KNF odsyła obligatariuszy Getbacku do prokuratury. Ale jak udowodnić sprzedawcom misselling? Są przypadki, w których się udało!

KNF odsyła obligatariuszy Getbacku do prokuratury. Ale jak udowodnić sprzedawcom misselling? Są przypadki, w których się udało!

Czy posiadacze obligacji Getbacku mają szansę na odzyskanie pieniędzy? Z majątku spółki prawdopodobnie nie uda się wycisnąć zbyt wiele, ze spłatą portfeli wierzytelności też może być nietęgo. Jedyną drogą wydaje się być żądanie odszkodowań od sprzedawców. A jak? Na „Subiektywnie…” opisałem kilka przypadków, w których misseling został udowodniony i ukarany

Getback, który pożyczył od inwestorów 2,5 mld zł na zakup portfeli długów, by stać się największym windykatorem w Polsce, najpewniej nie wyjdzie suchą stopą z tarapatów. Spółka nie reguluje zobowiązań, jej obligacjami, ani akcjami nie można handlować. Odzyskanie choćby części pieniędzy może być trudne i długotrwałe. Spółka zaproponowała, że odda 65% pieniędzy w ciągu czterech lat, ale wątpliwe, by wierzyciele się na to zgodzili.

Zobacz również:

KNF do klientów: „idźcie do prokuratury!”

Co robić? Wielu inwestorów twierdzi, że zostali wprowadzeni w błąd, gdyż wmawiano im, że kupują superbezpieczne papiery, porównywalne poziomem pewności z depozytami bankowymi. W związku z tymi zapewnieniami inwestorzy często wkładali w te obligacje wszystkie swoje oszczędności (bo skoro nie da się stracić, a do wzięcia jest 6-7% rocznie…). Teraz mają pretensje do pośredników.

Czytaj też: Kupili obligacje Getback, a teraz drżą o swoje pieniądze. Bo polski rynek obligacji to proteza

Urząd Komisji Nadzoru Finansowego wydał w czwartek komunikat, w którym zachęca inwestorów, by z wątpliwościami tego typu zwracali się do prokuratury. Bo wprowadzanie inwestora w błąd to przestępstwo:

„Z dotychczasowych skarg od inwestorów wynika, że niektórzy pośrednicy nie uwzględniali indywidualnej sytuacji klientów, ich wiedzy i doświadczenia na rynku finansowym. (…) Z niektórych skarg i załączonych do nich wydruków mailowych wynika, że inwestorzy mogli zostać wprowadzeni w błąd co do natury instrumentu finansowego, jakim są obligacje oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w te papiery wartościowe”

– czytamy w komunikacie. KNF wskazuje, iż takie zachowanie może podpadać pod paragraf o oszustwie, czyli pod art. 286 par. 1 kodeksu karnego mówiący o „wprowadzeniu w błąd w celu osiągnięcia korzyści majątkowej”. Gdyby prokuratura postawiła zarzuty, a sąd je potwierdził, oznaczałoby to, iż można domagać się odszkodowania od sprzedawcy lub instytucji, która go zatrudniała i nie kontrolowała procesu wciskania kitu.

O tym, że inwestorów wprowadzonych w błąd było niemało huczy cały internet. Oczywiście: tych rzeczywiście wprowadzonych w błąd jest mniej, niż podających się za ofiary oszustw. Niejeden inwestor poszedł na lep wysokiego procentu z chciwości, nie z nieświadomości. Zresztą w tej chciwości nie ma nic nagannego, o ile jest zamknięta w ramy portfela inwestycyjnego i zasad sensownego inwestowania

Czytaj też: Chciwi pośrednicy i nieetyczna sprzedaż? Nie tylko. Oto pięć powodów, które wpędziły w kłopoty obligatariuszy Getbacku

To co wyprawiali sprzedawcy (prowizje za sprzedaż obligacji Getbacku były od dawna największe) w wielu przypadkach zasługuje na karę. Być może to największy misselling od czasu polis inwestycyjnych, gdy w kilku grupach bankowych wciskano Pareto, Librę i Lucro jako zamiennik depozytów? Niedawno napisał do mnie pan Bartek, który ma podobne przeczucie:

„Pragnę zwrócić uwagę na gigantyczną w tej sprawie skalę odpowiedzialności akwizytorów (zwanych oficjalnie „private bankers”). Uważam że skala ta – już powoli wychodząca na jaw – jest znacznie większa niż nam się wszystkim może wydawać. I może zatopić przynajmniej jedną z dużych grup bankowych”

Czytaj też: Bankowiec okłamywał klienta w sprawie wyników jego inwestycji. Szok i niedowierzanie

Perfekcyjne pranie mózgu

Pan Bartek opowiedział mi swoją historię. O tym jak dostał się w ręce takiego prawdziwego akwizytora – private bankera Pawła. O tym, że kilkakrotnie w rozmowach był dość agresywnie i obcesowo przekonywany że jego portfel jest zbyt jednolity, zbyt konserwatywny, za mocno przesączony depozytową nudą.

„Na początku 2018 r. postanowiłem umorzyć część posiadanych funduszy Open Life. Sam nie wiem jak, ale dałem się namówić na likwidację nieco większej „porcji” niż chciałem i do zakupu obligacji GetBack. Może zadziałało perfekcyjne pranie mózgu zaordynowane przez private baniera Pawła, może oprocentowanie 6%, może to, że spółka była tak zachwalana przez analityków?”

Gdy wybuchła afera Getbacku mój czytelnik zadzwonił do Pawła K. Ten najpierw nie odbierał telefonów, po kilku dniach zaczął zapewniać, że nic złego się nie dzieje. Potem, że spółka „właśnie przelała” pieniądze z odsetek („ja już widzę przelane środki na naszych rachunkach, proszę tylko zaczekać do poniedziałku”, Quercus nie dostał, ale my mamy, lepszy ekskluzywny kontakt z Getback”). Oczywiście, żadnych pieniędzy nie było. Za to ściema i panika sprzedawcy – była i to jaka.

„Obserwuję wzbierającą na różnych forach falę wypowiedzi i wnioskuję, że takich jak ja inwestorów może być więcej. Mam nieodparte wrażenie że znaczna większość z ponad 9.000 obejmujących prywatne emisje zostało ich właścicielami za pośrednictwem zaledwie kilku grup bankowych, wśród nich była np. Idea i Lions Bank. Część obligatariuszy wystąpi do sądu z wnioskiem o odszkodowanie. Część wycofa środki z tych instytucji, tracąc do nich zaufanie. Ja wycofałem prawie 20 razy tyle, ile „umoczyłem” w obligacje Getbacku. W skali kraju mogą to być miliardy”

– konkluduje mój czytelnik. I ma rację. Nie tak dawno pisałem o przykrym losie Open Finance, któremu do dziś odbija się czkawką sprzedawanie polisowego kitu przed laty. Spadek zaufania inwestorów potrafi zaboleć i to może być porównywalny ból do konieczności płacenia odszkodowań poszkodowanym inwestorom.

A odszkodowania? Te również – głęboko w to wierzę – się pojawią. Owszem, trzeba udowodnić, że sprzedawca ukrył przed klientem naturę tej inwestycji, ale w wielu przypadkach są e-maile, zapisy korespondencji sprzedawców z klientami… Nie wszystkie ślady udało się zatrzeć, zaręczam. A jak się ma dobrego prawnika…

Czytaj też: Agent Generali wprowadził klientkę w błąd. I są na to dowody. A co firma ubezpieczeniowa na to? Osłabiające

Czytaj też: Układ z Getbackiem, czyli nie mamy pańskiego płaszcza i…

Tak prawnik z klientem udowodnili misselling

Kiedyś opisywałem sprawę, w której chodziło o misselling, w której fortelem nie lada popisał się reprezentujący konsumenta poznański prawnik, mec. Jacek Szymański. Udało mu się – dacie wiarę? – uzyskać od jednego z byłych pracowników sieci doradców finansowych oświadczenie, z którego wynikało, iż ów pracownik nie wiedział co sprzedaje, a na szkoleniach dostawał dokładne instrukcje co ma mówić klientom. Mając coś takiego w ręku nie można nie wywalczyć odszkodowania.

Czytaj więcej: Szczere oświadczenie pośrednika finansowego. „Kłamałem, bo kazali”

Albo inna historia. Jak wynika z opowieści wielu klientów, nabywcy polis inwestycyjnych, m.in. Pareto i Libra, byli przekonywani do ich zakupu za pomocą wykresu, z którego wynikało, że po pięciu latach będą mogli wypłacić swoje pieniądze z określonym zyskiem. Znałem dziesiątki takich opowieści, ale żaden klient nie dostał od sprzedawcy takiego wykresu do domu, ani na e-maila. Można było go zobaczyć na ekranie komputera doradcy, ale nie zdarzało się, by chcieli oni zostawiać ślady.

„Trafiłem na nieroztropnego sprzedawcę, który regułę niewydawania tego wykresu złamał i szczegółowe wyliczenia przesłał klientce na e-maila. Wynika z niego, że po pięciu latach trwania umowy klientka będzie mogła wypłacić ok. 107.000 zł. Pięć lat minęło, a klientka zamiast 107.000 zł może wypłacić 40.000 zł z wpłaconych 88.000 zł. Zarówno z uwagi na opłaty, jak i z powodu tajemniczego obniżenia wartości indeksu, od którego jest liczona wartość inwestycji)”

– opowiadał mi poznański prawnik. Z tego słynnego e-maila wynikły jeszcze inne interesujące rzeczy. Np. fakt, iż w ramach rozmów z klientami używano pojęcia „lokaty oszczędnościowej”, co mogło wprowadzić klienta w błąd, bo żadna lokata to nie była. Nie pisano też, że jest to ubezpieczenie, choć właśnie taką formę miała ta inwestycja. Klient kupował więc inwestycję opakowaną jako polisa, a mówiono mu – i pisano! – że nabywa „lokatę oszczędnościową”.

Czytaj więcej: Doradca finansowy kłamał w żywe oczy. Wpadł przez głupi błąd

A jak było z Getbackiem? Gdyby ktoś zaczął dziś zbierać zeznania świadków, relacje klientów i refleksje skruszonych pracowników (i byłych pracowników) sieci doradców finansowych, biur maklerskich, banków, to kto wie, co by z takiego materiału dowodowego wynikło. Zwłaszcza gdyby potem znalazł się on pod oceną niezawisłego sądu.

Czytaj też: Bankowiec pod przysięgą. „Umowy były tak skunstruowane, że klienci nie mieli szans ich zrozumieć”

Sąd Najwyższy: Bank ma wytłumaczyć skalę ryzyka

O tym jak zwyciężać mamy powiedzał nam niedawno madrycki Sąd Najwyższy, który wydał kilka miesięcy temu wyrok dotyczący odwalutowania kredytu wielowalutowego z takiego oto powodu, że… klienci nie zostali wystarczająco solidnie uświadomieni jeśli chodzi o konsekwencje ryzyka, na które się decydowali podpisując umowę kredytową.

„Bank nieodpowiednio wyjaśnił kredytobiorcom charakter zagrożeń związanych z klauzulami dotyczącymi denominowania kredytu częściowo w walucie nie będącej tą, w której otrzymują dochody. Nie wyjaśni też jak poważne mogą być konsekwencje związane z materializacją takiego ryzyka”

– ogłosił hiszpański Sąd Najwyższy. Jego zdaniem przeciętny konsument – owszem – może przewidzieć pewne ryzyko związane ze zmiennym kursem waluty. Ale trudno mu jest zorientować się, jakie ryzyko tak naprawdę ta zmienność pociąga za sobą. Kwestia nieprecyzyjnego, niewystarczająco dogłębnego informowania klientów o ryzyku związanym z danym produktem finansowym, może być kluczowym polem bitwy także w przypadku obligacji korporacyjnych.

Tutaj więcej: o tym wyroku hiszpańskiego sądu

na zdjęciu tytułowym: Sprzedawcy śmieciowych akcji w filmie „WIlk z Wall Street”

 

Subscribe
Powiadom o
6 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Andrzej
6 lat temu

„Nową przypowieść Polak sobie kupi,
Że i przed Amber Gold, i po Amber Gold …….. ”

Arek
6 lat temu
Reply to  Andrzej

Mądre słowa, tylko trochę szkoda

Paweł
6 lat temu

Misseling pewnie występował w pojedynczych przypadkach. Prawda jest jednak taka, że konstrukcja obligacji korporacyjnych to nie jest rocket science. Większość ludzi rozumie jak działa ten instrument – to po prostu pożyczka dla spółki i wiara w to że spółka sobie poradzi na rynku do czasu zwrotu pieniędzy. Wiara wynikała z informacji z rynku (np. ratingi), informacji od spółki i technik sprzedaży pośredników. To nie była zatem wiara iluzoryczna, miała swoje podstawy, głównie w sprawozdaniach finansowych firmy. Problemem jest w tym przypadku coraz bardziej prawdopodobne, niemal graniczące z pewnością, podejrzenie, że spółka wprowadzała w błąd interesariuszy i akcjonariuszy manipulując istotnie danymi,… Czytaj więcej »

mborus
6 lat temu

Dwie sprawy: 1. 6 lub 7 procent to nie jest chciwośc. Banki biorą więcej i nikt nie mówi, że to chciwość. Nazywanie tych ludzi chciwcami jest obrażaniem ich. Aby sprawa była jasna, nie posiadam żadnych „inwestycji” nawet na 5%. 2. Nie rozumiem, jak ktoś zatrudniony w takiej firmie może dzwonić w chwili obecnej do ludzi i w imieniu takiej firmy, która nie chce sama zwrócić środków, żądać spłaty? Przecież to jest niemoralne. Jeżeli od kogoś się czegoś żąda, trzeba samemu być w porządku. Proszę nie tłumaczyć, że to „biznes.” Skoro to są dorośli ludzie, którzy żądają spłaty, wydzwaniają do ludzi… Czytaj więcej »

Grzesiek
6 lat temu

Zastanawia mnie jedno- dlaczego ludzie jak coś się wywali szukają winnych w innych. Kiedy nauczymy się że kupując cokolwiek nie ufajmy zbytnio sprzedawcy. Ludziom wydaje się że mając darmowe konto w X banku doradztwo mają za darmo i to normalne. Niby wiemy że nie ma darmowych obiadów, ale nie chcemy przyjąć że nie ma darmowego doradztwa. Oferując darmowe konto bank musi zarabiać na czymś innym, choćby prowizji od sprzedaży.
Czy kupując na targu truskawki w kwietniu też pytasz „czy świeże i polskie?”….. i liczysz że jak nie to sprzedawca ci o tym powie?

Subiektywny newsletter

Bądźmy w kontakcie! Zapisz się na newsletter, a raz na jakiś czas wyślę ci powiadomienie o najważniejszych tematach dla twojego portfela. Otrzymasz też zestaw pożytecznych e-booków. Dla subskrybentów newslettera przygotowuję też specjalne wydarzenia (np. webinaria) oraz rankingi. Nie pożałujesz!

Kontrast

Rozmiar tekstu