Nikogo nie trzeba przekonywać, że nasza wiarygodność finansowa ma decydujące znaczenie w sytuacji, gdy idziemy do banku po kredyt. Są sposoby, jak tę wiarygodność skutecznie chronić? Niestety, czasem coś uderza w nią całkiem przypadkiem, przez pomyłkę. Wtedy przydaje się tarcza. W cenie 2 zł miesięcznie
Takie historie się niestety zdarzają. I nie ma żadnej zasady, która by definiowała komu mogą się zdarzyć, a komu nie. A to oznacza, że ofiarą może być każdy i każda z nas. Opowiada pani Magda, uczestniczka niedawnego konkursu, który organizowałem na „Subiektywnie o finansach” razem z Biurem Informacji Kredytowej:
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
„Moja koleżanka nie zgubiła dowodu, ale ktoś i tak ukradł jej dane, a potem wyłudził na nie kredyty i pożyczki. Ponieważ koleżanka dowód miała cały czas w portfelu, to nie była świadoma skradzionej tożsamości (więc dokumentu nawet nie zastrzegła). Koleżanka dowiedziała się o problemach, gdy kwota zobowiązań urosła do miliona złotych. Policjant po zgłoszeniu powiedział tylko: „ja pani współczuję”. Mimo że koleżanka domyśla się jak doszło do kradzieży i kto to mógł zrobić, do tej pory ma problemy z ostatecznym zamknięciem sprawy. Od czasu do czasu komornik wchodzi jej na pensję, a ona za każdym razem musi wyjaśniać pracodawcy, że to koszmarne nieporozumienie”
– opowiada pani Magda. „Nie, to na pewno mi się nie przydarzy” – myślą tak miliony, a tysięce przekonują się o tym, że jednak zdarzyć się może i to właśnie im. Kwestia przypadku, nieostrożności, zbiegu okoliczności (okazja czyni złodzieja).
Ofiary kradzieży tożsamości mogą się spodziewać kłopotów. Trzeba będzie udowadniać, że nie jest się wielbłądem, wyjaśniać sprawę w bankach, u windykatorów, albo – nie daj Boże – nawet komorników. Cień może paść także na wiarygodność kredytową ofiary. To czasem niedoceniany element naszej finansowej rzeczywistości, zupełnie niesłusznie.
Czytaj też: Czym jest kradzież tożsamości i jak się przed nią bronić?
Gdy ktoś „zaatakuje” twoją wiarygodność kredytową
Banki, oceniając naszą wiarygodność, biorąc pod uwagę mnóstwo czynników, ale jednym z najważniejszych – poza dochodami i sytuacją finansową – jest historia kredytowa. Niespłacony w terminie kredyt może zamknąć drogę do kolejnych pożyczek na dobre kilka lat (albo przynajmniej bardzo ograniczyć dostęp do finansowania na dobrych warunkach).
To dlatego tak ważnym ogniwem dla wszystkich – zarówno banków i firm pożyczkowych, udzielających nam pożyczek i kredytów, jak i dla nas, jako beneficjentów – są bazy Biura Informacji Kredytowej. Finansiści pobierają z niej wiedzę o naszej historii kredytowej i m.in. na tej podstawie tworzą nasz scoring, czyli ocenę wiarygodności płatniczej.
Nota bene warto wiedzieć, że nie jest to już żadna wiedza tajemna. Każdy może dziś zajrzeć do bazy BIK i dowiedzieć się jak jest oceniany i co banki o nim wiedzą. Można założyć konto na stronie www.bik.pl, zweryfikować swoją tożsamość i kupić za 39 zł raport (lub abonament z raportami na cały rok).
Cała wiedza, którą branża finansowa o tobie ma, będzie ci przedstawiona jak kawa na ławę. I warto z tej możliwości skorzystać jeszcze przed wystartowaniem w konkury o kredyt, żeby uniknąć przykrych niespodzianek. A więc sytuacji, w której wydaje nam się, że jesteśmy dla banku dobrym klientem, a w rzeczywistości należałoby jeszcze popracować nad poprawą scoringu.
Ale nie musisz być nierzetelnym płatnikiem, by na twoją historię kredytową padł cień. Wystarczy, że ktoś się pod ciebie podszyje i spróbuje wyłudzić kredyt lub pożyczkę. Oczywiście: prawda prędzej czy później wyjdzie na jaw, ale nierzadko dzieje się tak dopiero wtedy, gdy do twoich drzwi puka komornik i próbuje windykować należność banku, z którą nie masz nic wspólnego.
Jednym z efektów wyłudzenia kredytu na twoje nazwisko – poza przykrą wizytą komornika, próbami zajmowania twojego konta bankowego oraz straconych nerwów – jest negatywny wpis w bazie BIK. Jeśli ktoś na twoje dane wziął kredyt, którego nie spłacił, to bank siłą rzeczy zaraportował ten fakt do BIK, obciążając twoją „hipotekę wiarygodności”.
Na pierwszy rzut oka rzecz powinna być łatwa do odkręcenia – dzwonisz do BIK, mówisz, że to nie ty wziąłeś ten kredyt i oni wymazują negatywny wpis. W praktyce BIK nie ma prawa usunąć wpisu na twoje żądanie. Może to zrobić tylko na wniosek tego podmiotu, kto dokonał wpisu – czyli banku. A to w jakim tempie bank reaguje na informację o tym, że padł ofiarą oszustwa, jest niestety indywidualną kwestią. Niektóre banki reagują niemal natychmiast, a innym zajmuje to dużo czasu.
Czytaj też: Płacisz terminowo rachunki i czynsz? Oni dają za to punkty do kredytu!
Fałszywy wpis w BIK i zbeszczeszczona historia kredytowa. Warto szybko zareagować
Wyobraźmy sobie sytuację, że dowiadujemy się o fałszywym negatywnym wpisie w BIK właśnie wtedy, gdy przymierzaliśmy się do zaciągnięcia kredytu. W sytuacji, gdy wiesz już na co potrzebujesz pieniędzy i zależy ci na czasie, taka historia z negatywną historią kredytową to najgorsze, co może cię spotkać.
Opisywaliśmy na „Subiektywnie o finansach” takie sytuacje nie raz i nie dwa. Podpisujesz umowę przedwstępną zakupu mieszkania. Albo okazyjnie kupujesz samochód, albo masz nieposkromioną chęć wybrać się na wakacje, a w biurze podróży jest świetna oferta last minute. A w banku – i to nie jednym, we wszystkich – mówią „pas”. Bo masz niespłacony kredyt na koncie. I to taki, którego nie zaciągałeś.
„Ktoś ukradł dowód osobisty. Dokument ten zastrzeżono, ale dopiero po dwóch tygodniach. Efekt: cztery umowy pożyczek łącznie na 11.000 zł, umowa z Orange na iPhone’a za 4.000 zł (z podpisaniem umowy za pomocą kuriera). Sąsiad, którego ta sprawa dotyczyła, stracił dwa tygodnie, zanim udało się wyjaśnić sprawę”
– opowiadał mi niedawno pan Rafał. Jak temu zaradzić i jak ochronić swoją historię kredytową, by nie została „zbeszczeszczona” wtedy, gdy najbardziej potrzebujemy jej w nienaruszonym stanie?
Jednym ze sposobów na ochronę historii i wiarygodności kredytowej są Alerty BIK. Jej podstawową funkcją jest informowanie SMS-ami użytkownika o sytuacjach, w których do baz BIK wpływają zapytania dotyczące jego danych.
Jeśli bank lub firma pożyczkowa pyta w bazie BIK o nas, to zapewne ma jakiś powód. Najczęściej takim powodem jest złożony wniosek o kredyt lub pożyczkę. Mając taką wiedzę, jesteśmy o krok przed złodziejami, bo możemy natychmiast zawiadomić bank, że ktoś się pod nas podszywa i nie dopuścić do wyłudzenia. Jak również do „zabrudzenia” historii kredytowej.
18 mld zł kredytów pod ochroną. Ale nie tylko o kredyty tu chodzi
Wyłudzacze pieniędzy na cudze dane są największym zagrożeniem dla tych osób, które są aktywne na rynku kredytowym. Jeśli ktoś ma karty kredytowe, debety, kredyty gotówkowe lub hipoteczne, czasem jakiś kredyt spłaci, a inny zaciągnie – każde zachwianie wiarygodności finansowej i „zabrudzenie” historii kredytowej w jego przypadku może stanowić dużą komplikację. Nie raz i nie dwa zgłaszali się do mnie czytelnicy, którzy oburzali się, że banki nie chcą przedłużyć umowy np. o kartę kredytową. Dziś porządna „kredytówka” to usługa, na którą klient musi „zapracować” nienaganną reputacją płatniczą.
Analitycy BIK-u wyliczyli mi, że dziś ochronę w postaci usługi Alerty BIK mają klienci, którzy lącznie pożyczyli 18 mld zł. Z ich punktu widzenia ryzyko, że ktoś – przypadkiem lub intencjonalnie – podważy ich wiarygodność i utrudni zarządzanie zadłużeniem, jest sprowadzone do minimum.
Ale oczywiście nie trzeba mieć kredytu, żeby korzystać z zalet tego narzędzia. Alerty BIK przydadzą się także tym, którzy od kredytów trzymają się z daleka, a chcą po prostu chronić swoją tożsamość przed konsekwencjami jej kradzieży. O tej funkcji Alertów pisaliśmy jako Ekipa Samcika – wspólnie z portalem Gazeta.pl – w cyklu artykułów zatytułowanym „Chroń swoje dane”.
Te powiadomienia to nie tylko usługa związana z naszymi relacjami z bankiem, czy firmą pożyczkową. Alerty zadziałają również w sytuacji, kiedy zostanie złożone zapytanie o nasze dane w Rejestrze Dłużników BIG InfoMonitor. Dzięki temu dowiemy się, np. że ktoś chce wyłudzić abonament komórkowy lub w naszym imieniu zawiera umowęz dostawcą energii. Alerty mogą też powiadomić, że zostaliśmy wpisani do rejestru dłużników z powodu np. zaległości w opłacaniu abonamentu telefonicznego czy czynszu.
Krótko pisząc: to taki „kontrwywiad”, który pozwala nam chronić tożsamość i pieniądze przed niemiłymi przygodami. Wejdźcie na stronę tej usługi, by dowiedzieć się więcej o tym jak działa. Sam korzystam z Alertów od dobrych kilku lat (o ile pamiętam BIK uruchomił usługę w 2013 r.) i już kilka razy mi się przydały. Uważam, że 2 zł miesięcznie za taką „tarczę ochronną” nie jest ceną nie do zapłacenia.
Oczywiście, nie jest to jedyny tego typu instrument – jakiś czas temu porównywałem wszystkie dostępne na rynku oraz robiłem „ring” z udziałem Alertów i usługi ChrońPesel – ale BIK-owskie alerty, ze względu na relacje tej instytucji z wszystkimi bankami w Polsce, powinny być chyba usługą pierwszego wyboru.
—————————————
Artykuł jest częścią cyklu „Wiarygodni finansowo”, którego Partnerem jest Biuro Informacji Kredytowej