Od lat w Polsce mówi się o konieczności poprawy systemu ochrony ludności. Kryzysy – od powodzi tysiąclecia w 1997 r., przez pandemię COVID-19, aż po sytuację migracyjną na granicy z Białorusią – uwidoczniły całą masę niedociągnięć. Do tego dochodzą jeszcze intensywniejsze działania militarne Rosji. Co zmieni w naszym życiu i portfelach ustawa o ochronie ludności i obronie cywilnej, która właśnie trafiła na biurko prezydenta? Kilkadziesiąt miliardów złotych pójdzie na zbudowanie systemu, w którym każdy cywil ma się czuć bezpiecznie. Czyli na co?
Ochrona ludności cywilnej w Polsce opiera się na rozproszonej strukturze, w której różne podmioty – od samorządów, przez wojewodów, po służby ratownicze – działają w oparciu o odrębne regulacje i procedury. To system wystarczający na czas pokoju, ale najnowsze dane o strukturze budżetowej Rosji mówią jasno: oni nie planują zakończyć agresji.
- Zastanawialiście się kiedyś, ile śladu węglowego generuje Wasza firma? Warto wiedzieć, bo coraz częściej mogą Was o to pytać. Jak policzyć swój ślad? [POWERED BY BANK PEKAO]
- Na jaki procent założyć lokatę, żeby ochronić swoje pieniądze przed inflacją? Trzy kroki [POWERED BY RAISIN]
- Polska na ścieżce inwestycji, Europa na ścieżce konfrontacji. Dr Ernest Pytlarczyk o deglobalizacji [POWERED BY BANK PEKAO]
Coraz częściej mówi się o braku gotowości Polski na ewentualny konflikt z Rosją. Nie chodzi tu tylko o naszą kondycję militarną (zamówiliśmy sporo broni i za 5-7 lat będziemy już solidnie uzbrojeni), ale i o bezpieczeństwo cywilów. Doświadczenia z przeszłości sugerują wielu Polakom, że niestety na artykuł piąty traktatu NATO nie ma co liczyć – a nawet jeśli – to nie w takiej formie, jakiej moglibyśmy oczekiwać. Stąd też, od 1 stycznia 2025 r. w Polsce ma zacząć obowiązywać ustawa o ochronie ludności i obronie cywilnej.
Ma to być rewolucja w zarządzaniu kryzysowym, obronie cywilnej i ochronie ludności. W parze z tym idzie także potężne wyzwanie finansowe dla budżetu państwa i samorządów. Koszty przedsięwzięcia mają stanowić 0,3% PKB rocznie. Oznacza to budżet rzędu 9 mld zł rocznie. Pieniądze mają pochodzić z funduszu zasilanego zyskami spółek Skarbu Państwa. Pieniądze pójdą na budowę infrastruktury ochronnej, np. schronów lub na zakup sprzętu ratowniczego.
W ustawie założono, że samorządy będą mogły otrzymywać dotacje od państwa na realizację konkretnych zadań, takich jak modernizacja budynków publicznych czy zakup sprzętu ochronnego. Dotacje mogą pokrywać do 100% kosztów realizacji, ale… niekoniecznie muszą. W wielu przypadkach samorządy będą musiały dopłacić do inwestycji z własnych środków, by w pełni zrealizować wymagane projekty.
Nowe schrony, magazyny, system ostrzegania, aplikacja „kryzysowa”. Ustawa o ochronie ludności w praktyce
W grę wchodzi budowa tzw. obiektów zbiorowej ochrony. Niekoniecznie muszą to być schrony rodem z czasów zimnej wojny, ale… mogą – pod warunkiem, że spełniają wymogi. Niestety, duża część tego typu obiektów jest już „rozszczelniona”, zniszczona albo wykorzystywana w celach komercyjnych. Ustawa nakłada na władze lokalne obowiązek planowania, tworzenia i utrzymywania takich obiektów na swoim terenie.
Mogą to być stacje metra lub odpowiednio przystosowane podziemne parkingi. Warto jednak zaznaczyć, że nie mają to być obiekty służące tylko i wyłącznie do ochrony przed bombami. Lokalizacje te mają dawać również schronienie w obliczu klęsk żywiołowych czy awarii przemysłowych. Zadaniem jest po prostu zapewnienie przestrzeni, w której można bezpiecznie przeczekać kryzys. A więc trzeba je odpowiednio przystosować.
Na razie nie udało się nawet ustalić, ile miejsc spełniających parametry schronów mamy w Polsce i jaka część ludzi mogłaby się w nich schronić (gdyby o nich wiedziała). Dane NIK z raportu sprzed dwóch lat mówią, że w większości skontrolowanych urzędów gmin (69%) nie zapewniono przewidzianej w wytycznych szefa Obrony Cywilnej Kraju liczby miejsc w takich obiektach dla co najmniej 25% mieszkańców.
Z lepszych wieści: na oficjalnej rządowej stronie możemy przeczytać, że zinwentaryzowano 234 735 obiektów budowlanych na terenie kraju, które sklasyfikowane zostały jako budowle ochronne, czyli schrony i ukrycia oraz miejsca doraźnego schronienia. W przypadku zagrożenia może się w nich schronić w sumie ponad 49 mln osób. Jednak nie mówimy tutaj o schronach w pełnym tego słowa znaczeniu.
Jak znaleźć najbliższy schron? Odpowiedzią na to wyzwanie ma być Centralna Ewidencja Obiektów Zbiorowej Ochrony. Ma ona za zadanie gromadzić szczegółowe informacje o lokalizacji, pojemności i wyposażeniu takich obiektów. Każdy obywatel ma mieć dostęp do tej bazy (być może przez aplikację rządową taką jak mObywatel) i będzie mógł szybko znaleźć miejsce, w którym otrzyma schronienie i potrzebną pomoc (np. medyczną).
I tu pojawia się wątek systemów wykrywania i ostrzegania. Nowoczesne technologie, takie jak detektory skażeń chemicznych, biologicznych czy radiacyjnych, mają w przyszłości stać się się integralną częścią infrastruktury informującej nas o potencjalnych zagrożeniach. Na poziomie lokalnym za utrzymanie systemów alarmowych i ostrzegawczych, takich jak syreny czy systemy SMS-owe, odpowiedzialne będą władze gminne i powiatowe, które teoretycznie najprędzej mogą powiadomić ludność o zagrożeniu.
Czytaj też o tym jak to działa na Zachodzie: Tę powódź „przegraliśmy” w dziedzinie informacji. Jak działają nowoczesne systemy alarmowania ludzi o zagrożeniach? Powinniśmy się uczyć od nich
Nawet najlepszy system ostrzegania nie pomoże, jeśli nie będzie zaplecza logistycznego. I tu pojawia się kluczowy element tej układanki – magazyny rezerw materiałowych. Wyobraźmy sobie gigantyczne hale wypełnione żywnością, wodą, lekarstwami i wszystkim, co może być potencjalnie potrzebne w pierwszych dniach kryzysu. To właśnie te rezerwy mają dostarczać niezbędne środki wszędzie tam, gdzie są one najbardziej potrzebne. Prosto, szybko i bez biurokracji – przynajmniej taki jest plan.
A co z najbardziej podstawowymi potrzebami, jak woda, prąd czy miejsce do leczenia rannych? Ustawodawcy twierdzą, że musimy zadbać o infrastrukturę, która zapewni te potrzeby nawet w najtrudniejszych warunkach. Chodzi o to, by elektrownie awaryjne mogły działać bez zakłóceń, punkty dystrybucji paliw były dostępne, a placówki medyczne mogły przyjmować poszkodowanych bez względu na sytuację na zewnątrz. W skrócie, każdy element projektu ma pracować na rzecz jednego celu – zapewnienia, że ludzie nie zostaną pozostawieni sami sobie.
Ustawa zobowiązuje samorządy do organizowania kampanii informacyjnych. Władze lokalne mają zadbać o to, by mieszkańcy mieli dostęp do informacji o zagrożeniach w swoim regionie, a także wiedzieli, jak mogą przygotować się na rozmaite scenariusze. Czy to oznacza ulotki wrzucane do skrzynek? Możliwe. Ale równie dobrze mogą to być nawet nowoczesne aplikacje mobilne, filmy instruktażowe w mediach społecznościowych czy spotkania organizowane w lokalnych centrach kultury.
Nie chodzi tu jednak o suche wykłady i skomplikowane teorie, ale o praktyczną wiedzę, która w sytuacji kryzysowej może uratować życie. Władze lokalne – od wójtów po wojewodów – mają obowiązek organizowania szkoleń, warsztatów i ćwiczeń, które pomogą mieszkańcom zrozumieć, jak radzić sobie w obliczu kryzysu. Brzmi dobrze, ale jak będzie to wszystko wyglądało w praktyce? Tego niestety nie wiemy. W pozytywnym wariancie, co kilka miesięcy w gminach mogłyby być organizowane ćwiczenia – symulacje ewakuacji, szkolenia z udzielania pierwszej pomocy lub chociażby zajęcia o tym, jak odróżnić syreny alarmowe.
Kiedy zobaczymy pierwsze efekty? A kiedy poczujemy się bezpiecznie?
Kiedy zobaczymy pierwsze efekty budżetowania niemal 10 miliardów złotych rocznie na tę inicjatywę? Udało mi się zadać to pytanie obecnemu Ministrowi Spraw Wewnętrznych i Administracji, Tomaszowi Siemoniakowi. Odpowiedź była dość konkretna – to perspektywa 4-5 lat. Z tym w parze ma iść wyższy poziom wiedzy mieszkańców i gotowość do podjęcia podstawowych działań organizacyjnych przez lokalne społeczności w razie potrzeby.
Po całym zarysie i skali projektu widzimy, że jest to inicjatywa długoterminowa. Pytanie tylko czy nie została wdrożona o wiele za późno. Stan przyszły opisywany w dokumencie powinien być już tym, co mamy teraz. Wówczas nabierające rozpędu „straszaki” rosyjskich władz nie byłby dla wielu mieszkańców aż tak dużym zapalnikiem paranoicznej paniki. Nie oszukujmy się, wciąż jesteśmy na etapie, w którym zdecydowana większość obywateli przekonana jest, że w dobie kryzysu będzie musiała radzić sobie na własną rękę. Być może słusznie
Ustawa skupia się raczej na ochronie ludności, a nie jej wykorzystywaniu do celów zbrojnych w razie ekstremalnego zapotrzebowania. Jednym z głównych wątków jest ustanowienie równego priorytetu ochrony ludności z defensywnymi działaniami militarnymi. Wówczas za dostarczenie pomocy cywilom odpowiadałaby skoordynowanie działające służby takie jak straż pożarna.
Pytanie czy równolegle nie należy przystąpić do podwyższania umiejętności cywilów jeśli chodzi o obchodzenie się z bronią, podstawowe taktyki walki, samoobronę, pierwszą pomoc rannym itp. W Izraelu każdy obywatel ma przeszkolenie wojskowe i umie nie tylko się obronić i schronić, ale też walczyć – jeśli trzeba. W Polsce mamy Wojska Obrony Terytorialnej, ale niektórzy mówią, że nie powinniśmy na tym poprzestać.
Choć wszystko to wygląda pięknie – od szkoleń, przez budowle ochronne, po nowoczesne systemy ostrzegania – rzeczywistość często bywa znacznie bardziej skomplikowana. Kluczowym pytaniem jest to, czy i jak szybko deklaracje zapisane w ustawie zostaną przeniesione na konkretne działania. I czy po wydaniu kilkudziesięciu miliardów złotych w ciągu 5-7 lat rzeczywiście będziemy mogli czuć się bezpiecznie – z jednej strony z dużą, świetnie wyposażoną za setki miliardów złotych armią, a z drugiej strony dzięki systemowi ochrony cywilów.
Jakiś czas temu dowódca Estońskich sił zbrojnych zadeklarował, że infrastrukturalnie jest gotowy na ewakuację całego kraju. Oczywiście, nie wiemy ile praktycznie w tym prawdy, ale… takie oświadczenie wydaje się być dużo bardziej przekonujące od „zaczynamy przygotowania”. Ustawa o ochronie ludności niestety jest spóźniona co najmniej o dekadę.
——————————-
ZAPISZ SIĘ NA NASZE NEWSLETTERY
>>> W każdy weekend sam Samcik podsumowuje tydzień wokół Twojego portfela. Co wydarzenia ostatnich dni oznaczają dla Twoich pieniędzy? Jakie powinieneś wyciągnąć wnioski dla oszczędności? Kliknij i się zapisz.
>>> Newsletter „Subiektywnie o Świ(e)cie i Technologiach” będziesz dostawać na swoją skrzynkę e-mail w każdy czwartek bladym świtem. Będzie to podsumowanie najważniejszych rzeczy, o których musisz wiedzieć ze świata wielkich finansów, banków centralnych, najpotężniejszych korporacji oraz nowych technologii. Kliknij i się zapisz.
——————————-
POSŁUCHAJ „FINANSOWYCH SENSACJI TYGODNIA”
>>> FST (242): JAK ZASPOKOIĆ GŁÓD MIESZKAŃ W POLSCE? Skoro dopłaty do kredytów nie działają, to jak w takim razie zwiększyć podaż mieszkań? Gdzie jest problem: w biurokracji, przepisach, braku rąk do pracy? Dlaczego od 30 lat nie umiemy poradzić sobie z deficytem mieszkań? Co myślą o tym przedsiębiorcy? Kamil Sobolewski, główny ekonomista Pracodawców RP, organizacji zrzeszającej przedsiębiorców, przedstawia swój plan na rozwiązanie tego problemu. Rozmawia Maciej Danielewicz. Zapraszam do posłuchania podcastu tutaj.
>>> FST (240): JAK DZIŚ WYGLĄDA INWESTOWANIE ESG-STYLE? Inwestowanie w ESG ostatnio jakby wychodziło z mody, bo trend ten zaczął być utożsamiany z wyłącznie ekologią albo z… ekościemą, czyli greenwashingiem. Ale teraz nadchodzi „oczyszczenie”. Odpowiedzialne inwestowanie zaczyna być postrzegane jako lokowanie w szeroki lifestyle, czyli takie życie, które nie wymaga wielkich poświęceń, ani ograniczeń, a jedynie wyłącza te aspekty, które drastycznie szkodzą nam i naszym dzieciom. Jak inwestują fundusze definiujące ESG w ten sposób? Rozmowa z Pawłem Mizerskim, szefem inwestycji i wiceprezesem w UNIQA TFI. Rozmawia Maciej Samcik. Zapraszam do posłuchania podcastu tutaj.
——————————-
Zobacz też wideo o tym jak Polska się zbroi i ile to będzie nas kosztowało:
zdjęcie tytułowe: Pixabay