylko” jednocyfrowe spadki.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Panika zmasakrowała nasze oszczędności
Żadna spółka nie wzrosła. Paniczna wyprzedaż ogarnęła nawet takich „twardzieli”, jakimi są fani spółek produkujących gry. CD Projekt, który przygotowuje się do wydania gry Cyberpunk (prognozy mówią, że może się ona stać jedną z dziesięciu najlepiej sprzedających się gier komputerowych w historii i to na całym świecie), spadł o prawie 14%, niszcząc tym samym zyski inwestorów z całego ostatniego półrocza.
W ciągu dwóch i pół miesiąca, które upłynęły od początku 2020 r., indeks WIG20 został przeceniony o 39,3% i jest to bodaj najgorszy wynik wśród wszystkich giełd akcji w „cywilizowanych” krajach. Przecież to właśnie największe, najstabilniejsze spółki dywidendowe powinny trzymać fason nawet w trudnych czasach. Nic z tego. U nas to tak nie działa.
W przypadku indeksu WIG, obrazującego stan całej giełdy akcji (a więc też spółek średnich i małych) przecena była tylko ciut mniejsza i wyniosła 12,6%. Tym samym najstarszy indeks parkietu ostatecznie wykasował zyski inwestorów osiągnięte przez całych 10 ostatnich lat. Do najbardziej spadających spółek należała czarterowa linia lotnicza Enter Air (minus 26% podczas tylko tego jednego dnia).
Czym różni się warszawska giełda od amerykańskiej, na której Polacy też przecież mogą inwestować? Tam też ostatnio panuje koronawirusowa rzeź, ale inwestorzy, którzy ulokowali 10 lat temu oszczędności w największe amerykańskie spółki wciąż są 120% na plusie. A kto ulokował oszczędności w polskich spółkach – dziś właśnie w dziesięcioletnim horyzoncie zszedł pod kreskę (nie licząc dywidend, które w międzyczasie mógł zainkasować).
Nie zmienia to faktu, że również w USA mieliśmy „czarny czwartek” i największy spadek od wielu, wielu lat. A dokładnie – od „czarnego poniedziałku” w 1987 r. Tam przecena zniosła wzrost cen akcji z ostatnich trzech lat. Trzech, a nie dziesięciu, jak u nas:
A tutaj bardzo ciekawe ujęcie tego, co zdarzyło się w czwartek na New York Stock Exchange. Nic wesołego. Kto wie, czy przypadkiem nie skończyła się na lat kilka hossa na światowych rynkach papierów wartościowych:
Czytaj też o weselszych rzeczach: Akcje największych spółek są najtańsze od 10 lat. Ale czy to oznacza, że lokowanie oszczędności na giełdzie jest bez sensu? Te przykłady dowodzą, że nie!
O tym, że w panikę wpadli nie tylko polscy posiadacze oszczędności, ale też zagraniczni inwestorzy lokujący na naszej giełdzie świadczy fakt, że gwałtownie spadać zaczął też kurs złotego (a do tej pory nasza waluta trzymała się dość dzielnie). Przez moment wydawało się, że euro będzie kosztowało 4,40 zł. Przebicie tego poziomu byłoby bardzo złym sygnałem.
Frank szwajcarski jest zaś już bardzo blisko najwyższego kursu od trzech lat, w ciągu dnia osiągnął nawet 4,16 zł. Posiadacze kredytów indeksowanych do tej waluty mają coraz więcej powodów, by walczyć w sądzie o unieważnienie umów, bo raty cisną coraz bardziej.
Czytaj więcej: Panika opanowała nie tylko akcje, ale też rynek obligacji
Czytaj też: Myślicie, że kryptowaluty są antykryzysowe? No to zobaczcie co się wyrabia
Czy ta panika ma sens?
Jak to wszystko wytłumaczyć? I co będzie dalej? Oczywiście główną przyczyną jest niepewność jutra. Podobnie, jak w 2008 r., gdy mieliśmy wielki kryzys finansowy, posiadacze oszczędności kompletnie nie są w stanie powiedzieć jak będzie wyglądała gospodarka (a więc i perspektywy dla spółek giełdowych) w kolejnych latach.
Co gorsza, to pierwszy kryzys, w którym główną rolę grają nie dane makroekonomiczne, lecz medyczne. Jak ocenić wpływ określonej liczby zarażeń koronawirusem na przychody i zyski spółek? W historii rynków kapitałowych takich pandemii jeszcze nie było, więc może się zdarzyć wszystko. A w takich okolicznościach inwestorzy łatwo wpadają w panikę. I właśnie wpadli. W totalną.
Przeżyłem już co najmniej dwa krachy giełdowe i dla tych, którzy trzymają część oszczędności na rynku kapitałowym – czy to bezpośrednio w akcjach, czy też w funduszach inwestycyjnych, ETF-ach, w funduszach emerytalnych (OFE) lub Pracowniczych Planach Kapitałowych – mam tylko jedną radę. Spokojnie róbcie swoje.
Takie rzeczy dzieją się raz na 10-15 lat i są w pewnym sensie „normalne”. Jedyne, co nie jest normalne, to fakt, że pieniądze trzymane na warszawskiej giełdzie nie urosły w tzw. międzyczasie, by teraz miały z czego spadać. Tak jest od lat – m.in. z tego powodu, że są na giełdzie notowane spółki państwowe, które tu nie „pasują”. Dlatego nie od dziś zachęcam Was do rozkładania pieniędzy na różne strony świata.
Co zrobić, jeśli masz w jakichś akcjach, funduszu inwestycyjnym, czy polisie inwestycyjnej kilkanaście, kilkadziesiąt tysięcy złotych i słyszysz teraz, że „straciłeś” od początku roku np. jedną trzecią tych pieniędzy?
Wziąłbym głęboki oddech i chwilę pomyślał o tych pieniądzach. Na rynku kapitałowym handluje się „kawałkami” spółek. Żadna z tych spółek nie została zbombardowana, one wciąż istnieją i działają (może teraz trochę wolniej). PZU nadal będzie ubezpieczał, PKO BP nadal udzielał kredytów, Dino nadal będzie sprzedawał w sklepach żywność, a CCC – buty.
Obecne wyceny spółek są wyrazem niepewności inwestorów co do najbliższej przyszłości gospodarki i awersji do ryzyka w trudnych czasach, nie zaś ich „prawdziwej” wartości. Posiadanie „kawałka” własności spółki to inwestycja w realny majątek, który w długiej perspektywie powinien zyskiwać na wartości i przynosić dochód z dywidendy.
Średnia wartość dywidendy wypłacanej przez PZU w ostatnich czterech latach wyniosła 2,2 zł. Dziś akcje ubezpieczeniowej spółki – która przecież nie zamknęła działalności – są wyceniane na 26 zł. Jeszcze niedawno było to 42 zł. Kupując akcję po obecnej cenie kupuję znacznie taniej prawo do mojego udziału w zysku firmy.
Po wybuchu paniki na parkiecie średni wskaźnik C/Z dla wszystkich spółek z indeksu WIG wynosi 8,1, zaś wskaźnik C/WK wynosi 0,73. To oznacza, że jedną złotówkę zysku firmy przypadającego na akcję kupujemy za 8 zł, zaś jedną złotówkę majątku – za 70 gr.
Tutaj macie wykres z wartościami wskaźników C/Z (na obrazku objaśniony w angielskojęzycznym znaczeniu P/E) oraz C/WK (jako P/BV) dla indeksu mWIG40, w którym znajdują się głównie najlepsze na parkiecie, prywatne spółki, w dużej mierze gwiazdy polskiej gospodarki. Niewiele było momentów w historii warszawskiej giełdy, gdy wyceny bywały bardziej atrakcyjne, niż dziś.
Czy może być jeszcze gorzej? Może. Ale co z tego?
Oczywiście: może być jeszcze gorzej. W historii zdarzało się, że akcje z tygodnia na tydzień lub z miesiąca na miesiąc traciły nawet dwie trzecie wartości. Ale nie zmienia to faktu, że potem zwykle następowało bardzo silne wyrównanie wartości spółek. Warto więc wziąć głęboki oddech i poczekać. A jeśli ktoś się nie boi – może nawet zainwestować parę groszy w mocno przecenione spółki. Poprawa może nie nastąpić od razu. Niewykluczone, że giełda weszła w fazę bessy lub marazmu, w której jeszcze przez jakiś czas pozostanie.
Ciekawą analizę znalazłem w serwisie Qnews, który sprawdził, jak zachowywał się w przeszłości indeks amerykańskiej giełdy po przynajmniej 20-procentowym spadku od szczytu. Wnioski nie są nadmiernie optymistyczne. Wyciągając średnią ze wszystkich tego typu scenariuszy, które zrealizowały się w przeszłości, otrzymamy prognozę dość płaską, bez wielkiego, natychmiastowego odbicia.
Są też optymiści, którzy twierdzą, że dramatyczny spadek cen akcji na wszystkich giełdach świata – a niemal największy na parkiecie w Warszawie – to już ostatnie strząśnięcie paniki. Nie wiem, czy postawiłbym pieniądze na taki scenariusz, ale…
Ci, którzy stracili najwięcej, powinni też przemyśleć, czy ich portfel inwestycji jest właściwie zbudowany. Przypominam jakie warunki powinien spełniać portfel długoterminowych oszczędności w sytuacji, gdy świat drży w posadach. Kto odpowiednio rozłożył swoje oszczędności, na pewno nie powinien stracić od początku roku aż 30-40% swoich pieniędzy.
Polecam moją zasadę czterech ćwiartek, która oczywiście nie chroni przed stratami w tak ekstremalnych momentach, jaki teraz mamy, ale długoterminowo pozwala stabilnie zwiększać wartość oszczędności. Być może w weekend przejrzę swój portfel inwestycji – i spiszę dla Was jak się spisuje w czasach zarazy.
Radzę też pamiętać o najbardziej bezpiecznej strategii lokowania oszczędności poza bankiem – systematycznym kupowaniu wybranych spółek, funduszy inwestycyjnych lub ETF-ów za tę samą kwotę raz na jakiś czas. Jeśli ją stosujecie – róbcie to dalej, nie przejmując się sytuacją na parkiecie. Odbicie po spadkach – nie wiem, czy już teraz – będzie bardzo gwałtowne i raczej trudno będzie „trafić” w dołek.