Rząd przyjął projekt przyszłorocznego budżetu państwa. Wiadomo więc na co – mniej więcej – zamierza wydawać pieniądze z płaconych przez nas podatków. I ile tych pieniędzy chce nam w tym celu wyciągnąć z kieszeni. Wiadomo też, ile pieniędzy chce w naszym imieniu pożyczyć. A co można wyczytać z projektu przyszłorocznego budżetu między wierszami? Oto aż sześć rzeczy, które ja wyczytałem. Mogą Wam się przydać w zarządzaniu domowymi pieniędzmi
To dopiero projekt budżetu państwa na 2026 r., a nie obowiązujący dokument. Może się więc jeszcze zmienić podczas prac w parlamencie. Z całą pewnością nie grozi mu natomiast weto prezydenta, bo prezydent tej jednej ustawy zawetować nie może. O tym, jakie są kluczowe liczby tego planu działania państwa w przyszłym roku pisał w poprzednim artykule Maciej Danielewicz. Ja skupię się na tym, co można wyczytać z tych liczb między wierszami, albo raczej między przecinkami.
- Jak zacząć inwestować? Jak kupić swój pierwszy ETF? Gdzie go znaleźć i na co uważać? Przewodnik krok po kroku dla debiutantów [POWERED BY XTB]
- Prawdziwym królestwem gotówki nie są Niemcy. Jest nim dalekowschodni gigant znany z nowych technologii. Ludzie wolą tam banknoty. Dlaczego? [POWERED BY EURONET]
- Ile kosztuje nas drogowa brawura? Podliczyli koszty zbyt szybkiej jazdy w skali kraju. Jak „zaoszczędzić” życie i pieniądze? Technologia na pomoc [POWERED BY PZU]
Po pierwsze: nie będzie żadnych „reform”, ani „konsolidacji”. Rząd popłynie z prądem. Ten rząd nie jest gotowy na żadne ryzyko (zmiany w podatkach, wydatkach), czyli ruchy, które w dłuższej perspektywie będą niezbędne, ale dziś jeszcze można bez nich przeżyć. Dziura budżetowa ma „zasypywać się sama”, bez oszczędzania, w takim tempie, w jakim to się da zrobić bez żadnych działań „wspomagających”. Wydatki rządu w przyszłym roku mają być mniej więcej takie same, jak w tym roku (919 mld zł). Podnieść się mają wyłącznie dochody z podatków – o 44 mld zł w stosunku do tych, które rząd ma w najnowszych planach na bieżący rok.
Wzrost dochodów podatkowych o 7% w porównaniu do tegorocznych wpływów podatkowych to też nic wielkiego, rząd nie będzie szukał żadnych nowych pieniędzy poza tymi, które wynikają z nominalnego wzrostu PKB. Dla podatników to dobrze. Nie będzie szukania pieniędzy w ich kieszeniach. Prezydent też może już wyluzować, bo nawet jak „uwali” rządowi wyższy podatek od dochodów banków, podwyżkę akcyzy alkoholowej oraz podwyżkę podatki cukrowego – prawdopodobnie niewiele popsuje (to kwestia kilku miliardów złotych w tę lub wewtę, w skali budżetu – pikuś).
Zatem rząd zachowuje się jak zadłużony po uszy konsument, który nie zamierza rezygnować ani z zakupu nowej lodówki, ani z wakacji, ani z malowania mieszkania, ani z zaciągania na to wszystko nowych długów – po prostu liczy, że dostanie w pracy podwyżkę i dzięki temu będzie miał trochę więcej pieniędzy, żeby przynajmniej móc spłacać raty. Jest to zgodne z tym, co już wcześniej pisałem w „Subiektywnie o Finansach”, gdy omawiałem rządowe plany wychodzenia z nadmiernego zadłużenia.
Dług ma „się spłacać” wyższymi wpływami z podatków (i to wynikającymi ze wzrostu gospodarczego, a nie ze zwiększania podatków), nie zaś obniżaniem wydatków. Oczywiście: częścią tego myślenia jest 200 mld zł na armię. Jeśli spodziewamy się włamania do domu, to wydajemy każde pieniądze (nawet pożyczone) na nowe drzwi, okna antywłamaniowe i zamki. Sęk w tym, że całego planowanego deficytu (271 mld zł) nie da się „usprawiedliwić” wydatkami na armię (są wyższe od standardowych o 100 mld zł).
Po drugie: nadal (po)jedziemy na ścianę. Pytanie jak daleko do niej mamy. Metoda spowalniania wzrostu zadłużenia kraju, zaproponowana przez rząd, może być skuteczna tylko wtedy, gdy gospodarka rośnie szybko, pędzi w tempie 6-7% powyżej inflacji. Sęk w tym, że polska gospodarka tak nie pędzi (bo ma „stary silnik”, napędzany głównie konsumpcją, także z winy rządów Beaty Szydło i Mateusza Morawieckiego). Rząd planuje, że w przyszłym roku gospodarka – a więc i wpływy z podatków – będzie rosła tylko o 3,5% powyżej inflacji. Pozostaje mieć nadzieję, że pieniądze „zainwestowane” w wielkie projekty inwestycyjne napędzą gospodarkę w przyszłości. I za dwa-trzy lata PKB będzie rósł szybciej.
W tym (2025-tym) roku prawdopodobnie dziura między dochodami z podatków, a wydatkami państwa przekroczy ostatecznie 300-310 mld zł (więcej, niż rząd planował). W przyszłym roku ta dziura ma wynosić 271 mld zł. Jeśli w takim nędznym tempie będziemy zmniejszali dziury w kolejnych budżetach, to szybciej się „przekręcimy” z powodu kosztów obsługi zadłużenia, niż dożyjemy szybszego wzrostu gospodarczego.
W przyszłym roku zadłużenie państwa i samorządów ma sięgnąć 67% naszego PKB (czyli wszystkiego, co wypracowujemy w skali roku). Zadłużenie samego państwa – pewnie jakieś 2,5 biliona złotych. W tym roku rząd planuje, że zapłacimy 75 mld zł samych odsetek od obligacji. W przyszłym roku to będzie prawdopodobnie 85-90 mld zł. Wpływy z podatków mają wzrosnąć o 44 mld zł i pewnie połowę tej kwoty będziemy przeznaczali na odsetki od obligacji.
Będziemy musieli też coraz więcej pieniędzy pożyczać. I liczyć na to, że warunki tych pożyczek (oprocentowanie) będą przyjazne. W 2024 r. potrzeby pożyczkowe netto polskiego rządu (czyli nowe pieniądze, które musieliśmy pożyczyć) wyniosły 272 mld zł. W tym roku te potrzeby mają wynieść 300 mld zł. W przyszłym roku są planowane na… 423 mld zł. Im więcej trzeba pożyczyć, tym drożej się pożycza (zwłaszcza jak wszyscy wiedzą, że musisz tyle pożyczyć). Powtórzę jeszcze raz: połowa owoców (podatkowych) wzrostu polskiej gospodarki pójdzie na odsetki od nowych długów. Połowa!
Po trzecie: trzeba się modlić, żeby świata nie dopadł jakiś kryzys. Bo się przekręcimy. Zachowujemy się jak mocno zadłużony konsument, który poszedł do banku po jeszcze więcej długu na nową inwestycję i liczy, że dzięki niej wzrosną mu dochody i spłaci dług. Oby się to stało. I oby się stało szybko, bo jeśli coś pójdzie nie tak… Po wybuchu wojny na Ukrainie rentowność polskich obligacji (czyli żądane przez inwestorów oprocentowanie) nagle wzrosła z 5,5% do 9%. Polska była wtedy w lepszej sytuacji, niż dziś, miała znacznie mniejsze długi.

Gdyby to się miało powtórzyć i potrwać dłużej, niż kilka miesięcy, to koszty odsetek skokowo by nam wzrosły do 150-180 mld zł rocznie. I nagle by się okazało, że musimy się bronić przed regularnym bankructwem. Odsetki nie „zjadałyby” nam nieco ponad 10% dochodów budżetowych (planowanych na prawie 650 mld zł), tylko np. 20-25% wszystkiego, co zbieramy z podatków. I wtedy mamy jak w banku cięcie świadczeń społecznych na całego, zamrażanie wysokości emerytur i wszystkie „przyjemności” związane z ratowaniem finansów kraju przed upadkiem.
Módlmy się więc, żeby w światowej gospodarce nie zdarzyło się nic, co spowodowałoby spadek zaufania do rynków wschodzących lub spadek popytu na polskie obligacje. Ma być cicho, spokojnie, wskaźniki stanu gospodarki mają pokazywać, że nic się nie dzieje, żebyśmy mogli pożyczyć prawie pół biliona złotych przy rozsądnym oprocentowaniu.
Pewnie zastanawiacie się dlaczego Samcik tak stęka przy zadłużeniu 67% PKB, gdy Francuzi mają ponad dług w wysokości ponad 100% PKB i żyją, a Japończycy są zadłużeni na 270% PKB i włos im z głowy nie spada. Francuzi płacą za obligacje 3,4%, Japończycy 1,6% rocznie. My płacimy 5,5-6% rocznie. I to jest ta różnica. Potężne gospodarki mają niższy koszt odsetek, więc mogą sobie pozwolić na więcej długu. Dla nas taką akcją ratunkową byłoby pewnie wejście do strefy euro. Wtedy też byśmy mieli koszt odsetek od długu rzędu 3,5% rocznie. Ale wolimy chronić naszą niezależność i niepodległość. Ma to zalety, ale ma też wady. Jedną z nich jest wyższy koszt zadłużania się i mniejsza „zdolność kredytowa” kraju.
Zobacz też najnowszy odcinek „Expresu Finansowego” (a potem czytaj dalej):
Po czwarte: zapomnijcie o dużym wzroście wynagrodzeń. Przyzwyczailiśmy się do tego, że wynagrodzenia rosną nam szybko. Rząd w budżecie zapisał, że to eldorado się skończy. W przypadku pracowników budżetówki wzrost płac ma być tylko taki, jak inflacja (3%). W przypadku pracowników rząd szacuje, że wzrost płac wyniesie raptem 6,5%, czyli realnie tylko o 3%. Biorąc pod uwagę, że razem z moim psem mamy po trzy nogi, prawdopodobnie będzie tak, że co najmniej połowa z nas nie dostanie żadnej podwyżki pensji.
To się oczywiście nie musi sprawdzić, to prognoza rządu, a nie żadna wyrocznia. Natomiast jeśli tak będzie – warto trzymać wydatki pod kontrolą. Z jednej strony jesteśmy dwudziestą największą gospodarką świata, jesteśmy też najszybciej rosnącą gospodarką Europy (patrząc przez pryzmat wzrostu PKB). Ale jeśli wynagrodzenia w budżetówce mają w ogóle realnie nie urosnąć, a w sektorze prywatnym (w dużych firmach) o 3% powyżej inflacji, to jednak trzeba mieć z tyłu głowy mniej korzystne scenariusze dla naszych domowych budżetów.
Po piąte: ochrona zdrowia będzie nadal cieknąć jak durszlak. To jest największe wyzwanie: zatrzymać równię pochyłą w dostępności i jakości leczenia pacjentów. Potrafimy niestety tylko dolewać pieniędzy do czegoś, co cieknie jak durszlak. Rząd planuje, że na ochronę zdrowia państwo wyda w przyszłym roku 247 mld zł. To o jakieś 25 mld zł więcej, niż rok temu. Raporty analityków badających stan zdrowia ochrony zdrowia właśnie przed tym ostrzegały – że tylko dla utrzymania obecnej kondycji szpitali i przychodni trzeba będzie co roku dopłacać kolejne 30 mld zł. Czyli rząd oferuje prawdopodobnie jedynie utrzymanie tego, co jest – dopóki nie zalepimy tego durszlaka, to będziemy dopłacać po 25-30 mld zł rocznie i nie dostaniemy nic w zamian.
Posłuchaj też 283. odcinkach podcastu „Finansowe Sensacje Tygodnia”: Jak skończy się wojna o niezależność amerykańskiego banku centralnego? Nasz gość: Piotr Kuczyński, analityk rynków finansowych Xelion
Po szóste: Unia Europejska zaczyna „boleć”. Do tej pory widzieliśmy wyłącznie płynące do nas z Unii Europejskiej pieniądze. Teraz zaczynamy widzieć też koszty. Choć tylko księgowo, na szczęście. Minister finansów powiedział, że zadłużenie państwa liczone według standardów „brukselskich” wyniesie 66,8% polskiego PKB. Ale gdyby nie uwzględniać przyszłych kosztów spłaty pożyczek zaciągniętych w ramach KPO, to byłoby „tylko” 63,7%. Dla porównania: w tym roku ten wskaźnik wynosi 58%.
Co to realnie oznacza? Na spłatę pożyczkowej części KPO wydamy z polskiego budżetu w przyszłości jakieś 85 mld zł. I te pieniądze już dzisiaj są umieszczone w bilansie długu publicznego. Oczywiście, dostaliśmy w ramach tego projektu pieniądze znacznie większe, ale mimo wszystko pewnie znajdą się tacy, którzy zaczną liczyć, czy interes nam się opłaci. KPO to ogromne inwestycje w jakość życia Polaków, ale trudno wymierne (z wyjątkiem jachtów). Ale koszty są bardzo wymierne i bolesne.
Podsumowując: wygląda na to, że rząd wziął „czas dla drużyny” i przygotował kolejny budżet państwa, w którym dziura ma się „zasypywać sama” i tylko w takim stopniu, żeby nikogo nie bolało. Ale niestety musimy mieć świadomość, że ta dziura będzie „zasypywała się” wolno, bardzo wolno. Jednocześnie rząd – i to jest dobra wiadomość – inwestuje pieniądze w wielkie projekty: elektrownię atomową, Centralny Port Komunikacyjny, transformację energetyczną i sieć szybkich kolei.
Tym się różni od poprzedników, którzy zajmowali się tylko dosypywaniem pieniędzy do pieca konsumpcji (co dziś powoduje, że dochody podatkowe są mniejsze, niż być mogły). Żaden wielki projekt inwestycyjny nie został nawet ruszony przez osiem lat rządów Zjednoczonej Prawicy (nie licząc przekopu Mierzei Wiślanej oraz zbudowania, a potem wysadzenia w powietrze węglowych bloków w Elektrowni Ostrołęka). A część obecnej dziury w budżecie wynika z „wciągnięcia” do centralnego budżetu większości zadłużenia, które rząd premiera Morawieckiego „chował” w PFR i BGK, sztucznie zaniżając dziury budżetowe w jego czasach – i odsetek z tego wynikających. O tym też warto pamiętać.
Pozytywny scenariusz jest taki, że te inwestycje spowodują szybszy wzrost PKB w przyszłości i to niedalekiej. A to pozwoli zmniejszyć tempo zadłużania się i ustabilizować deficyt budżetowy bliżej poziomu 150-170 mld zł rocznie, niż ćwierć biliona złotych rocznie. Pytania są trzy: czy to nastąpi, kiedy nastąpi i czy w międzyczasie nie uderzy w nas jakiś kryzys, który wszystko rozwali.
———————————-
CZYTAJ WIĘCEJ O KASIE PAŃSTWA:
———————————-
ZOBACZ EXPRESS FINANSOWY I ROZMOWY O PIENIĄDZACH:
„Subiektywnie o Finansach” jest też na Youtubie. Raz w tygodniu duża rozmowa, a poza tym komentarze i wideofelietony poświęcone Twoim pieniądzom oraz poradniki i zapisy edukacyjnych webinarów. Koniecznie subskrybuj kanał „Subiektywnie o Finansach” na platformie Youtube
———————————-
ZAPISZ SIĘ NA NASZE NEWSLETTERY:
>>> W każdy weekend sam Samcik podsumowuje tydzień wokół Twojego portfela. Co wydarzenia ostatnich dni oznaczają dla Twoich pieniędzy? Jakie powinieneś wyciągnąć wnioski dla oszczędności? Kliknij i się zapisz.
>>> Newsletter „Subiektywnie o Świ(e)cie i Technologiach” będziesz dostawać na swoją skrzynkę e-mail w każdy czwartek bladym świtem. Będzie to podsumowanie najważniejszych rzeczy, o których musisz wiedzieć ze świata wielkich finansów, banków centralnych, najpotężniejszych korporacji oraz nowych technologii. Kliknij i się zapisz.
———————————-
SPRAWDŹ KTÓRY BANK NAJWIĘCEJ PŁACI:
Zastanawiasz się, co zrobić z pieniędzmi? W którym banku jest najwyższe oprocentowanie pieniędzy na długo, a w którym na krótko? Który najlepiej zapłaci za nowe środki, a który „w standardzie”? Sprawdź „Okazjomat Samcikowy” – to aktualizowane na bieżąco rankingi lokat, kont oszczędnościowych, a także kont osobistych, rachunków firmowych i kart kredytowych. Wszystkie tabele znajdziesz w zakładce „Rankingi” w „Subiektywnie o Finansach”.
——————————-
POSŁUCHAJ „FINANSOWYCH SENSACJI TYGODNIA”:
W każdą środę publikujemy kolejny odcinek podcastu „Finansowe Sensacje Tygodnia”, w którym opowiadamy o sprawach wokół Waszych portfeli, które nas poruszyły, wkurzyły albo zmierzwiły. Albo rozmawiamy z ekspertami o ważnych sprawach dla naszych portfeli. Podcast do słuchania na Spofity, w Apple Podcast, Google Podcast i na kilku innych platformach z podcastami. A ostatnio w „Finansowych Sensacjach Tygodnia” było o…
———————————-
ZNAJDŹ SUBIEKTYWNOŚĆ W SOCIAL MEDIACH
Jesteśmy nie tylko w „Subiektywnie o Finansach”, gdzie czyta nas ok. pół miliona realnych odbiorców miesięcznie, ale też w mediach socjalnych, zwanych też społecznościowymi. Tam krótkie spostrzeżenia o newsach dotyczących Twoich pieniędzy. Śledź, followuj, bądź fanem, klikaj, podawaj dalej. Twórzmy razem społeczność ludzi troszczących się o swoje pieniądze i ich przyszłość.
>>> Nasz profil na Facebooku śledzi ok. 100 000 ludzi, dołącz do nich tutaj
>>> Samcikowy profil w portalu X śledzi 26 000 osób, dołącz do nich tutaj
>>> Nasz profil w Instagramie ma prawie 11 000 followersów, dołącz do nich tutaj
>>> Połącz się z Samcikiem w Linkedin jak 26 000 ludzi. Dołącz tutaj
>>> Nasz profil w YouTube subskrybuje 12 000 widzów. Dołącz do nich tutaj
>>> „Subiektywnie o Finansach” jest już w BlueSky. Dołącz i obserwuj!
———————————-
ZOBACZ CO NOWEGO W HOMODIGITAL:
Obok „Subiektywnie o Finansach” stoi w internetach multiblog Homodigital.pl, czyli subiektywnie o technologii. Opowiadamy w nim to, co ważne dla Twojego cyfrowego bezpieczeństwa i jestestwa. Opowiadamy tak, jak w „Subiektywnie o Finansach” – czyli tylko to, co istotne i tak, żeby każdy zrozumiał. Jeśli korzystasz z technologii, to wpadaj na Homodigital.pl, czytaj i komentuj artykuły, pomóż nam się rozwijać.
———————–
ZAPLANUJ ZAMOŻNOŚĆ Z SAMCIKIEM
Myślisz, że nie masz szans na żywot rentiera? Że masz za mało oszczędności? Że za mało zarabiasz? Że nie umiał(a)byś dobrze ulokować pieniędzy, gdybyś je miał(a)? W tym e-booku pokazuję, że przy odrobinie konsekwencji, pomyślunku i, posiadając dobry plan, niemal każdy może zostać rentierem. Jak bezboleśnie oszczędzać, prosto inwestować i jak już teraz zaplanować swoje rentierstwo – o tym jest ten e-book. Praktyczne rady i wskazówki. Zapraszam do przeczytania – to prosty plan dla Twojej niezależności finansowej. Polecam też trzy inne e-booki: o tym, jak zrobić porządek w domowym budżecie i raz na zawsze wyjść z długów, jak bez podejmowania ryzyka wycisnąć więcej z poduszki finansowej i jak oszczędzać na przyszłość dzieci.
———————————
zdjęcie tytułowe: Pixabay, Facebook, Canva