Wygoda i prostota działania portalu „Twój e-PIT” to miecz obosieczny. Z jednej strony usypia naszą czujność i daje fiskusowi szansę na to, by stał się „niewidzialnym” poborcą podatkowym. Ale z drugiej strony – i to zrozumiałem dopiero w tym roku – pozwala zobaczyć czarno na białym jak bezwzględnie państwo doi klasę średnią
Można napisać, że znowu się udało. System „Twój e-PIT” działa, miliony deklaracji podatkowych Polaków „wypełniły się same”, a do Ministerstwa Finansów spływają każdego dnia dziesiątki tysięcy zgód podatników na zakończenie PIT-owania.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
W portalu „Twój e-PIT”, żeby rozliczyć podatek dochodowy za 2019 r., wystarczy bowiem tylko zaakceptować zeznanie przygotowane przez Ministerstwo Finansów na podstawie danych od naszych pracodawców. Dotyczy to podatników, którzy składają PIT-37, PIT-38 oraz częściowo PIT-28 i PIT-36. To właśnie te formularze „wypełniły się same”.
W tym roku jest jeszcze szybciej i prościej, bo MF uniknął ubiegłorocznych błędów. Logowanie jest już bezpieczne, nie ma problemów z prawidłowym rozliczeniem 50% kosztów uzyskania przychodu, a nawet organizacja pożytku publicznego, by można było przekazać 1% podatku na cele dobroczynne, zaciąga się sama z poprzedniego roku. Nie wszystko jednak działa bez zarzutu.
Twój e-PIT i nowe wtopy
Piszecie w komentarzach, że jest problem z zaglądaniem przez „Twój e-PIT” do PIT-ów pochodzących z ZUS-u (PIT40A). Nie można też zajrzeć do swojego PIT-a jeśli ktoś miał zerową nadpłatę/niedopłatę w ubiegłym roku. Wtedy pozostaje logować się do systemu „Twój e-PIT” przez tzw. profil zaufany – a przecież nie wszyscy go mają (założyło go, głównie w bankach, kilka milionów Polaków). Jeśli ktoś miał zerowe saldo podatku w zeszłym roku i nie ma profilu zaufanego (oraz nie chce go założyć w swoim banku) – musi złożyć zeznanie podatkowe po staremu, czyli samodzielnie.
Niektórzy mieli lub mają od czasu do czasu problem z zalogowaniem się do portalu podatkowego, ale to akurat zupełnie mnie nie dziwi. To tak jak na autostradzie – nawet taka ośmiopasmowa się zapcha, jeśli wszyscy na raz będą chcieli wyjechać na weekend ;-). Uaktywnili się za to oszuści, którzy próbują wyłudzać dane. Rozsyłają maile z wiadomością, która sugeruje, że nadawcą jest resort finansów o tym, że o pomyślnie wysłano zeznanie podatkowe.
Jest więc jeszcze trochę minusów, ale co do zasady „Twój e-PIT” hula, aż miło, a fiskus całkiem sprawnie przejął kontrolę nad naszymi rozliczeniami podatkowymi. Czy to dobrze? Być może prostota w wypełnianiu PIT-ów sprawiła, że wreszcie mamy czas się zainteresować na co przeznaczane są nasze pieniądze. I po głębszym namyśle – mocno się zirytować.
Koncertowy e-PIT: jest super, jest super, więc o co ci chodzi?
Podtrzymuję to, co napisałem przed rokiem. „W czasach, gdy z podatków można się rozliczyć bez żadnej refleksji jeszcze większa jest rola dziennikarzy i organizacji pozarządowych, które powinny w jasny i przystępny sposób tłumaczyć: ile i na co z naszych podatków trafia do wspólnej kasy. (…) Powinniśmy uważnie czytać nasze zeznania niezależnie od tego czy przygotowaliśmy je sami, czy zrobił to za nas urzędniczy automat”
Na jednej stronie widzimy różnicę między przychodem brutto, a tym, co zostaje na rękę, składki na ZUS, składki na zdrowie, kwotę podatku, przysługujące ulgi… „Jest super, jest super, więc o co ci chodzi?” – można zacytować Muńka Staszczyka. Ano o to, że kiedy zobaczyłem, ile oddałem na rzecz państwa podatku i składek, doznałem olśnienia – jak niewiele za nie dostaję. I – sądząc po rozmowach ze znajomymi – nie ja jeden mam takie odczucie. Zauważyłem, że państwo doi mnie – przedstawiciela klasy średniej, sól tej ziemi – i podcina mi skrzydła na trzy sposoby.
Po pierwsze służba zdrowia. Polski system finansowania służby zdrowia opiera się na wpływach składek osób zatrudnionych na etatach. Im wyższa kwota brutto zarobków, tym większa kwota 9-procentowej składki zdrowotnej. Najlepiej zarabiający w największym stopniu finansują publiczną służbę zdrowia. A dostęp do niej mają taki sam, jak inni. I – idę o zakład – najmniej z niej korzystają. Nie mam oczywiście na myśli poważnych zachorowań (one zdarzają się niezależnie od zawartości portfela).
Każdy, kto zarabia powyżej średniej krajowej, szanuje swój czas i stosunkowo rzadko chodzi do „państwowego” lekarza. Zamiast tłoczyć się w kolejkach do przychodni w ramach NFZ, idziemy do lekarza prywatnego i płacimy dwa razy za to samo. Opłacamy lekarzy w publicznej przychodni po jednej stronie ulicy i prywatnych po drugiej stronie.
A państwowi urzędnicy się temu przyglądają. W zarodku są zduszane pomysły żeby wprowadzić odpis podatkowy na korzystanie z prywatnej służby zdrowia lub – co byłoby lepsze – dopłatę do lepszych warunków korzystania z niej. Zamiast pompować pieniądze do prywatnego sektora opieki zdrowotnej, bogatsi dofinansowaliby ten publiczny.
Po drugie publiczne świadczenia. Budżet pompuje ok 70 mld zł rocznie w różnego rodzaju programy socjalne. Według badania Polskiego Instytutu Ekonomicznego przedstawiciele klasy średniej częściej niż członkowie klasy wyższej „dostrzegają pozytywne strony redystrybucji”. Może to nic dziwnego, bo te wszystkie programy „z plusem” są powszechne, nie ma kryteriów dochodowych, więc każdemu coś skapnie. Tyle, że dla klasy średniej ważne jest nie tyle to, żeby skapywała żywa gotówka, lecz aby infrastruktura ułatwiająca życie była rozwinięta.
Pytanie brzmi: czy takie np. 500+ ma fundamentalne znaczenie dla rodziny żyjącej i pracującej w dużym mieście, gdy jednocześnie ta rodzina nie ma szans dostać się z dzieckiem do publicznego żłobka, czy przedszkola, również opłacanego z podatków tej rodziny? Liczne kryteria dochodowe i społeczne powodują, że mimo finansowania przez „średniaków” wszystkich tych usług, nie mogą oni z nich skorzystać. Co z tego, że na otarcie łez dostaną 500+?
Opiekunka, prywatny żłobek, przedszkole, społeczna szkoła – to wszystko kosztuje wielokrotnie więcej niż 500 zł. A korzystamy z tego nie dla przyjemności, tylko z konieczności – bo rząd z płaconych m.in. przez klasę średnią podatków finansuje usługi dostępne tylko dla najgorzej sytuowanych. Nawet ulga na dziecko jest limitowana (o ile dziecko jest tylko jedno) progiem dochodowym (56.000 zł rocznie dla osoby samotnej lub 112.000 zł dla pary).
Po trzecie oszczędzanie. PIE policzył, że 45% przedstawicieli polskiej klasy średniej nie ma żadnych oszczędności. Rozliczając się co roku z podatków, czy to przy pomocy portalu „Twój e-PIT”, czy samodzielnie, członkowie klasy średniej chcieliby skorzystać z preferencji podatkowych, czego efektem byłoby zwiększenie poziomu ich oszczędności i polskiego kapitału, o czym zawsze było tak dużo w prezentacjach premiera.
Tymczasem w zasadzie do wyboru jest tylko doraźna ulga dzięki wpłacie na konto IKZE – 920-1700 zł. Cały czas trwa strzyżenie oszczędzających – głównie przedstawicieli klasy średniej, bo oni dopiero gromadzą kapitał – podatkiem Belki, który jest pobierany nawet od długoterminowych inwestycji, wspierających polską gospodarkę. Zgodnie ze strategią rozwoju rynku kapitałowego coś ma się tu zmienić – zapłacimy tylko 9% podatku od dywidend wypłacanych przez spółki, o ile ich akcje trzymamy przez lata. Ale strategia gotowa jest od dobrych kilku miesięcy, a konkretów – czyli projektów ustaw – brak.
„Twój e-PIT”, czyli szansa, by spojrzeć na swoje podatki wypoczętym okiem
Podsumowując: e-PIT trochę zwalnia nas z myślenia, ale z drugiej strony – skoro nie musimy się bawić we wpisywanie cyferek do formularza i ich sumowanie – pozwala spojrzeć na nasze podatki wypoczętym okiem, kompleksowo. Kiedy człowiek pierwotny nauczył się rozpalać ogień i zaczął jeść gotowane potrawy, zyskał więcej energii na inne, bardziej kreatywne zajęcia, niż bieganie z dzidą za mamutem. „Twój e-PIT” może być tym ogniem, dzięki któremu zyskaliśmy więcej czasu na refleksję: ile tak naprawdę zapłaciliśmy podatku? Ile za to dostaliśmy? I czy przelicznik jest aby na pewno atrakcyjny?
A jakie jest Wasze spojrzenie na podatki? Czy wspieracie moje rozczarowanie dojeniem klasy średniej? A może macie inne zdanie? Komentujcie, byle z kulturą i merytorycznie.
źródło zdjęcia: PixaBay