Premier Mateusz Morawiecki powiedział, że w przyszłym roku nie będzie podwyżek cen energii. Minister energii zapowiada, że koncerny energetyczne wycofają się z żądań podwyżek, a potem mówi, że tylko tak mu się wydaje. Kociokwik jak się patrzy. Ale podwyżki cen prądu na pewno będą. Nawet jeśli nie zobaczymy ich na rachunkach za prąd, to zapłacimy przy okazji zakupów w sklepach. Ile więcej? Postanowiłem to sprawdzić
Już wiadomo, że więcej za prąd – o 30-80% – zapłacą samorządy, firmy tramwajowe, koleje, producenci mebli, producenci pralek, magazynierzy, rolnicy… Czyli wszyscy ci odbiorcy energii, którzy korzystają z prądu w taryfach „wolnorynkowych”. A czy większe rachunki zobaczymy my, zwykli zjadacze bułek? Oto jest pytanie.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Ile zapłacimy za prąd? Dowiemy się dopiero po Sylwestrze?
Za trzy tygodnie powinny zacząć obowiązywać – po zatwierdzeniu przez Urząd Regulacji Energetyki – nowe taryfy za zużycie energii elektrycznej dla gospodarstw domowych (firmy poprosiły o zgodę na podwyżki średnio o 25%). Oznacza to wzrost rachunków o ok. 11 zł miesięcznie przy typowym, rocznym zużyciu prądu na poziomie 2200 kWh.
Powinny, ale pewnie nie zaczną. Wczoraj premier Mateusz Morawiecki na mównicy sejmowej obiecał, że podwyżek nie będzie, a minister energii wyjaśnił, że grupy energetyczne… wycofają z URE wnioski o podwyżki.
Wcześniej był inny dziwaczny pomysł – miał powstać fundusz, z którego państwo rekompensowałoby nam wzrost cen energii. Założenia tej koncepcji rodem z gospodarki centralnie sterowanej opisaliśmy tutaj: „Minister energii zapowiada, że dopłaci nam do rachunków za prąd. Żeby podwyżki nie bolały. Ile dopłaci? Komu? Skąd weźmie kasę?”
Skasowanie wniosków o podwyżki nie jest pewne, bo już po kilku godzinach minister energii zaczął wycofywać się ze swoich kategorycznych stwierdzeń. „Przypuszczam, że firmy wycofają wnioski, ale nie powiedziałem im, żeby to zrobiły, bo są niezależne”. Dodajmy – notowane na giełdzie, więc o takiej decyzji musiałyby poinformować inwestorów.
Gdyby spełnił się czarny scenariusz i płacilibyśmy za prąd tyle, na ile chciałyby go wyceniać prywatne firmy (czyli gdyby nie było ministerstwa, URE i całego mechanizmu „blokującego”), ceny musiałyby pójść w górę o jakieś 50%. I płacilibyśmy za energię prawie najdrożej w regionie. Więcej płaciliby tylko Niemcy i Duńczycy. Ale w ich przypadku wysokie rachunki są związane ze wsparciem na odnawialne źródła energii – u nas na węgiel.
Czytaj: Z czego składa się rachunek za prąd? Pisaliśmy o tym tutaj
A jeśli podwyżek prądu dla domu nie będzie? Czy koncernom energetycznym coś grozi?
Czy gdyby koncerny energetyczne nie podniosły cen odbiorcom indywidualnym (a zafundowałyby podwyżki tylko firmom i samorządom), to grozi im załamanie finansów? Pamiętam czasy, gdy wielkie państwowe grupy energetyczne wchodziły na giełdę – ówczesne zarządy kreśliły wizję stabilnego, regulowanego biznesu, który rok w rok będzie wypłacał akcjonariuszom dywidendę.
Stabilność? Już dziś wiemy, że to była ściema. W ostatnich trzech latach wartość rynkowa państwowych grup energetycznych spadła o kilkanaście miliardów złotych. Ostatnio PGE, czy Tauron wstrzymały wypłatę dywidend. Powód? Chcą, by starczyło pieniędzy na inwestycje, a może też na „prezenty” dla klientów w postaci braku podwyżek tam, gdzie powinny być, ale z przyczyn politycznych nie można sobie na to pozwolić.
Czyli to ich akcjonariusze – w większości prywatni, a także firmy ubezpieczeniowe, fundusze inwestycyjne, emerytalne – de facto „dopłacają” do naszych rachunków za prąd. A spadające ceny akcji koncernów energetycznych świadczą o tym, że chętnych do bycia takimi frajerami jest coraz mniej.
Jakkolwiek niemożność sprzedawania gospodarstwom domowym energii po cenie rynkowej uderza energetyków po kieszeni, to jednak koncerny energetyczne mają zagwarantowany stały dopływ gotówki w postaci stałych opłat za dystrybucję energii (stanowią mniej więcej połowę naszych rachunków za prąd), a do tego wkrótce dostaną dodatkową gotówkę do ręki dzięki wprowadzeniu tzw. „rynkowi mocy” (to rodzaj pomocy publicznej zatwierdzony przez Komisję Europejską).
Od lat ceny dla gospodarstw domowych są de facto dotowane, tyle, że po kryjomu, bo podwyżki są przerzucane na małe i średnie firmy. One prawdopodobnie płacą za prąd najwięcej w Europie. Więc firmy energetyczne jakoś sobie radzą. Są przyzwyczajone do tego, że nasze, konsumenckie rachunki za prąd – tak samo, jak za paliwo – to „sprawa polityczna”. Wyborcy potrafią za takie podwyżki ukarać rządzących przy urnie. Dlatego żadna ekipa rządowa nie zdecydowała się na urealnienie cen energii dla odbiorców indywidualnych.
O ile wzrosną ceny w sklepach z powodu droższego prądu dla firm?
Niezależnie od tego czy nasze domowe rachunki za prąd oficjalnie wzrosną czy nie – jest pewne, że zapłacimy za podwyżki cen prądu dla przedsiębiorstw i samorządów. Czy można oszacować o ile wzrosną ceny? To trudne, bo zależy od tego jak bardzo firmy będą w stanie zjechać ze swoją marżą żeby wziąć na klatę podwyżki. Mogą też szukać oszczędności. Może być też inny scenariusz – skoro media trąbią o podwyżkach, to przedsiębiorcy mogą wykorzystać to jako pretekst do podniesienia cen.
W trakcie ostatniego Forum Ekonomicznego w Krynicy minister energii Krzysztof Tchórzewski mówił, żeby nie popadać w histerię z powodu podwyżek cen prądu dla firm, bo stanowią mikrą część wszystkich kosztów. Krótki fact-checking potwierdza słowa ministra. Średni udział energii w kosztach firm w Polsce jest marginalny i wynosi 2,2%, jedynie dla 10% przetwórstwa przemysłowego przekracza on 5%.
Firmy od kilku miesięcy raportują propozycje cenowe jakie dostają od grup energetycznych na przyszły rok. To ważne informacje, bo jednego cennika, żeby sobie zajrzeć na stronę i porównać – nie ma.
I tak np. firma z grupy Specjał, która jest właścicielem sieci sklepów i delikatesów otrzymała ofertę o 70% wyższej stawki za energię w 2019 r., zakłady wodociągowe – średnio 26% w górę w skali kraju. Samorządy? Np. gmina Potęgowo na Pomorzu – 48% w górę. Warszawa jeszcze więcej – podwyżki cen prądu dla tramwajów, metra i kolei sięgają 50-70% Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski już zapowiedział podwyżki cen biletów.
Money.pl informował o piekarni, która podwyższyła we wrześniu cenę bochenka chleba o 25%. Ale bardziej z powodu wzrostu cen paliwa, niż energii (choć trochę też). Bank Credit Agricole szacował, że wzrost cen prądu (w hurcie) o 50-70 % przyczyni się do zwiększenia tempa wzrostu cen konsumpcyjnych usług o 0,5-0,7 pkt. proc.
Wygląda więc na to, że z cenami prądu jest więcej histerii niż realnych kłopotów. Rząd w swoim niezdecydowaniu ten chaos tylko powiększa panikę. Wyższe ceny nie muszą zawsze oznaczać wyższych rachunków – po pierwsze nauczymy się szanować energię i ograniczymy zużycie, a po drugie będziemy szukać własnych źródeł prądu, które w tym roku stały się już tańsze niż prąd z elektrowni.