Z touroperatorem, na własną rękę. Pociągiem, samochodem z bagażnikiem wypchanym po sufit, albo samolotem. Ten sezon wakacyjny powoli możemy zaczynać uważać za otwarty. Ale żeby mieć gwarancję beztroskiego wypoczynku za kilka tygodni, warto już teraz zrobić cztery rzeczy. Oto nasz pre-trip-poradnik!
Eksperci od wydajnego wypoczynku twierdzą, że idealny urlop powinien trwać trzy tygodnie. Przez pierwszy tydzień wychodzimy z „szoku”, w którym znalazł się nasz organizm po tym, jak już nic nie musi (albo musi niewiele). Nie trzeba pilnować deadlinów, odpowiadać na telefony, świecić oczami na zebraniach. Organizm przyzwyczaja się do nowego tempa życia przez dobrych kilka dni.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Drugi tydzień to kwintesencja wypoczynku. Zaaklimatyzowaliśmy się w nowym miejscu, tempo życia spadło i organizm przestawił się w nowy tryb, do końca wakacji jeszcze szmat czasu i ta chwila powinna trwać jak najdłużej – wtedy właśnie wypoczywamy najlepiej. Trzeci tydzień to już zbieranie sił na powrót do codzienności i osiąganie stanu pewnej nudy.
Co prawda te wyliczenia nijak się mają do innych, pochodzących z rynku pracy, z których wynika z kolei, iż optymalny wypoczynek do maksymalnie 10 dni (potem organizm ma kłopoty z ponownym wtłoczeniem się w reżim codziennych obowiązków), ale niewykluczone, że z tego właśnie sporu wziął się – krakowskim targiem – 14-dniowy typowy turnus wypoczynkowy.
Niezależnie od tego ile w tym roku potrwają Wasze wakacje – warto już teraz pomyśleć o kilku rzeczach, które są niezbędne dla udanego wypoczynku, a które trudno zrobić na ostatnią chwilę. Pomijam takie kwestie jak szczepienia (jeśli lecimy w bardziej egzotyczny zakątek świata), zdobycie wizy lub paszportu i poznanie przepisów celnych (ile i czego można wwieźć i wywieźć). Poniższe cztery rzeczy są niezależnie od tego dokąd i na jak długo się wybieracie.
Po pierwsze: zadbaj o dobytek życia. Już teraz, nie tuż przed wyjazdem
Wszędzie dobrze gdzie nas nie ma – marzymy o wyjeździe za granicę, a gdy w końcu jesteśmy na miejscu, dopada nas troska: o dzieci (jeśli nie pojechały z nami), o samochód (jeśli wybraliśmy podróż samolotem), o mieszkanie…
Jest takie węgierskie powiedzenie: żaden człowiek nie jest na tyle bogaty, aby nie potrzebował sąsiada. Przed wakacjami warto pogadać z sąsiadem i poprosić żeby zwrócił uwagę na mieszkanie, zainteresował się jeśli ktoś podejrzany zacznie się wokół niego kręcić. Przed wakacjami przyda się też solidne ubezpieczenie od włamań i kradzieży Solidne, czyli takie, które kupujemy wcześniej, niż wychodząc z domu z walizkami.
Wakacje, to – jak wynika z policyjnych statystyk – żniwa dla złodziei, którzy włamują się do opuszczonych mieszkań. Dotyczy to nawet strzeżonych osiedli. Choć skala zjawiska zmniejszyła się – 20 lat temu policja zarejestrowała 370.000 kradzieży z włamaniem, a w 2017 r. było ich już tylko 65.500. To dobra wiadomość. A zła jest taka, że szansa na wykrycie sprawców i odzyskanie majątku jest niewielka – według policyjnych kartotek wynosi 36,5%.
Na nasz majątek nie muszą dybać złoczyńcy, wystarczy, że pęknie jakaś złączka i mamy przepis na zalane mieszkanie. Nie dość, że musimy pokryć koszty zniszczeń w stoim mieszkaniu, to jeszcze zapłacić za szkody sąsiadom. Warto więc zawczasu pomyśleć nie tylko o ubezpieczeniu mieszkania (o tym jak to zrobić z głową jest sąsiedni cykl edukacyjny „Chroń swój majątek”), ale i o ubezpieczeniu OC.
Po drugie: załatw sobie EKUZ. Już teraz, nie tuż przed wyjazdem
Ubezpieczenie turystyczne to elementarz, o którym – na szczęście – większości osób nie trzeba już przypominać. Wygoda zakupu ubezpieczeń turystycznych (wystarczy kilkanaście kliknąć i kupujemy je przez internet) rozleniwiła Polaków do tego stopnia, że wielu z nich przestało korzystać z karty EKUZ.
EKUZ, czyli Europejska Karta Ubezpieczenia Zdrowotnego potwierdza prawo do korzystania na koszt naszego Narodowego Funduszu Zdrowia z niezbędnych świadczeń zdrowotnych gdy jesteśmy w innym kraju Unii Europejskiej, ale też w Lichtensteinie, Szwajcarii, Norwegii i Islandii (ciekawe czy po Brexicie Londyn też ją uzna?).
Za świadczenia w takiej sytuacji płaci NFZ, ale na zasadach jakie obowiązują w danym kraju, czyli jeśli jakaś usługa zdrowotna nie będzie refundowana w kraju pobytu, to karta EKUZ nie zadziała – wtedy przyda się „suplementacja” wykupionym klasycznym ubezpieczeniem turystycznym z opcją pokrywania kosztów leczenia.
Jak zdobyć kartę EKUZ? No właśnie. Tego też lepiej nie robić w ostatniej chwili. Pamiętam czasy, gdy po kartę EKUZ trzeba było się ustawić w niebotycznych kolejkach w oddziałach NFZ. Nie dziwię, się, że wielu turystów odpuszcza. Teraz jednak możemy ubiegać się o kartę w cyfrowy sposób. Nie oznacza to, że otrzymamy ją od razu, ale jest trochę wygodniej, niż kiedyś.
Wniosek o kartę możemy zeskanować i wysłać e-mailem na adres jednego z wojewódzkich oddziałów NFZ-u. Adresy są pod tym linkiem. Jeśli wolimy mieć stempelek z datą nadania – wniosek papierowy możemy wysłać na adres wojewódzkiego NFZ-u pocztą. Prośbę o wydanie EKUZ możemy też złożyć przy pomocy Elektronicznej Skrzynki Podawczej w ramach profilu zaufanego ePUAP (z odbiorem karty na poczcie)
Niezależnie od wybranego sposobu – warto się zainteresować kartą EKUZ co najmniej na miesiąc przed planowanym wyjazdem (o ile wybieramy się za granicę).
Po trzecie: kup trochę gotówki. Teraz, nie tuż przed wyjazdem
Jeśli planujemy wyjazd za granicę, to zapewne niezbędny będzie zapas gotówki. Choćby tylko symboliczne 100-200 euro, dolarów lub innych jednostek waluty lokalnej, obowiązującej w kraju, do którego się wybieramy.
Te pieniądze najczęściej wymieniamy ostatniego dnia przed wyjazdem, w najbliższym kantorze po przypadkowym kursie. Jasne, na 200 euro nie straci się majątku przepłacając 20-30 groszy, ale z drugiej strony jeśli wakacje zaczynamy od przepłacania to jak je skończymy?
Znalezienie naprawdę taniego kantoru wymaga chwili czasu, dlatego rozsądny urlopowicz nie zostawia tego na ostatnią chwilę. Osobną kwestią jest kurs walutowy. Dziś przysłowiowe euro może być po 4,20 zł, a za miesiąc po 4,50 zł. Jeśli doliczymy koszty wynikające z wymiany po niekorzystnym kursie przy niekorzystnych warunkach rynkowych – błąd może okazać się kosztowny.
Najsprytniejsi podróżnicy akumulację potrzebnej waluty zaczynają już dwa-trzy miesiące przed wyjazdem. Dzielą swoje zapotrzebowanie na trzy-cztery równe części i kupują systematycznie, transzami. Raz kupią taniej, innym razem drożej, ale przynajmniej odpada im ryzyko „wbicia się” przypadkowo w zakup całości kwoty po najgorszym możliwym kursie.
——————————————-
Zaproszenie:
Partnerem cyklu „Klient z wyższej półki” jest Bank Pekao, który oferuje m.in. „Kartę Rewolucyjną Mastercard debit FX”. Oferuje ona możliwość płacenia za zakupy na całym świecie bez prowizji za przewalutowania i przy zastosowaniu atrakcyjnych kursów organizacji płatniczej Mastercard (bardzo zbliżonych do kursów NBP). Pieniądze są pobierane bezpośrednio z ROR-u złotowego, tak jak byśmy robili zakupy w sklepie na rogu. Również wypłaty z bankomatów za granicą są bezprowizyjne (chyba, że operator bankomatu pobiera jakąś własną prowizję) i przeliczane po kursach zbliżonych do NBP-owskich. Żeby korzystać z „Karty Rewolucyjnej” trzeba mieć w Banku Pekao „Konto Przekorzystne” (można je założyć m.in. za pomocą selfie, tutaj nasza subiektywna recenzja tej nowinki). „Konto Przekorzystne” i karta są darmowe pod warunkiem wpływów w wysokości 500 zł miesięcznie i wykonania jednej transakcji bezgotówkowej kartą lub smartfonem miesięcznie. Tutaj więcej szczegółów na temat tej oferty, zaś tutaj jest tabela prowizji dla tego pakietu.
——————————————-
Po czwarte: załatw sobie porządną kartę do płacenia. Teraz, nie tuż przed wyjazdem
Powoli w niepamięć odchodzą czasy, gdy na wyjazd trzeba było brać w gotówce całą potrzebną kwotę, dla bezpieczeństwa, poupychaną w różne części bagażu (pamiętacie ten trik: jak zgubię plecak, to zostanie mi jeszcze trochę kasy w torebce, czy w „nerce”).
Byłem w szoku gdy na środku pustyni – gdzieś między Marrakeszem, a Warzazatem – pewien Berber na moje stwierdzenie, że nie mam gotówki żeby kupić od niego dywan (całkiem ładny) wyjął impirnter (czyli taki analogowy czytnik kart, który metodą kalki odbija dane karty) i powiedział „no problem”. Transakcja zaksięgowała się dopiero po pół roku, ale 😉
Zdrowy rozsądek podpowiada, żeby gotówki całkowicie się nie wyrzekać, bo może się przydać, ot choćby żeby zapłącić za jakieś drobny wydatek, czy za taksówkę do hotelu. Ale dziś, nie ma powodu taszczyć ze sobą arsenału banknotów. Porządna karta płatnicza pozwoli płacić wygodniej i wcale nie tak drogo. Banki w ostatnich dwóch latach wprowadziły bowiem specjalne karty do płacenia za granicą.
Mowa o kartach wielowalutowych lub bezspreadowych. To plastik, który służy do płatności zarówno w kraju ojczystym jak i za granicą. W wersji minimum w ramach konta złotowego możemy transferować pieniądze na subkonta walutowe, a karta sama „wie”, z którego subkonta ma pobrać płatność, żeby uniknąć przewalutowań. Wersja maksimum to taka, w której mamy kartę, która rozpoznaje walutę transakcji i natychmiastowo przelicza złotówki na daną walutę po kursie organizacji płatniczej (z bardzo małym spreadem: tutaj kursy Mastercard i Visa).
Uwaga, nie każdy bank ma w ofercie kartę wielowalutową lub bezspreadową. Jeśli taką kartę chcesz mieć w portfelu, musisz ją zamówić. Jeśli twój bank nie ma w ofercie takich udogodnień, dobrze mieć kilka tygodni „rezerwy”, by przenieść się do instytucji finansowej patrzącej przyjaźniejszym okiem na nas, podróżników.
Partnerem cyklu artykułów pod hasłem „Klient z wyższej półki” jest Bank Pekao
źródło zdjęcia:PixaBay