Sąd Najwyższy: jest uchwała w sprawie franków. Długie lata trzeba było czekać na orzeczenie Sądu Najwyższego kompleksowo rozprawiające się z wątpliwościami dotyczącymi rozstrzygania sporów frankowych. Najwyższy skutecznie schował głowę w piasek i jak już ją wyjął, to w zasadzie wszystko było dawno „pozamiatane” orzeczeniami europejskiego sądu TSUE. Dziś polski Sąd Najwyższy tylko je „przyklepał”, a jego jedyną zasługą jest to, że nic przy tym nie popsuł. No, może tylko przymknął frankowiczom drzwi do uzyskania czegoś więcej, niż „tylko” kredytu zero procent
Środowisko prawników konsumenckich czekało na orzeczenie Izby Cywilnej Sądu Najwyższego z odrobiną niepokoju. Po raz pierwszy najważniejszy polski sąd miał kompleksowo i w pełnym składzie odpowiedzieć na wszystkie najważniejsze pytania o franki: czy można zastąpić nieprecyzyjną klauzulę walutową czymś innym (kursem NBP?), czy można unieważnić tylko kawałek umowy, kiedy zaczyna się bieg przedawnienia roszczeń, czy klient lub bank mogą domagać się wynagrodzenia za udostępniony drugiej stronie kapitał?
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Niepokój wynikał z tego, że Sąd Najwyższy w sprawie franków bywał dotąd nieobliczalny (ostatnio kapcie wszystkim spadły po jego listopadowym orzeczeniu). A w szeregach sędziów, którzy badali problem byli tacy, którzy uchodzą za fanów odfrankowienia, a nie nieważności umów kredytowych. Z łatwością można było sobie wyobrazić sytuację, w której Najwyższy wrzuca granat do szamba i orzeka, że np. można zamienić klauzulę umowną na kurs NBP.
Mógłby wtedy w sądach zapanować niemały chaos. Jedni sędziowie orzekaliby zgodnie z linią wyznaczoną przez europejski sąd TSUE, a inni – zgodnie z linią wyznaczoną przez polski Sąd Najwyższy. Frankowicze na sali sądowej czuliby się jak na losowaniu Lotto. A od czasu do czasu wciąż zdarzają się w Polsce (na różnych szczeblach sądownictwa, także najwyższych) wyroki drastycznie odbiegające od głównej linii orzecznictwa.
Niektórzy prawnicy uważali, że zdanie Sądu Najwyższego na tym etapie jest już kompletnie bez znaczenia, bo wszystkie główne zagadnienia sporów frankowych uregulował w ostatnich latach TSUE. Polski Sąd Najwyższy w tym czasie tchórzliwie chował głowę w piasek i udawał, że nie żyje. Zresztą teraz też w grę wchodziło kolejne uchylenie się od decyzji. Strategia strusia mogła wejść sędziom w krew.
Uchwała Sądu Najwyższego w sprawie franków. Kto się ucieszy?
Ostatecznie ani nie nastąpiło kolejne schowanie głowy w piasek, ani nie ziściło się ryzyko, że Sąd Najwyższy pozwoli sobie na ekstrawaganckie orzeczenie. Uchwała w sprawie franków jest „normalna”. W zasadzie Najwyższy potwierdził linię orzeczniczą TSUE, co minimalizuje ryzyko frankowiczów, że na salach sądowych w ich sprawach wydarzy się coś niespodziewanego. Ustne motywy orzeczenia Izby Cywilnej Sądu Najwyższego (a w przyszłości też uzasadnienie na piśmie) zamykają furtki dla większości „odchyleń” od głównej linii orzeczniczej. Co więc orzekł Sąd Najwyższy?
>>> Jeśli w umowie kredytu denominowanego lub indeksowanego do obcej waluty znajdą się niedozwolone postanowienia – odnoszące się do sposobu określania kursu waluty obcej – i zostaną one uznane za niewiążące, to nie można w miejsce tego postanowienia włożyć innego sposobu ustalenia kursu spłaty – czy to takiego, który wynikałby z przepisów prawa, czy to taki wynikający ze zwyczajów (np. kurs średni NBP).
>>> W razie niemożliwości ustalenia wiążącego obie strony kursu waluty obcej w umowie – umowa ta nie wiąże stron także w pozostałym zakresie, czyli należy ją w całości uznać za niebyłą
>>> W czasie wykonywania umowy, która później została uznana za nieistniejącą, powstają dwa oddzielne roszczenia, a nie jedno, wynikające z salda tego, co bank wypłacił klientowi i co klient spłacił do momentu orzeczenia nieważności umowy (to niekorzystne dla banków, bo przy dwóch oddzielnych roszczeniach musi osobno domagać się pieniędzy od klienta i niekoniecznie je otrzyma)
>>> Bieg przedawnienia roszczeń banku biegnie od momentu zakwestionowania przez klienta zapisów umowy kredytowej (nie od początku trwania umowy i nie od momentu prawomocnego wyroku w sporze banków z klientami – to pośrodku oczekiwań kredytobiorców i banków)
>>> Po uznaniu umowy za nieważną nie ma podstawy prawnej do żądania przez którąkolwiek ze stron odsetek, ani innych świadczeń, jak waloryzacja czy wynagrodzenie za kapitał. Strony zwracają sobie tylko kwoty, które wpłaciły i nic do nich nie doliczają (poza odsetkami ustawowymi za opóźnienie – ale to standard).
Jak widzicie, nie ma tu żadnych kontrowersyjnych stwierdzeń. W zasadzie wszystko jest tak, jak wcześniej „ustalił” TSUE. Jeśli ktoś może czuć lekki zawód, to najbardziej radykalni prawnicy frankowiczów, którzy suflują, że o ile bankowi nie należy się żadne wynagrodzenie za kapitał – to klientowi i owszem. Sąd Najwyższy nie podzielił tej ekstrawaganckiej myśli.
Co ta uchwała oznacza dla frankowiczów, a co dla banków?
To, że uchwała w sprawie franków wreszcie się objawiła i zapewne utwardzi istniejącą linię orzeczniczą opartą na nieważności umów kredytowych, jest pewnym osiągnięciem strony konsumenckiej. W przyszłości sądy powszechne będą miały kompaktową podstawę do rozważań o tym jak orzekać, zawartą w jednej uchwale Najwyższego (do teraz poszukiwały inspiracji w różnych, czasem bardzo starych, cząstkowych uchwałach). Lepiej późno, niż wcale, choć zapewne gdyby to orzeczenie zapadło kilka lat wcześniej, kilka wyroków miałoby inne, korzystniejsze dla klientów brzmienie.
Dla banków uchwała niewiele zmienia, może co najwyżej będzie dodatkową zachętą do oferowania klientom porządnych ugód. Dziś jedyną zachętą dla frankowiczów, by z jakichkolwiek ugód korzystać, jest czas. W 2019 r w sądach na rozstrzygnięcie czekało 10 000 spraw, a dziś jest ich 180 000. Można czekać na sprawiedliwość i dziesięć lat. Owszem, po tym czasie można dostać odsetki ustawowe (to lepsze niż lokata), ale niektórzy wolą dogadać się z bankiem, dostać 50 000 zł mniej „odszkodowania”, ale za to szybciej i zaoszczędzić trochę na prawników.
Dla frankowiczów, którzy już swoje kredyty spłacili, ale do sądu nie poszli, ta uchwała może być dodatkową motywacją, by jednak złożyć pozew. Inna sprawa, że część roszczeń mogła już się przedawnić, więc stawka w grze może być niższa, niż dla frankowiczów, którzy już są w sądach. Tym niemniej ryzyko przegranej jest mniejsze niż było przed orzeczeniem Sądu Najwyższego, nie ma też już wątpliwości jak formułować pozew i jakie powinny być roszczenia (nieważność, a nie odfrankowienie).
Jest pewne ryzyko, że część sędziów sądów powszechnych nie uzna tej uchwały, bo zapadła z udziałem tzw. neo-sędziów, czyli „przebierańców” mianowanych przez upolitycznioną za czasów PiS Krajową Radę Sądownictwa („starzy” sędziowie, mianowani jeszcze przez „legitną” KRS, odmówili orzekania). Patrząc jednak na to, co dzieje się na salach sądowych, nie widać wielu przykładów podważania orzeczeń zapadłych z udziałem neo-sędziów.
Bankowcy próbują „zmiękczać” wymowę uchwały, podkreślając, że po pierwsze została podjęta przez neo-sędziów, a po drugie – jest do niej sporo zdań odrębnych. Związek Banków Polskich w swoim stanowisku wywodzi z tego wniosek, że sytuacja wcale nie jest tak jednoznaczna, jak na to wygląda:
„Uchwała, zgodnie z oświadczeniem 9 sędziów Izby Cywilnej SN powołanych przed 2017 r., podjęta została w niekonstytucyjnym składzie i nie realizuje swojej podstawowej funkcji ustrojowej, zmierzającej do ujednolicenia orzecznictwa sądów. Istnieją zatem poważne wątpliwości co do prawidłowości składu orzekającego. Tym samym rodzą się pytania o moc i skuteczność niniejszej Uchwały. Ponadto, zaznaczyć należy, że aż 6 sędziów złożyło zdania odrębne, przede wszystkim w zakresie tego, czy umowa po wyeliminowaniu klauzul przeliczeniowych powinna być utrzymana w mocy, co dodatkowo pogłębia wątpliwości co do jednolitości poglądów wyrażonych w Uchwale”
Podsumowując: mamy kolejne potwierdzenie prokonsumenckiej linii orzeczniczej w sprawie franków, co na pewno stanowi zawód dla bankowych prawników. Oni mieli prawo liczyć na to, że Najwyższy jednak wrzuci granat do szamba albo przynajmniej wypuści na wolność dżina wątpliwości. Nic takiego w mojej opinii nie nastąpiło (zdania odrębne to chyba niewystarczająca „niejednoznaczność”), więc szanse bankowców na salach sądowych ograniczają się do możliwości gry na opóźnianie rozstrzygnięć. W tym czasie można klienta zmiękczyć jakąś ugodą.
źródło zdjęcia: Sąd Najwyższy