Wypożyczanie aut na minuty zmienia się nie do poznania. Minęły ledwie trzy lata od startu tej usługi i co? Firmy zmieniają właścicieli, na rynek wchodzą nowi gracze, przybywa wynajmowanych aut elektrycznych, zmienia się wiek, w którym można zasiąść za kierownicą takiego auta. Wojny car-sharingowe dopiero się zaczynają, a jeszcze się zaostrzą, gdy w życie wejdą zwiększone opłaty za parkowanie (nawet w weekendy!) i nowe bus-pasy, które pozwolą ominąć korki. Wygląda na to, że firmy przegrupowują siły i zajmują najlepsze przyczółki. A przy okazji – zmieniają politykę cenową
Car-sharing czyli krótkoterminowe wypożyczenie auta za pomocą aplikacji na smartfonie, to coś, co nie bójmy się użyć górnolotnych słów – podbiło serca (i portfele kierowców). Wystarczy zarejestrować się w aplikacji, przypiąć kartę do płacenia i możemy z dnia na dzień stać się kierowcą nowiutkiego auta: hybrydy, mini, elektrycznego BMW, albo 7-osobowego VAN-a, czy też bagażówki.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Car-sharing zyskuje na popularności i pewnie niejeden posiadacz samochodu zastanawia się czy jest sens wymieniać je na nowe lub nowsze auto na własność, czy też poprzestać na korzystaniu z car-sharingu. A jeśli dodamy plany wzrostu opłat parkingowych dla kierowców w stolicy i w innych miastach) – auto na minuty może być opcją pierwszego wyboru. Ale… ono już nie musi być na minuty!
Car-sharing zbliżył się do taxi. Ale tylko tymczasowo
Traficar, czyli krakowska spółka, która już trzy lata temu, jako pierwsza w Polsce, weszła na car-sharingowy szlak, właśnie ogłosiła, że rewolucjonizuje cennik. Od 14 listopada w Traficar zamiast opłat za minuty plus za kilometry, jest tylko opłata za kilometry. Ale żeby nie było tak różowo – będzie też nowa opłata na start.
To zupełnie nowa filozofia. Do niedawna model rozliczeń w car-sharigu był dwuskładnikowy: płaciło się za minutę jazdy i przejechane kilometry. W takim modelu działały pierwsze car-sharingowe firmy dostępne w Warszawie (Panek, 4Mobility i Traficar). Jedyna wada tego cennika polegała na tym, że trudno było oszacować koszt przejazdu, bo trzeba było liczyć nie tylko odległość, ale też natężenie ruchu na trasie – wiadomo, że w godzinach szczytu, w ulewnym deszczu czas jazdy się wydłuża.
Potem przyszło Innogy, które przewróciło stolik, wprowadzając car-sharing samochodów elektrycznych w modelu opłat, który polegał tylko na rozliczeniach za minutę jazdy. I wreszcie życie stało się prostsze – to był prawdziwy car-sharing na minuty.
Teraz czas na kolejny „skok rozwojowy”. Traficar, czyli firma obecna w największej liczbie miast (Kraków, Poznań, Wrocław, Trójmiasto, Śląsku) z największą liczbą samochodów 1700 wprowadza opłaty tyko za kilometr. Ile wyniosą?
Po staremu było to 0,8 zł za kilometr plus 0,5 zł za minutę jazdy. Po nowemu jest 2,99 zł na start i 1,5 zł za kilometr. To cennik zbliżony filozofią do licencjonowanych taksówek, gdzie mamy opłatę „za trzaśnięcie drzwiami” i za przejechany kilometr. Przewagą car-sharingu jest to, że nie ma – jak w taksówkach – opłaty za „postój”, nie ma „taryfy nocnej” (3,5 zł za kilometr), a opłata na start nie wynosi, jak w taksówkach, 7-8 zł, lecz sporo mniej.
Czy dzięki tej zmianie staniemy się bogatsi, czy biedniejsi? Na to pytanie odpowiada tabelka przygotowana przez firmę, w której można znaleźć porównanie opłat „przed” i „po”. Wynika z niej, że w zależności od natężenia ruchu i trasy można zaoszczędzić na nowym cenniku 19%-37%. Ale – jak sama przyznaje firma – „nowy cennik to oferta czasowa, ważna do odwołania”. Trudno więc oceniać ją w kategoriach jakieś fundamentalnej zmiany, skoro z definicji jest ona „tymczasowa”. Jestem ciekawy, który model rozliczeń jest atrakcyjniejszy z Waszego punktu widzenia? Lepiej płacić za minuty i kilometry? Tylko za minuty (jak w Innogy), czy może tylko za kilometry (Traficar)?
Gdyby Traficar był na dużą skalę obecny w Warszawie, to według map Google przejazd z Arkadii na ulicę Francuską na Saskiej Kępie kosztowałby:
- Traficarem – 14,09 zł
- innogyGO! – 16,66 zł
- Panek – 13,42 zł (bez subskrypcji) i bez korków.
Jeśli są korki i stoimy 10 minut na jakimś zwężeniu, to, podobnie jak w innogyGO! opłata rośnie
Czytaj też: Startuje dostawczy carsharing IKEA. Ale auta nie zostawisz gdzie chcesz. Kto na to pójdzie?
Zmiany, zmiany, zmiany. Car-sharing jak pudełko czekoladek?
Przyjmijmy, że nowy cennik Traficar jest tymczasowy. Ale to i tak nie zmienia zasadniczego faktu, że usługa car-sharingu ewoluuje i przepoczwarza się, szukając swojego miejsca na rynku. W zaledwie dwa lata przeszła ogromne zmiany.
>>> Na ulicach Warszawy pojawił się elektryczny car-sharing samochodów elektrycznych BMW od innogy. To był jak grom z jasnego nieba! Usługa nieco droższa od konkurencji, ale za to premium, w dodatku z odmienną filozofią rozliczeń – płaci się za minutę jazdy, a nie za kilometry.
>>> Warszawska firma 4Mobility, która była w ogonie stawki, została przejętą przez państwowego giganta energetycznego PGE. Do tej pory ma w ofercie samochody takie jak mini, audi, czy BMW – relatywnie droższe od konkurencji, więc jeśli myśli o utrzymaniu się na rynku, zapewne szykuje jakieś nowości – wsparte know-how i kapitałem PGE.
>>> Gdy okazało się, że młodzi użytkownicy innogyGO! powodują 60% wypadków, firma jako jedyna wprowadziła restrykcje wiekowe i dostęp dla osób, które ukończyły 21 lat. Pozostałe firmy (jeszcze) nie widzą konieczności podwyższenia wieku inicjacji z car-sharingową przygodą.
>>> Z Warszawy wycofał się Traficar. Firma skoncentrowała swoje usługi na oferowaniu samochodów małolitrażowych Renult Clio i dostawczych Renault Kangoo – ani one elektryczne, ani hybrydowe – czyli mało ekologiczne. Do tego była droższa od Panka z hybrydowymi Toyotami, co przypieczętowało jej los na stołecznym rynku. Zamiast tego Traficar wprowadził mikroauta elektryczne chińskiej produkcji, co pozwoliło opuścić firmie Warszawę, ale zachować twarz.
>>> Panek wprowadził model subskrypcyjny – płacisz co miesiąc 79 zł i płacisz aż o 30 groszy za kilometr mniej.
Co dalej z car-sharingiem?
Tyle wydarzeń, a minęły dopiero dwa lata! Cennik uzależniony tylko od opłat za kilometr jazdy, co zaoferował Traficar, może być nie do utrzymania. Już teraz car-sharing to biznes niskomarżowy, co podpowiada mi, że obniżka cen nie może być trwała. Traficar nie może jednak dać o sobie zapomnieć, dlatego wprowadza mały, choć tymczasowy car-sharingowy przewrót kopernikański. Za tą decyzją może stać konkurencja z Panka, który idzie jak burza – wchodzi do kolejnych miast i zalewa je hybrydowymi, a więc nieco bardziej ekologicznymi pojazdami.
A tych w Traficarze brakuje. Nie wiem, na ile konsumenci w tej chwili przejmują się tym, jak bardzo szkodzą środowisku, ale jestem przekonany, że takie obawy pojawiają się częściej niż jeszcze rok temu. A więc może to nie przypadek, że Traficar ze spalinowymi autami musiał uciekać z Warszawy?
Tak czy owak, ekonomia współdzielenia stawia pierwsze kroki – uczą się jej zarówno konsumenci, jak i firmy, które testują różne modele rozliczeń i finansowy próg bólu klientów. A podwyżki opłat za parkowanie prywatnych aut w centrach miast oraz poszerzanie stref płatnego parkowania tylko zniechęcą przynajmniej część mieszkańców do posiadania własnego auta w mieście. W car-sharingu o tym wiedzą i już walczą o pozyskanie lojalności klientów, a tym samym o przyszłe zyski.
źródło zdjęcia:PixaBay