Przedawnienie roszczeń banku: jest odpowiedź TSUE na pytanie polskiego sądu. Czy bank, po sądowym uznaniu umowy kredytowej za niewiążącą, może nie odzyskać nawet udzielonego klientowi kapitału, nie mówiąc już o odsetkach, wynagrodzeniu za kapitał i waloryzacji pieniędzy do realnej wartości? Z tym dylematem zmierzył się dziś europejski trybunał TSUE. Czy banki mogą już „pakować manatki”?
W ostatnich dniach TSUE wydaje niemal seryjnie orzeczenia dotyczące polskich frankowiczów. Wyjaśnia w nich ostatnie kwestie dotyczące rozliczania się stron po upadku umowy kredytowej w sądzie. Dowiedzieliśmy się więc, że „odsetkowe” konsekwencje nieważności umowy biegną już od momentu, w którym klient złoży sądowy pozew przeciwko bankowi lub w inny sposób zawiadomi bank o tym, że w umowie są nieuczciwe warunki. Duża część sędziów stosowała do tej pory zasadę, że klient musi oświadczyć przed sądem, że chce skorzystać z ochrony unijnej dyrektywy konsumenckiej i że zdaje sobie sprawę z wszystkich tego konsekwencji.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Ponieważ odsetki za zwłokę, które liczy się przy zwracaniu pieniędzy, wynoszą obecnie ponad 11% rocznie, każdy klient, który jest w sądzie, czuje się jak kierowca taksówki, któremu „bije licznik”. Ostatnio dowiedzieliśmy się, że ten „licznik” z odsetkami trzeba było włączyć jeszcze o rok, czasem dwa lata wcześniej (bo od momentu złożenia pozwu do czasu, w którym strony się spotykają na sali sądowej i można składać oświadczenia, mija mnóstwo czasu).
TSUE wydał też orzeczenie dotyczące możliwości waloryzacji przez bank wypłaconego klientowi przed laty kapitału, gdyby umowa kredytowa została uznana za nieważną. Uznał, że bank może żądać tylko kwoty w nominalnej wartości, którą klient otrzymał, żadnych dodatkowych obciążeń nie może się domagać. Bankowi prawnicy będą jeszcze szukali możliwości udowodnienia, że waloryzacja jest poza „jurysdykcją” dyrektywy konsumenckiej, ale nie ma pewności czy im się uda.
No i na finał tych grudniowych „prezentów” dla frankowiczów TSUE rozpatrywał kilka pytań prejudycjalnych dotyczących przedawnienia roszczeń banków o zwrot tegoż udzielonego przez klientów kapitału. A więc: od kiedy biegnie trzyletni (w przypadku tego typu roszczeń) termin, w którym bank musi zgłosić klientowi żądanie zwrotu kapitału (już wiemy, że bez odsetek, bez wynagrodzenia za jego udzielenie i bez waloryzacji do jego realnej wartości).
Do tej pory bardzo często za ten początek biegu terminu przedawnienia uznawano moment oświadczenia przez klienta w sądzie, że chce skorzystać z ochrony unijnej dyrektywy konsumenckiej. Banki więc miały dość łatwą sytuację, bo nie było ryzyka, że nie zdążą zgłosić swojego roszczenia o zwrot kapitału. Czy teraz sytuacja się zmienia?
Przedawnienie roszczeń banku? Ma być… symetryczne
TSUE orzekł, że nie może być tak, iż trzyletni termin przedawnienia roszczeń banku biegnie dopiero od momentu stwierdzenia, że umowa nie obowiązuje (czyli od momentu prawomocnego wyroku sądu), gdy w przypadku roszczeń konsumenta termin przedawnienia biegnie już od momentu, w którym dowiedział się (lub mógł się dowiedzieć) o tym, że w umowie są nieuczciwe, niezgodne z prawem klauzule.
A więc powiedział to, czego się spodziewaliśmy – że start terminów przedawnień (przedawnienie roszczeń banku i klienta) powinny być symetryczne. Co z tego wyniosą polskie sądy? Mogą wysnuć np. wniosek, że jeśli bieg terminu przedawnienia roszczeń konsumenta liczy się od momentu złożenia do banku przedsądowego wezwania o zwrot pieniędzy i żądania rozwiązania umowy (czyli nawet przed momentem złożenia pozwu), to podobny powinien być moment „startowy” przedawnienia dla banku. Tyle że bankowy termin to trzy lata, a konsumencki – 6 lat (od 2018 r.), lecz frankowiczów najpewniej obowiązuje ten, który obowiązywał przed 2018 r., czyli 10 lat.
Czy to może oznaczać, że w niektórych sprawa trzyletni termin przedawnienia (licząc od złożenia przez klienta pozwu) już „pękł”. I bank może mieć kłopoty z odzyskaniem kapitału? Wszystko oczywiście zależy od tego, w jaki sposób zdefiniuje terminy przedawnienia sąd rozpatrujący konkretną sprawę. TSUE mówi tylko, że ma być symetrycznie. Ale z innych orzeczeń TSUE dowiadujemy się m.in. tego, że nie jest do tego wymagane złożone przez klienta oświadczenia w sądzie.
A zatem „klientowski” termin przedawnienia biegnie od wcześniejszego momentu, niż do tej pory uważały niektóre sądy, zaś „bankowy” musi być w stosunku do niego symetryczny, czyli powinien biec od tego samego momentu. Nie jest to odpowiedź wprost na pytanie o to, czy banki mogą stracić część lub całość udzielonego klientom kapitału, ale ten scenariusz raczej nie został wykluczony. Przedawnienie roszczeń banku nie może zaczynać się w innym momencie niż klienta.
Już wiemy,jak będą interpretować to orzeczenie bankowi prawnicy na polskich salach sądowych. Z ich punktu widzenia symetryczność trzeba rozumieć tak, że termin przedawnienia roszczeń klientów nie może zacząć biec wcześniej niż termin przedawnienia roszczeń banków. A nie tak, że termin przedawnienia roszczeń banków nie może zacząć biec później niż termin przedawnienia roszczeń klientów. Nie powiem, sprytne. Niby to samo, ale jakby odwrotnie. Ciekawe co na to sądy. Poniżej oświadczenie Związku Banków Polskich:
„Trybunał ponownie nie wypowiedział się o początku biegu przedawnienia roszczeń banków. Zaznaczył jedynie, że nie może on biec od daty prawomocnego wyroku. Roszczenia banków nie są przedawnione, TSUE oczekuje wzajemnego rozliczenia świadczeń stron. TSUE podkreślił, że termin przedawnienia musi być symetryczny dla obu stron. W związku z tym termin przedawnienia roszczeń klientów nie może rozpocząć się wcześniej niż termin banków„
Polski sąd zapytał też TSUE o tzw. klauzulę zatrzymania. Banki dość często nie wypłacały klientom należnych im pieniędzy po orzeczeniu nieważności umowy, lecz blokowały je na poczet własnych roszczeń (zwrot kapitału i odsetki za zwłokę). I domagały się od klienta gwarancji, że i on wypłaci bankowi należne mu pieniądze. A więc klient, który spodziewał się wzrostu wszystkich wpłaconych przez lata bankowi kwot po wygranym procesie, i tak musiał zabezpieczyć pieniądze na zapłatę kapitału dla banku. Czyli de facto musiał „organizować” dwa razy te same pieniądze.
TSUE uznał, że prawo europejskie nie pozwala na skorzystanie z prawa zatrzymania, o ile powodowałoby to utratę przez konsumenta odsetek za zwłokę. Jeśli dobrze to rozumiem – teoretycznie nie jest to „zniszczenie” prawa zatrzymania, ale warunek nałożony przez TSUE (klient nie może stracić odsetek za zwłokę) jest „zaporowy.
TSUE orzekł też, że konsumencka dyrektywa Unii Europejskiej nie wymaga, by kredytodawca dokonał sprawdzenia, czy konsument ma wiedzę o skutkach wyrzucenia z umowy nieuczciwych warunków. A więc potwierdził, że „aktywowanie” prawa, które pozwala konsumentowi na żądanie usunięcia z umowy nieuczciwych warunków (bez względu na konsekwencje), nie wymaga spełnienia żadnych dodatkowych warunków i przejścia przez jakieś check-pointy proceduralne.
Czy seria orzeczeń TSUE coś zmienia dla frankowiczów?
Generalnie efekty ostatniej serii orzeczeń TSUE są takie, że z jednej strony klientom, którzy już są w sądach mniej opłacają się ugody – bo z jednej strony odsetki w wysokości 11% liczone są przez dłuższy czas (czyli klient przez cały czas procesu ma zagwarantowaną wysoko oprocentowaną „lokatę” pieniędzy, pod warunkiem, że wygra sprawę), z drugiej strony może się zdarzyć, że bank będzie musiał oddać z odsetkami wszystkie pieniądze, a z drugiej – sędzia nie zgodzi się na to, by klient zwracał bankowi kapitał kredytu.
W takim przypadku nie mamy już kredytu za darmo, lecz możemy mieć wręcz mieszkanie za darmo. Banki oczywiście będą walczyły o zakwestionowanie przedawnienia, powołując się na ogólną sprawiedliwość i zasady prawa (rzeczywiście, mieszkanie za darmo dla konkretnego konsumenta jako kara za sporządzenie umowy kredytowej z nieprecyzyjną klauzulą to wydaje się „o jeden most za daleko”), ale z drugiej strony – jednak istnieje zasada, że po upływie terminu przedawnienia nie można domagać się zaspokojenia roszczenia przysługującego przeciwko konsumentowi.
Kto już jest w sądzie, po orzeczeniach TSUE dotyczących terminu liczenia odsetek oraz terminu przedawnienia – raczej nie będzie miał interesu, żeby z bankiem się dogadywać na warunkach innych niż zbliżone do bezwarunkowej kapitulacji bankowców. Ale czy po tych orzeczeniach do sądów mogą napłynąć kolejne pozwy od frankowiczów do tej pory niezdecydowanych?
Do nich skierowane jest głównie to orzeczenie, które dotyczy waloryzacji. Jeśli polskie sądy przychylą się do stanowiska TSUE, że nie jest możliwe, by banki żądały wynagrodzenia za kapitał, ani waloryzacji – a jedynie zwrotu „gołego” kapitału – to chętnych do procesowania się o franki może przybyć. Ale bankowcy na pewno spróbują przekonać sądy, że waloryzacja nie jest mechanizmem, który TSUE może zablokować, bo jej natura wybiega daleko poza dyrektywę konsumencką.
Posłuchaj też najnowszego odcinka podcastu „Finansowe Sensacje Tygodnia”: Kiedy koniec mieszkaniowego szaleństwa? Jak bezpiecznie korzystać z odroczonych płatności? Mieszkania drogie, kredyty drogie. Docierają do nas sygnały, że coraz więcej osób wstrzymuje się z zakupem mieszkania. Czy nie będą tego żałować? W jaki sposób w tym roku sfinansujemy świąteczne zakupy? Coraz popularniejsze w Polsce są płatności odroczone. Jak bezpiecznie z nich korzystać? Przewodnikiem po tym temacie jest Anna Kulik, dyrektor działu kredytów i usługi Alior Pay w Alior Banku. Do wysłuchania podcastu zapraszają Maciek Samcik, Maciek Danielewicz i Maciek Bednarek
zdjęcie: TSUE