Zakup samochodu elektrycznego może się już teraz opłacić o ile zamierzamy przejechać nim 60.000-70.000 km rocznie, czyli prawie dwa razy okrążać kulę ziemską. To sporo, ale większym problemem jest to, że i tak nie byłoby takiego auta gdzie naładować. Zdaniem autorów raportu ING i EY nieunikniona jest jednak elektryczna rewolucja.
Samochód elektryczny to cztery kręcące się wiertarki, bateria i nadwozie. Tyle, że silnik wiertarki nie napędzają świdra, ale koło. Metaforę o wiertarce usłyszałem na wspólnej konferencji banku ING i firmy doradczej EY, na której prezentowano raport „Którym pasem zamierzamy jechać?”.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
O ile nie dowiedziałem się, który pas na drodze do elektrycznej przyszłości będzie lepszy, to było tam kilka cennych informacji i spostrzeżeń.
Nie przegap nowych tekstów z „Subiektywnie o finansach„, zapisz się na newsletter i odbierz zestaw praktycznych poradników, w tym przegląd najlepszych kont bankowych ułatwiających oszczędzanie
Powróżymy? ING i EY przewidują przyszłość
Polska podzieliła się na dwa obozy: entuzjastów elektrycznej motoryzacji i tych, którzy na elektryczne automobile patrzą z pogardą. Zwolennicy szerują filmy, na których ferrari, lamborghini nawet nie podejmują walki w wyścigu na jedną czwartą mili. Ci drudzy szydzą na temat częstych postojów i krótkiego zasięgu.
Czytaj też: Tego jeszcze nie było! Klienci Ergo Hestii po wypadku zamiast auta zastępczego dostaną… car-sharing
Na razie nie widać szansy na zakopanie topora wojennego. Czy faktycznie samochody elektryczne wygryzą z rynku te tradycyjne? Raport ING i EY stawia kilka tez mocnych tez:
- do 2023 r. sprzedaż samochodów elektrycznych podwoi się; ich cena będzie stopniowo spadać, wraz z rozwojem technologicznym.
- największą przeszkodą w rozwoju tego rynku jest cena samochodów elektrycznych, w tym cena baterii, odpowiadająca nawet za połowę całego kosztu auta.
- po 2030 r. tańsze będą samochody elektryczne niż spalinowe.
- użytkownicy elektrycznych aut oczekują większej liczby miejsc do ładowania, zwłaszcza szybkiego. 75% kierowców oczekuje, że ładowanie baterii będzie trwać maksymalnie 15 minut.
Prognozowanie to trudna sprawa, szczególnie kiedy dotyczy przyszłości – mawiał Victor Borge, więc na sprawdzenie elektrycznych proroctw będziemy musieli poczekać, na szczęście nie całe stulecia, ale ledwie kilkanaście lat.
Golf w dieslu, czy elektryk?
Dla tych, którzy już teraz myślą o przesiadce z zionącego CO2, tlenkami azotu i pyłami PM do bezemisyjnych czterech kółek ING zrobił wyliczenia. Jeśli chcemy kupić elektryka nie tylko ze względu na walory ekologiczne, ale też ekonomiczne to opłaca się to przy dużych przebiegach.
Na przykład lepiej kupić elektrycznego Nissana Leaf niż Micrę jeśli rocznie auto będzie robić przebiegi rzędu 65.000-70.000 km. Oznacza to, że dziennie nasz mały samochodzik musiałby robić ok. 180 km. Albo jeśli rozważamy Golfa – przebieg musiałby wynieść 50.000-55.000 km rocznie.
To wyliczenia, które nie zakładają żadnych dopłat, ani preferencyjnego VAT-u (stawka wynosi 23 proc.). Obejmują za to koszty utrzymania, które ze względu na prostszą budowę (kilkaset zamiast kilku tysięcy części) są niższe. Czyli, że jeśli rząd zdecydowałby się ulżyć pasjonatom technologii EV (czyli electric vehicles) roczne przebiegi nie musiałyby nawet przekraczać obwodu równika Ziemi.
Czyżbyśmy zapomnieli o drogiej benzynie?
W czerwcu miną dwa lata od kiedy w budynku Politechniki Warszawskiej ówczesny wicepremier Mateusz Morawiecki ogłaszał zarys programu elektromobilności. Rząd mierzy wysoko i zapowiedział, że w 2025 r. po polskich drogach będzie jeździć 1 mln aut elektrycznych.
Czytaj też: Duży ubezpieczyciel wprowadza auta zastępcze w car-sharingu! Dostaniesz ponad 100 zł dziennie, na zawsze
Czytaj też: Oni odetną prąd car-sharingowi? Warszawę i kraj zaleją… skutery na minuty. Ja już jeździłem
Na razie ich właściciele są w Polsce w awangardzie, bo auta napędzane przepływem elektronów stanowią 0,008% wszystkich osobówek. Czyli, że jest ich ok. 1800 na 22 000 000 wszystkich samochodów.
Największym nomen omen katalizatorem, którzy przyspieszy rozwój elektromobilności będą koszty paliwa. No chyba, że politycy zdecydowaliby się zablokować rejestrację aut spalinowych (w Wielkiej Brytanii pojawił się ostatnio pomysł, by po 2040 zakazać nawet rejestracji hybryd).
Dziś olej napędowy i benzyna znów kosztują ok. 5 zł. Ostatni raz takie ceny na stacjach widzieliśmy podczas wakacji 2015 r. Łatwo sobie wyobrazić, że gdyby paliwa kosztowały nie 5 zł, ale 6 zł od razu przybyłoby amatorów zainteresowanych niskimi kosztami utrzymania hybryd, czy elektryków. Pod warunkiem, że w między czasie zakażą diesli. Wtedy zostaje jeszcze LPG…
źródło ilustracji tytułowej: Joenomias/Pixabay.com