Gdzie leży granica absurdu? Pan Marcin jechał przepisowo swoim golfem, wjechał w niego ubezpieczony w PZU traktor słynnej marki Ursus. Rolnik, który wracał z pola, przyznał się do winy. Ubezpieczyciel przyznał z kolei (początkowo) odszkodowanie. Ale to poszkodowany, pan Marcin, ma płacić za likwidację szkody. Co poszło nie tak?
Pod względem działania polis OC niejedno już widzieliśmy i niejedno już opisywaliśmy. Ale z czymś takim jeszcze się nie spotkaliśmy. Napisał do nas zdesperowany czytelnik, który jest poszkodowany w wypadku przez kierowcę ciągnika. Sprawca się przyznał do winy, ale ubezpieczyciel cofnął zgodę na likwidację szkody, a warsztat wzywa poszkodowanego do uregulowania 6.000 zł za naprawę. Jak do tego doszło? Czy kierowca popełnił błąd? Jak się zabezpieczyć, by nigdy nie znaleźć się w takiej sytuacji? Pomagamy i wyjaśniamy!
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Czytaj też: Sąd nad polisami OC. Kto powinien płacić więcej, a kto mniej? Oj, nie wszystkim się spodobają te pomysły
Rolnik wjeżdża w volkswagena golfa. Ale to nie ten traktor
1 sierpnia w Czesławicach na Lubelszczyźnie pan Marcin miał stłuczkę (formalnie do naszej redakcji zwrócił się jego syn). Nic poważnego – wyprzedzał traktorzystę, a rolnik niespodziewanie skręcił w lewo i „wpakował się” w bok volkswagena pana Marcina. Kierowca ciągnika od razu przyznał, że ponosi winę za wypadek. Szkody nie były bardzo wysokie (obtarcia, wgniecenia volkswagena pana Marcina), nie było rannych więc obyło się nawet bez wizyty policji. Strony spisały oświadczenie, a pan Marcin sprawdził dowód osobisty i sfotografował polisę ubezpieczeniową sprawcy – nie było do czego się przeczepić. Tak przynajmniej się wydawało.
Pan Marcin zgłosił szkodę w PZU, gdzie polisę OC miał ów rolnik. Ubezpieczyciel wycenił tę szkodę na 950,31 zł, z czego najdroższe – 466 zł – były materiały lakiernicze. Pan Marcin nie chciał jednak pieniędzy do ręki, wolał likwidować szkodę bezgotówkowo, w renomowanym warsztacie. W międzyczasie PZU poinformowało poszkodowanego, o tym, że przysługuje mu auto zastępcze, z czego pan Marcin skorzystał. Auto, które było ofiarą spotkania z traktorem, trafiło do autoryzowanej lakierni, ale gdy trwała naprawa, zaczęły się schody.
„Można byłoby wystawić pięć gwiazdek narodowemu czempionowi, gdyby nie fakt, że po 1,5 miesiąca od zgłoszenia PZU odmówiło wypłaty twierdząc, że pojazd sprawcy był nieubezpieczony”
– pisze do nas pan Marcin. Na początku w ogóle nie wiedział o co chodzi. Dostał tylko ogólne pismo z PZU, które było o odmowie wypłaty odszkodowania. Poprosił więc o wyjaśnienia i po pewnym czasie dostał drugie, już szczegółowe, pismo od ubezpieczyciela. Dowiedział się z niego, że „przedstawiony do oględzin traktor, który miał być sprawcą, nie jest pojazdem o numerze rejestracyjnym LU (…)”. Jednocześnie poinformowano go, że kopie akt sprawy zostały przekazane do… Link4.
Dziwne, prawda? Jak to „nie ten traktor”? Jak to do Link4? Na swoje pytanie pan Marcin dostał odpowiedź, która rozłożyła go na łopatki. PZU wysłało „na zwiady” rzeczoznawcę, który miał się przyjrzeć traktorowi miarki Ursus. Ekspert spojrzał w polisę, zajrzał do silnika i stwierdził różne numery identyfikacyjne pojazdu VIN: inny numer był w dowodzie rejestracyjnym, inny numer miał silnik. Na tej podstawie ubezpieczyciel uznał, że nie jest to pojazd, który posiada zawarte ubezpieczenie OC w PZU.
Czyli: według ubezpieczyciela jest zbrodnia, ale nie ma nikogo, kto mógłby ponieść karę, czyli za nią zapłacić. W normalnej sytuacji, gdyby było wiadomo od początku, że pojazd jest nieubezpieczony, do akcji wszedłby Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny, który pokrywa naprawy szkód spowodowanych przez nieubezpieczonych kierowców. Ale tutaj sprawy zaszły już bardzo daleko.
Ubezpieczyciele wystawiają rachunek… poszkodowanemu
Czy rzeczywiście OC kierowcy ciągnika było nieważne? Generalnie tak – traktor Ursus nie miał ubezpieczenia OC, a PZU lub każdy inny ubezpieczyciel, który by sfinansował likwidację, popełniłby przestępstwo, gdyby sfinansował szkodę, bo nie miał podstawy prawnej do wypłaty odszkodowania. Dlaczego numery VIN się nie zgadzały? Odpowiedzialność za zgodność danych spoczywa na właścicielu polisy – firmy zawsze proszą klienta o sprawdzenie danych w polisie, czy zgadzają się z tymi w dowodzie rejestracyjnym i z umieszczonymi na częściach samochodu.
Ale nie można też wykluczyć, że kierowca ciągnika wiedział, że jeździ bez OC, bo np. przełożył silnik w swoim ciągniku. Firma ubezpieczeniowa powinna zwrócić opłaconą przez rolnika składkę, a on sam powinien zapłacić karę 870 zł za jazdę ciągnikiem bez OC (ale czy tak się stało – ze względu na tajemnicę ubezpieczeniową – się nie dowiemy).
Zanim okazało się, że polisa ciągnika jest nieważna, firma ubezpieczeniowa przystąpiła do likwidacji szkody. Oczywiście, robiła to w dobrej wierze, tak samo jak w dobrej wierze działał nasz czytelnik, który skorzystał z auta zastępczego i wstawił swój samochód do warsztatu. Ale stan na dziś, tj. 12 stycznia jest taki, że pan Marcin został w sytuacji, w której musi uregulować: koszty wynajmu samochodu zastępczego, czyli ponad 900 zł i 6.000 zł za naprawę auta. Jeden z trójmiejskich, autoryzowanych serwisów wysyła mu wezwania do zapłaty.
Część kwoty jest już uregulowana. Wysłał ją do warsztatu inny ubezpieczyciel – Link4. Na jakiej podstawie? Ano uruchamiając polisę Auto Casco pana Marcina. Tyle, że jego AC to wersja „light” czyli nie obejmująca takich „fajerwerków” jak np. pojazd zastępczy, czy naprawa po kosztach nowych części.
Czyli stan faktyczny jest taki: pan Marcin jest poszkodowanym w wypadku, ale sprawca źle wpisał numery VIN do polisy. Zanim PZU się w tym zorientował, zaczął już likwidować szkodę i zatwierdził niemałe koszty. A gdy okazało się, że polisa sprawcy jest nieaktywna, koszty przerzucił na polisę Auto Casco. Było to o tyle proste, że Link4 należy do PZU, więc „opiekun szkody” prawdopodobnie zobaczył w systemie polisę AC pana Marcina i ją uruchomił. Tak to wygląda. A jak to powinno wyglądać? I jak to teraz odkręcić?
Czytaj też: Stłuczka? Odszkodowanie wypłacą ci już w godzinę po wypadku. O ile zgodzisz się na flirt z botem i sztuczną inteligencją. To już działa!
Pytania bez odpowiedzi, czyli kto pomoże panu Marcinowi?
PZU postąpił prawidłowo, informując Link4 o szkodzie. Zgodnie z ustawą o Ubezpieczeniowym Funduszu Gwarancyjnym, jeśli delikwent nie miał OC, ale ja mam AC, to szkoda jest likwidowana właśnie z mojej polisy. Czy to sprawiedliwe? Uruchomienie polisy AC wiąże się ze wzrostem składek – bo przecież jeśli ktoś skorzystał z AC, to znaczy, że spowodował stłuczkę z własnej winy (nie licząc sytuacji, gdy przed maskę wyskoczy łoś, czy spadnie na nią konar drzewa, albo będziemy ofiarami gradobicia). Ale przecież tutaj pan Marcin nie zawinił. Czemu więc ma ponosić odpowiedzialność w postaci wyższych składek?
Otóż wcale nie musi. Po pierwsze, zgodnie z ustawą, to Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny wyrównuje ewentualny wzrost składki i utratę zniżek przy zawieraniu kolejnych polis. Sam zainteresowany musi tego dopilnować i najlepiej by było, gdyby przypomniał o tym swojemu ubezpieczycielowi przy okazji przedłużania umowy.
Po drugie – działanie ubezpieczenia OC określa ustawa. Ubezpieczenie AC jest dobrowolne i może mieć różny zakres, tak jak w przypadku pana Marcina – jego polisa nie refunduje wydatków części oryginalnych. W takich sytuacjach również z odsieczą przychodzi właśnie Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny, który wyrównuje ewentualną różnicę i wypłaca ją poszkodowanemu.
Ale co w tej sytuacji ma zrobić nasz czytelnik, którego ściga warsztat za nieopłacony rachunek? Dlaczego w ogóle doszło do tego, że firmy ubezpieczeniowe, gdy zorientowały się, że polisa traktora była nieważna, nie wystąpiły do UFG? To akurat niestety bardzo proste – bo zgodnie z prawem nie musiały tego robić.
To sam poszkodowany musi być świadomy swoich praw (może przydałaby się jakaś kampania edukacyjna?). W tej konkretnej sytuacji to pan Marcin, kiedy okazało się, że sprawca nie miał polisy OC, powinien – za pośrednictwem firmy, w której sam ma polisę – wystąpić z wnioskiem do UFG o wyrównanie niezaspokojonych roszczeń (czyli wynajmu auta i różnicy, za którą ściga go warsztat).
To ważny niuans, bo w kontakcie z UFG pośrednikiem jest zawsze firma ubezpieczeniowa. Żaden kierowca nie może sam się zgłosić „z ulicy” do UFG i poprosić o naprawę auta, bo sprawca nie miał OC. Co ważne, ubezpieczyciel nie może takiego wniosku odrzucić – musi go przeanalizować i przekazać do UFG.
Szczęśliwy finał z pomocą subiektywności
Niestety, ustawodawca nie zobligował firm ubezpieczeniowych do tego, żeby o tej procedurze informowali klientów. W świecie idealnym firma ubezpieczeniowa powinna powiedzieć tak: „panie Marcinie, uruchomimy pana AC. Ale bez nerwów, składki panu nie wzrosną, bo różnice pokryje UFG. UFG też pokryje ewentualne wyższe koszty naprawy. Proszę się nie gorączkować, ale musi pan do nas zaadresować pismo, że pan zgłasza do UFG roszczenia z tytułu tego zdarzenia”. I byłoby po sprawie.
Byłoby, ale tutaj mleko się rozlało. Warsztat od kilku miesięcy oczekuje, że ktoś ureguluje rachunek i lada dzień może skierować sprawę do sądu. Pan Marcin może dla świętego spokoju zapłacić za naprawę z własnej kieszeni i skierować pismo do swojego ubezpieczyciela (Link4) o zwrot poniesionych kosztów w ramach procedury UFG. Ale czemu miałby ruszać swoje oszczędności i płacić za nie swoje błędy? Na szczęście wygląda na to, że nie będzie musiał tego robić. Po naszych pytaniach trwająca od kilku miesięcy sprawa nabrała tempa, a Link4 błyskawicznie skontaktował się z panem Marcinem.
„Jestem pod ogromnym wrażeniem siły rażenia i skuteczności działań Waszej redakcji i Pana osobiście. Zadzwoniła do mnie miła pani z Link4 i poinformowała, że przesyła do UFG (za moją zgodą) całą dokumentację sprawy z wnioskiem o pokrycie różnicy, ponieważ sprawca nie posiadał ubezpieczenia OC!”
– relacjonuje czytelnik. Przy okazji dowiedzieliśmy się w biurze prasowym ubezpieczyciela, że Link4 dopełnia zwykle „dobrych praktyk” i informuje (choć nie ma takiego obowiązku) poszkodowanych, że mają prawo zgłosić się do UFG. Dlaczego pan Marcin o tym nie wiedział i nikt mu tym razem nie powiedział? Pewnym tropem jest fakt, że sprawa trafiła do Link4 nie bezpośrednio od poszkodowanego, ale od innego ubezpieczyciela. Oby już nie było takich przypadków.
————————————
POSŁUCHAJ PODCASTU „FINANSOWE SENSACJE TYGODNIA”
W tym odcinku podcastu „Finansowe sensacje tygodnia” – w składzie Michał Wachowski, Maciek Bednarek, Irek Sudak oraz Maciek Samcik – rozmawiamy z przedsiębiorcą, który zdecydował się otworzyć swoją działalność mimo narzuconych przez rząd obostrzeń. Czy to nieodpowiedzialna partyzantka, czy zwyczajny odruch człowieka, który jest pod ścianą, pozostawiony bez żadnej pomocy i walczy o życie? Zastanawiamy się też komu pomoże administracyjne przedłużenie obniżki kosztów pożyczek pozabankowych (i czy firmy, które nam ich udzielają, to zniosą). Zdradzamy trzy mało popularne sposoby na oszczędzanie pieniędzy i ujawniamy, ile można było zarobić opóźniając tylko o kilka miesięcy ewakuację z pewnego niezbyt popularnego programu oszczędnościowego. A na koniec sprawdzamy po co prezesowi UOKiK konsola do gier? Zapraszamy do posłuchania! Trzeba kliknąć ten link albo baner poniżej. Albo znaleźć nas na jednej z popularnych platform podcastowych, np. w Spotify, Google Podcasts, czy Apple Podcasts.
Rozpiska odcinka:
03:11 – Wielki bunt przedsiębiorców przeciw zakazowi prowadzenia biznesu. Czy to głupota czy konieczność?
18:29 – Chwilówki jeszcze do końca roku z ostrzejszymi limitami ceny. Czy to oznacza, że się opłacają?
29:46 – Trzy mało popularne, ale bardzo opłacalne sposoby na zaoszczędzenie kilku stówek.
38:35 – Kto się pospieszył, niech żałuje – jak można było dostać „za darmo” 500-700 zł i dlaczego większość z nas nie skorzystała z okazji?
45:13 – Dlaczego prezes UOKiK w pracy będzie grał w Cyberpunka 2077?
źródło zdjęcia: PixaBay