Z końcem stycznia mieliśmy poznać ceny prądu, po jakich będziemy rozliczać się ze sprzedawcami w energii w tym roku. Stawek nie ma, jest za to sygnał z Brukseli mówiący, że w tej formie ustawy Komisja Europejska nie „klepnie”. Rząd zapowiada więc pilną nowelizację. A to oznacza, że nadal nic nie wiemy. Jak długo będziemy płacili „nieaktualne” rachunki za prąd?
Obecnie rządzącym można wiele zarzucić, ale na pewno nie to, że biernie przyglądają się wydarzeniom na rynku energetycznym. Tuż przed końcem roku posłowie uchwalili ustawę, która miała „zamrozić” ceny prądu w roku wyborczym. Szybko okazało się, że jest nie tylko doraźna, ale i pełna niedoróbek.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Skąd wziąć nowe ceny prądu? Rząd ma trzy problemy
Z końcem stycznia mieliśmy poznać ceny prądu, po jakich będziemy rozliczać się ze sprzedawcami w energii w tym roku. Stawek nie ma, jest za to sygnał z Brukseli mówiący, że w tej formie ustawy Komisja Europejska nie „klepnie”. Rząd zapowiada więc pilną nowelizację. A to oznacza, że nadal nic nie wiemy. Jak długo będziemy płacili „nieaktualne” rachunki za prąd?
Istnieje realne ryzyko, że Komisja Europejska uzna rekompensaty dla firm energetycznych za pomocą publiczną. Wyobraźmy sobie taką sytuację: firma energetyczna obniża ceny, sprzedaje prąd poniżej cen rynkowych, ale dostaje w zamian rekompensaty od rządu. Jeśli Komisja Europejska uzna, że te przelewy to była niedozwolona pomoc, to firmy będą musiały ją zwrócić.
Rząd już skutecznie i prawomocnie obniżył stawki akcyzy i opłaty przejściowej – powinniśmy to zobaczyć w pierwszych fakturach za sprzedaż i dystrybucję prądu za 2019 r. Natomiast firmy energetyczne nie wiedzą w jaki sposób będą im refundowane straty z tytułu powrotu cen energii do poziomu z połowy 2018 r. (co ustala ustawa). A dopóki tego nie będą wiedziały – ceny samego prądu pozostaną prowizoryczne.
Teraz firmy energetyczne czekają więc na dwie rzeczy – na nowelizację ustawy (która ma sprawić, że Komisja Europejska nie zakwestionuje samego mechanizmu „mrożenia” cen) oraz na rozporządzenie tłumaczące zasady ustalania stawek.
Jest i trzeci problem. W Polsce ciągle obowiązuje system taryf za prąd, które zatwierdza Urząd Regulacji Energetyki. A skoro rząd chce arbitralnie ustalić ceny za pomocą ustawy, to niewykluczone, że narusza tym samym niezależność URE. Za to też w Brukseli możemy „beknąć”. A konstrukcja rynku energetycznego to nie jest nasza wewnętrzna sprawa, regulują ją traktaty unijne. Jeśli URE zatwierdzi jakiejś firmie jakieś taryfy, które będą niezgodne z ustawą, to URE złamie prawo czy nie?
Rząd stać tylko na „zamrożenie” prądu na chwilę. A potem? Zapłacimy podwójnie?
W ostatnich dniach związek pracodawców „Lewiatan”, który zrzesza także sprzedawców energii, wydał ostrzeżenie przed możliwymi skutkami ustawy. „Lewiatan” ostrzega, że nowe przepisy ograniczą konkurencję na rynku sprzedaży energii elektrycznej, Potwierdzają to dane Agencji Rynku Energii, z których wynika, że tzw. niezależni sprzedawcy prądu (czyli inni, niż cztery koncerny państwowe) po trzech kwartałach 2018 roku, ponieśli stratę na sprzedaży energii klientom.
Jeśli rząd chce „mrozić” ceny prądu i ustalać je arbitralnie, to na rynku nie będzie miejsca na firmy inne, niż państwowe koncerny. A jeśli to „wykosi” konkurencję, to nie będzie też walki cenowej. Wszyscy będą sprzedawali prąd po cenie zbliżonej do „urzędowej”, znacznie niższej od cen rynkowych.
Może przez jakiś czas rząd będzie w stanie chronić energetyków przed konsekwencjami takiego zaniżania cen, ale czy będzie w stanie robić to długo? „Brak konkurencyjnych ofert dla odbiorców może być pierwszym skutkiem działania nowej ustawy” – ostrzega Związek Pracodawców Prywatnych Energetyki (ZPPE). ZPPE wziął pod lupę ceny prądu na giełdzie i obliczył, że kwota rządowych rekompensat może wynieść nie 3-5 mld zł, ale nawet 13 mld zł w skali roku!
To jest taka pula pieniędzy, której nie da się uzyskać – tak jak planował rząd – ze sprzedaży praw do emisji CO2. Istnieje więc ryzyko, że z jednej strony koszty regulowania cen energii będą nie do udźwignięcia przez budżet państwa na dłuższą metę, a z drugiej strony strategia regulowania cen spowoduje zakończenie działalności przez część niezależnych sprzedawców prądu. Docelowo ceny będzie trzeba „odmrozić”, ale konkurencji na rynku już nie będzie, więc zapłacimy za to podwójnie.
Ubezpieczenie, prąd, paliwo – takiego miksu jeszcze nie było
Rzeczywiście, aktywność marketingowa sprzedawców prądu jest mocno ograniczona, O ile w poprzednich latach aż roiło się od różnych ofert zmiany dostawcy pradu (przejdź do nas, a dostaniesz za darmo elektryka, domowe assistance albo gwarancję najniższej ceny na długo), o tyle teraz nowych ofert właściwie nie ma.
Znalazłem tylko jeden wyjątek – to nowa oferta marki Lumi, która właśnie wystartowała z ofertą łączoną z Link4. Lumi to marka PGE stworzona po to, żeby zawojować Warszawę, którą niepodzielnie rządzi niemieckie Innogy (dawny RWE, czyli a jeszcze dawniejszy Stoen). Oferta z ubezpieczycielem zapewne nie będzie wundewaffe, ale w takich przypadkach kropla drąży skałę.
Promocja polega na tym, że jeśli jest się klientem Link4 (z wyjątkiem polis życiowych) i przeniesie umowę sprzedaży prądu do Lumi to dostaje się jednorazowo 250 zł w formie karty podarunkowej: można wybrać albo zakupy w którejś z warszawskich galerii handlowych albo bon na paliwo do wykorzystania na Orlenie lub Lotosie.
Lumi zaś to prosta oferta bez żadnych fajerwerków w pakiecie, za to z niskimi cenami. Lumi – nie czekając na ustawę i rozporządzenie – opublikowała już nowy cennik, który ma obowiązywać od 1 kwietnia: czyli zgodny z ustawą (ceny prądu nie wyższe, niż w czerwcu ub.r.) i uwzględniający obniżkę akcyzy. Cena wyniesie 32 gr. za 1 kWh i 4,99 zł opłaty handlowej miesięcznie przy wyborze e-faktury (lub 9,99 zł jeśli chcemy fakturę papierową).
Co sądzić o tej ofercie? Jest skierowana do wąskiego grona odbiorców obecnych, albo przyszłych klientów Link4, więc trudno powiedzieć żeby była ona przełomowa. Więcej mówi nam cennik. Bardziej niepokojący jest cennik regularny Lumi, który startuje od kwietnia – według niego zapłacimy już 0,36 zł za kWh oraz 7,99 zł miesięcznie. To ceny zgodne z ustawą, ale wyższe, niż firma oferowała w zeszłorocznych majowych promocjach. Oczywiście, należy te stawki traktować jedynie jako odnośnik, bo nie ma powodu, żeby korzystać z wyższych cen regularnych, skoro umowę w promocji podpisuje się na 3 lata z gwarancję ceny.
źródło zdjęcia: PixaBay