5 listopada 2024

Wybory prezydenckie w USA: już wiem, kto je przegra! I wyjaśniam, dlaczego to jest zła wiadomość dla posiadaczy oszczędności w Polsce

Wybory prezydenckie w USA: już wiem, kto je przegra! I wyjaśniam, dlaczego to jest zła wiadomość dla posiadaczy oszczędności w Polsce

O fotel w Gabinecie Owalnym w Białym Domu walczą: Donald Trump (Republikanie) i Kamala Harris (Demokraci). Nie wiemy jeszcze, kto te wybory w USA wygra, ale wiemy, kto je przegra. Przegranym będzie budżet federalny USA. I to nie jest dobra wiadomość dla Polski i portfeli Polaków. Dlaczego? Wyjaśniam.

Wybory zawsze poprzedzone są festiwalem obietnic. Jednak wyścig o fotel prezydenta USA jak do tej pory nie kojarzył się z oferowaniem wyborcom gruszek na wierzbie i obietnicami hojnego rozdawnictwa. Tym razem jest inaczej. Obecna wiceprezydent USA Kamala Harris i były prezydent Donald Trump obiecują ile wlezie. Im bliżej wyborów, tym bardziej ochoczo obietnice mnożą się niczym króliki.

Zobacz również:

Przykłady? Dosłownie w ostatnich dniach Donald Trump ogłosił propozycję nowej ulgi podatkowej dla osób świadczących domową opiekę zdrowotną, nawiązując do propozycji Harris sprzed kilku tygodni, zgodnie z którą program Medicare miałoby objąć długoterminową opiekę domową. Brzmi to niewinnie, prawda? Według analizy przeprowadzonej przez think tank Komitet na rzecz Odpowiedzialnego Budżetu Federalnego (Committee for a Responsible Federal Budget, CRFB) wejście w życie tej propozycji zwiększa całkowity koszt propozycji obu kandydatów do około 12 bilionów dolarów.

A jak ta kwota wygląda w rozbiciu na oferty obu kandydatów? Wedle obliczeń CRFB propozycje wyborcze Kamali Harris, gdyby zostały zrealizowane, dodałby w scenariuszu bazowym około 4 bbiliony dolarów do długu publicznego USA, a maksymalnie nawet 8,3 biliona dolarów. Jeśli chodzi o obietnice Trumpa, to one w scenariuszu bazowym dodają prawie 8 bilionów dolarów do długu publicznego USA, a maksymalnie aż 15,6 biliona dolarów.

Obserwatorium obietnic Trumpa i Harris prowadzone przez CRFB dostępne jest tutaj. Organizacja swoje estymacje opracowała na podstawie stron internetowych kandydatów na prezydenta USA, ich przemówień, postów w mediach społecznościowych oraz wystąpień publicznych.

„Ktokolwiek wygra wybory prezydenckie w 2024 r., po objęciu urzędu stanie w obliczu bezprecedensowej sytuacji fiskalnej” – czytamy w raporcie Komitetu na rzecz Odpowiedzialnego Budżetu Federalnego. „Zarówno republikańscy, jak i demokratyczni kandydaci na prezydenta przedstawili propozycje, które w najlepszym przypadku utrzymają status quo, a w najgorszym ogromnie zwiększą zadłużenie i deficyt USA” – ostrzegają eksperci tegoż think tanku. I alarmują, że jeśli politycy nie przyhamują z wydatkami, to Amerykę czeka kryzys finansów publicznych.

Potrzeba finansowania rosnącego zadłużenia oznacza większą podaż papierów skarbowych, a wysoki deficyt może podwyższać inflację, z którą trzeba walczyć podnosząc stopy procentowe. W ostatnich tygodniach przed wyborami rentowności amerykańskich obligacji skarbowych wzrosła znacząco – w przypadku obligacji 10-letnich z 3,6% do 4,4% w półtora miesiąca. Dodajmy, że jeszcze cztery lata temu rentowność tych papierów oscylowała w okolicach 0,5%.

Rentowność 10-letnich obligacji skarbowych USA (2024)

Źródło: TradingView

Jakie skutki mogą mieć kosztowne obietnice Trumpa i Harris

Co takiego obiecują Trump i Harris, że eksperci i rynki zaczynają się tak bardzo martwić o stan finansów publicznych USA Donald Trump zaproponował m.in. przedłużenie i modyfikację wygasających przepisów ustawy o cięciach podatkowych i zatrudnieniu (Tax Cuts and Jobs Act, TCJA), obniżki podatków dla korporacji, zwiększenie wydatków wojskowych, wzmocnienie bezpieczeństwa granic, rozszerzenie programów deportacyjnych i lepsze egzekwowanie przepisów imigracyjnych oraz zwiększenie wsparcia dla mieszkalnictwa czy opieki zdrowotnej. Najbardziej kosztowna z jego propozycji to ta wymieniona jako pierwsza (5,3 biliona dolarów).

Z kolei obecna wiceprezydent Harris zaproponowała m.in. znaczne rozszerzenie ulgi podatkowej na dzieci, zwiększenie wsparcia dla mieszkalnictwa i opieki zdrowotnej, rozszerzenie programu zdrowotnego Medicare, obniżenie podatków od napiwków i wzmocnienie bezpieczeństwa granic. Chciałaby również m.in. przedłużenia wygasających przepisów ustawy o cięciach podatkowych i zatrudnieniu (Tax Cuts and Jobs Act, TCJA) dla gospodarstw domowych zarabiających poniżej 400 000 dolarów rocznie. I to właśnie jest jej najbardziej kosztowna propozycja, waży aż 3 biliony dolarów.

Koszty fiskalne obietnic D. Trumpa i K. Harris (2026-2035)

Źródło: CRFB

Trump i Harris, chcąc zachować jakąkolwiek racjonalność, zaproponowali także sposoby na zwiększanie wpływów budżetowych. Harris sugerowała m.in. zwiększenie podatków od korporacji (około 0,9 bln dolarów dodatkowych dochodów budżetowych) i gospodarstw domowych o wysokich dochodach, przebąkiwała także coś o możliwości wprowadzenia podatku od niezrealizowanych zysków kapitałowych.

Z kolei Trump chce nakładać nowe cła na import (z tego tytułu wpływy mogłyby wynieść nawet około 2,7 bln dolarów w 10 lat – szacuje Committee for a Responsible Federal Budget), zmniejszać wydatki budżetowe związane z energią i ochroną środowiska, oraz zakończyć działalność kilku publicznych instytucji, m.in. Departamentu Edukacji – czyli amerykańskiego resortu edukacji narodowej.

Skoro Trump i Harris mogą nabroić, to jak to dokładnie może wyglądać? Obecnie dług publiczny USA wynosi około 99% PKB, a oficjalna estymacja Kongresowego Biura Budżetowego mówi, iż wzrośnie ze 102% na początku roku budżetowego 2026 do 125% do końca 2035 r. Jeśli tak się stanie, to będzie oznaczało, że dług USA w relacji do PKB przekroczy swój rekordowy poziom 106% osiągnięty w 1946 r. w ciągu zaledwie trzech następnych lat.

Już w tej chwili nie jest chwałą dla USA przebywanie w sąsiedztwie takich krajów jak Portugalia (dług na poziomie 99% PKB) czy Mozambik (101% PKB). Polska w 2026 r. najprawdopodobniej przekroczy pod względem zadłużenia poziom 60% PKB.

Projekcje dla długu USA w relacji do PKB pod rządami D. Trumpa i K. Harris

Źródło: CRFB

Jednakże, jak zwracają uwagę eksperci, jest wielce prawdopodobne, że po wyborach prezydenckich zadłużenie USA będzie rosło w tempie szybszym, niż gospodarka. W najgorszych scenariuszach, przy dość śmiałej realizacji planów wydatkowych i skromnej realizacji planów przychodowych, zadłużenie USA może urosnąć nawet do 144% PKB w 2035 r. w ramach planu Harris i aż do 161% PKB w ramach planu Trumpa.

Propozycje wydatków i dochodów budżetowych – Harris vs. Trump (scenariusz bazowy)

Źródło: CRFB

Jak można zakładać, z większą śmiałością swoje plany i obietnice będzie realizował Donald Trump. W przeszłości, jak urzędujący prezydent, udowodnił bowiem, że nie ma zahamowań jeśli chodzi o zadłużanie USA. Z szacunków CRFB wynika, że w ostatnich 10 latach Republikanin na skutek swoich decyzji dodał do zadłużenia około 8,4 bln dolarów, podczas gdy Joe Biden około 4,3 bln dolarów (pamiętajmy, że decyzje administracji rozkładają się w czasie).

Oczywiście, obaj zwiększali wydatki w związku z pandemią COVID-19, ale jeśli odejmie się je od całości ich decyzji wydatkowych, to okazuje się, że Trump zwiększył zadłużenie o 4,8 bln dolarów, a Demokrata o około 2,2 bln dolarów, co pokazuje dość luźne podejście Republikanina do kwestii stabilności finansów publicznych. (Oczywiście, możecie podważać te estymacje – dla mnie CRFB jest wiarygodną instytucją.)

Wkład D. Trumpa i J. Bidena w zwiększanie długu USA (ostatnie 10 lat)

Źródło: CRFB

I jeszcze kilka słów o deficycie budżetowym USA. Wedle prognozy CRFB, pod rządami Trumpa może on urosnąć z 6,7% PKB w 2026 r. do 9,6% PKB w 2035 r. Za prezydentury Harris może pójść w górę z 6,1% PKB do 8,1%. Tymczasem biuro budżetowe Kongresu USA zakłada, że w 2035 r. deficyt budżetu powinien sięgać 7% PKB. To pokazuje, jak bardzo odbiegają propozycje obu kandydatów od „zdrowej” ścieżki wyznaczanej przez kongresowych finansistów.

Dla porównania: my tu w Polsce wpadamy w depresję, gdy deficyt naszego budżetu państwowego sięga 5% PKB i opracowujemy plan zmniejszenia dziury budżetowej tak, by nie przekraczała 3% PKB za kilka lat.

Projekcja deficytu budżetu USA (jako procent PKB) – Trump vs. Harris

Źródło: CRFB

Dlaczego coraz bardziej zadłużona Ameryka to niedobra wiadomość dla Polski

Co to wszystko ma wspólnego z Polską i portfelami Polaków? Dlaczego przegrana budżetu USA w nadchodzących wyborach prezydenckich jest ważna dla nas? Czemu rosnące zadłużenie i zwiększający się deficyt amerykańskiego budżetu mają mieć znaczenie dla polskich portfeli?

Po pierwsze, coraz bardziej zadłużona Ameryka, z coraz mniej uporządkowanymi finansami publicznymi, będzie coraz mniej skłonna do udzielania pomocy innym krajom. Chłodne podejście Trumpa do wojny na Ukrainie oznaczać może w przyszłości przybliżenie się wojsk rosyjskich do Polski, co z kolei uruchomiłoby lawinę nowych – niekoniecznie pomyślnych dla naszego kraju – scenariuszy. Więcej na ten temat pisałem w tekście „Inwestorzy wyprzedają złotego, polskie akcje i obligacje. Obawiają się konsekwencji zwycięstwa Trumpa? Jakie są scenariusze dla polskich aktywów?”.

Po drugie, pogarszająca się sytuacja finansów publicznych USA może w końcu sprawić, że amerykańskie obligacje skarbowe przestaną być traktowane przez inwestorów jak „bezpieczna przystań”. A że wciąż tak są traktowane, dowodzi choćby reakcja rynku na drugą w historii obniżkę ratingu USA z początku sierpnia 2023 r. Dokonała tego agencja Fitch, obniżając wiarygodność kredytową USA z poziomu AAA do AA+. Powodem było oczekiwane pogorszenie kondycji fiskalnej oraz rosnące zadłużenie sektora finansów publicznych. Reakcja rynku była delikatna. Główne amerykańskie indeksy straciły po 2-3% (gdy w sierpniu 2011 r. agencja S&P pierwszy raz w historii obniżyła rating USA, indeks akcji runął o 7%).

Gdy dojdzie do tego, że amerykańskie obligacje stracą status „safe haven” – gdy w końcu cienka czerwona linia zostanie przekroczona i rynki dojdą do wniosku, że USA to już nie jest I liga światowa, jeśli chodzi o stabilność finansów – skutki dla całego światowego rynku kapitałowego będą znaczące i nie do końca możliwe obecnie do przewidzenia. Wiadomo tylko, że kapitał będzie musiał gdzieś popłynąć. I raczej nie będzie płynął w kierunku relatywnie niewielkich rynków wschodzących, tudzież rynków będących czymś pośrednim między rynkami wschodzącymi a rozwiniętymi, jak Polska.

Inna brutalna prawda jest taka, że w sytuacji rosnącej awersji do ryzyka i utraty „kompasu” kapitał odpływający z USA nie będzie płynął do Polski tym bardziej, im bliżej będzie armia rosyjska. Co więcej, słynne powiedzonko polskich inwestorów giełdowych mówi, że „gdy giełda USA ma katar, GPW choruje na zapalenie płuc” i taka jest po prostu smutna prawda: słaby sentyment do akcji na rynku amerykańskim przekłada się na zły sentyment do akcji na rynku polskim.

To dlatego „od zawsze” polskie akcje są relatywnie tanie, co widać po wskaźniku P/E (Cena/Zysk) dla całego rynku giełdowego. Ten wskaźnik pokazuje stosunek wartości rynkowej spółki giełdowej oraz zysku netto wypracowanego przez spółkę w czterech ostatnich kwartałach kalendarzowych. Jeśli odczyt jest poniżej 12, to uznaje się, że akcje są relatywnie tanie.

Polski rynek akcji (C/Z = 9,7) jest obecnie w gronie najtańszych na świecie, obok brazylijskiego (8,6), greckiego (6,6) czy tureckiego (4), ale właściwie słowo „obecnie” jest tutaj niepotrzebne, bo tak jak wspominaliśmy – taki stan niedowartościowania polskich walorów utrzymuje się od wielu lat. Oczywiście, ta prawda w dużej mierze tyczy się również innych aktywów niż akcje, czyli złotego i obligacji (choć złoty czy polskie obligacje jednak, mimo wszystko, potrafią jednak być doceniane przez zagranicznych inwestorów w relacji do porównywalnych aktywów).

Wskaźnik C/Z dla polskiego rynku akcji

Źródło: worldperatio.com

To dlatego przegrana amerykańskiego budżetu w nadchodzących wyborach prezydenckich jest dla Polski smutną wiadomością. Właściwie tylko cud mógłby sprawić, by któryś z kandydatów po zajęciu fotela w Gabinecie Owalnym nie obrał kursu na zwiększanie zadłużenia i deficytu budżetu USA. Jak się wydaje, najgorszym scenariuszem, jaki się rysuje dla polskich aktywów, jest wygrana Trumpa i eskalacja konfliktu zarówno na Ukrainie, jak i na Bliskim Wschodzie, a to wcale nie jest nieprawdopodobne. Wtedy właściwie kraje z naszego regionu nie mają co liczyć w nadchodzących latach na bardziej hojną pomoc ze strony USA, a wręcz przeciwnie.

To wszystko składa się na nieciekawą perspektywę dla polskich aktywów w średnim i długim terminie. Złotemu bardzo trudno będzie się umacniać (brak stabilności geopolitycznej świata, przynależność do wolno rosnącego regionu świata, jakim jest Europa, kiepska sytuacja polskiego budżetu państwa w połączeniu z wolnym wzrostem gospodarki), co może oznaczać utratę wartości pieniądza dla tych, którzy nie zainwestowali części oszczędności w innych strefach walutowych. Oraz w aktywa alternatywne dla amerykańskich obligacji (frank szwajcarski czy złoto).

Będzie nam też trudno o wyższe niż obecnie wyceny zysków spółek notowanych na warszawskim parkiecie. Istnieje ryzyko, że polskie akcje pozostaną strukturalnie niedowartościowane. To nie pomaga choćby uczestnikom funduszy emerytalnych i inwestycyjnych, którzy mieli całkiem udane ostatnie lata. Będziemy dość drogo płacić za emitowany dług, co już dziś widać w wycenie rynkowej polskich obligacji (rentowność 10-letnich obligacji wynosi już ok. 6% rocznie). Z jednej strony może to oznaczać przyzwoite zyski z inwestycji w obligacje, a z drugiej – ryzyko, że te zyski zostaną „zjedzone” przez utratę wartości polskiego pieniądza.

A może… Polska gwiazdą Europy i miejscem „emigracji” pieniędzy?

Tym, co może nas uwolnić od tych niewesołych scenariuszy, jest postawienie gospodarki na nogi, szybki wzrost (także z użyciem pieniędzy unijnych), przepchnięcie się do centrum decyzyjnego Unii Europejskiej, a w finale uzyskanie przez polską gospodarkę statusu jednej z europejskiej gwiazd. Pieniądze będą szukały takich miejsc do inwestowania, które mogą im dać wyższy zysk niż w USA przy nie tak dużo wyższym ryzyku. Zdarzają się momenty, w których Polska jest takim krajem (niestety jeszcze stosunkowo rzadkie).

Mamy na to „papiery”, by być europejską gwiazdą gospodarczą – mamy jeszcze stosunkowo niski dług (musimy tylko pokazać, że umiemy walczyć z deficytem w budżecie), duży rynek wewnętrzny, niezły rynek pracy (stosunkowo tania i wykwalifikowana siła robocza), porządna infrastruktura. Po drugiej stronie niestety jest geopolityka (z tym nic nie zrobimy) oraz fatalny system prawny i podatkowy (z tym możemy powalczyć), a także demografia (długa droga przed nami) i kłopoty z innowacyjnością.

Źródło okładki: Unsplash

Subscribe
Powiadom o
34 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Michał
4 miesięcy temu

Jak zwykle czarne scenariusze a prawda jest taka że Ameryka dalej jeszcze przez co najmniej 50 lat będzie liderem finansowym, wojskowym itp.

Admin
4 miesięcy temu
Reply to  Michał

Czy przez 50 lat to nie wiem, ale jeszcze przez jakiś czas będzie, choć jak patrzę w jakim tempie oni się zadłużają i jak widzę, że 20% pieniędzy z podatków idzie na odsetki od zadłużenia…

Łukasz
4 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

Zawsze było tak, że jakiś kraj i waluta dominowały a na ich miejsce wyskakiwał kto inny. Kto za USA? Chiny? No patrząc na ich wyniki gospodarcze i fakt coraz starszego społeczeństwa chyba nie bardzo. Tak więc kto?

Admin
4 miesięcy temu
Reply to  Łukasz

To jest cała nadzieja dla dolara – że nie widać kto. Ale za 10-15 lat może się coś wykluć. Jakiś cyfrowy pieniądz albo coś zabezpieczone złotem

TomR
4 miesięcy temu
Reply to  Łukasz

Np. „inni”/”reszta świata” – rozproszony zbiór dużej liczby państw, żadne nie będące gigantem/dominantem zawierający np. Wietnam, Meksyk, Koreę Południową itp.? Dla firm rozlezienie sie na cały świat to byłoby mniejsze ryzyko niż koncentracja wszystkiego w jednym miejscu, niezależnie od tego czy tym miejscem byłyby Chiny czy USA.

Piotr
4 miesięcy temu
Reply to  Michał

[CENZURA-red, niemerytoryczny komentarz]

Irek
4 miesięcy temu

Świetny, merytoryczny artykuł. Dzięki

Admin
4 miesięcy temu
Reply to  Irek

Bardzo dziękuję w imieniu Ekipy oraz w imieniu Służby 😉

Sławek
4 miesięcy temu

Z tych wszystkich obietnic nieco sensowniej brzmią propozycje Kamali. Jeśli już bym miał się zadłużać, to chyba bym wolał trwonić kasę na jej pomysły.

Admin
4 miesięcy temu
Reply to  Sławek

Z europejskiego punktu widzenia to jest nam bliższe, rzeczywiście

Ppp
4 miesięcy temu

Politycy zawsze o wiele więcej obiecują, niż potem robią – jeśli chodzi o gospodarkę USA, to bym się nie martwił. Z resztą, producent światowego pieniądza nie może zbankrutować, więc nie ma co porównywać sytuacji Polski i USA – nie ta liga, a nawet inna dyscyplina sportu.
Kibicuję Kamali z przyczyn politycznych. Zobaczymy, kiedy będą wyniki – zdarzało się zarówno kilka godzin, kilka dni jak i miesiąc.
Pozdrawiam.

Admin
4 miesięcy temu
Reply to  Ppp

Jest taki problem, że oni są już w pętli długów. 20% przychodów podatkowych idzie na odsetki (w Polsce 10%). Zadłużenie do PKB rośnie o kilka punktów procentowych rocznie. Za chwilę będą jednym z kilku najbardziej zadłużonych krajów świata. Bank of America nie uważa już amerykańskich obligacji za „bezpieczną przystań”. Banki centralne zmniejszają udział dolarowych aktywów w rezerwach walutowych, przyruchy państw BRICS dotyczące dedolaryzacji… To nic nie oznacza w krótkim czasie, ale w perspektywie dwóch-trzech kandencji – kto wie

Michał
4 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

Właśnie, kto wie. Mam wrażenie, że cały artykuł jest oparty na gdybaniach autora, merytoryki to tam za dużo nie ma… 😉

Admin
4 miesięcy temu
Reply to  Michał

Panie Michale, nie powiemy Panu w co ulokować pieniądze, ale pomożemy zważyć argumenty. Pomylił Pan nas ze swoim doradcą inwestycyjnym 😉

Stef
4 miesięcy temu

Bardzo ciekawy artykuł

Stef
4 miesięcy temu

Właściwie czy dolar w okolicy 4,00 za PLN to zła sytuacja. Chyba ten kurs zadowala importerów i exporterow.?

Admin
4 miesięcy temu
Reply to  Stef

4 zł za dolara – w miarę neutralny poziom, jak dla mnie. A poza tym bardziej nas interesuje kurs euro 😉

Radek
4 miesięcy temu

„Z szacunków CRFB wynika, że w ostatnich 10 latach Republikanin na skutek swoich decyzji dodał do zadłużenia około 8,4 bln dolarów, podczas gdy Joe Biden około 4,3 bln dolarów” Pytanie nr 1: jak przy 4 letniej kadencji Trump mógł zwiększać zadłużenie w ostatnich 10(!) latach? Pytanie nr 2: jak przy prezydenturze która zaczęła się w 2017 roku, czyli 7(!) lat temu, Trump mógł zwiększać zadłużenie w ostatnich 10(!) latach? Pytanie nr 3: jak przy łącznej 8 letniej kadencji Trumpa i Bidena mogli zwiększać zadłużenie w ostatnich 10(!) latach? Czy ten wpis posiada wnioski w oparciu o fakty takiej samej jakości jak te z poprzedniego artykułu którym… Czytaj więcej »

Admin
4 miesięcy temu
Reply to  Radek

Dziękuję za uwagi, zweryfikuję.

Chl
4 miesięcy temu
Reply to  Piotr Rosik

Tylko że Pan nie napisał w ww. artykule, że według Pana „polityka zagraniczna USA wobec Rosji za Trumpa była – mówiąc eufemistycznie – łagodna”, czym można się zgodzić lub nie, bo jest o subiektywna opinia.

Napisał Pan: „za jego prezydentury trwała rosyjska agresja na ukraiński Krym”. To chyba zdanie dotyczy faktu, który albo miał miejsce albo nie?

Nie sprostuje Pan tego zdania? Będzie Pan brnął w zaparte?

Admin
4 miesięcy temu
Reply to  Chl

Rosja to agresywne państwo, które od 2014 r. prowadzi wojnę w Ukrainie i które trzeba zmieść z powierzchni ziemi jako bezużyteczne (razem ze wszystkimi obywatelami). Koniec tematu.

Chl
4 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

No jak koniec tematu, to koniec.

Faktycznie, skoro Rosja to agresywne Państwo, to zajęcie Krymu miało miejsce za kadencji Trumpa.

Nie ma o czym mówić w ogóle i zapamiętam, bo to to całkiem dobry argument. Jak ktoś mi zarzuci podanie fałszywej informacji, odpowiem że Rosja to agresywne Państwo, co za powinno zakończyć ten temat.

Admin
4 miesięcy temu
Reply to  Chl

Proszę próbować

Piotr
4 miesięcy temu

Przemysl usa leży infrastruktura kokejowo drogowa lezy opieka zdrowotna praktycznie tylko dla bogatych miasta sa bankrutami rolnictwo podlega coraz wiekszym restrykcijom chemizacja trucie.. Ogromne wydatki na utrzymanie imperializmu bazy wszedzie gdzie sie da.. Dodruk dolarow których zadne panstwo na swiecie nie chce.. Ale musi brac bo wszedzie sa doradcy… Mam nadzeje ze polaczone sily Azji dobija ten morderczo kryminalno wykolejony twór raz na zawsze

Admin
4 miesięcy temu
Reply to  Piotr

Dlatego lud wybrał Trumpa

TomR
4 miesięcy temu

W USA podstawową bolączką budżetu są wydatki na świadczenia medyczne CMS: Medicare, Medicaid. Jeżeli zbankrutują, to przez te wydatki medyczne. Wynikają one m.in. z wysokich cen usług medycznych. Republikanie prawdopodobnie nie będą w stanie się ich pozbyć, bo mają dużą liczbę starszych wyborców, którzy z takiej socjalistycznej medycyny korzystają, bez tego mogłoby im ubyć wyborców. Potencjalne rozwiązanie to zbicie cen usług medycznych, ale tu może brakować woli politycznej sprzeciwienia się potężnym lobby medyczno-farmaceutycznym.

Admin
4 miesięcy temu
Reply to  TomR

Nie po to Trump został prezydentem, żeby robił pod górkę Big Techom czy Big Pharmie…

Maciej
4 miesięcy temu

Ależ w całym artykule mowa o bilionach dolarów a to poważny błąd merytoryczny. Proszę to poprawić bo aż wstyd.
W polskiej terminologii odpowiednikiem amerykańskiego „bilionu” jest „miliard”. W Stanach Zjednoczonych i krajach anglosaskich system liczbowy jest różny od tego stosowanego w Polsce i w większości krajów europejskich. W amerykańskim systemie:

Billion oznacza miliard (1 000 000 000),

Trillion oznacza bilion (1 000 000 000 000).

W polskim systemie „bilion” to liczba o jeden rząd wielkości większa, czyli 10^12 (1 000 000 000 000), podczas gdy w systemie amerykańskim 10^12 to „trillion”.

Admin
4 miesięcy temu
Reply to  Maciej

Potwierdzam, że w artykule mowa jest o bilionach dolarów (już po konwersji jednostek)

Maciej
4 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

Jest Pan pewny? Ulga dla osób świadczących domową opiekę zdrowotną daje koszt 12 razy większy niż budżet Polski na 2024. Ten naród jest większy i bogatszy ale tego już nie kupuję.

Admin
4 miesięcy temu
Reply to  Maciej

No tak, ale nie w jednym roku, o ile dobrze pamiętam

Adzik
4 miesięcy temu
Reply to  Maciej

Dziękujemy za wykład o systemach liczbowych 😉 Ja w pierwszym odruchu też tak pomyślałem, ale … nikt by nie pisał artykułów gdyby to były 3 czy 15 mld$. Dla USA to drobne 😉

Admin
4 miesięcy temu
Reply to  Adzik

Niestety, długi Ameryki, jej budżety i deficyty w tych budżetach są już liczone w bilionach dolarów. Dlatego złoto tak poszło w górę 😉

Subiektywny newsletter

Bądźmy w kontakcie! Zapisz się na newsletter, a raz na jakiś czas wyślę ci powiadomienie o najważniejszych tematach dla twojego portfela. Otrzymasz też zestaw pożytecznych e-booków. Dla subskrybentów newslettera przygotowuję też specjalne wydarzenia (np. webinaria) oraz rankingi. Nie pożałujesz!

Kontrast

Rozmiar tekstu