Premier Mateusz Morawiecki powołał na stanowisko przewodniczącego Komisji Nadzoru Finansowego dra Jacka Jastrzębskiego, prawnika (rocznik 1980), który ostatnich dziesięć lat przepracował jako zastępca szefa departamentu prawnego w PKO BP. Boję się, że to niewykorzystana szansa na rozpoczęcie z przytupem odnowy i odzyskiwania wiarygodności przez państwowy nadzór bankowy
Nie mam nic przeciwko drowi Jackowi Jastrzębskiemu. Nie znam go bliżej (ani nawet dalej), więc nie jestem w stanie ocenić jego kwalifikacji do pełnienia funkcji szefa KNF. Trzymam kciuki za to, żeby mu się udało poskładać rozrzucone klocki zaufania do państwowego nadzoru nad bankami. Kłopot w tym, że nie mam przekonania czy jest to właściwa osoba do tego zadania, na te czasy.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Wielkie doświadczenie, silna osobowość, w CV niezależność od polityków, autorytet na rynku bankowym – tego potrzebujemy. Czy istnieje na świecie trzydziestoparolatek, który może nam to dać? Wydaje mi się, że z definicji nie, ale może się mylę?
Komisja Nadzoru Finansowego, jak i cały system nadzoru finansowego, przechodzi dziś największy w historii kryzys zaufania. Wyszło na jaw, że przewodniczący KNF toczy z właścicielem banków „prywatne negocjacje” i wspólnie zastanawiają się czy „plan Zdzisława” jest dla właściciela banków dobry czy jednak może nie. Co więcej, żeby to ustalić idą do gabinetu prezesa NBP. Nie wiemy co na to Zdzisław (Sokal), ale Adam (Glapiński), prezes NBP wszelkie zarzuty dotyczące sposobu działania nadzoru bankowego określa mianem „szumu medialnego”.
Bomba atomowa, KNF zaczyna od nowa
Dla wiarygodności nadzoru finansowego te wszystkie fakty są jak bomba atomowa. Dziś każdy posiadacz depozytu w polskim banku może się zastanawiać „czy ktoś pilnuje bezpieczeństwa moich pieniędzy?”. Bo sytuacja wygląda mniej więcej tak, jakby, dajmy na to, policjant kierujący ruchem na skrzyżowaniu zszedł ze stanowiska i zaczął negocjować z właścicielem największej limuzyny czy za drobną opłatą ten nie mógłby on mieć zawsze pierwszeństwa. I jakby potem razem poszli omawiać cenę z szefem drogówki. Czy ktoś ma pewność, że na takim skrzyżowaniu nie dojdzie do wypadku?
Jest niewesoło i dobrym krokiem, by przynajmniej zapoczątkować odnowę, dać sygnał, że teraz będzie inaczej i że żarty z nadzoru bankowego się skończyły, byłoby powołanie na stanowisko szefa KNF osoby powszechnie znanej, szanowanej, z siwą głową i wielkim autorytetem na rynku finansowym. Takiego człowieka, który całym swoim życiem zaświadczył, że nie będzie niczyim chłopcem na posyłki. Że będzie niezależny od rządu, opozycji oraz od właścicieli banków. Że już nie będzie tak, jak było
Być może nowy przewodniczący taką pozycję sobie wyrobi. Tyle, że my nie mamy czas, żeby na to czekać. Gdy mianowano poprzedniego szefa KNF Marka Chrzanowskiego, swój felieton powitalny zatytułowałem „Młokos z ambicjami porządzi bankami”. Przyznaję, to było złośliwe i niegrzeczne. Ale, kurczę, dzisiaj musiałbym chyba napisać coś podobnego.
„Silny i niezależny nadzór finansowy jest istotnym elementem budowania bezpieczeństwa obrotu gospodarczego w Polsce oraz zaufania Polaków do sektora finansowego”
– powiedział premier, wręczając nominację Jackowi Jastrzębskiemu. Tylko czy 38-letni prawnik, który nie pracował wcześniej w nadzorze finansowym, ani w banku centralnym, ani nie jest powszechnie znanym ekonomistą, ani – nie ze swojej winy, po prostu ze względu na wiek – nie ma „pamięci instytucjonalnej” o polskiej branży bankowej, będzie w stanie odbudować silny i niezależny nadzór? Czy będzie umiał postawić się premierowi albo prezesowi największego banku?
Znów powiew młodości w KNF
Od strony „papierów” wszystko się zgadza. Mamy człowieka świetnie wykształconego, absolwenta Uniwersytetu Warszawskiego i Szkoły Głównej Handlowej, człowieka z dyplomem prawnika specjalizującego się w prawie cywilnym (odszkodowania, czeki, weksle) i problemach rynku kapitałowego oraz z papierami dyplomowanego ekonomisty. stypendystę programu Professional LL.M. na University of California.
Kariera naukowa niemal wzorowa – w 2005 r. doktorat, w 2011 r. habilitacja. W bankowości – taka sobie (przynajmniej jak na funkcję, którą został obdarzony). Od dziesięciu lat zastępca szefa departamentu prawnego w największym, co prawda, polskim banku. Banku kierowanego przez prezesa Zbigniewa Jagiełłę, jednego z głównych członków „drużyny Morawieckiego”.
Kryteria, które od jakiegoś czasu warunkują możliwość bycia szefem KNF nie są jakoś szczególnie wygórowane (mówi o nich art. 7 ust. 1 ustawy o nadzorze nad rynkiem finansowym). Polskie obywatelstwo, niekaralność, pełnia praw publicznych, „odpowiednia” wiedza w zakresie nadzoru nad rynkiem, nieposzlakowana opinia, wyższe wykształcenie ekonomiczne lub prawnicze i trzy lata stażu na stanowisku kierowniczym. That’s all.
Ale to nie oznacza, że premier Mateusz Morawiecki nie mógłby pozwolić sobie na odrobinę fantazji i wybrać na nowego szefa nadzoru finansowego kogoś, kto całym swoim życiem udowodnił, że od polityków potrafi być niezależny, Taki background dawałby już dziś szansę, że zaczniemy wierzyć w „silny i niezależny nadzór”, cytując premiera. Ale jest jak jest i pozostaje trzymać kciuki za nowego szefa KNF, by z czasem tę wiarę i on nam zaczął dawać.