Niektórzy z nas nie lubią wchodzić w nowy rok z nie załatwionymi sprawami. To powoduje, że końcówka tego starego bywa nerwowa, a kalendarz napięty niczym struna. Zwłaszcza, gdy od nowego roku i tak nie będziesz miał gdzie mieszkać. Najgorzej jest wtedy, gdy zorientujesz się, że cały twój misterny plan weźmie w łeb, bo ktoś się pomylił, nie ogarnia, robi na złość albo ma w nosie. I gdy tym „ktosiem” jest… twój bank
W wigilijną noc dzieją się różne dziwne rzeczy. W tym roku na przykład napisał do mnie czytelnik, pan Maciek. Napisał, bo nie mógł się pogodzić z tym, że bank zepsuł mu radość i beztroskę Świąt Bożego Narodzenia. Czytelnik twierdzi, że bank zepsuł je niekompetencją pracowników. Czy czytelnik ma rację? Posłuchajcie i oceńcie sami. To taka opowieść wigilijna, tyle że finansowa.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Pan Maciej kupuje obecnie mieszkanie, w tym celu postanowił skorzystać z kredytu hipotecznego w banku BGŻ BNP Paribas. To jeden z sześciu-siedmiu największych banków w Polsce, niedawno przejął klientów austriackiego Raiffeisena. Mój czytelnik myślał, że tak duży bank z definicji musi być sprawnie działającą maszynką nie do zdarcia.
Akt notarialny zakupu mieszkania pan Maciej podpisał 12 grudnia, a termin przelewu na konto sprzedającego ustalono na 19 grudnia. Wszystkie dokumenty pan Maciej dostarczył do banku 14 grudnia. Już wcześniej miał pozytywną decyzję kredytową, chodziło tylko o uruchomienie umowy i wypłatę pieniędzy.
„Dokumenty zostały przyjęte, nie dostałem informacji, że czegokolwiek brakuje. Zgodnie z umową kredytową bank powinien uruchomić kredyt w ciągu 3 dni roboczych, czyli maksymalnie do 19 grudnia. Dopiero 19 grudnia dostałem informację, że BGŻ BNP Paribas kredytu nie uruchomi, ponieważ nie może uznać zaświadczenia z banku sprzedającego (Pekao) dotyczącego numeru rachunku, na który mają zostać przelane pieniądze w celu spłaty kredytu zaciągniętego przez sprzedającego”
To, że bank BGŻ BNP Paribas chciał mieć pewność, że pieniądze trafią na właściwe konto, nie jest dziwne. Gdyby bowiem sprzedający mieszkanie przeznaczył przelane przez BGŻ pieniądze na inny cel, niż spłata kredytu zaciągniętego w Pekao, to „żubr” nie zdjąłby z nieruchomości zabezpieczenia hipotecznego. A wtedy BGŻ nie mógłby wpisać na pierwszym miejscu hipoteki na swoją rzecz.
Kłopot w tym, że BGŻ BNP Paribas podważył zaświadczenie wystawione przez Pekao z dość dziwnego powodu. Otóż w tym zaświadczeniu nie pojawiło się sformułowanie „rachunek do spłaty kredytu” lub „rachunek techniczny”. A Bank Pekao napisał jedynie, że „kredyt jest ewidencjonowany na rachunku o numerze takim-a-takim i że należy przelać taką i taką sumę na ten rachunek w celu spłaty kredytu”.
Nie ma w tym zaświadczeniu sformułowania, które wykluczałoby sytuację, iż jest to zwykły ROR, do którego sprzedający mógłby mieć dostęp i wypłacić z niego pieniądze np. za pomocą bankomatu. Aczkolwiek jest sformułowanie o tym, że na ten rachunek trzeba przelać pieniądze „w celu spłaty kredytu”. Zdaniem mojego czytelnika na jedno wychodzi. Zdaniem banku BGŻ BNP Paribas – nie.
Pan Maciej się wściekł i zrobił w swoim banku awanturę. Wskórał tyle, że bank skierował temat do swojego biura prawnego. 21 grudnia na koniec dnia przyszła informacja, że biuro prawne BGŻBNP Paribas uznało dostarczone zaświadczenie z Pekao za prawidłowe. Koniec problemów? Bynajmniej.
Przeczytaj też: „To bank czy dom wariatów?”. Jesienią złożyli pierwszy wniosek o kredyt. Minęło pół roku i… czekają
Przeczytaj też: Zamknęła konto w Getinie i poprosiła bank o usunięcie swoich danych osobowych. Bank jej… odmówił. Co tu jest grane? Co na to RODO?
Ponieważ w akcie notarialnym była wskazana data uruchomienia kredytu do 19 grudnia, to BGŻ BNP Paribas zażądał dostarczenia… oświadczenia sprzedających, że zgadzają się na to, iż dostaną pieniądze do 3 stycznia przyszłego roku i że zrzekają się jakichkolwiek roszczeń z tytułu opóźnienia.
„Opóźnienie powstało jedynie z winy BGŻ – podważyli zaświadczenie, później się z tego wycofali, ale nie zrobili tego w terminie jaki mieli na uruchomienie kredytu. Ten twermin powinien być wykorzystany do takich weryfikacji. Z nowym wymogiem banku był problem, bo sprzedający dopiero się rozwiedli i mieszkają poza Warszawą. Bardzo trudno było przekonać sprzedających, bo coś takiego w ogóle podpisali”
Sprzedający finalnie się zgodzili, ale zażądali, by wpłata nastąpiła najpóźniej do 28 grudnia. Pan Maciej przekazał wyciśnięte ze sprzedających oświadczenie o tej właśnie treści, ale… obawia się, że znów pojawi się problem dla jego banku, który bardzo restrykcyjnie i niezbyt szybko wczytuje się we wszystkie otrzymane dokumenty.
„24 grudnia o godz. 14.00 dowiedziałem się tylko, że dokumenty zostały przekazane do działu w Krakowie zajmującego się weryfikacją dokumentów i uruchamianiem kredytów. Mój oddział banku nie otrzymał informacji, że czegokolwiek brakuje – natomiast może to znaczyć że dział z Krakowa zwyczajnie nawet jeszcze na te dokumenty nie spojrzał. Jest możliwość że 29 grudnia, czyli znowu w ostatnim dniu kolejnego trzydniowego terminu, dział od uruchamiania kredytu stwierdzi, że nie uruchomi kredytu, bo oświadczenie sprzedających przesuwało termin „tylko” na 28 grudnia. I tak w koło Macieju”
– pisze pan Maciej. Do nowego mieszkania miał się wprowadzić do 31 grudnia, tego dnia kończy mu się też umowa wynajmu obecnego lokalu. W związku z tym na chwilę obecną nie wie czy będzie miał gdzie mieszkać od 1 stycznia.
„Bank BGŻ przez swoją opieszałość i niekompetencję zrujnował mi (oraz rodzinie sprzedających) święta oraz krytycznie zagraża mojej dalszej egzystencji. Nie usłyszałem żadnego „przepraszamy”, żadnej deklaracji, że zrobią wszystko by sytuację wyjaśnić. W Wigilię skończyli pracę, wrócili do swoich rodzin i świętują Boże Narodzenie. I pewnie nawet przez myśl im nie przejdzie jak ich działania wpłynęły na mnie. Bankowiec z odrobiną empatii postawiłby się w mojej sytuacji i zadzwoniłby przynajmniej z głupimi przeprosinami”
– kończy opowieść wigilijną pan Maciej. Jestem w stanie zrozumieć, że w bankach mają teraz kredytową „spinkę”, że nie wyrabiają się z robotą, że nie trzymają terminów przewidzianych w umowach z klientami. Ale jeśli już dochodzi do takiej sytuacji, to przydałaby się odrobina spojrzenia na klienta jak na człowieka, a nie na rekord w bankowej bazie danych.
Oczywiście nie przeszkadzało to bankowi w składaniu panu Maciejowi – jak i wszystkim innym klientom – życzeń wspaniałych świąt.
Przeczytaj też: Pani Anna zarabia krocie, ale bank orzekł, że jej zdolność kredytowa wynosi… zero. Błąd w procedurach? Awaria scoringu? Dużo gorzej!
Czytaj też: Dwa miesiące czeka klient na rozpatrzenie wniosku kredytowego! Czy banki łamią prawo?