Zaczęły się ferie zimowe. Przez kolejnych osiem tygodni część z nas wyjedzie w polskie góry, a niektórzy za granicę, żeby poszusować na stokach. Pamiętajcie proszę, że oprócz sprzętu narciarskiego, ubrań i pieniędzy na wymianę (wyruszającym za granicę polecam karty wielowalutowe, można zaoszczędzić furę kasy na spreadach) trzeba też mieć ubezpieczenie.
Jest ono niezbędne zwłaszcza w sytuacji, gdy zamierzacie spędzać czas na stokach. Narciarstwo to sport urazowy, a konsekwencje wypadków bywają poważne.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Czytaj też: Miała wypadek na nartach „wart” 7000 euro. Miała wykupione ubezpieczenie, ale…
Polisę turystyczną można dziś kupić na stronie internetowej albo w aplikacji mobilnej swojego banku, a także na stronach większości firm ubezpieczeniowych. Rzecz jest więc na dobrą stronę do ogarnięcia w kilka minut. W odróżnieniu od kupowania polis samochodowych, gdzie wciąż do wypełnienia bywają formularze z kilkudziesięciu pytań, w przypadku kupowania przez internet polisy turystycznej trzeba tylko podać imiona, nazwiska i PESEL-e uczestników, region świata i liczbę dni. Ewentualnie też wybrać jeden z dwóch-trzech pakietów.
Czytaj też: Pierwsze ubezpieczenie turystyczne, które warto kupić w smartfonie. Największa zaleta to… panic button
Czytaj też: Play ubezpieczy ci smartfona i torebkę. Przez smartfona, za grosze
Z czego powinno składać się porządne ubezpieczenie zimowe dla kogoś, kto chciałby pojeździć sobie w tym czasie na nartach, sankach, łyżwach lub na tyłku? Podstawowe elementy to:
>> ubezpieczenie NNW (następstwa nieszczęśliwych wypadków)
>> ubezpieczenie kosztów leczenia w razie wypadku lub nagłego zachorowania, a także kosztów akcji ratowniczej i transportu medycznego (gdyby trzeba było szybko przewieźć chorego)
>> ubezpieczenie OC (odpowiedzialności cywilnej w sytuacji, gdybyśmy sami narobili komuś szkód)
>> ubezpieczenie sprzętu, bagażu, kosztów niedojścia wyjazdu do skutku (odwołania, rezygnacji i wcześniejszego powrotu)
Ubezpieczenie od nieszczęśliwych wypadków
Jeśli wyjeżdżamy na narty, powinniśmy mieć ubezpieczenie w wersji „zimowej”, czyli nie tylko od nieszczęśliwego wypadku podczas spaceru (np. złamanie nogi na oblodzonym chodniku), ale też od wypadków podczas amatorskiego uprawiania sportu. Kasę dostaje się jeśli doznamy trwałego uszczerbku na zdrowiu (a więc tylko w sytuacji, gdy wypadek jest brzemienny w skutki, które będą nas prześladowały do końca życia).
W dodatku nie za każdy wypadek mająty trwałe konsekwencje dostaniemy 100% sumy ubezpieczenia. W każdym ubezpieczeniu jest tabela, która informuje jaki procent sumy ubezpieczenia przysługuje za trwałe uszkodzenie danego organu. Jeśli suma ubezpieczenia jest niska (rzędu 20.000 zł), to polisa jest wydmuszką. Jeśli doznam trwałego uszczerbku na zdrowiu, ale nie wyląduję na wózku inwalidzkim, to z polisy o niskiej sumie ubezpieczenia wypłacą mi 1000-2000 zł. To żart, a nie ubezpieczenie.
Porządna polisa NNW obejmująca amatorskie uprawianie sportów powinna mieć sumę ubezpieczenia rzędu 100.000 zł i więcej. Chodzi o to, żeby np. po skomplikowanym złąmaniu nogi, zerwaniu więzadeł, uszkodzeniu kolana, które de facto wyłącza nas z uprawiania sportu (warto sprawdzić jaki procent sumy ubezpieczenia polisa wypłaca za takie wypadki) można było dostać np. 10.000 zł na rehabilitację (godzina rehabilitacji to 150-250 zł, a pełny cykl liczy zwykle co najmniej 30 godzin).
Ubezpieczenie kosztów leczenia
Wyjeżdżając za granicę warto mieć kartę EKUZ, pozwalającą korzystać z zagranicznej służby zdrowia na takich samych zasadach, jak „lokalsi” ubezpieczeni w tamtejszym NFZ-ie. Wykupione prywatnie ubezpieczenie turystyczne może dać większe możliwości i to nie tylko w sytuacji nagłego zachorowania za granicą, ale i podczas ferii krajowych (aczkolwiek przygniatająca większość polis dotyczących kosztów leczenia obejmuje tylko wyjazdy zagraniczne)
Jeśli stanie nam się krzywda lub nagle zachorujemy za granicą – w Austrii, we Włoszech, w Szwajcarii albo w jeszcze bardziej egzotycznych, często też droższych, regionach świata – to wydatki mogą być potężne. Służby ratownicze udzielą pierwszej pomocy, wydadzą niezbędne leki, zawiozą do szpitala, a potem… wystawią fakturę. Jak się dostać do domu ze złamaną nogą, albo – nie daj Boże – z uszkodzonym kręgosłupem? Transport medyczny dla osoby trwale unieruchomionej to koszt liczony w tysiącach złotych lub euro.
Raz w życiu miałem groźny wypadek podczas wycieczki do Turcji i fakt, że nie musiałem płacić za pobyt w tamtejszym prywatnym szpitalu bardzo sobie chwalę. Nie pamiętam jaki to był rachunek, ale nie było tanio. Z kolei w Grecji musiałem wzywać lekarza do zapalenia ucha. Ponieważ rzecz działa się na wyspie i w weekend, to domyślacie się, że mówimy o kilkuset euro. Na szczęście fakturę zapłacił ubezpieczyciel.
W tej części polisy turystycznej najważniejsza jest suma gwarancyjna, czyli wysokość maksymalna odpowiedzialności ubezpieczyciela. Ile ona powinna wynosić? Patrząc na przykłady dotyczące astronomicznych kosztów leczenia osób „uszkodzonych” podczas wyjazdów na narty stawiałbym na 100.000 euro jako absolutne minimum. Wiadomo, że suma gwarancyjna prosto łączy się z ceną do zapłacenia, ale polisa warta np. 25.000 zł wystarczy w „tanim” kraju, ale na pewno nie w Austrii, Włoszech, czy Szwajcarii.
Polisa pokrywająca koszty leczenia powinna oferować pełen serwis, tzn. jedynym moim obowiązkiem w razie wypadku powinno być wybranie numeru do centrum alarmowego, a potem już wszystko powinno dziać się samo. Centrum alarmowe powinno znaleźć współpracujących z nim ratowników, lekarzy, szpitale, a potem koordynować całą akcję. Chodzi o to, żeby nie trzeba było za zbyt wiele usług płacić w gotówce, a potem się martwić czy ubezpieczyciel pokryje wydatek.
Bardzo często w takim przypadku pojawia się granica odpowiedzialności ubezpieczyciela w postaci zastrzeżenia znajdującego się w polisie i mówiącego, że nie odpowiada on za koszty „w następstwie leczenia przekraczającego zakres niezbędny do przywrócenia stanu zdrowia ubezpieczonego umożliwiającego mu powrót do miejsca zamieszkania albo do placówki medycznej w Polsce”. Bardzo często ubezpieczyciele dość swobodnie oceniają różnicę między tym co niezbędne i tym co można było zrbić już w kraju.
W blogu „Subiektywnie o finansach” jakiś czas temu opisywałem przygody turysty podróżującego po Azji, któremu w Singapurze przydarzyło się pęknięcie łękotki. Miejscowy lekarz-ortopeda zalecił natychmiastowe przeprowadzenie artoskopii, której koszt wynosi 9 tys. dolarów singapurskich (wówczas równowartość 25 tys. zł) i poinformował, że opóźnienie zabiegu może skutkować ograniczeniem sprawności nogi.
Czytaj też: Kontuzja łękotki w Singapurze. Co na to ubezpieczyciel?
Niestety, polska firma ubezpieczeniowa Axa miała w tej kwestii inne zdanie i odmówiła refundacji argumentując, że zabieg można przeprowadzić również w Polsce. Klient, posiadający polisę chroniącą przed skutkami nieszczęśliwych wypadków na całym świecie z opcją „koszty leczenia do 50.000 euro” poczuł się wystawiony do wiatru. Z tego co wiem, po mojej interwencji ubezpieczyciel zgodził się partycypować w kosztach operacji, ale niesmak pozostał.
Jeśli chorujemy na choroby przewlekłe, to koniecznie trzeba zwrócić uwagę na to, żeby polisa obejmowała koszty leczenia także w sytuacji, gdy zdarzy się coś niedobrego w związku z naszą chorobą. Część polis w ogóle takiej opcji nie ma, w innych trzeba za to dopłacić.
Ubezpieczenie OC (odpowiedzialności cywilnej)
Ważna sprawa, bo w sytuacji, gdybyśmy „uszkodzili” na stoku kogoś innego, ta osoba – albo jej ubezpieczyciel – może się domagać od nas odszkodowania. Weźmy sytuację, w której przez naszą nieostrożność ktoś doznaje złamania, po którym ląduje na wózku inwalidzkim. Jeśli jest to prezes firmy, który z tego powodu traci możliwość zarabiania pieniędzy, może domagać się od nas nie tylko pokrycia kosztów leczenia i rehabilitacji, ale i odszkodowań za zniszczone życie lub zdrowie.
Wiadomo, że nikt nie wchodzi na stok po to, żeby zrobić komuś krzywdę. Ale czasem można po prostu przecenić swoje możliwości i to się kończy źle. Dlatego warto mieć ubezpieczenie, które pokryje naszą odpowiedzialność do kwoty co najmniej 200.000 euro.
Ubezpieczenie sprzętu narciarskiego i bagażu w podróży
Przeważnie niestety są mocno okrojone – po pierwsze sumy ubezpieczenia są niskie (np. do 1000 zł za walizkę), a po drugie katalog wydarzeń, które uprawniają do wypłaty – wąski. Prawie na pewno nie dostaniemy odszkodowania po kradzieży, w której nie doszło do rozboju, ani pobicia. A więc jeśli stracimy torebkę na lotnisku (wskutek kradzieży kieszonkowej), prawdopodobnie ubezpieczyciel wywinie się sianem.
W praktyce pod ubezpieczenie – wyłączając sprawę rozboju – nasze rzeczy podlegają tylko wtedy, gdy są… zamknięte – mieszczą się w luku bagażowym samolotu, w bagażniku samochodowym, pod opieką linii lotniczej lub touroperatora, w zamkniętym pokoju hotelowym (aczkolwiek warto sprawdzić czy nie ma w polisie wyłączenia dotyczącego przedmiotów znajdujących się poza sejfem).
Unikam ubezpieczeń, w których od i tak niskiej sumy ubezpieczenia odejmowana jest amortyzacja. W kiepskich polisach znajdują się różne pomysły na obliczanie wartości utraconego sprzętu w taki sposób, by zaniżyć jego rzeczywistą wartość.
Do takiego ubezpieczenia czasem dołączany jest bonus w postaci pokrycia kosztów wyrobienia nowych dokumentów (w sytuacji, gdy okradziono nas z dokumentów), a także darmowej pożyczki gotówkowej (jeśli stracimy karty płatnicze i nie mamy czym płacić).
Ubezpieczenie od kosztów rezygnacji z podróży
Więcej: Musisz zrezygnować z wyjazdu? Czy warto kupić ubezpieczenie, które zwróci pieniądze?
Więcej tutaj: Zamach terrorystyczny. Czy można się ubezpieczyć od takich komplikacji na wakacjach?
Ubezpieczenie od kosztów opóźnienia samolotu
Czytaj też: Kupił ubezpieczenie od spóźnionego samolotu. I wziął je pod lupę
„Zimowe” polisy turystyczne: na jakie wyłączenia trzeba uważać?
Są pewne – dość typowe dla polis turystycznych – wyłączenia odpowiedzialności firmy ubezpieczeniowej. W zasadzie każde wypicie grzańca przed wyjściem na stok (lub pomiędzy wyjściami) powoduje, że pozbawiamy się jakiejkolwiek ochrony ubezpieczeniowej. Wypadek pod wpływem alkoholu wyłącza możliwości domagania się czegokolwiek od ubezpieczyciela.
Na szczęście zdarzają się wyjątki. Nie wiem czy dotyczą także „zimowych” polis turystycznych, ale w tym dotyczących sezonu letniego pojawiły się już klauzule, które za dodatkową opłatą (Allianz) lub za darmo (Generali) włączają odpowiedzialność ubezpieczyciela także w sytuacji, gdy klient nie jest zupełnie trzeźwy. W Axa limitem odpowiedzialności ubezpieczyciela są dwa piwa (0,5 promila alkoholu we krwi).
Poza klauzulą alkoholową uważajcie na sytuacje kwalifikujące się jako rażące niezbalstwo i złamanie lokalnego prawa (np. jeśli jeździcie poza wyznaczonymi trasami). W tych przypadkach też ubezpieczyciel wykręci się sianem niezalażnie od tego jak drogą polisę wykupiliście. No i jeśli z przyczyn zdrowotnych istniały przeciwwskazania do podróży – nie dostaniesz pieniędzy w razie nagłego zachorowania.
Ilustracja: Rolfvandeval/Pixabay.com