10 października 2024

Niepokojące dane o „elektrycznej” rewolucji. Samochody elektryczne okażą się głównie gadżetami dla bogatych ludzi wymyślonymi przez polityków?

Niepokojące dane o „elektrycznej” rewolucji. Samochody elektryczne okażą się głównie gadżetami dla bogatych ludzi wymyślonymi przez polityków?

Czy właśnie obserwujemy początek końca rewolucji samochodów elektrycznych? Ich sprzedaż w Europie szybko spada, koncerny samochodowe opóźniają decyzje o wycofaniu się z produkcji aut spalinowych. A jeśli okaże się, że samochody elektryczne są wyłącznie gadżetami dla bogatych ludzi wymyślonymi przez polityków? Stawiam taką tezę i – choć wiem, że wielu się z nią radykalnie nie zgodzi i będzie przekonywać, że samochody elektryczne to nieuchronna część rewolucji technologicznej – zapraszam do przeczytania mojej opinii. I do dyskusji!

Za rewolucją w motoryzacji, polegająca na przestawieniu transportu na pojazdy elektryczne, nie stoi żaden przełom technologiczny czy potrzeby konsumentów. Została ona od początku do końca wymyślona przez polityków, którzy płyną na nośnym haśle ograniczenia emisji spalin. Stąd zapewne obecne problemy i kontrowersje związane z elektryczną rewolucją. Nie pcha jej do przodu potrzeba konsumencka ani niewidzialna ręka rynku (czyli po prostu dążenie do większej opłacalności).

Zobacz również:

Kryzys w sprzedaży samochodów elektrycznych. Chwilowy czy…?

Wszystko wskazuje na to, że elektryki są i na pewno przez jeszcze długi czas będą jedynie kosztownymi gadżetami dla „człowieków” z miasta, bez żadnego znaczenia dla masowego transportu ludzi i towarów. Owszem, ich udział w sprzedaży nowych samochodów do tej pory rósł, ale… coś się zaczyna psuć. Na chwilę czy na dobre?

Według Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Samochodów (ACEA) popyt na pojazdy elektryczne w Europie Zachodniej załamał się. ACEA poinformowała o spadku sierpniowych dostaw pojazdów elektrycznych w Niemczech o dwie trzecie, do nieco ponad 27 000 sztuk (danych za wrzesień jeszcze nie ma). Co gorsza, spadek sprzedaży samochodów elektrycznych trwa w Niemczech właściwie od początku roku.

W całej Europie spadek wynosi 15-20%. W Niemczech krach nastąpił po tym, jak rząd obniżył zachęty finansowe dla producentów i nabywców samochodów, co sprawiło, że „elektryki” stały się mniej przystępne cenowo.

ACEA ostrzega, że „ciągły trend zmniejszania się udziału w rynku samochodów elektrycznych w Unii Europejskiej wysyła niezwykle niepokojący sygnał do przemysłu i decydentów”, dodając, że potrzebne są „pilne środki pomocowe”, zanim wejdą w życie nowe ograniczenia dotyczące emisji CO2 dla samochodów osobowych i dostawczych (a mają wejść już w przyszłym roku).

Spadek sprzedaży nowych pojazdów elektrycznych może wykoleić planowane terminy osiągnięcia zerowej emisji CO2 w Europie (Fit for 55) oraz stawia pod wielkim znakiem finansowym przyszłość niemieckich i francuskich koncernów samochodowych, które jeszcze do niedawna trzęsły światem. Teraz Volkswagen musi zamykać fabryki w Niemczech po raz pierwszy w historii. Koncerny samochodowe – jeśli nie osiągną celów w postaci określonego udziału sprzedaży samochodów elektrycznych – będą musiały płacić ogromne kary do kasy Unii Europejskiej (za zbyt duży udział produkcji „brudnych” samochodów).

Wydaje się, że elektryczna rewolucja znajduje się na zakręcie. Ford na razie zawiesił projekt stworzenia elektrycznego SUV-a, Volvo i BMW odłożyły decyzję o zaprzestaniu produkcji aut spalinowych, a Komisja Europejska nałożyła cła na chińskie samochody elektryczne, które są dużo tańsze od europejskich. Z kolei w Europie dużo droższy niż w innych regionach świata jest prąd, którym napędzamy samochody elektryczne. W USA megawatogodzina energii kosztuje mniej więcej 30 dolarów, w Europie – średnio dwa razy więcej.

Samochody mają być elektryczne, czyli politycy wiedzą lepiej

Jeśli szczerze porozmawia się z ekspertami motoryzacji czy osobami decydującymi o tym, jak ona obecnie wygląda, to większość zgadza się, że elektromobilność jest projektem w dużej części politycznym. I tak niedawno prezes Toyoty Akio Toyoda, jakby nie było największego koncernu samochodowego na świecie, powiedział w wywiadzie dla agencji Bloomberg, że „w świecie, gdzie miliard osób żyje bez dostępu do elektryczności, ograniczanie opcji podróżowania przez promowanie kosztownych pojazdów elektrycznych nie jest odpowiednim rozwiązaniem”.

Prezes Toyoty powiedział, że decyzja o wyborze samochodu i napędu powinna leżeć po stronie klientów, a nie polityków czy odgórnych regulacji. Toyota zresztą od dawna jest bardzo sceptyczna wobec elektromobilności, zdaniem Toyody samochody elektryczne nigdy nie zdominują rynku, mogą co najwyżej osiągnąć 30% udziału w tym rynku.

To prawda, że akumulatory są coraz bardziej wydajne, ale tak naprawdę dzieje się to w ramach udoskonalania znanych od dawna rozwiązań technicznych. Koncerny motoryzacyjne nadal czekają na jakąś przełomową technologię czy wynalazek. Nie chodzi im o to, żeby udoskonalać te akumulatory, które już znamy, tylko znaleźć jakiś nowy sposób magazynowania i wykorzystywania prądu. Lub w ogóle jakiś nowy rodzaj napędu.

Tak uważa m.in. Jacek Pawlak, szef Toyoty w Polsce, który mówi wprost; „przyszłość motoryzacji to wodór”. W zasadzie samochody na wodór są „elektrykami”, ale nie zasila się ich prądem zmagazynowanym w baterii, tylko na bieżąco wytwarza się prąd z wodoru za pomocą ogniwa elektrycznego.

To jednak nadal melodia przyszłości, bo obecnie na rynku są dwa modele samochodów wodorowych, natomiast w Polsce pierwszą publicznie dostępną stację ładowanie (czy tankowania) wodoru uruchomiono dopiero w ubiegłym roku w Warszawie, drugą kilka miesięcy temu Orlen otworzył w Poznaniu. I już. A do wyboru mamy obecnie aż… dwa modele takich aut: Toyotę Mirai i Hyundaia Nexo.

Ponieważ jednak koncerny samochodowe są zależne od przepisów stanowionych przez polityków, ich szefowie publicznie udają, że wierzą w elektryczną rewolucję. I w ramach tej fikcji wytwarzają elektryki czy hybrydy, których zasięg jazdy wyłącznie na prądzie jest faktycznie symboliczny. Za to pozwala to „na papierze” obniżyć poziom emisji spalin.

Skrajnym przykładem jest podobno najpotężniejszy Mercedes w historii AMG GT 63 S E Perfomance o mocy ponad 600 KM, który ma, a jakże, również napęd elektryczny. Rzecz w tym, że gdybyśmy chcieli podróżować wyłącznie na prądzie z akumulatorów, to przejechalibyśmy w ten sposób… 12 km. Taki jest zasięg tej „hybrydy”.

Europejska branża automotive w liczbach
Europejska branża automotive w liczbach

Skąd się ten zwrot ku elektromobilności wziął? Ano stąd, że hasło redukcji gazów cieplarnianych stało się ważnym zagadnieniem dla opinii publicznej i politycy postanowili to wykorzystać. Według ostatnich danych, do jakich udało mi się dotrzeć, a pochodzą one z Europejskiej Agencji Środowiska, cały transport odpowiada za 25% emisji CO2 na terenie UE. Ale na transport drogowy przypada dwie trzecie tej puli, zaś na samochody osobowe – niecałe 10% emisji.

Nadal największym producentem tych szkodliwych gazów jest nie transport, tylko przemysł. Więc gdyby na serio myśleć o ekologii, to w pierwszej kolejności należałby się zająć fabrykami, a nie samochodami. Dlaczego tak się nie dzieje? Moim zdaniem dlatego, że przemysł nie jest sexy dla wyborców, a samochody już tak.

Produkcja przemysłowa to jest temat dla ekspertów, dla większości ludzi kompletnie niezrozumiały i zwyczajnie nudny. Dla opinii publicznej zatem zupełnie nieatrakcyjny. Ale większość z nas jest kierowcami, a z samochodami lub jakąś formą transportu mamy do czynienia wszyscy, stąd jest to temat, który dla większości z nas jest interesujący.

Po pierwsze: mamy jeździć autami, których nie chcemy, bo są za drogie?

Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda dobrze. Samochody elektryczne nie smrodzą w miastach, cały czas ich przybywa – szacuje się, że w Polsce zarejestrowanych jest ok. 60 000 takich pojazdów (wg danych Polskiego Stowarzyszenia Paliw Alternatywnych), łącznie osobowych i dostawczych. Przybywa nowych modeli takich aut, w salonach można wybierać z oferty ponad 100 modeli wielu marek.

Rośnie też liczba ładowarek dostępnych publicznie – wg danych specjalistycznego serwisu rynekelektryczny.pl do czerwca 2024 w Polsce było 7255 ogólnodostępnych punktów ładowania pojazdów elektrycznych na 4002 stacjach. Przy czym tylko niespełna 30% to tzw. szybkie ładowarki (DC), a reszta wolne ładowarki AC.

Natomiast kiedy poskrobie się trochę głębiej, rzeczywistość jest mniej różowa. To, że liczba eklektyków w ogóle wrasta, wynika jedynie z tego, że państwa, w tym Polska, stosują różne systemy dopłat i przywilejów dla tych, którzy się na takie pojazdy zdecydują. W Polsce w ramach programu „Mój elektryk” (tegoroczna edycja się skończyła) można było dostać dofinansowanie od 18 000 zł do 27 000 zł.

Mimo tych dopłat kierowcy nie ruszyli masowo do salonów, by te samochody kupować. Według danych Instytutu Badań Rynku Samochodowego Samar za ubiegły rok średnia cena nowego samochodu elektrycznego (ok. 270 000 zł) była o ok. 100 000 zł wyższa niż samochodu z napędem tradycyjnym (średnio 176 000 zł). I tak np. elektryczny Hyundai Kona kosztuje ok. 220 000 zł, zaś za jego spalinowego „bliźniaka” zapłacimy nieco ponad 150 000 zł.

Jedynym oferowanym modelem elektrycznym z ceną poniżej 100 000 zł jest Dacia Spring. Jeśli chodzi o samochody spalinowe, no nadal mamy dość duży wybór modeli znacznie tańszych. Czy ta różnica może się zwrócić w kosztach eksploatacji samochodów elektrycznych?

Spójrzmy na ceny za ładowanie samochodu elektrycznego. W przypadku wolnych ładowarek (AC) stawki wahają się od nieco powyżej 1,20 zł do ok. 2,15 zł za kWh. Szybkie ładowanie jest dużo droższe, a widełki to od 1,70 zł do 3,5 zł za kWh. Ta najniższa stawka jest dostępna jedynie w ładowarkach Tesli wyłącznie dla jej użytkowników i to w promocji, poza godzinami szczytu. Można przyjąć, że normalnie stawka ta oscyluje w okolicach 3 zł.

Wg wyliczeń EV Klub Polska, który gromadzi użytkowników elektryków w Polsce, koszt przejechania 100 km takim samochodem wynosi od niecałych 15 zł w przypadku ładowania w domu z domowego „gniazdka” do nawet ponad 50 zł w przypadku korzystania z szybkich ładowarek publicznych. Ten sam dystans samochodem spalinowym przejedziemy w granicach od nieco ponad 30 zł do ponad 60 zł (zależnie od modelu auta, rodzaju paliwa itp.).

Można z tego wyciągnąć wniosek taki: jazda „elektrykiem” jest tańsza, jeśli ładujemy samochód w domu (z gniazdka lub z fotowoltaiki) lub na wolnych ładowarkach publicznych. Ale już jeśli będziemy je ładować na publicznych ładowarkach szybkich, za prąd zapłacimy raczej więcej niż za benzynę czy ropę. Wydaje się jednak, że nadal bezkonkurencyjny pod względem kosztów jest autogaz (lpg) – w tym przypadku za przejechanie 100 km zapłacimy ok. 20 zł (cena litra poniżej 3 zł i średnie spalanie ok. 8 l na 100 km).

A gdyby ktoś miał jeszcze jakieś wątpliwości, to zobaczmy jakimi samochodami jeżdżą obecnie taksówkarze, którzy na pewno starają się jeździć jak najbardziej ekonomicznie i skrzętnie liczą każdą złotówkę. Otóż z moich obserwacji wynika, że w tej chwili pod względem kosztów najpopularniejsze są hybrydy tradycyjne przerobione na lpg (głównie toyoty corrole, priusy, aurisy czy yarisy). Na drugim miejscu są samochody zasilane lpg, a za nimi diesle. Natomiast bardzo sporadycznie spotyka się auta zasilane wyłącznie benzyną lub właśnie elektryki.

Ja również przez wiele miesięcy jeździłem na taksówce elektrycznym Nissaem Leafem. Był pomysł na flotę takich samochodów, ale skończyło się na trzech i jeździły po Lublinie jako taxi jakieś półtora roku, po czym właściciel przeniósł się z nimi bodajże do Norwegii. Dlaczego? Okazało się, że relacja kosztów ładowania oraz czasu spędzonego na ładowarkach jest ekonomicznie zabójcza. Tym bardziej że na taksówce zarabia się wtedy, kiedy koła się kręcą.

W tym kontekście warto spojrzeć na kluczowy w Europie motoryzacyjny rynek niemiecki, gdzie w tym roku po raz pierwszy od wielu lat spadła sprzedaż elektryków. Szacuje się również, że u niemieckich producentów aut zalega nawet 100 000 niesprzedanych elektryków. Klienci zwrócili się ku tańszym hybrydom – w całej UE ich rynek wzrósł o ponad 20%.

Powód? Rząd niemiecki przestał do nich dopłacać. I coraz częściej zaczęto mówić, że bez dotacji takie samochody nie istnieją. Są one za drogie nawet dla zamożnych Niemców. Oczywiście to nie jest jedyny powód, bo znacznie wzrosła też cena prądu, a ładowarek publicznych jest za mało, mimo że jest ich i tak o niebo więcej niż w Polsce.

Program dopłat funkcjonał tam od 2016 r., a w grudniu 2023 r. rząd poinformował o jego zakończeniu, o rok wcześniej niż planowano. W tym czasie kwota dopłat wyniosła ok. 10 mld euro (równowartość ok. 45 mld zł), a dofinansowano w ten sposób zakup ok. 2,1 mln aut, elektryków i hybryd. Program skonstruowany był tak, że cześć wypłacał rządowy fundusz, a część dokładali producenci aut. Dopłata wynosiła 4500 euro (przy cenie katalogowej netto modelu podstawowego wynoszącej do 40 000 euro).

Wygląda na to, że poza politykami nikt tych samochodów nie chce. Ludzie kupują je tylko wtedy, gdy się ich przekupi. Samochody elektryczne są wciąż dużo droższe niż „tradycyjne”, zaś bilans kosztów eksploatacji nie jest na tyle korzystny, żeby ta różnica się zwróciła.

Po drugie: skąd prąd do elektryków. Czysty greenwashing?

Kluczową kwestią jest sposób wytworzenia prądu niezbędnego do zasilania elektryków. Z punktu widzenia ekologii elektromobilność ma oczywiście sens, jeśli samochody będą zasilane z odnawialnych źródeł energii. Tak się jednak nie dzieje na szerszą skalę, ani w świecie, ani tym bardziej w Polsce, gdzie prąd w pozyskuje się prawie wyłącznie ze spalania węgla i innych kopalin. Nie może być więc mowy o tym, że są to samochody „zeroemisyjne”, gdyż ich rury wydechowe znajdują się po prostu w kominach elektrowni w Bełchatowie i innych.

Jest też kwestia kosztów ekologicznych wytworzenia tych samochodów, a zwłaszcza baterii. I ich utylizacji. Według wyliczeń naukowców tzw. ślad węglowy wytworzenia „elektryka” jest wyższy niż tradycyjnego samochodu spalinowego. Wynika to głównie z tego, że baterie zawierają rzadkie pierwiastki, które pozyskuje się z wydobycia specyficznych surowców, co negatywie wpływa na środowisko.

Pierwiastki te jedynie w niewielkim stopniu są obecnie odzyskiwane w procesie recyclingu, ale trwają prace, żeby było ich więcej. Tak czy owak, szacuje się, że obecnie większy ślad węglowy produkcji niweluje się po bezemisyjnym przejechaniu przez takie auto ok. 40 000 km. Problem w tym, że zakłada się tu, że prąd będzie pochodził z „zielonego” źródła, a nie spalania kopalin.

Coraz częściej słyszy się głosy, że są to samochody „jednorazowe”, które nie nadają się na rynek wtórny, bardzo istotny w motoryzacji. Dzieje się tak dlatego, że o wartości elektryków w zasadzie stanowi stan ich baterii. Oznacza to, że elektryki będą eksploatowane znacznie krócej – o ile tradycyjnym samochodem spalinowym da się jeździć z powodzeniem około 25 lat, o tyle 10-letnie elektryki, wyłącznie z uwagi na stan baterii, są już bliskie końca eksploatacji.

Używane samochody elektryczne tracą na wartości więcej niż samochody spalinowe będące w tym samym „wieku”. Niestety nie znalazłem danych z rynku polskiego, ale takie wnioski płyną zarówno z danych z rynku amerykańskiego, jak i europejskich. I tak według brytyjskiej firmy Choose My Car specjalizującej się w finansowaniu zakupu samochodu używanego samochody elektryczne średnio straciły na wartości o 14% więcej niż ich spalinowi rówieśnicy.

Według tej firmy średnia wartość samochodu 3-letniego wynosiła 51% ceny wyjściowej w przypadku samochodów tradycyjnych, zaś elektryków ok. 37%. Niechlubnym rekordzistą okazał się pod tym względem Hyundai Ioniq, który po 3 latach stracił aż 67%, pierwotnej wartości. Na drugim miejscu zalazł się BMW i3, który w tym samym okresie był już o 64% tańszy.

Podobne dane płyną zza oceanu, gdzie Automotive News Europe szacuje, że wartość trzyletniego auta spadnie o 28% dla wariantu spalinowego, ale dla elektryka aż o 41%. Nie kłócąc się o liczby, widać, że tendencja jest taka, że elektryki szybciej tracą na wartości. Paradoksalnie jednym w powodów może być gwałtowny rozwój tego segmentu, powodujący, że 3-letnie auto jest już przestarzałe, a więc mało atrakcyjne.

Będziemy musieli więc częściej wymieniać auta, czyli więcej będziemy musieli ich produkować. I utylizować, a to oczywiste większe obciążenie dla środowiska. I dodatkowa korzyść dla koncernów motoryzacyjnych, które mogą liczyć na większą sprzedaż swoich produktów.

Przy okazji rozmowy o ekologii warto też znowu rzucić okiem za naszą zachodnią granicę, gdzie na skutek popularności aut niskoemisyjnych (hybryd) emisja dwutlenku węgła… wzrosła. Jak podaje Federalne Ministerstwo Transportu, średnia emisja wzrosła o 5% w przeliczeniu na każdy zarejestrowany samochód w stosunku do roku poprzedniego. Gwałtownie skurczył się segment A, najmniejszych, miejskich aut z małymi motorami zadowalających się skromnymi porcjami paliwa, na rzecz samochodów większych, „pseudohybryd”, z większymi silnikami, a co za tym idzie, spalających więcej paliwa.

Czytaj też: Elektryki coraz trudniej się sprzedają. To tylko chwilowa zadyszka? Oni mówią: „początek końca utopii”. Czy mogą mieć okruchy racji? Sprawdzam

Po trzecie: czym i jak ładować samochody elektryczne?

Elektromobilność w żaden sposób nie koresponduje z tym, co dzieje się na polskich drogach. Z tym, w jaki sposób wygląda u nas transport, czyli jak przemieszczają się ludzie i towary. Warto też pamiętać o tym, że pomimo że to samochody osobowe przykuwają naszą uwagę, to o wiele ważniejszy są ciężarówki czy samochody dostawcze. Bez nich nie przeżyjemy, bo cokolwiek kupujemy w sklepach od przysłowiowej bułki, żywność, odzież czy artykuły przemysłowe musiało tam przyjechać na kołach. A w transport, czyli przysłowiowe TIR-y i busy, elektromobilność wkracza bardzo nieśmiało.

Według Instytutu Badań Rynku Samochodowego Samar, który bazuje na danych z CEPIK-u, obecnie ludzi i towary wozi po polskich drogach łącznie około 19 mln pojazdów. Bardzo optymistyczne prognozy mówią, że przy znacznie szybszym tempie niż obecnie przybywania „elektryków” do 2030 r. po polskich drogach będzie ich jeździło ok. miliona. Nawet gdyby te prognozy się sprawdziły, rewolucja będzie się kręciła bardzo powoli.

Spodziewana jest ofensywa stosunkowo tanich modeli z Chin. Ale ten zalew „chińszczyzny” nie podoba się UE, która podwyższyła cła na takie samochody z 10%, do prawie 40%. Uderzyło to też w Teslę, która również produkuje tam swoje auta i na swoich stronach internetowych informuje już o spodziewanych podwyżkach cen.

Największym blokerem dla rynku elektryków jest kwestia ładowania tych aut. Obecnie mamy do czynienia z sytuacją, kiedy w Polsce liczba samochodów elektrycznych rośne szybciej liczba ładowarek, co oznacza, że na jedno urządzenie przypada coraz więcej pojazdów.

Jeśli założymy, że potrzebujemy 19 mln pojazdów na nasze potrzeby i właśnie tyle będziemy ich ładować, to okaże się, że prąd stanie się towarem głęboko deficytowym. Wydaje się, że największym wyzwaniem będzie nie wytworzenie prądu, tylko jego przesył i dostarczenie do samochodów. Krótko mówiąc: nie będzie czym i jak tych samochodów naładować.

Przyjmuje się, że samochody elektryczne zużywają od 12 kWh prądu w przypadku małych aut miejskich, do 20 kWh w przypadku samochodów kompaktowych do ponad 20 kWh w przypadku dużych SUV-ów na 100 km, dla łatwiejszych rachunków załóżmy, że średnia to 15 kWh. Zastanówmy się, ile prądu byłoby potrzeba do zasilenia 10 mln aut, które rocznie pokonują przecięty dystans 20 000 km. Daje nam to wartość 30 000 GWh (gigawatogodzin). Dla porównania w 2023 r. wyprodukowano w Polsce w sumie 167 518 GWh prądu (według Polskich Sieci Elektroenergetycznych).

Obecnie elektryków przybywa więcej niż ładowarek do nich. Dlaczego tak się dzieje? Odpowiedź jest banalnie prosta: bo nikt, kto umie liczyć, nie widzi w tym interesu. Mamy tu bowiem klasyczny przykład błędnego koła: samochodów elektrycznych jest zbyt mało, żeby opłacało się stawiać ładowarki, a ponieważ nie ma ładowarek, nie ma sensu kupować elektryka.

Warto jednak przypomnieć, że identyczną sytuację mieliśmy na początku lat 90, kiedy pojawiły się samochody na gaz (lpg). Wtedy jakoś nikt nie marudził, ludzie masowo instalowali gaz w samochodach a stacji lpg przybywało jak grzybów po deszczu. Dlaczego? Bo to się opłacało i nikt nie musiał nikogo do tego namawiać. Dokładnie odwrotnie jest z elektrykami: każdy, kto umie liczyć, wie, że to się nie opłaca i gdyby nie system zachęt ze strony państwa, nikt by w temat nie wchodził.

Czytaj też: Niespodzianka na stacji z paliwem: 60 zł za pełny „bak” i dojazd samochodem na wakacje? To się już zdarza. Ale tylko czasami, nie wszędzie i nie każdemu

Po czwarte: co poza miastem? Kraj nieelektryczny

Elektromobilność to koncept czysto miejski, a nawet wielkomiejski. Samochody elektryczne, ale także ładowarki do nich, skoncentrowane są wyłącznie w miastach i to największych. Szacuje się, że tylko w samej Warszawie jeździ ok. 20% wszystkich samochodów elektrycznych zarejestrowanych w Polsce. Reszta w pozostałych miastach i to raczej tych największych.

Elektryków w małych miastach, a tym bardziej na wsiach, po prostu nie ma, a to tam właśnie mieszka olbrzymia część populacji naszego kraju. Mało tego, to oni mają stosunkowo duże potrzeby komunikacyjne i problem z ich zaspokojeniem. W mieście wszystko jest w miarę blisko i jest dużo wybór środków komunikacji. Są rozbudowane systemy komunikacji miejskich, różnego rodzaje możliwości carsharingu, taksówki tradycyjne czy z aplikacji czy możliwość skorzystania z miejskich rowerów czy hulajnóg. Poza dużymi miastami czy wręcz na wsi wybór środków komunikacji jest znacznie skromniejszy.

Dzieje się też tak dlatego, że elektryki są znacznie bardziej użyteczne w mieście, gdzie pokonuje się stosunkowo małe odległości, często hamuje, co pozwala odzyskać prąd, i stoi w korkach, a z kolei z tych samych powodów tradycyjne auta spalają wówczas najwięcej paliwa. Natomiast przy pokonywaniu większych odległości czy na trasie wydaje się, że nadal bardziej użyteczne są samochody spalinowe, a gdy ktoś mieszka poza miastem, to raczej pokonuje też dłuższe odcinki w warunkach zupełnie różnych od tych, które panują w miastach.

To jest też powód, dla którego temat samochodów elektrycznych jest ulubiony przez polityków i łatwo przenika w sferę debaty publicznej. Elektryk jest modnym gadżetem, lubianym przez media, a zatem fajnie jest o tym mówić. Ma też wpływ na życie w wielkich miastach, gdzie w większości mieszkają i funkcjonują tzw. liderzy opinii publicznej, co powoduje, że temat jest sexy. To, co dzieje się poza miastami i to, że samochody elektryczne nie bardzo nadają się do masowej komunikacji, mało kogo tak naprawdę obchodzi. A właściwie nikogo.

Wniosek jest jeden i to niezbyt optymistyczny – elektromobilność nie jest w stanie zaspokoić naszych potrzeb teraz i trudno sobie wyobrazić, żeby stało się tak w najbliższej przyszłości. A wszelkie plany czy debaty o tym, że pojazdy elektryczne są w stanie zastąpić spalinowe, oderwane są od rzeczywistości.

W Europie mamy jeszcze większy problem: grozi nam zalew samochodów elektrycznych z Chin. Tam eksport elektryków jest mocno dotowany przez państwo, a Europa chce się bronić cłami. W związku z tym włodarze Europy powinni się zastanowić nad porzuceniem elektrycznej rewolucji i ucieczką do przodu, czyli położeniem wielkich pieniędzy na pracę nad nowym napędem (wodór?).

Zapraszam do dyskusji. Jakie jest Wasze zdanie w sprawie samochodów elektrycznych? Czy to temat polityczny czy też – w ramach ogólnej tendencji do zasilania wszystkiego energią elektryczną (w coraz większym stopniu energią odnawialną) oraz w miarę zwiększania pojemności i żywotności baterii – samochody elektryczne jednak mogą zdominować przyszłość motoryzacji?

Czytaj też: Tesla mniej zarabia, znów obniżyła ceny w Polsce, a samochody elektryczne coraz częściej nie są droższe od „benzyniaków”. Ale czy to oznacza, że się już opłacają?

zdjęcie tytułowe: Tesla

Subscribe
Powiadom o
237 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Maciej
2 miesięcy temu

Stacje wodoru są też od jakiegoś czasu w Rybniku i bodajże w Gdańsku

Admin
2 miesięcy temu
Reply to  Maciej

Dzięki za uzupełnienie!

Michał
2 miesięcy temu

Kupię elektryka jak tylko 100% prądu w Polsce będzie produkowane bezemisyjnie, hehe.

Admin
2 miesięcy temu
Reply to  Michał

Nigdy tak nie będzie 😉

Michał
2 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

To nie kupię.

Rafał
2 miesięcy temu
Reply to  Michał

To będziesz używanymi jeździł, bo nowego spaliniaka w końcu nie kupisz.

koko
2 miesięcy temu
Reply to  Rafał

i to jest ekologiczne postepowanie właśnie

Marcin
2 miesięcy temu

Cytat „Według ostatnich danych, do jakich udało mi się dotrzeć, a pochodzą one z Europejskiej Agencji Środowiska, cały transport odpowiada za 25% emisji CO2 na terenie UE. Ale na transport drogowy przypada dwie trzecie tej puli, zaś na samochody osobowe – niecałe 10% emisji.”

Czyli 10% z 25 % z 8% (tyle eu emituje CO2 w skali świata) to jest 0,2%

Unia zmusi wszystkich Europejczyków do przesiadki na niechciane elektryki aby zmniejszyć światową emisję CO2 o 0,2% .
Osobiście nie chcę być do niczego zmuszany.

Admin
2 miesięcy temu
Reply to  Marcin

Zmuszania tutaj nie będzie (raczej), bo nie wierzę, że utrzyma się zakaz produkcji spalinowych samochodów po 2035 r. Pytanie czy będą dopłaty do elektryków, biorąc pod uwagę, że te elektryki są coraz bardziej chińskie…

Slawek
2 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

Na pewno są już projekty opłat między innymi związane z ETS2, które wprowadzają drakońskie ceny na paliwa stałe. Dodatkowo będą opodatkowywać auta spalinowe. Więc nie będą zmuszać do przesiadki na elektryczne, po prostu zniechęcą nas do spalinowych.

Admin
2 miesięcy temu
Reply to  Slawek

ETS2 podwyższy cenę litra paliwa, o czym było w „Subiektywnie o Finansach”:
https://subiektywnieofinansach.pl/przed-redakcja-eu-ets2-czyli-i-ty-zaplacisz-za-swoje-co2/
Ale nie będzie to bardzo drastyczne

GarSier323
2 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

Cóż jak będą nad tym pracować w sejmie, to potrzeby będzie ogólnopolskie protesty Polaków, jakich ten kraj jeszcze nie widział.

Jeśli mimo to przejdzie, to zostaje już wyłącznie rewolucja w stylu francuskim lub swego czasu majdanu w Ukrainie…

TomR
2 miesięcy temu
Reply to  Slawek

Nie było jeszcze rewanżu/zemsty polkityczno-gospodarczej bogatych krajów produkujących ropę i gaz na podstępowanie Unii Europejskiej. Być może mają wystarczającą sprzedaż do Azji i nie potrzebują już UE. Z punktu widzenia ogólnoświatowego ręczne sterowanie rynkiem samochodów, rynkiem paliw itp. już teraz powinno prowadzić do utraty przez UE statusu gospodarki wolnorynkowej w Światowej Organizacji Handlu i w konsekwencji nałożeniem dodatkowych ceł, kontyngentów z małymi limitami itp. na eksport z UE przez świat.

Zbyszek
2 miesięcy temu
Reply to  TomR

Gospodarka wolnorynkowa w rozumieniu lata 2000 (Pax Americana, Bretton Woods, WTO) już nie istnieje. Ona w zasadzie była tylko wolnorynkowa dlatego, ponieważ służyła białemu człowiekowi – gdzie nadwyżki produkcyjne z krajów wysokorozwiniętych szły do krajów mniej rozwiniętych.

W międzyczasie to Chiny wyprzedziły w rozwoju inne kraje i stały się fabryką świata, gdzie tanio wytworzony towar dobrej jakości zalewa tradycyjne rynki białego człowieka. Pax Americana + EU właśnie upada stąd kraje idą w protekcjonizm, nakładanie ceł i subsydiowanie własnych firm.

Admin
1 miesiąc temu
Reply to  Zbyszek

To by tłumaczyło zwyżkę ceny złota. Skoro Pax Americana i Bretton Woods już nie istnieje, to czas szukać alternatywnego pieniądza. Złoto, krypto, nieruchomości…

koko
2 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

nie zmuszania nie bedzie , beda tylko: strefy zakazu wjazdu, wyzsze ceny paliwa, wyzsze ceny przeglądów, OC, AC, eliminacja mozliwosci parkowanie w/na (wstaw odpowiednie), podatek od posiadania auta, mandaty za bezzasadne poruszanie sie autem, limity kilometrowe dla danego profilu kierowcy itp, itd

Admin
2 miesięcy temu
Reply to  koko

Mr Doom się znalazł 😉

Robert
1 miesiąc temu
Reply to  Maciej Samcik

Zmuszać nie muszą, wystarczy obłożyć je takimi podatkami żeby ludzie sami z nich rezygnowali.

Admin
1 miesiąc temu
Reply to  Robert

Można w ten sposób przegrać wybory, więc to nie takie proste

Robert
2 miesięcy temu
Reply to  Marcin

Oczywiście,że tak będzie [CENZURA-red, obraźliwy epitet]

Oskar
2 miesięcy temu

Cały koncept samochodów elektrycznych to czysty greenwashing i chęć zjedzenia ciastka i posiadania ciastka… jedyne realne ograniczenie emisji związane z jazdą samochodem byłoby przestanie korzystania z samochodu – czyli transport publiczny… ale jakoś mam wrażenie, że transport publiczny nie jest tak rozpieszczany dotacjami jak samochody elektryczne (ciekawe dlaczego)

Admin
2 miesięcy temu
Reply to  Oskar

Transport publiczny powinien być 100% elektryczny w pierwszej kolejności – pełna zgoda

Ppp
2 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

Oskarowi chodziło raczej, by był tani i dobry, kursujący także w weekendy.
Pozdrawiam.

Admin
2 miesięcy temu
Reply to  Ppp

Rozumiem. Tani i zarazem niedrogi. Pozdrowienia!

Paweł Jarczyk
2 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

Dokładnie jak w Krakowie, elektryki w zimie nie jeżdzą jak zimno tylko zwykle wymieniają

Zbyszek
2 miesięcy temu
Reply to  Paweł Jarczyk

jakie elektryki nie jezdza w zimie w Krakowie? Mamy autobusy elektryczne ladowane z pantografu na postojach, widzialem ze w zimie jezdzą po ulicach – doprecyzuj prosze?

Paweł
2 miesięcy temu
Reply to  Zbyszek

Z miłą chęcia, za znajomym motorniczym (jeździ tramwajami i autobusami).
Jak robi się zimniej niż przysłowiony pierwszy śnieg przy przymrozku, to nie jeżdzą bo zasięg im tak spada że nie dadzą rady. Tak było ostatniej zimy np.

Zbyszek
2 miesięcy temu
Reply to  Paweł

jest na to jakaś informacja w publicznych źródłach (w gazeta krakowska, lovekrakow.pl itp) – czy też tylko własna rozmowa z motorniczym?

Bo źródło typu „trust me bro” mnie średnio przekonuje

Last edited 2 miesięcy temu by Zbyszek
TomR
2 miesięcy temu
Reply to  Oskar

Jakiś czas temu towarowy transport publiczny w postaci dostawczaków dostarczających towary zakupione w sieci w dużej części zastąpił podróże do hipermarketów.

Zbyszek
2 miesięcy temu

Bardzo dobra analiza, przy czym trzeba pamiętać o jednym. Europa, europejski automotive i technologia (systemy, baterie) to Galapagos. Europejczycy są opóźnieni w rozwoju i jak Galapagos tworzą gatunki (samochody) które mają szanse przeżycia (nabycia przez klientów) wyłącznie w swoim wewnętrznym świecie wyizolowanych wysp Galapagos. Nieintencjonalnie autor napisał analizę z punktu widzenia białego człowieka mieszkańca Europy, a tej analizy nie da się rozciągnąć na cały świat. USA się transformują i kupują swoje marki, Chiny się transformują kupują swoje marki – to jest świat. Za chwilę fabryki samochodów, fabryki baterii, stalownie będą w Afryce i stamtąd będą pochodzić tanie samochody spalinowe i… Czytaj więcej »

Admin
2 miesięcy temu
Reply to  Zbyszek

Tak, zgadzam się, mi też to zgrzytało, że ta analiza zupełnie pomija to, co dzieje się w Chinach. Oni tam znaleźli chyba sposób, żeby samochody elektryczne się opłacały (mimo, że tam też to była decyzja polityczna).
Z „zabawką dla bogaczy” rzeczywiście trochę uogólnienie, bo jak ktoś ma fotowoltaikę to jest w stanie osiągnąć na tym efektywność (ja byłem o krok od „przesiadki” na elektryka, ale ostatecznie jeszcze czekam). Ale fotowoltaikę mają – nie oszukujmy się – przeważnie ludzie o statusie materialnym powyżej średniej krajowej.

Zbyszek
2 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

to może doprecyzuję definicję – Tesla model 3 long range nie jest zabawką dla bogaczy, ponieważ identycznie wyposażona Toyota segmentu D kosztuje tyle samo lub więcej. Mam wszystkomającą Avensis, obecnie 9 latnią. Gdybym chciał kupować nowy samochód to byłby to Camry, ponieważ Avensis nie jest produkowany a Corolla to jednak rozciągnięty segment C. Aktualnie wszyskomająca Camry kosztuje tyle samo co Tesla 3 LR.

A nawet zakładając koszt przejechania 100 km bez fotowoltaiki to przejechanie takiego dystansu elektrykiem kosztuje tyle samo lub mniej niż benzyna.

Admin
2 miesięcy temu
Reply to  Zbyszek

To znaczy jedynie tyle, że oba samochody są zabawkami dla bogaczy. Średni Polak zarabia 4800 zł miesięcznie. Jeśli odkłada 10% pensji, to powinno być go stać na samochód za gotówkę za pięć lat. Więc samochody w ogóle stają się zabawkami dla bogaczy. Kiedyś policzę jak kiedyś to wyglądało (średnia pensja vs średnia cena samochodu).

Admin
2 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

Ooo, widzę, że Samar już to zrobił ;-). Tylko na średniej pensji (która – moim zdaniem – przez ten czas stała się mniej miarodajna):
https://motoryzacja.interia.pl/wiadomosci/ciekawostki/news-ceny-nowy-aut-w-polsce-w-2000-roku-plakalem-czytajac-cenniki,nId,7772379

Zbyszek
2 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

Średni Polak zarabia 4800 zł miesięcznie. Jeśli odkłada 10% pensji, to powinno być go stać na samochód za gotówkę za pięć lat.”

Z tej definicji to każdy samochód nowy z salonu staje się zabawką dla bogaczy.
Ja to rozumiem tak – Lexus to zabawka dla bogaczy, Toyota to marka dla regularsa… a obie marki to Toyota
i tak niestety w obecnych czasach nówka z salonu segment D to 200 tyś zł

Admin
2 miesięcy temu
Reply to  Zbyszek

No, niestety nowy samochód to już zabawka dla bogaczy

Pixel
2 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

No nie wiem. Nowy kupiłem a bogaczem nie jestem. Kwestia priorytetów.

Admin
2 miesięcy temu
Reply to  Pixel

Pewnie Pan jest bogaczem, chociaż się Pan nim nie czuje 😉

Zbyszek
2 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

Za KPMG: Producenci samochodów osobowych marek popularnych sprzedali w Polsce w ubiegłym (2023) roku 356,8 tys. pojazdów, co oznacza wzrost sprzedaży o 10,2% r/r. 2023 rok był również lepszy dla segmentu samochodów osobowych marek premium+, których zarejestrowano 118,3 tys. co przełożyło się na 23,1% wzrost r/r. Wyniki te są szczególnie zauważalne w kontekście klientów indywidualnych, którzy w ubiegłym roku zarejestrowali 20,2 tys. nowych samochodów premium+, aż o 29,1% więcej niż w 2022 roku.

Bogacze to jednak segment premium a nie marki popularne (a tam jest Toyota)

Admin
2 miesięcy temu
Reply to  Zbyszek

To jest połowa prawdy. Druga połowa się odkryje, jak Pan znajdzie dane o tym, jaka część nabywców marek popularnych kupowała je bez kredytu oraz jaka część tych rejestracji to leasing i najem. A potem możemy porozmawiać o tym które marki w Polsce są dla bogaczy, a które dla plebsu 😉

Radek
2 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

Pięknie Pan go wyjaśnił. Avensis/Camry to zabawki dla bogaczy i stało się tak nie z powodu chciwości kapitalistów ale podatków unijnych nakładanych na auta spalinowe.

Admin
2 miesięcy temu
Reply to  Radek

Nie tylko, także z powodu elektroniki, która teraz jest w samochodach (i pewnie też systemach odpowiadających za bezpieczeństwo)

Jacek
2 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

Najbezpieczniejszy samochód, jaki miałem w życiu, to Nissan Patrol. Był orurowany z przodu, z boków i z tyłu. Można było swobodnie chodzić po masce i po dachu. Jest to chyba jedyny japoński samochód, gdzie nie żałowali blachy. Z tego, co wiem, Patrol nie przeszedł testów zderzeniowych i miał tylko jedną gwiazdkę, bo się nie składał, był doskonale sztywny. Miałem nim dwie stłuczki, gdzie zmasakrowałem dwa inne samochody, a na moim nawet nie było śladu. Do dziś żałuję, że go sprzedałem i kupiłem nowe Suzuki Jimny. Pełno tu elektroniki i różnych systemów bezpieczeństwa. Też założyłem orurowanie z przodu, ale to już… Czytaj więcej »

Admin
2 miesięcy temu
Reply to  Jacek

Tak, sztywność bywa zaletą. Tak jest w samochodach 😉

Zbyszek
2 miesięcy temu
Reply to  Radek

No bez jaj, premium to Audi, BMW, Lexus, Mercedes, Jaguar, Volvo a nie Toyota.

Passat i Mondeo też zabawki dla bogaczy?

Jaka jest różnica w cenie Camry w EU vs USA vs Japonia (zweryfikujemy tezę o podatkach unijnych)?

Last edited 2 miesięcy temu by Zbyszek
Admin
2 miesięcy temu
Reply to  Zbyszek

Obawiam się, że wszystko powyżej 100 000 zł (20-krotność średniej pensji na rękę) kupowane na własność jest już poza zasięgiem przeciętnego ludzia. Jeśli oszczędzam na samochód 10% wypłaty to musiałbym oszczędzać przez 200 miesięcy, czyli przez 8 lat. Najtańsza Toyota kosztuje dzisiaj na pewno ponad 100 000 zł. Patrząc przez pryzmat suchych liczb to dzisiaj sytuacja nie jest dużo gorsza niż 20 lat temu (porównanie pensji GUS-owskiej do ceny auta), ale średnia GUS-owska przestała być średnią, a mediana, która jest „nową średnią” jest od niej o 20% niższa. A może tak powinno być, że oszczędzam przez 8 lat 10% pensji… Czytaj więcej »

Maciej
2 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

Dokładnie. Przeciętny człowiek z musu albo świadomego wyboru kupuje auto używane, które pojeździ jeszcze wiele lat a jednak zaoszczędzone 100k (pomiędzy używką a nówką) można wykorzystać znacznie sensowniej…

Zbyszek
2 miesięcy temu
Reply to  Maciej

zgoda, jednakowoż nie znam nikogo kto posiadając pieniądze na nówkę w portfelu mówi sobie – kupię samochód używany za pół ceny (a więc bez gwarancji z corocznymi przeglądami i/lub ekstra remontami) a pozostałą kwotę wykorzystam inaczej.

Admin
2 miesięcy temu
Reply to  Zbyszek

No, nie wiem, mając w kieszeni 200 000 zł w gotówce poważnie zastanawiam się czy władować to w auto, które za dwa lata będzie warte 140 000 zł, czy jednak kupić samochód za 100 000 zł, a drugie 100 000 zł zainwestować w obligacje i mieć z tego 7% w skali roku

Zbyszek
2 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

Nikt nie kupuje nowego samochodu na dwa lata. W moim przypadku, gdy w 2015 roku zamawiałem Avensisa w salonie zakładałem że pojeżdżę nim bezproblemowo 10 lat (w końcu to Toyota) a potem się zobaczy. No i mi się sprawdziło.

Admin
2 miesięcy temu
Reply to  Zbyszek

No, nie wiem. Znam paru, którzy kupują i wymieniają co dwa-trzy lata. Czasami kupują nowe, a czasami trzyletnie (czyli już po największym spadku wartości)

Zbyszek
2 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

Jeżeli ja jestem bogaczem bo kupuje samochód z salonu na 10 lat, to jak nazwać Pana kolegów co zmieniają co 2-3 lata? Oligarchowie? 😉

Kuba
2 miesięcy temu
Reply to  Zbyszek

Wyobraź sobie, że wiele osób kupuje auto na dwa lata, spłaca leasing i zostawia w salonie w rozliczeniu za następne.Robi tak wiele osób prowadzących firmy i biorących samochody w leasing

Zbyszek
2 miesięcy temu
Reply to  Kuba

Wiem, ale to ja zostałem nazwany bogaczem, bo kupiłem w salonie nowy samochód z zamiarem użytkowania go 10 lat 😉

Admin
1 miesiąc temu
Reply to  Zbyszek

Rzeczywiście, gorsza obelga to chyba tylko „ty milionerze” 😉

Jan
2 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

Powiem tak Panie Macieju, 2 miesiące temu kupiłem auto z salonu koszt 130k (po rabacie zawodowym wyszło 119k). Wcześniej przez pół roku szukałem używki- ale tu jest problem sensowne używane które mnie interesowały to 80-100k więc nie opłaca się kupować używanego samochodu- ostatnio czytalem jakis artykuł właśnie o tym, że ceny używanych samochodów nie są atrakcyjne i niewiele się różnią i o zgrozo czasem można znaleźć używanego w cenie nowego lub droższego niz w salonie, chociaż płyną sygnały że zaczynają używane spadać. Mój zakup to 50/50 kredyt 0% miałem całą kwotę na zakup ale tę połowę wpłaciłem na roczne obligacje… Czytaj więcej »

Admin
2 miesięcy temu
Reply to  Jan

Moim zdaniem ubił Pan dobry interes. Natomiast na szczęście ceny aut używanych już spadają. Zjawisko, które Pan opisał, to pozostałość tej sytuacji z poprzednich lat, kiedy na rynku brakowało nowych samochodów – trzeba było czekać po pół roku na dostawę (przerwane łańcuchy logistyczne), a dealerzy „w locie” podwyższali ceny. Teraz już tego nie ma, więc rynek wraca do normy. Ja również nie kupiłbym auta używanego za cenę o 10-20% mniejszą od nowego. Ale gdybym miał zaoszczędzić 30-40%, a źródło byłoby pewne, to już bym to przemyślał.

Jan
2 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

Też mi się tak wydaje, ale był duży bół głowy ponieważ jestem z teamu, że samochód ma mnie przewieźć z pkt A do pkt B i więcej nie wymagam. Zakupiłem na kilka lat ten model (marka południowokoreanska ;)) Wracając do tematu używanych, to ja głównie szukałem sprawdzonych (o ile to możliwe) i brałem pod uwagę zakup najczęściej z salonów jak one sprzedają niby sprawdzone auta mimo, że używane i dają jakaś gwarancję np toyota pewne uzywane, honda approved program. Nie wiem jak z tym w praktyce, jednak ceny aut od roczników 2016-2020 to były od 80-100 i więcej. Bardzo mnie… Czytaj więcej »

Admin
2 miesięcy temu
Reply to  Jan

Bycie w teamie „auto ma mnie przewieźć” nieco upraszcza sprawę. Mam to samo i problem polegający na tym, że chętnie kupiłbym coś, ale moje auto przez 10 lat jeździ, nie chce się popsuć, a ja jestem z Poznania i nie wyrzucam rzeczy, które działają 😉

PawełS
2 miesięcy temu
Reply to  Zbyszek

No to już znasz 😉 co więcej, nie tylko z samochodami tak postępuję 😉

Zbyszek
2 miesięcy temu
Reply to  PawełS

Kiedyś przyjdzie żona i dzieci, wtedy jak ja kupisz rodzinny samochód klasy D i może nawet go będziesz użytkować 10 lat… No bo dlaczego miałbyś mieć od nas regularsów lepiej? 😉

PawełS
2 miesięcy temu
Reply to  Zbyszek

Akurat pudło – mam żonę i trójkę dzieci 😉 Może mój komentarz nie był zbyt jasny. Chodziło mi o to, że właśnie jeździmy 16-letnią Zafirą, choć spokojnie mógłbym kupić Audi z salonu za gotówkę 😉 Ale nie ma to dla mnie sensu. I oczywiście zgadzam się, że pieniądze służą do realizacji marzeń i nie są wartością samą w sobie. Ale jeśli mi NAPRAWDĘ nie robi różnicy, czy samochód błyszczy jak kocie jajo na lewą stronę czy też nie – to nie widzę powodu, dla którego miałbym płacić więcej. Bo prawda jest niestety taka, że w nowych samochodach płacisz nie tylko… Czytaj więcej »

Zbyszek
1 miesiąc temu
Reply to  PawełS

„właśnie dlatego samochody tak gwałtownie tracą po wyjechaniu z salonu”

Wiesz co zmusiłeś mnie tym komentarzem i sprawdziłem otomoto. Za swój samochód mógłbym wziąć teraz 70 tyś zł, zakupiłem go za 115 tyś zł. Czy to naprawdę taki zły interes -45 tyś zł w 9 lat?

Ten samochód chyba faktycznie dobrze trzyma wartość rezydualną.

PawełS
1 miesiąc temu
Reply to  Zbyszek

A przypomnij mi, ile przez te 9 lat wyniosła inflacja? Bo jak dla mnie porównywanie kwoty z dziś i sprzed 9 lat tak wprost to jednak nieporozumienie 😉

Zbyszek
1 miesiąc temu
Reply to  PawełS

Inflacja wyniosła tyle, że dawne 115 tyś zł (avensis) to teraz 210 tyś zł (camry)

PawełS
1 miesiąc temu
Reply to  Zbyszek

No właśnie. Czyli za stary samochód mógłbyś kupić dokładnie 1/3 nowego. Czyli stratą w ciągu tych 9 lat wyniosła 2/3. Z czego zdecydowana większość w pierwszych 2-3 latach, co potwierdza moją tezę o gwałtownej utracie wartości po wyjeździe z salonu 😉

Zbyszek
1 miesiąc temu
Reply to  PawełS

Przekonałeś mnie. Od dzisiaj będę używane 5-7 letnie rzęchy kupował, a wolną kasę sobie oprawię i będę się brandzlował jak to mi rośnie a ja z tego nie korzystam 😉

Admin
1 miesiąc temu
Reply to  Zbyszek

Rozumiem, że pod pojęciem „brandzlował” rozumie Pan „zachwycał”? Bo inaczej będę musiał ocenzurować 😉

Zbyszek
1 miesiąc temu
Reply to  Maciej Samcik

Oczywiście miałem na myśli oszałamiająco-pubudzający zachwyt, jak Reksio szarpiący szynkę 😉

Admin
1 miesiąc temu
Reply to  Zbyszek

Tak myślałem 😉

PawełS
1 miesiąc temu
Reply to  Zbyszek

Ależ ja Cię nie zamierzam do niczego przekonywać 😉 wręcz przeciwnie – muszą istnieć ludzie, którzy kupują nowe, żebym ja mógł kupić używane 😉 co więcej, mogę Cię zapewnić, że nie brandzluję się nad stanem własnego konta 😁 gdyby już chcieć iść tym seksualnym tokiem myślenia, to mając wolne 100 000 mógłbyś zamiast brandzlowania… No, pozostawię to Twojej wyobraźni 😁

Karol
2 miesięcy temu
Reply to  Zbyszek

Ja zrobiłem jeszcze inaczej. Dywidendy i odsetki od obligacji finansują mi ratę leasingu samochodu, który później wykupię. Dzięki temu nie ruszam kapitału i będę miał samochód po zakończeniu umowy leasingu.

Zbyszek
2 miesięcy temu
Reply to  Karol

Ale ja o czym innym, odnosiłem się do komentarza pt. Choć stać mnie na nówkę, to se jednak kupię używkę bez gwarancji za pół ceny 🙂

Leasing jednak zakłada się na zakup nowego samochodu… I tak rozważam leasing jako możliwość sfinansowania mojego następnego rodzinnego samochodu klasy D (bo choć dzieci w fotelikach nie jeżdżą to jednak jeszcze z 10 lat ze „starymi” pomieszkają)

Mateusz
2 miesięcy temu
Reply to  Karol

Czyli nadal finansujesz Ty. Przecież odsetki rekompensują spadek wartości. To skoro „nimi” płacisz, to płacisz spadkiem wartości. Pozdrawiam.

Radek
2 miesięcy temu
Reply to  Zbyszek

To poznajmy się 🙂 Mogłem wziąć nówkę a wziąłem 3 latka. Dlaczego? Bo to się opłaca i warto.

Zbyszek
2 miesięcy temu
Reply to  Radek

Dopiero 5 latek kosztuje mniej więcej połowę, a i tak nie każdy.

Zdaje sobie sprawę że może jestem inny, bo nie kolekcjonuję pieniędzy. Do grobu ich nie zabiorę, kiedyś trzeba się cieszyć owocami swojej pracy – a samochód oraz dom to wg mnie coś na co jednak warto wydać kasę (bo służą całej rodzinie)

Maciej
2 miesięcy temu
Reply to  Zbyszek

Ja tak robię. Po co kupować nowe auto, skoro 5-latek kosztuje polowę tego, nie ustępując specjalnie bezawaryjnością? A 100k zostaje w kieszeni i może popracować na emeryturę…Mój 8-latek na razie z grubych awarii to opony zimowe 1500zł, (letnie w przyszłym roku, też coś koło tego), akumulator po 6 latach (400zł z wymianą), komplet klocków i tarcz (również po 6 latach) z wymianą (1000zł), wycieraczki przednie 40zł oraz czyszczenie hamulców 150zł. Hmm… Jak tu uzasadnić niepotrzebnie wydane kilkadziesiąt tysięcy na nówkę? Oczywiście warunkiem jest kupno odpowiedniego auta, które z natury nie wymaga znajomości okolicznych mechaników a wydane co roku 400zł na… Czytaj więcej »

Zbyszek
2 miesięcy temu
Reply to  Maciej

Dziękuję za ten komentarz. Tak sobie myślę, że aby uczciwie rozważyć oba scenariusze to trzeba jakoś policzyć TCO (total cost of ownership) następująco: Zakup nowego samochodu z salonu oraz użytkowanie go przez 10 lat a następnie jego odsprzedaż zachowując wartość rezydualną. Wliczmy przeglądy, remonty itp. Taki samochód będzie mieć pełną historię znaną oraz będzie po tylko jednym właścicielu Zakup dwóch samochodów używanych w cyklu 10 lat. To jest w pierwszym roku kupujesz używkę dajmy 5letnią serwisujesz ją, remontujesz i odsprzedajesz po 5 latach. Zauważ, że taki samochód już będzie mieć co najmniej dwóch właścicieli historii. Potem kupujesz na nowo 5… Czytaj więcej »

Maciej
2 miesięcy temu
Reply to  Zbyszek

Ja również długo jeżdżę samochodami (mam 3 i średnia wieku blisko 13 lat), bo gdy wiesz co kupujesz i robisz to świadomie to zwykle nie ma się czego obawiać kupują 3-5 latka. Po prostu oszczędzasz blisko 50% gotówki. Od jakiegoś czasu przestałem wydawać pieniądze na bzdury. Wydaję na rodzinę, zdrowie, hobby czy wiedzę. Na to IMHO warto. Reszta to w większości bzdety na które nie warto wydawać… Dlatego na Twoim miejscu, gdyby nie było konieczności (prawdziwej) zmiany auta (np. nagłe przybycie na świat 4-raczków, które nie zmieszczą się do istniejącego auta czy nowa pasja w postaci żeglarstwa a obecne auto… Czytaj więcej »

Zbyszek
2 miesięcy temu
Reply to  Maciej

Ja nie mam musu zmiany samochodu. Mam po prostu jeszcze instalację fotowoltaiczną na dachu, która corocznie produkuje nadwyżkę 2500 kWh prądu, której obecnie nie wykorzystuję i iddaję Tauronowi za darmo. Więc wypadałoby to zagospodarować (a już mam w domu wszystko na prąd, włącznie z ogrzewaniem/chłodzeniem).
W rodzinie nam wystarcza jeden samochód, więc (o ile nie zaistnieją inne okoliczności) odpada wariant zatrzymania Avensisa i dokupienia elektrycznego bzyka do miasta (typu VW eUp). Stąd rozważan zastąpienie Avensisa Teslą, możliwie na tyle wcześnie aby jak najwięcej kasy wziąć za Avensisa.

Maciej
2 miesięcy temu
Reply to  Zbyszek

„Stąd rozważan zastąpienie Avensisa Teslą, możliwie na tyle wcześnie aby jak najwięcej kasy wziąć za Avensisa.”

To chyba bez sensu? Przez kolejne 3 lata wielkiej straty na Avensisie nie będzie na na nowej Tesli wręcz przeciwnie.
Dojechać Avensis (bo musu zmiany na nowe nie ma) a Rodzinie zafundować fajne wakacje (tylko nie jakiś 5* allcośtamdupajasiupapalasiu tylko przygodę życia) a resztą zabezpieczyć w części przyszłość dzieciaków.

I nie „prądu” tylko energii elektrycznej 😉

Marek
2 miesięcy temu

Sprzedaż spada ponieważ są bardzo drogie w porównaniu do aut spalinowych. Nawet w bardzo bogatych krajach, kiedy skończyły się rządowe zachęty do ich zakupu (dopłaty, zwolnienia z VATu, zwolnienia z opłat za wjazd do strefy śródmiejskiej itp.) ludzie przestali je kupować. Jako środki transportu osobistego mają niestety więcej wad niż zalet nad tradycyjnymi samochodami.

Zbyszek
2 miesięcy temu
Reply to  Marek

„Sprzedaż spada ponieważ są bardzo drogie w porównaniu do aut spalinowych. ” no właśnie chodzi o to, że elektryki już nie są bardzo drogie, kosztują tyle samo – porównanie gabarytów Tesla model 3 vs Toyota Camry:

https://www.carsized.com/en/cars/compare/tesla-model-3-2017-sedan-vs-toyota-camry-2017-sedan/

Jeśli chodzi o ceny to tam jest rocznik 2017, aktualnie w 2024 roku wszystkomająca Camry kosztuje tyle samo co porównywalna wyposażeniem Tesla model 3 LR – to jest 210 tyś zł.

Last edited 2 miesięcy temu by Zbyszek
Tirinti
2 miesięcy temu

A co w tym niepokojącego? Niepokojący to jest zakaz sprzedaży nowych samochodów spalinowych za 10 lat. Może kiedyś będą lepsze baterie i samochody elektryczne będą się opłacać, ale obecnie się nie opłacają i nie są ekologiczne w większości krajów.

Admin
2 miesięcy temu
Reply to  Tirinti

Niepokojące jest to, że Chiny się przestawiają na elektryczne samochody, a my mamy wybór albo to robić z nimi i przegrać albo nie robić. I wtedy nie wiadomo co dalej, bo ktoś się boleśnie myli, co będzie miało duże skutki dla bogactwa obywateli

Marcin Kuchciak
2 miesięcy temu
Reply to  Tirinti

No na przykład zmiany klimatyczne, które zachodzą na świecie.

Do tego warto pomyśleć o kosztach ponoszonych przez system ochrony zdrowia związane z ociepleniem.

Moim zdaniem od dekarbonizacyjnych napędów pojazdów nie ma już odwrotu.

Co najwyżej, możemy zastanawiać się, czy mają to być np. auta typu EV, zasilane wodorem czy amoniakiem (co Toyota zdaje się od pewnego czasu badać).

Admin
2 miesięcy temu

Może się też zmienić filozofia transportu indywidualnego. Może – skoro przeważnie podróżujemy solo lub góra w dwie osoby, to będzie wzrost udziału w rynku malutkich pojazdów elektrycznych. Tutaj, zdaje się, znacznie łatwiej osiągnąć opłacalność. Wiadomo, że koncerny motoryzacyjne (przynajmniej w Europie) tego nie chcą, bo lepiej sprzedać auto za 200 000 zł niż małe „jeździdełko” za 30 000 zł, ale być może pojawią się producenci, którzy zechcą przetestować tę filozofię na dużą skalę

mmm777
2 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

To już było. I, nie wiedzieć czemu, się nie przyjęło 😉

messer
Admin
2 miesięcy temu
Reply to  mmm777

Pytanie dlaczego…

Zbyszek
2 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

odpowiedź jest prosta, bo nawet jeśli podróżujemy sami to jednak od czasu do czasu trzeba pojechać np do Ikea i większy gabaryt przywieźć…. albo na wakacje 🙂

I abstrahuje od tego, że wstyd do tego czegoś na obrazku wsiąść, nie wiem – dziewczynę gdzieś zaprosić. Bo jak ona „to cudo” zobaczy to na bank skreśli absztyfikanta jako nie rokujący jako przyszły ojciec moich dzieci 🙂

Admin
2 miesięcy temu
Reply to  Zbyszek

No tak, to jest argument nie do zbicia. Chociaż potrafiłem zaimponować dziewczynie nawet w takim sobie aucie, kobiety cenią w mężczyznach również intelekt oraz urodę ;-)))

mmm777
2 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

W Niemczech, dopóki byli biedni, takimi jeździli (a było trochę różnych modeli). Jak już było ich stać na normalne samochody – to przestali 🙂

Admin
2 miesięcy temu
Reply to  mmm777

Nas nadal nie stać, a takimi nie jeździmy. Co poszło nie tak? 😉

Jacek
2 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

Ameryka zawsze lubiła wielkie samochody. Europa niestety do nich dołączyła. Cała Azja jeździ małymi toczydełkami, po trzech – czterech na motocyklu, po dziesięciu na tuk – tukach. Gdyby tam na tych uliczkach wprowadzić wielkie amerykany, ruch zamarł by całkowicie. Im mniejszy samochód, tym więcej zmieści się ich na ulicy. Dobrze zaprojektowany samochód 3-metrowy zmieści śmiało 4 osoby (patrz genialna Toyota IQ). W Japonii większość samochodów na ulicach jest mała, kanciasta i pudełkowata. Jest cała gama modeli Nissanów, Toyot, Suzuki, które w ogóle nie są eksportowane do Europy – dlaczego??? Swego czasu przymierzałem się do kupna Nissana Cube, trochę śmiesznie wyglądającego… Czytaj więcej »

Adam
2 miesięcy temu
Reply to  Jacek

Toyota IQ jest autem dwuosobowym.

H H
2 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

Amatorzy… Prawko zrobiłem po trzydziestce, już żonaty i po kilku wcześniejszych związkach 🙂

Admin
2 miesięcy temu
Reply to  H H

Rozumiem, wcześniej się jeździło z szoferem ;-). Nie dziwię się licznym podbojom, Milordzie 😉

Vistula
2 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

I nie skreśliła absztyfikanta jako nierokującego na przyszłego ojciec swoich dzieci? Ja jednak popieram Zbyszka, że samochód wielkości mydelniczki to ani ładny, ani bezpieczny.

Zbyszek
2 miesięcy temu
Reply to  Vistula

toto na obrazku to nawet nie jest samochód, bo ma trzy koła 🙂 mam problem jak toto właściwie nazwać i jednocześnie nikogo przy tym nie obrazić 😉

Adzik
2 miesięcy temu
Reply to  Zbyszek

to jest trójkołowiec, który mogą prowadzić emeryci (i nie tylko) bez PJ. Znam wiele osób które byłyby nim zainteresowane!

Zbyszek
2 miesięcy temu
Reply to  Adzik

eeee to chyba bujda z tym brakiem prawa jazdy do prowadzenia tego w ruchu ulicznym. Na motor trójkołowiec (przyczepka z boku) trzeba mieć prawo jazdy. Nawet na hulajnogę, rower trzeba mieć kartę rowerową, jeśli się chce poruszać drogą, a nie wydzieloną ścieżką rowerową (pomagałem dziecku w tym roku zdać przepisy).

Sylwester
2 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

To nie koncerny nie chcą sprzedać takich aut, tylko ich produkcja i wyposażenie w obowiązkowe systemy bezpieczeństwa podnosi cenę, bo te same systemy muszą być i w aucie za 100 tys. i w tym za milion. Łatwo policzyć, że np. 20 tys. za takie systemy w aucie za 100 tys. to 20% ceny, a w tym za milion tylko 2%. Poniżej pewnej wartości się nie da zejść, chyba że się będzie dotować produkcję (model chiński) lub dopłacać do zakupu (modele krajów EU). Małe auta są na wymarciu, bo ich cena jest niewiele niższa niż tych większych, a gdy można kupić… Czytaj więcej »

Admin
2 miesięcy temu
Reply to  Sylwester

W takim razie jednak pomyślałbym o zmianach regulacji

Zbyszek
2 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

ręka do góry kto z nas nie chce jeździć samochodami, które mają 5 gwiazdek NCAP i jest gotowy jeździć z rodziną samochodem posiadającym powiedzmy 3 i mniej gwiazdek 😉

Karol
2 miesięcy temu
Reply to  Zbyszek

Ja, bo wiem, że za brak niektórych systemów jak asystent pasa ruchu, ncap zabiera gwiazdki. Dlatego samochód z 3 gwiazdkami nie oznacza, że auto jest niebezpieczne.

Zbyszek
2 miesięcy temu
Reply to  Karol

Możliwe i przyznałbym Ci rację gdybyśmy mieszkali w Szwajcarii i spotykali na drodze taką kulturę jazdy. Jednakże mieszkamy w Polsce gdzie jest zoo – tzn. poruszamy się po drogach wraz z różnymi wariatami (z prawem jazdy i bez, trzeźwymi i nie) i mam wrażenie niejednokrotnie, że może mój samochód powinien mieć jednak większe strefy zgniotu i może mocniejsze blachy niż fabryka przewidziała 🙁

Last edited 2 miesięcy temu by Zbyszek
H H
2 miesięcy temu
Reply to  Zbyszek

Brak piskadełka niezapiętych pasów chyba ze dwie gwiazdki zabiera.

Zbyszek
2 miesięcy temu
Reply to  H H

no chyba nie, poczytaj i dopiero komentuj (niezależnie, że piskadełko jest potrzebne, chyba że sam osobiście przed każdą jazdą sprawdzasz poprawność zapięcia pasów przez dzieci na tylnej kanapie)

H H
1 miesiąc temu
Reply to  Zbyszek

Nie jest dla mnie na tyle istotna dyskusja, bym wdawał się w lekturę wszelkich możliwych źródeł, więc tylko taki, dość stary, link z niezbyt poważnej strony:
https://www.auto-swiat.pl/testy-zderzeniowe-euro-ncap-ile-warte-sa-gwiazdki/jsg8dcv

Tak, przerysowałem, bo brak piskadełka kosztował Mercedesa „zaledwie” jedną gwiazdkę. I upieram się, że piskadełko potrzebne nie jest (kontrolka jest zupełnie wystarczająca). A dzieci mam na tyle duże, że wystarczy potwierdzenie paszczowe po „pasy zapięte?”.

Zbyszek
1 miesiąc temu
Reply to  H H

„Nie jest dla mnie na tyle istotna dyskusja” no właśnie, wyobraź sobie też że jest to najtańszy komponent, standard od 30 lat, i napewno nie stanowi o cenie samochodu. Rezygnacja z niego nie spowoduje obniżki ceny samochodu nawet o 200 zł, więc?

Tirinti
2 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

Fajne. W takim Londynie rozszerzyli na całą aglomerację strefę czystego transportu i za wjazd samochodem niespełniającym Euro 5 trzeba płacić. A tym czasem są nadal niezelektryfikowane linie kolejowe i po Londynie jeżdżą setki pociągów spalinowych.

Admin
2 miesięcy temu
Reply to  Tirinti

Ale emisja CO2 na osobę w takim pociągu jest chyba mniejsza niż w samochodzie, więc to jest jakoś logiczne…

TomR
2 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

W częściach świata, do których przenosi się przemysł transport małymi pojazdami niesamochodowymi (skuterym, motocykle, autoriksze itp.) jest bardzo popularny. Dotyczy to także bardziej rozwiniętych miejsc, do których przenosi się cywilizacja, np. na Tajwanie jest około 9 milionów samochodów i około 14 milionów skuterów i motocykli i jest normą, że po mieście jeździ się skuterem. W Wietnamie jest około 60 mln motocykli i 5 mln samochodów. W Indiach za taksówki robi 2 miliony samochodów i 8 milionów autoriksz. Za komuny w Polsce produkowano szczytowo 200 tysięcy rocznie motorowerów Romet Komar, podczas gdy produkcja polskiego Fiata 126p to było kilkadziesiąt tysięcy rocznie… Czytaj więcej »

Tirinti
2 miesięcy temu

Tyle, że jak dla mnie klimat w Europie jest zbyt zimny więc z punktu widzenia Europejczyka nie mam nic przeciwko jak się ociepli o 5 stopni od zaraz a nie o 2 za 50 lat. A warto jeszcze wspomnieć o kosztach ogrzewania w zimę, które w Polsce są ogromne. Warto też wspomnieć, że baterie litowo jonowe praktycznie nie nadają się do użytku na mrozie. Więc ocieplenie klimatu w Polsce do poziomu tego jaki jest obecnie w Kaliforni mógłby poprawić użyteczność elektryków w Polsce a także pomp ciepła, które również są bezsensem w polskim klimacie. Z globalnego punktu widzenia to emisja… Czytaj więcej »

Admin
2 miesięcy temu
Reply to  Tirinti

Zmiany klimatu nie polegają na tym, że będzie o 5 stopni cieplej w Polsce i wyrosną u nas palmy, tylko na tym, że na północy będzie susza, w centrum huragan i trąby powietrzne, a na południu powódź

TomR
1 miesiąc temu
Reply to  Maciej Samcik

Ocieplenie klimatu oznacza wyrównanie temperatur między regionami i porami roku, tzn. bieguny będą miały temperatury bardziej zbliżone do równików niż teraz, różnica między dniem a nocą będzie mniejsza, między zimą a latem mniejsza. Przez co zjawiska atmosferyczne związane z różnicami ciśnień powinny być łagodniejsze, a wszędzie być puszcza tropikalna. Np. podczas epoki ciepłej w Europie były lasy tropikalne z żyjacymi w nich praprzodkami ssaków naczelnych. Na mapce widać dużo większy stosunek morza do lądu niż teraz, zwłaszcza w Europie, przez brak czap lodowych na biegunach. https://en.wikipedia.org/wiki/Eocene W ciepłych czasach dinozaury żyły na Antarktydzie. https://www.science.org/content/article/scienceshot-giant-dino-lived-antarctica Jeżeli chodzi o wilgodność, to powinna… Czytaj więcej »

Marcin Kuchciak
2 miesięcy temu
Reply to  Tirinti

Będę, jak sądzę, nieco brutalny co do Pana wypowiedzi. Cytat: Tyle, że jak dla mnie klimat w Europie jest zbyt zimny więc z punktu widzenia Europejczyka nie mam nic przeciwko jak się ociepli o 5 stopni od zaraz a nie o 2 za 50 lat. Odpowiedź: Aha 😊. To zawsze może Pan zmigrować z Murmańska do Afryki. Tam będzie pewnie bardziej gorąco. Podpowiem kierunki m.in.: Południowy Sudan, Mali, Mauretania, Burkina Faso, Niger. Mam nadzieję, że Panu się nie ociepli temperatura ciała o 5 stopni, bo wówczas marnie widzę Pana istnienie. Co do reszty opowieści nawet nie mam ochoty się wypowiadać… Czytaj więcej »

Robert
2 miesięcy temu

Ratunku, spalimy się wszyscy!!!Panie Marcini poprowadz nas do elektrycznego raju i uratuj od piekła.

Admin
2 miesięcy temu
Reply to  Robert

A coś bardziej merytorycznego? Da Pan radę? 😉

Zbyszek
2 miesięcy temu
Reply to  Tirinti

 Warto też wspomnieć, że baterie litowo jonowe praktycznie nie nadają się do użytku na mrozie.” Bzdura – najlepszy dowód, samochody elektryczne w Norwegii to chyba działają – co nie? Telefon komórkowy też działa na mrozie.

„Więc ocieplenie klimatu w Polsce do poziomu tego jaki jest obecnie w Kaliforni” Bzdura, poza tym byłaby to katastrofa dla Polski

TomR
1 miesiąc temu
Reply to  Zbyszek

Norwegia nie ma klimatu z zimnymi zimami. Ma klimat morski, czyli z niską temperatrurą średnią i relatywnie rozsądną temperaturą w zimie. Prawdziwie zimne zimy są w klimacie kontynentalnym – wewnątrz lądu w Rosji lub Kanadzie. Jak po sankcjach w Rosji zaczęli kupować samochody chińskie, to były wiadomości o niedziałaniu tych samochodów zimą.

TomR
1 miesiąc temu
Reply to  Tirinti

Są też opinie, że już teraz doszliśmy do stanu, w którym temperatura byłaby / powinna być dużo większa niż istniejąca (rzędu więcej niż 3,5C ocieplenia), ale nadrabia się to geoinżynierią żeby obniżyć do tego co jest teraz. Np. https://www.geoengineeringwatch.org/the-dimming-full-length-climate-engineering-documentary/ Podobno ta geoinżynieria, zwłaszcza Solar Radiation Management okazała się problematyczna, bo m.in. pogorszyła stan warstwy ozonowej, przez co zwiększyło się szkodliwe promieniowanie UVB-B i pojawiło się niezerowe UV-C. Istnienie UV-C jest charakterystyczne dla epok wielkich wymierań, jest ono uznawane za bardzo niebezpieczne. https://www.geoengineeringwatch.org/category/geoengineering/results-of/uv/ Obecnie spektakularnie wymierają owady, nawet 75% ubytku liczebności w parkach przyrody (miejscach nie narażonych na opryski rolnicze) i… Czytaj więcej »

Stef
2 miesięcy temu

Haha, wielu niezależnych ekspertów motoryzacyjnych mówiło że tak będzie.
Prezes Toyoty mówił że to ślepy zaułek.

Admin
2 miesięcy temu
Reply to  Stef

Myślę, że to nie do końca tak – prezes Toyoty uważa, że będzie podział rynku między różne napędy i elektryczny będzie miał jakieś 30%, ale nie więcej, bo na więcej nie starczy prądu 😉

AdamIO
2 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

Toyota ostatnio idzie wartko pod prąd głównego nurtu. Czytałem ostatnio że jasno zadeklarowali rezygnacje ze wspierania organjzacji i ruchów LGBTQ+.
Coś sie dzieje.

Admin
2 miesięcy temu
Reply to  AdamIO

Nie sądzę, żeby Toyota pchała się w spór dotyczący LGBTQ+QWERTY, ale dzięki za informację, to mnie ubogaca 😉

Zbyszek
2 miesięcy temu
Reply to  Stef

Prezes Toyoty właśnie kupuje kluczowe komponenty od BYD do swoich nowych samochodów BZ4X (bo uznaje, ze są nowocześniejsze niż sami wytworzą) 😉

Oprócz słuchania tego co mówi prezes Toyoty zalecam również na patrzenie na to co robi. To da pełniejszy obraz.

Last edited 2 miesięcy temu by Zbyszek
Admin
2 miesięcy temu
Reply to  Zbyszek

No, to rzeczywiście ciekawe…

Rafał
2 miesięcy temu

Jeśli mają być Elektryki to powinno to iśc w kierunku aut segmentu A, czy nawet „mini” A. Typowe miejskie małe samochody z małymi prędkościami maksymalnym. Takie drugie w auto w rodzinie do pracy na zakupy itp.

Ogólnie to ślepa drogą motoryzacji, którą stwierdzono już z 90 lat temu. Teraz na nowo próbuje się odkryć koło 🙂

Admin
2 miesięcy temu
Reply to  Rafał

Chyba tak

Zbyszek
2 miesięcy temu
Reply to  Rafał

Jeśli mają być Elektryki to powinno to iśc w kierunku aut segmentu A, czy nawet „mini” A””

VW tak zrobił po czym szybko zaorał – bo za mało na tym zarabiał (czytaj za słabo doił klientów). Mieli bardzo dobrze spradający się VW eUp! oraz Skode Citigo. Sprzedawało się na pniu i nie dało się zamówić nowych ze wzgl na czas oczekiwania. VW postanowił się przerzucić na wyższe marżowo VW ID3 i ukatrupił maluchy elektryczne 😉

Admin
2 miesięcy temu
Reply to  Zbyszek

Czyli moja hipoteza nie jest tak całkiem od czapy…

Rafał
2 miesięcy temu
Reply to  Zbyszek

I tak szczerze to mnie boli, bo w moim odczuciu to powinnien być kierunek dla elektryków.

Maciej
2 miesięcy temu
Reply to  Zbyszek

Ale to nie jest problem. Od 1.01.2027 auta do 1500kg oraz 100KM – brak podatku. Za przekroczenie o każdy kilogram i/lub koń mechaniczny – podatek rosnący wykładniczo.

Pirx
1 miesiąc temu
Reply to  Rafał

Koncepcja słuszna, tylko wtedy do pełnej mobilności i tak trzeba mieć w domu auto „pozamiejskie” z tradycyjnym napędem. Gdzie tu ekologia?

Ppp
2 miesięcy temu

ZNAKOMITA analiza! Jakbyście robili rankingi na „analizę roku”, to bym właśnie na nią głosował.
Denerwuje mnie tylko jedno: to wszystko było albo wiadome, albo łatwe to wywnioskowania już kilkanaście lat temu i mądrzy ludzie już wtedy o tym ostrzegali!
Pozdrawiam.

Admin
2 miesięcy temu
Reply to  Ppp

Moim zdaniem kilkanaście lat temu dużo z tych rzeczy było jednak niewiadomymi. Tempo rozwoju technologii było wtedy jednak zagadką.

Piotr
2 miesięcy temu

A ja mam inne zdanie 🙂 Część argumentów jest jak najbardziej zasadna, ale przytoczone przykłady to najgorsze z możliwych żeby udowodnić rację autora. Nissan Leaf (samochód zaprojektowany chyba z 15 lat temu) ma baterię, która ma niewielką pojemność, nie ma chłodzenia (wszystkie nowsze auta elektryczne już je mają), złącze Chademo (które powoli zanika). Producenci (europejscy) bronią się przed nią rękami i nogami, bo mają opanowaną produkcję silników spalinowych. Skoro to blog o finansach – to idziemy od strony finansowej. Dlaczego europejscy producenci nie chcą elektryków? Bo zarabiają na serwisie (a to dwumasa, wtryski, świece, skrzynie biegów, oleje, filtry itp itd).… Czytaj więcej »

Admin
2 miesięcy temu
Reply to  Piotr

Bardzo ciekawy komentarz, dzięki. A ma Pan konkretne dane o koszcie produkcji auta elektrycznego w Chinach? Fajnie byłoby mieć takie dane, żeby móc porównać z cenami samochodów, które są przecież dotowane.
Myślę, że jeśli cena będzie porównywalna, a wygoda i komfort używania większy – to ta technologia wygra. W Europie tak nie jest, a pytanie brzmi – czy tak jest w Chinach czy też całość interesu wciąż „wisi” na dotacjach

Piotr
2 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

Niestety takimi danymi nie dysponuję. Mogę jedynie porównać ceny pojazdów, które są zarówno w Europie jak i Chinach. Elektryki: Tesla Model 3 (ta produkowana jest w Chinach) teraz w Polsce kosztuje 189 990 zł (nie uwzględniam żadnych dotacji), a w Chinach to 231 900 Yuan czyli ok. 129 000 zł. Dla przykładu spalinowe Audi A3 Sportback 35 TFSI w Chinach to 203 100 Yuan czyli ok. 113 000 zł, a w Polsce 148 900 zł. Ostatnio oglądałem na YT film Polaka, który mieszka w Chinach i był na targach. Pokazywał naprawdę dobrze wyposażone chińskie pojazdy elektryczne za atrakcyjne kwoty. Modeli… Czytaj więcej »

Admin
2 miesięcy temu
Reply to  Piotr

Ha, ciekawe czy różnice cen wynikają z kosztów logistyki i sprzedaży w Europie, dostosowania się do europejskich norm czy z podatków.

Zbyszek
2 miesięcy temu
Reply to  Piotr

” zależni od LPG z Rosji, Arabów czy Norwegii (cwaniaki sami kupują elektryki żeby nie truć swojego otoczenia, a sami sprzedają ropę i gaz innym – niech się inni trują).”

Cieszę się, że to zauważyłeś – Norwegowie, jak każdy dobry diler narkotykowy, nie bierze własnego towaru tylko sprzedaje innym i dba cenowo aby jak najdłużej brali towar (się jak najdłużej truli) 😉

Maciej
2 miesięcy temu
Reply to  Piotr

„Bo zarabiają na serwisie (a to dwumasa, wtryski, świece, skrzynie biegów, oleje, filtry itp itd). W elektrykach tych elementów NIE MA” Moje główne auto skończyło 8 lat, dopóki była gwarancja przeglądy blisko 1000PLN/rocznie, po gwarancji 400zł za olej + 3 filtry z wymianą. Nie kupuję aut z dwumasą, turbiną, lecącymi wtryskami, itd.), tzn. na serwisie zarabiają w okolicach zera. „Każdy, kto się przejechał samochodem elektrycznym – jest zachwycony. Cisza, brak smrodu, fantastyczne osiągi. ” – cisza??? bez jaj, chociaż pewnie są tacy którzy nie włączają radia w trakcie jazdy bo przecież cisza… brak smrodu??? pewnie są tacy, którym zapach benzyny przeszkadza…… Czytaj więcej »

TomR
2 miesięcy temu
Reply to  Piotr

„Pamiętajmy że technologia elektryków jest na wczesnym etapie rozwoju. ” – jeżeli chodzi o silniki elektryczne to nie jest to prawda. To jest technologia stara z połowy 19-tego wieku, starsza o kilkadziesiąt lat od silników spalania wewnętrznego i o rzędy wielkości bardziej rozpowszechniona. Silniki elektryczne są w urządzeniach AGD np. suszarkach, mikserach ale także większych rzeczach: urządzeniach przemysłowych, lokomotywach, w tym tych spalinowych które najczęściej mają postać hybrydy szeregowej z silnikiem elektrycznym napędzającym koła i silnikiem spalinowym napędzającym prądnicę. W takim modelu hybrydy szeregowej silnik spalinowy pracuje przez większą część czasu na optymalnych obrotach i nie podlega bezpośrednio gwałtownym zmianom… Czytaj więcej »

Zbyszek
2 miesięcy temu
Reply to  TomR

Warto jeszcze dopowiedzieć, że samochody elektryczne będą znacznie bardziej trwałe w eksploatacji.
Wystarczy spojrzeć na tramwaje i autobusy w komunikacji miejskiej. Tramwaje są eksploatowane nawet po 30 lat, a autobus 10 letni to niemal trup.

TomR
1 miesiąc temu
Reply to  Zbyszek

Autobusy starszej generacji, firm Mercedes i Volvo potrafiły wyrobić ze 2 mln kilometrów przewozów dla lepszych egzemplarzy, a ponad milion nie było czymś nadzwyczajnym. https://szczecin.wyborcza.pl/szczecin/7,34939,27828778,przejechal-2-miliony-kilometrow-teraz-czeka-na-wsparcie-tych.html https://www.trojmiasto.pl/wiadomosci/Kup-sobie-miejski-autobus-n135327.html Nowsze autobusy są oczywiście gorsze, mniej trwałe, w tym przez wymagania stawiane przez przewoźników. Wymaganie niskopodłogowości oznacza malutkie jak na autobus kółka i małą wysokość amortyzacji , przez małe kółka nie są w stanie pokonywać przeszkód drogowych (dziur itp.), a przez krótką amortyzację przenoszą te wstrząsy na strukturę autobusu, nadwozie, silnik (zmniejsza trwałość) oraz na pasażerów, powodując u nich mikrowstrząsy, obijając mózgi pasażerów siedzących, wyprostowanych (stojący amortyzują wstrząsy nogami, u skrzywionych siedzących pomaga szyja… Czytaj więcej »

Krzysiek
2 miesięcy temu

Najlepszym argumentem, że to się nie opłaca są dotacje – gdyby elektryki były opłacalne, nie potrzeba by nikogo dotować. W 1992 roku uruchomiono w Polsce pierwszą sieć telefonii komórkowej. Nikt nie musiał ludziom dopłacać, zachęcać, ani też nie zmuszał do zakupu komórki i nie straszył likwidacją tradycyjnych linii telefonicznych. Na początku komórki były mało popularne, ale po 10 latach ich liczba była większa niż linii tradycyjnych. A z elektrykami? Pierwszy seryjnie produkowany samochód elektryczny na baterie litowo-jonowe Tesla Roadster pojawił się do zakupu w 2008 roku, bardziej budżetowy Nissan Leaf w 2010 roku. Dzisiaj po 16 latach od premiery Tesli… Czytaj więcej »

Admin
2 miesięcy temu
Reply to  Krzysiek

Zobaczymy jakie będą możliwości obniżenia ceny baterii i zwiększenia ich wydajności oraz długości życia

TomR
2 miesięcy temu
Reply to  Krzysiek

Na telekomunikacji rząd nie tylko nie dopłaca, ale jeszcze dodatkowo zarabia, np. ostatnio państwo wynajęło operatorom 4 pasma częstotliwości na czas 15 lat po około 450 – 500 mln za pasmo. Teraz planują wynająć 5 kolejnych pasm częstotliwości na podobny okres po min. 580 milionów za pasmo. A w latach 30-tych pokończą się wcześniejsze rezerwacje, za które kiedyś rząd dostał 8,6 mld zł łącznie.

Sylwester
2 miesięcy temu

Autor popełnia kilka błędów: Utożsamia działania w skali UE z naszym krajem, który jest na odległym miejscu pod kątem rozważań gospodarczych, głównie na własne życzenie (polityków oraz obywateli). Zakłada brak potrzeb obywateli względem czystego powietrza, gdy sądy w wielu krajach (poza naszym, niestety) nakazywały już rządom podjęcie działań. Z marnym skutkiem co prawda, ale to podważa tezę, że to politycy w oderwaniu od obywateli chcą czystszego powietrza. Nie, to obywatele naciskają na polityków, aby ci ochronili ich przed tymi, którzy nie dbają o czystość. Nieprawdą jest, że nie są prowadzone prace w celu ograniczenia emisji przemysłowej. Choćby system ETS dotyka… Czytaj więcej »

Admin
2 miesięcy temu
Reply to  Sylwester

Poproszę Autora, żeby się odniósł do Pana uwag, aczkolwiek… Ad 2. Brak potrzeb obywateli wynika z tego, że nie chcą kupować aut elektrycznych, dopóki się ich nie przekupi Ad 1, 3, 4. Ma Pan rację, ale to też nie ma wiele wspólnego z tezą tekstu, tylko raczej z przyczynami obecnej sytuacji Ad. 6. W tekście chyba nie jest napisane, że się nie opłaca, tylko że to jest klincz – za mało elektryków, więc mało ładowarek Zgadzam się co do punktu 5. Jeśli chodzi o spadek wartości samochodu w czasie, to proponowałbym się ograniczyć do tej konkretnej kategorii produktu: samochodów. Co… Czytaj więcej »

Sylwester
2 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

Ad 2. Kierunek przepływu potrzeb jest taki: politycy odbierają sygnały od swoich wyborców, że powietrze nie spełnia ich wymogów, próbują więc przeprowadzić zmiany prawne, aby zmniejszyć zanieczyszczenie, jedną z takich zmian jest dopłata do auta elektrycznego. Obywatel otrzymuje czystsze powietrze, więc cel działań politycznych został spełniony. Tak to generalnie działa w świecie, nie trzeba się doszukiwać drugiego dna i tworzyć teorie spiskowe. Owszem, trochę z tymi życzeniami jest, jak z umową z diabłem, niekoniecznie dostaje się dokładnie to, co się chciało, ale w przypadku czystego powietrza są prowadzone działania na wielu frontach, a motoryzacja jest tylko jednym z nich. Ad… Czytaj więcej »

Admin
2 miesięcy temu
Reply to  Sylwester

Ad 2. Co do zasady się zgadzam, że politycy odpowiadają na potrzeby Narodu. W Polsce Naród chce mieć tanie auta i móc nimi parkować wszędzie, gdzie ma na to ochotę. Myślę, że tak ma 70% Narodu. Aczkolwiek nie sądzę, żeby w Chinach było inaczej. Tam politycy nie muszą się przejmować tym, co myśli Naród. Co czasem Chinom wychodzi na zdrowie, ale przeważnie Chińczykom jednak nie Ad 6. Nowe ładowarki powstają, ale w tempie, które nie zapewnia dobrej promocji aut elektrycznych. I zapewne to autor chciał powiedzieć. Nie zgadzam się z tezą końcową. To jest tematyka, w której prawda obiektywnie nie… Czytaj więcej »

TomR
2 miesięcy temu
Reply to  Sylwester

„Ad 2. Kierunek przepływu potrzeb jest taki: politycy odbierają sygnały od swoich wyborców, że powietrze nie spełnia ich wymogów, próbują więc przeprowadzić zmiany prawne, aby zmniejszyć zanieczyszczenie,” – jest odwrotnie, za komuny gdy nie było wyborów to w miastach pozostawiali korytarze napowietrzające, duże szerokie ulice pełniące role dodatkowych korytarzy napowietrzających, zabudowa blokowa miała duże odległości między blokami – także lokalnie był przewiew. Teraz korytarze napowietrzające się zabudowuje, między blokami zostawia minimum odległości (brak przewiewu, niewielki wolumen powietrza łącznie).

Zbyszek
2 miesięcy temu
Reply to  TomR

„za komuny gdy nie było wyborów to w miastach pozostawiali korytarze napowietrzające, duże szerokie ulice pełniące role dodatkowych korytarzy napowietrzających, zabudowa blokowa miała duże odległości między blokami – także lokalnie był przewiew.”

I truło, śmierdziało niemiłosiernie – co mówię jako biegający po ulicach wychowanek w Nowej Hucie. A niemal każdy przejazd samochodem ulicą Igołomską wymagał szczelnie zamkniętych okien i wyłączenia nawiewu w dużym fiacie (wyobraź sobie taki przejazd w lipcu).

Alf
2 miesięcy temu
Reply to  Sylwester

Aż się przyjemnie czytało.
Rzadkość obecnie – tekst napisany polszczyzną, a nie czymś, co ją udaje.
A już absolutnie chylę czoła, że jest ktoś, kto rozpoznaje różnicę pomiędzy wyrażeniami „także” i „tak że”.

Slawek
2 miesięcy temu

Od dawna mówie, że wodór. Ogniwa paliwowe tylko mają sens ekologiczny. To samo twierdzi szef Toyoty. Za to pojawiają się filmy w sieci o nieopłacalności wodoru. Ciekawe jak elektryka z bateriami jest opłacalna w porównaniu z wodorem. Jedynym problemem jest wymyślenie metody produkcji wodoru taniej.

Nie wspomnę już tutaj o ogniwach paliwowych na roztwór wody z solą. Powstał nawet prototyp i nie rozumiem, czemu wszyscy ekolodzy, ktorzy wycierają sobie usta ekologia nie promują właśnie tego rozwiazania.

Admin
2 miesięcy temu
Reply to  Slawek

„Od dawna mówię”… Panie Sławku, zrób Pan ten wodór zamiast tylko mówić 😉
Z wodorem chyba jest jednak na razie jeszcze większy problem cenowy, niż z samochodami elektrycznymi. Ale też mi się wydaje, że warto w tym kierunku pójść, bo w elektrykach już z Chińczykami nie wygramy. Trzeba zacząć inną grę

Sylwester
2 miesięcy temu
Reply to  Slawek

Ogniwo paliwowe mają ograniczoną trwałość i bardzo wysoką cenę, czasem przewyższającą komplet akumulatorów do auta. Na tym polu są dokonywane kolejne naukowe przełomy, ale jeszcze jest daleko do osiągnięcia poziomu opłacalności sektora aut bateryjnych, nie mówiąc o spalinowych.

Jakub
2 miesięcy temu

Część z tych argumentów do mnie trafia, z częścią się nie zgadzam, a część jakby celowo pomijała dane (np. udział OZE w produkcji prądu żeby zwalidować tezę że prąd w gniazdku pochodzi tylko z komina w Bełchatowie).

Natomiast ta analiza jest napisana z punktu widzenia Polski i UE. I jedno i drugie to obecnie jakiś drobny udział w globalnym rynku samochodowym i coraz mniejsze znaczenie ma czy to się opłaca w UE. Opłaca się w USA, opłaca się w Chinach, za chwilę będzie się opłacało w Afryce, a na tych rynkach ludzi i pieniędzy jest wielokrotnie więcej niż w UE.

Admin
2 miesięcy temu
Reply to  Jakub

Udział OZE w produkcji prądu w Polsce wciąż jest nieduży. W tym tekście jest obrazek, który do pokazuje:
https://subiektywnieofinansach.pl/szok-na-stacji-zaplacic-60-zl-za-paliwo-na-dojazd-calej-rodziny-samochodem-na-wakacje/
No właśnie jest pytanie czy się w USA opłaca. Tam to ma znaczenie, bo mają inny punkt odniesienia, czyli niższe ceny tradycyjnego paliwa. Więc jeśli tam się opłaca, to u nas powinno się opłacać x2.

Jakub
2 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

Zamiast gdybać w artykule w Polsce wystarczy popatrzeć na mix sprzedażowy w tych krajach.

A to założenie „X2” niekoniecznie jest prawdziwe, w UE są inne koszty pracy, prowadzenia biznesu itp.

Admin
2 miesięcy temu
Reply to  Jakub

No, ale to działa na cały przemysł – jeśli u nich jest dwa razy tańsze paliwo, to też wynika to m.in. z niższego opodatkowania

Arq
2 miesięcy temu

Ja stawiam tezę (dla niektórych może być obrazoburcza), że ludzie jako ogół są zbyt głupi, aby szybko zaadoptować EV, dlatego odbędzie się to powoli, ale nieuchronnie.
A jeśli szukamy powodów, to wystarczającym powodem jest uniezależnienie się od ropy (poza wyprowadzeniem emisji z miast). O kwestii kosztów eksploatacji (w tym awaryjności) nie musze wspominać, bo to oczywistości, tak samo jak fakt docelowo niższej ceny EV w stos do ICE.

Admin
2 miesięcy temu
Reply to  Arq

Kwestia uniezależnienia się od ropy była głównym driverem Europy do koncepcji „elektrycznej’ – w końcu my jesteśmy „bezsurowcowi”.
Sam opór ludności oczywiście jest naturalny przy każdej innowacji. Pytanie czy ta ma „papiery” na to, by się obronić, tzn. czy będzie niosła korzyści „niewspomagane” dla early adopterów, którzy będą – jak zwykle ambasadorami nowych rozwiązań

Arq
2 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

Na szczęście nie musimy wymyślać koła od nowa – są już kraje, gdzie elektryfikacja jest na dalszych etapach – wystarczy tam zajrzeć i przekonać się co możemy mieć już jutro, ale to od nas zależy czy będziemy to chcieli mieć.

Admin
2 miesięcy temu
Reply to  Arq

No nie do końca, bo my mamy jeszcze przed sobą 30 lat prądu z węgla. Wcześniej nie urzeźbimy atomówki

Arq
2 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

PV + wiatr + baterie są tańsze i mniej problematyczne niż atom, a będą jeszcze tańsze, a postawić to można bardzo szybko. Atom to nadal kocioł z gorącą cieczą, jak 100 czy 200 lat temu, tylko inaczej podgrzewany.

Last edited 2 miesięcy temu by Arq
Admin
2 miesięcy temu
Reply to  Arq

To prawda, jeśli magazyny energii da się robić wieloskalowo i w miarę tanio, to atom będzie potrzebny tylko na ciężką zimę (chociaż i zimą wieje)

Wojtek
2 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

We wrześniu udział węgla w energetyce wyniósł tylko 48%. Dekarbonizacja polskiej energetyki postępuje znacznie szybciej niż zaplanowali to sobie górnicy. Nowy blok węglowy w Jaworznie pracuje w zasadzie tylko na tzw. minimum technologicznym, stare bloki 200 MW wykorzystane są tylko w 28%, jak rusza wiatraki na morzu to dopiero się zacznie. Górnicy zgodnie z umową społeczną będą sobie węgiel przerzucać z hałdy na hałdę za grubą kasę 😉

Admin
2 miesięcy temu
Reply to  Wojtek

I to będzie kolumbijski węgiel, bo polskiego nie opłaci się wydobywać

Jurek
2 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

Ważne, żeby wypłacili 13 i 14 pensję.

Admin
2 miesięcy temu
Reply to  Jurek

Do tego przyzwyczaili nas politycy, niestety

Radek
2 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

„Sam opór ludności oczywiście jest naturalny przy każdej innowacji”

Czyżby? Nie pamiętam strajków i narzekań, gdy zamiast dyskietek pojawiły się pojemniejsze płyty CD, potem DVD a następnie pendrive czy dyski zewnętrzne. Podobnie szybko przyjęły się wygodne mp3 playery w miejsce dużych discmanów czy walkmanów, gdzie trzeba było nosić kilka kaset w plecaku by dorównać pojemnością do mp3 playerow.
Klimatyzacja w aucie też raczej była innowacją za którą ludzie dodatkowo dopłacali zamiast się opierać.

Można tak wymieniać i wymieniać.

Admin
2 miesięcy temu
Reply to  Radek

Jest naturalny, co nie oznacza, że się zdarza zawsze

Wojtek
2 miesięcy temu
Reply to  Radek

A ja spotkałem sporo osób które swego czasu mówiły że klimatyzacja to tylko choroby i wolą jechać z otwartym oknem. Tak samo jak budowałem dom prawie pasywny ogrzewany prądem, to na Śląsku wszyscy stukali się w głowę, bo przecież dom da się ogrzać tylko węglem. Teraz trochę spoglądają z zazdrością, bo koszt ogrzewania praktycznie u mnie nie istnieje od samego początku (najpierw tani prąd, potem pv od gminy), a inwestycja w izolację już dawno się zwróciła. Na różne nowości tak ludzie reagują głównie przez brał wiedzy, a często są też zmanipulowani.

Jacek
2 miesięcy temu

Bardzo wyważony i ciekawy artykuł – czas porzucić te wszystkie brukselskie elektromrzonki.
Dodam jeszcze, że wydajność baterii wyraźnie spada poza pewnym przedziałem temperatur i w krajach doświadczających skrajnych warunków pogodowych może być to gwóźdź do trumny dla samochodów w nią wyposażonych.
Ja bym poszedł w elektrolizę wody nadwyżkami że żródeł odnawialnych, tylko trzeba pracować nad technikami efektywnego magazynowania wodoru.

Krzysiek
2 miesięcy temu
Reply to  Jacek

Generalnie najpierw powinna być technologia, a później jej zastosowanie. Gdyby udało się zaprojektować baterie które są tanie w produkcji, składają się z ogólnie dostępnych materiałów a ich wydajność byłaby większa niż obecnie, to zrewolucjonizowałoby to rynek. Do tego czasu elektryki będą głównie jeździły w miastach a ich udział będzie nie większy niż 20 – 30%.

Pixel
2 miesięcy temu

„I w ramach tej fikcji wytwarzają elektryki czy hybrydy, których zasięg jazdy wyłącznie na prądzie jest faktycznie symboliczny.”
No nie do końca, bo jako posiadacz hybrydy na prądzie potrafię przejechać nawet 80% trasy. A sama bateria jest symboliczna, bo pozwala na przejechanie zaledwie kilku kilometrów. Ale to nie ma znaczenia, bo hybrydy potrafią ładować ten akumulator podczas zjazdów i hamowań. Więc w ruchu miejskim działają najefektywniej i można znacznie więcej kilometrów zrobić na samej baterii niż silnikiem spalinowym. Genialne rozwiązanie z symbolicznym spalaniem w mieście.

ObywatelRP
2 miesięcy temu

Wyłącznie jako drugie auto do poruszania się w kolo komina. Tak używam swojego elektryka i jestem zadowolony. Raczej nie skusze się jako podstawowe auto ale zdecydowanie polecam jako drugie wozidło typu dom-praca-szkola-sklep-dom. Miesięcznie przejeżdżam 1500 km w dużej części po mieście za zawrotne 170-280 zł (zależy jak słońce sieci na panele fotowoltaiczne). Dla mnie rewelacyjne rozwiazanie na obniżenie kosztów życia. Ja podchodzę do tego w taki sposób, że skoro mam i tak wolne kilkadziesiąt tys zł to wole je przeznaczyć na zakup nieco droższego auta elektrycznego niż wsadzać to na jakieś lokaty za 5-7% , bowiem to auto elektryczne pozwala… Czytaj więcej »

Last edited 2 miesięcy temu by ObywatelRP
Admin
2 miesięcy temu
Reply to  ObywatelRP

O, ciekawe spojrzenie. A ile Pan „ulokował” w aucie? Można porównać odsetki od lokaty z „odsetkami” w postaci obniżenia kosztów życia

obywatelRP
2 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

Ulokowałem 37 tys zł w renault Zoe z 2015 roku. Myślę, że w tym roczniku mógłbym kupić auto spalinowe za 10-15 tys zł mniej. Od razu uprzedzę zarzuty , auto elektryczne które posiadam ma w dalszym ciągu 92,3% sprawności baterii, a zasięg pozwala mi przyjechać około 120 km. Dla mnie w zupełności wystarcza.

Last edited 2 miesięcy temu by obywatelRP
Admin
2 miesięcy temu
Reply to  obywatelRP

Dzięki za info, w wolnej chwili policzę czy to rzeczywiście lepsza 'lokata” niż bank. Ale na pierwszy rzut oka wychodzi, że nie gorsza

Admin
2 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

Chociaż amortyzacja pewnie i tak wszystko kładzie, bo może być szybsza od tej w przypadku auta spalinowego

obywatelRP
2 miesięcy temu
Reply to  ObywatelRP

Z 15 tys zł miesięcznie wyciągniemy może 60 zł odsetek, a tu mówimy o oszczędnościach rzędu 600 zł miesięcznie. Ja nie uważam tego za inwestycje broń Boże , samochód to nie jest inwestycja, a koszt , jednakże jeśli mogę sobie pozwolić aby kupując nie dużo drodzy samochód wygenerować sobie zmniejszenie kosztów na poziomie 600 zł miesięcznie to według mnie warto. Tylko tak jak zaznaczyłem na początku , trzeba w realny sposób podejść do tego co ten samochód oferuje i do czego się nadaje. Raczej nad morze nim się na urlop nie wybierzemy ale jako drugi samochód na codzienne sprawy jak… Czytaj więcej »

Admin
2 miesięcy temu
Reply to  obywatelRP

Inwestycja w tym sensie, że pokrywamy jakimiś przychodami koszty amortyzacji. Natomiast pytanie jaka jest różnica w cenie pomiędzy autem elektrycznym i spalinowym (bo tutaj jest ten „zysk” ukryty).

Ppp
2 miesięcy temu
Reply to  ObywatelRP

Pomysł dobry pod warunkiem, że kogoś stać i potrzebuje dwóch samochodów – jednego elektryka „do pracy” i drugiego do normalnego użytkowania (zakupy, rodzina, wycieczki, wakacje).
Pozdrawiam.

Grzegorz
2 miesięcy temu

Kupię używanego elektryka od niemieckiego dziadka, który płakał jak sprzedawał

Admin
2 miesięcy temu
Reply to  Grzegorz

Sprzedając elektryka się nie płacze tylko się ładuje akumulatory… na Hawajach 😉

Maciej
2 miesięcy temu
Reply to  Zbyszek

auto z Niemiec a tymczasem na niemieckim portalu motoryzacyjnym takie samo auto zaczyna się od 80kPLN bez kosztów sprowadzenia, itd… 🙂

Zbyszek
2 miesięcy temu
Reply to  Maciej

Wedle życzenia, miało być od niemieckiego dziadka :⁠-⁠)

Subiektywny newsletter

Bądźmy w kontakcie! Zapisz się na newsletter, a raz na jakiś czas wyślę ci powiadomienie o najważniejszych tematach dla twojego portfela. Otrzymasz też zestaw pożytecznych e-booków. Dla subskrybentów newslettera przygotowuję też specjalne wydarzenia (np. webinaria) oraz rankingi. Nie pożałujesz!

Kontrast

Rozmiar tekstu

social-facebook social-feed social-google social-twitter social-instagram social-youtube social-linkedin social-rss top-search top-menu contrast close letter