Ludzie listy piszą, zwykłe, polecone. A poznański prawnik Jacek Szymański, reprezentujący klientów w sprawach dotyczących słynnych polisolokat, napisał list do… Leszka Czarneckiego, głównego udziałowca Getin Banku i okolicznych biznesów, np. Idea Banku, czy Open Finance. Prawnik prosi jednego z najbogatszych Polaków o… pomoc w wyegzekwowaniu jego własnych słów
Szymański specjallizuje się w sprawach sądowych przeciwko towarzystwom ubezpieczeniowym, głównie dotyczących polis inwestycyjnych i stosowania nieuczciwych praktyk rynkowych (czyli missellingu). Jest zaprzyjaźniony w „Subiektywnie o finansach” i czasem odpowiada na pytania naszych czytelników (na stronie głównej www.subiektywnieofinansach.pl jest informacja jak można poprosić go o radę).
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Co prawda prawnicy uchodzą za gatunek człowieka, który trudno jest pozbawić nadziei, ale pisanie listu do Leszka Czarneckiego z prośbą o pomoc dowodzi pewnego rodzaju desperacji. Albo poczucia humoru.
Tutaj: Pełna wersja listu prawnika do Leszka Czarneckiego
Prawnik do skruszonego Leszka C.: „usłyszałem, więc piszę…”
Mec. Szymański wziął za dobrą monetę zapowiedzi Leszka Czarneckiego z Karpacza, że jeśli w jego „firmach” działy się brzydkie rzeczy, na przykład misselling, to klientom zostaną przyznane rekompensaty. Ostatnio nawet Idea Bank utworzył mniej więcej 14 mln zł rezerw na odszkodowania i reklamacje klientów, którym oferował obligacje Getbacku i 42 mln zł rezerw związanych ze zwrotem prowizji od polis inwestycyjnych.
„Prawie każdego dnia, w ramach swojej działalności, spotykam ludzi, którzy mają do Pana pretensje. Kiedy im tłumaczę, że ich sytuacja to nie do końca Pańska osobista wina, że to może bardziej zarządy Pańskich spółek, że to wszystko jest bardziej złożone, to tych wyjaśnień ze spokojem nie przyjmują”
– pisze prawnik do ubożejącego z powodu spadku cen akcji Getinu i Idea Banku miliardera. I dodaje, że wszyscy jego klienci, którzy mają produkt „od Leszka Czarneckiego” opowiadają podobne historie. Mówią o zapewnieniach pewnych zysków, możliwościach wyjścia z umowy już za kilka lat, o opcji szybszej spłaty kredytu hipotecznego, o ubezpieczeniach od wzrostu stopy procentowej, czy aneksach obniżających chwilowo wysokość raty, czyniąc ostateczne kredyt znacznie wyższym.
„W związku z tym, że czuję się zachęcony Pańską deklaracją, poczuciem winy i jak wolą naprawy sytuacji w dobrze udokumentowanych przypadkach missellingu, tą drogą chciałem złożyć reklamacje w imieniu dwóch moich Klientów. Wydaje mi się bowiem, że do pracowników Pańskich spółek, Pana oświadczenie nie trafiło i wbrew Pańskim w tym zakresie wytycznym, nie uwzględniają nawet tych najbardziej oczywistych reklamacji”
– czytamy w liście. Pierwszym przykładem jest klient, który zainwestował w Pareto, czyli polisę inwestycyjną, która była oparta na opcjach giełdowych i wystawiona przez firmę ubezpieczeniową Europa (niegdyś też była w „stajni” Czarneckiego).
Wydrukowali klientowi tabelkę ze scenariuszem. Niemożliwym
Poprzednio klient miał w Noble Banku zwykłą lokatę. Był zadowolony, ale dostał telefon od swojego doradcy, który powiedział, że ma lepszą opcję. To miał być „świetny produkt”. Po piątym roku miał wygenerować zysk nawet po potrąceniu opłaty likwidacyjnej.
Ale wartość Pareto w ciągu kilku miesięcy spadła do 25% początkowej wartości. Czy to pech, rynkowy niefart, chwilowe niepowodzenie? Według prawnika niestety nie. Na dowód opublikował razem z listem otwartym tabelkę, którą pracownik spółki Leszka Czarneckiego przedstawił jego klientowi (czytelna wersja jest tutaj):
„Jeżeli nadal nie jest Pan przekonany czy to, co w tej tabelce wskazano, było choćby teoretycznie możliwe, to proszę, żeby się Pan skonsultował z ludźmi z TU Europa. Oni mówią, że to niemożliwe, żeby jakikolwiek zysk w pierwszym roku się pojawił. Mówią, też, że żaden Klient nie powinien w ogóle brać pod uwagę rozwiązania umowy przed terminem rozwiązania umowy, bo to wbrew idei produktu. Pański zaś doradca wyskalował mojemu klientowi horyzont inwestycyjny na osiem lat i już wtedy jego zyski miały przekroczyć 100%”
– pisze prawnik. Po półtora roku jego klient zamiast mieć na rachunku ok. 400.000 zł wypracowanych z wpłaconych przez niego niemal 300.000 zł, miał już tylko 160.000 zł. Ponieważ nic nie zgadzało się z zapowiedziami doradcy, klient postanowił rozwiązać umowę. tracąc – po potrąceniu opłaty likwidacyjnej – ponad 260.000 zł.
„Ta tabelka z mojego punktu widzenia jest bardzo czytelnym dowodem stosowania przez Pańską firmę nieuczciwych praktyk rynkowych. Do niej dorzucić jeszcze należy maile, które te kalkulacje uwiarygadniały. To wszystko Pańskiej spółce już wysłałem i dostałem też odpowiedź. Jestem przekonany, że by się Pan pod nią nie podpisał. Napisano w niej mianowicie, że mój Klient, decydując się na zawarcie umowy „błędnie pominął etap komplementarny, czyli udostępnienie pełnej dokumentacji produktu” Na tym się w zasadzie skończyło. Miał przeczytać dokumenty, a nie przeczytał”
– relacjonuje mec. Szymański. I zastanawia się nad tym czy istnieje jakiś bardziej czytelny dowód missellingu niż ta tabelka. I czy istnieje jakaś większa rozbieżność między tym, co Leszek Czarnecki obiecywał w sprawie missellingu, a tym czego posiadace produktów oferowanych przez jego firmy doświadczają teraz czytając odpowiedzi na swoje reklamacje.
Napisali klientowi, że nie można wycofać się bez kosztów. Kłamali
Druga sprawa, o której mec. Szymański pisze w liście otwartym do Leszka Czarneckiego to kredyt we frankach i ubezpieczenie wad tytułu prawnego do nieruchomości. Sprawa nie jest specjalnie skomplikowana. Klient chciał kredytu – niemal 4 mln zł. Pracownik banku zrobił analizy i wyszło mu, że klient będzie miał lepszą zdolność kredytową jeżeli kupi też polisę Pareto i ubezpieczy nieruchomość od wad prawnych.
Za to ostatnie ubezpieczenie ważne tylko rok klient zapłacił 200.000 zł, a suma ubezpieczenia wynosiła 300.000 zł. Dzień po zawarciu umowy klient uznał, że to przedsięwzięcie jednak nie jest dla niego. Przysługiwało mu 14 dni na odstąpienie od umowy, chciał z niego skorzystać i poinformował o tym pracownika banku. Odpowiedź, którą otrzymał i która jest w rękach klienta była taka, że owszem, może odstąpić od umowy, ale za ubezpieczenie będzie musiał i tak zapłacić.
Klient się przestraszył i od umowy nie odstąpił. A rzeczywistość była taka, że mógł odstąpić i nic nie mogłoby go to kosztować. W tym przypadku pracownicy z działu reklamacji Getin Banku już nie mówili o „komplementarnym etapie polegającym na udostepnieniu dokumentów”, tylko napisali, że „bank nie uznaje żadnych roszczeń”, nie tłumacząc czy to, co się wydarzyło, jest ich zdaniem zgodne czy też niezgodne z prawem.
Pisałem o tej sprawie: Ubezpieczenie-widmo, czyli gdzie zniknęło 205.000 zł?
Pracownicy Leszka Czarneckiego nie wiedzą co on sam obiecał?
Na koniec mec. Szymański prosi Leszka Czarneckiego o osobistą odpowiedź. I o dowód, że obietnica wyrównania strat ofiarom missellingu to nie tylko pusta deklaracja. No i będzie miał bankowy krezus problem. Przypadki opisane przez prawnika rzeczywiście wyglądają słabo – w jednym jest matematycznie niemożliwa do zmaterializowania obietnica zarobku, a w drugim – wprowadzenie klienta w błąd w sprawie możliwości wycofania się z umowy. W obu przypadkach reklamacje zostały odrzucone. A deklaracje Leszka Czarneckiego coraz boleśniej kłują w oczy.