Czy można w razie choroby zagrać na nosie polskiej służbie zdrowia i leczyć się za granicą? W moje ręce wpadła oferta ubezpieczenia brytyjskiej firmy Lloyd’s, która w razie choroby daje polskim klientom możliwość finansowania leczenia choćby w Szwajcarii. Ile kosztuje taki luksusowy wariant? Sprawdzam, na zdrowie!
Gdy w kraju nad Wisłą chorować ci przyszło,
w szpitalu na wszystko znajdą lek.
Opieka lekarza jak grabarza sen
w zaświaty zaprowadzi cię.Zobacz również:
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
To piosenka Czarno-Czarnych dobrze oddaje jakość polskiej służby zdrowia. A co gorsza nikt nie ma w Polsce pomysłu, co z tym zrobić. Jak to jest, że prywatnie mogę rejestrować się do internisty przez internet, a w rejonowej przychodni każą mi się stawiać o 7 rano? Dlaczego muszę leżeć w szpitalu co najmniej trzy dni, żeby ten dostał zwrot pieniędzy z NFZ? I dlaczego, skoro rząd znalazł prezenty za 40 mld zł, do lekarzy-specjalistów kolejki są kilkuletnie?
Jak się na to wszystko patrzy to człowiekowi odechciewa się chorować. Żeby sobie pomóc, można spróbować ominąć system i leczyć się za granicą. Ale to może kosztować majątek. Czy można i warto kupić polisę na wypadek choroby, która da możliwość leczenia się za granicą?
Czytaj też: W służbę zdrowia uderzy tsunami. Oto pięć rzeczy, które musimy szybko zrobić, żeby ją uratować
Akurat jestem na bieżąco jeśli chodzi o ubezpieczenia, bo niedawno wykupiłem polisę na życie z dodatkowymi opcjami na wypadek poważnego zachorowania. Wybrać ubezpieczyciela łatwo nie było, o czym możecie się przekonać w tym tekście: „Postanowiłem kupić polisę na życie. I teraz już chyba wiem dlaczego Polacy tak bardzo nie lubią się ubezpieczać”.
Całkiem poważne zastanawiam się, czy by nie dobrać do ubezpieczenia komponentu, który – w razie jakiegoś poważniejszego choróbska – pozwoliłby mi uciec od naszej NFZ-owskiej kiepskojakości. W polskich firmach ubezpieczeniowych oferta jest mocno ograniczona, choć np. w oferowanej przez PKO BP polisie na wypadek raka jest opcja leczenia za granicą.
Ubezpieczenie o brytyjskim sznycie, czyli oferta Lloyd’s
Od kilku miesięcy w Polsce jest „Międzynarodowe Ubezpieczenie Zdrowotne Lloyd’s”. Tak, tak, chodzi o tego słynnego Lloyd’sa, który dzwonił dzwonem „Lutine Bell” gdy jakiś statek nie przybijał do portu na czas. To jedna z najstarszych i najbardziej renomowanych firm finansowych świata.
Nie, Lloyd’s nie wszedł do Polski (choć podobno ma takie plany na drugą połowę roku), ale sprzedaje swoje polisy przez tzw. coverholder. To firma-przedstawiciel, która ma pełnomocnictwa do przyjmowania ubezpieczeń w imieniu Lloyd’s. Takim przedstawicielem coverholder jest wrocławska firma WDB HealthCare. Wcześniej o niej nie słyszałem, a na ofertę trafiłem przypadkowo na stronie Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych.
Co oferuje polisa Lloyd’s? Chodzi o finansowanie kosztów leczenia w wybranym zakresie (o tym za chwilę) w szpitalu lub w warunkach ambulatoryjnych we wskazanej sieci placówek medycznych na terenie UE, Wielkiej Brytanii, Szwajcarii, Norwegii i Islandii. Polega to na tym, że gdy zachorujemy i mamy już jakąś polską diagnozę to zgłaszamy się do firmy i ona wskazuje nam gdzie za granicą możemy podjąć leczenie.
Jaka jest suma ubezpieczenia i na co wystarczy?
Do wyboru mamy trzy pakiety, które różnią się sumą ubezpieczenia i tym, czy w ich ramach jest opieka ambulatoryjna.
Ubezpieczenie obejmuje:
- świadczenia szpitalne i chirurgiczne w tym badania diagnostyczne, konsultacje specjalistów, zabiegi chirurgiczne, przepisane leki i wyroby medyczne, fizjoterapia pooperacyjna.
- świadczenia z tytułu tzw. poważnego schorzenia w tym leczenie onkologiczne, dializowanie, przeszczep szpiku, organu lub tkanki.
- świadczenia z tytułu leczenia w warunkach ambulatoryjnych (tylko dwa wyższe i droższe pakiety – plany Gold i Platinum) w tym m.in. konsultacje specjalistów za skierowaniem, badania diagnostyczne. Świadczenia stomatologiczne – ale tylko wskutek nieszczęśliwego wypadku i wtedy bez udziału własnego.
- refundacja kosztów leczenia psychiatrycznego w warunkach szpitalnych i ambulatoryjnych.
- refundacja kosztów ,edycyny alternatywnej i komplementarnej w tym akupunktury, homeopatii, ajurwedy, osteopatii, chiropraktyki (chiro… co?) i tradycyjnej medycyny chińskiej.
- leczenie schorzeń przewlekłych (z OWU: choroba, które nie może być wyleczona przy pomocy znanych medycynie metod).
Definicje są bardzo szerokie, lub w ogóle ich nie ma, a to dobrze świadczy o polisie, bo działa w wielu przypadkach, nie stawiając żadnych warunków. Na przykład definicja nowotworu brzmi tak:
„Zdiagnozowana złośliwa narośl, potwierdzona wynikiem badania histopatologicznego i charakteryzująca się niekontrolowanym wzrostem złośliwych komórek i naciekaniem tkanki. Określenie „złośliwy” obejmuje również białaczkę, chłoniaka i mięsaka”
Nie ma też wymienionych zabiegów, np. operacja wyrostka, wszczepienie stentów, itp. – bo to wszystko podchodzi pod zabiegi chirurgiczne. Można zaryzykować stwierdzenie, że faktycznie jest to polisa typu „all risk”, czyli od wszelkich możliwych zdarzeń: jednym słowem – full wypas.
Ograniczenia i haczyki: jest ich niewiele, ale…
Moje wątpliwości budzi zapis, że leczenie uruchamiane jest wtedy, gdy ubezpieczony spełni warunki z punktu widzenia „objawów, diagnozy i leczenia schorzenia”. Czyli, że nikt nie będzie kwestionował potrzeby leczenia. I generalnie przy każdej potrzebie skorzystania polisy muszę kontaktować się z centrum owej wrocławskiej firmy, która jest pełnomocnikiem Lloyd’s. Mam nadzieję, że to tylko formalność, a nie kruczek w umowie.
Jakieś haczyki? Jeśli chodzi o leczenie ambulatoryjne, czyli krótką wizytę w gabinecie, to w pakcie podstawowym tego nie ma. W żadnym pakiecie nie ma też leczenia AIDS, leczenia niepłodności, finansowania terapii eksperymentalanych, prowadzenia ciąży czy leczenia skutków uprawiania niebezpiecznych sportów (choć np. rekreacyjnej jazdy konnej już tak).
Na żadną przypadłość nie można chorować w chwili podpisywania umowy (to standard), karencja wynosi 3 miesiące od podpisania umowy, a w przypadku chorób psychicznych – 10 miesięcy. Pamiętajmy też, że leczymy się u lekarzy i w przychodniach wskazanych przez ubezpieczyciela.
Leczenie z udziałem własnym. Czy to się opłaca?
Ile kosztują takie dobrodziejstwa? Kosztują sporo. Cen na stronie nie ma, dlatego wypełniłem wniosek. Podobno można zostać poproszonym o zrobienie badań diagnostycznych, za które płaci firma, ale mnie to ominęło (szkoda, mógłbym się przebadać za darmo :-))
W moim przypadku, czyli 33-letniego okazu zdrowia, zapłaciłbym składkę w wysokości:
- Plan Silver – 129 euro/miesiąc
- Plan Gold – 139 euro/miesiąc
- Plan Platinum – 169 euro/miesiąc
Można wybrać płatność kwartalną, albo roczną, wtedy jest ciut taniej, a dokładnie o ok. 100-130 euro. Firma ma chyba świadomość, że ceny mogą być zaporowe – to w końcu ok. 550 zł za osobę miesięcznie! – dlatego można skorzystać z obniżki dzięki udziałowi własnemu.
Jeśli w razie zachorowania zdecydujemy pokryć część wydatków, to miesięczna składka idzie w dół. I tak: jeśli wybierzemy wariant z wkładem własnym w wysokości 4.000 euro to miesięcznie za wersję podstawową płacimy 65 euro za Silver, 69 euro za Gold i 84 euro za Platinum. Czyli prawie dwa razy mniej, niż w wersji bez wkładu własnego.
Przy udziale 7.000 euro różnica nie jest już tak duża – 52 euro, 55 euro i 68 euro miesięcznie. Umowę podpisuje się na rok z opcją przedłużenia (nie dzieje się to automatycznie).
Aha, o Brexit nie należy się martwić, bo firma otworzyła spółkę-córkę w Brukseli.
A jeśli nie Lloyd’s to co? Best Doctors od Allianza
Podsumowując: nie jest to polisa skierowana dla masowego klienta. Jeśli chciałoby się ubezpieczyć małżeństwo, to musiałoby wydać 260 euro miesięcznie i ponad 3000 euro rocznie. Wydałby ktoś 13,000 zł na ubezpieczenie? Jeśli natomiast stać nas na taki wydatek, chcemy unikać polskich szpitali jak ognia, to polisa Lloyd’s wygląda całkiem atrakcyjnie.
A co jeśli chcemy się zabezpieczyć, ale nie mamy takiego budżetu? Ofert ubezpieczenia leczenia za granicą jest w Polsce… jak na lekarstwo. Znalazłem jeszcze hiszpańską polisę Best Doctors, którą można dokupić do polisy życiowej w Allianz. To zewnętrzna polisa o sumie ubezpieczenia 2.000.000 euro od drugiego roku trwania umowy. Polisa jest tańsza (jej cena to ryczałtowe 85 zł) niż ta od Lloyd’sa, ale ma mniejszy zakres. Obejmuje ona:
- zachorowanie na nowotwór
- konieczność przeprowadzenia zabiegu operacyjnego naczyń wieńcowych,
- zabieg kardiochirurgiczny wymiany lub naprawy zastawki,
- zabieg neurochirurgiczny,
- przeszczep od żywego dawcy narządów lub przeszczep szpiku kostnego.
W zasadzie to wszystkie najczęściej dopadające nas choróbska więc zapewne wiele osób może przyjrzeć się jej bliżej. Jeśli znacie jakieś inne polisy umożliwiające prywatne leczenie w Berlinie, Hambugru, czy w najlepszych szpitalach w USA – dajcie znać w komentarzach.
źródło zdjęcia: PixaBay