Notowana na GPW biotechnologiczna spółka Ryvu ogłosiła zawarcie umowy z niemiecką firmą BioNTech. Do zyskania jest potencjalnie prawie miliard euro. Kurs wystrzelił. Kto miał akcje sporo zarobił. Co zrobić, by na przyszłość nie przegapić takiej okazji? Mam trzy wnioski: dwa dla „zwykłych ludzi” i jeden dla zarządu GPW
Kto z Was w ogóle słyszał o Ryvu? Nie jest to spółka, która regularnie gościła na pierwszych stronach gazet. Wchodzi w skład indeksu sWIG80 – a więc małych spółek. Skąd się wzięła na giełdzie? Powstała w wyniku podziału spółki Selvita w 2019 r. i od tego czasu obie firmy są notowane równolegle.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Selvita – jeszcze jako jedna spółka – na NewConnect weszła w 2011 r., a na główny rynek przeniosła się w 2014 r. Na czym polegała jej działalność? Jeden segment to realizowanie badań z dziedziny chemii, biologii, bioinformatyki, biotechnologii itp. na zlecenie, czyli w formie wysoko wyspecjalizowanych usług. Drugi – rozwijanie projektów własnych leków, głównie onkologicznych. Po podziale część usługowa została w Selvicie, a część innowacyjna, bardziej ryzykowna – w Ryvu.
Jak wygląda model biznesowy spółki biotechnologicznej? Wiadomo, że proces tworzenia innowacyjnego leku może zająć lata i kosztować dziesiątki, setki milionów złotych. Na Zachodzie przyjmuje się, że koszt wprowadzenia nowego leku na rynek to około 1 mld dolarów – nie jest to dokładna kwota, ale pokazanie rzędu wielkości.
Nie ma więc wielkich szans na to, by początkująca spółka wzięła na siebie taki ciężar. Firmy biotechnologiczne, mogą więc szukać na swoje projekty partnerów na wcześniejszych etapach. Badanie nowych leków zaczyna się bowiem od prac bardziej teoretycznych, przez wybieranie „kandydatów”, czyli związków chemicznych, które potencjalnie mogą dawać oczekiwane efekty. Potem następują testy w warunkach laboratoryjnych – które z setek lub tysięcy „kandydatów” eliminują większość.
Te, które wydają się najbardziej perspektywiczne, mogą być testowane na zwierzętach. Pozytywne wyniki pozwalają zacząć przygotowywać się do testów klinicznych, czyli na ludziach. Zanim potencjalny lek zostanie podany człowiekowi mijają zwykle lata mozolnych prac, prób, błędów.
Prawdziwe koszty zaczynają się na etapie klinicznym. Ten dzieli się na trzy fazy: pierwsza jest ograniczona zwykle do kilku osób, często zdrowych ochotników, i ma za zadanie wykazać bezpieczeństwo substancji. W II fazie zwykle bada się już skuteczność, ale grupa uczestników jest ograniczona. Dopiero w III fazie do badania włącza się więcej chorych, którzy na podaniu tego leku mogą skorzystać.
Oczywiście na każdym etapie cały proces jest monitorowany przez odpowiednie komisje etyczne i regulatora, a każdy niepożądany efekt może doprowadzić do wstrzymania badania lub jego przerwania – i utraty zainwestowanych do tej pory pieniędzy.
Szacuje się, że około 90% leków nie przechodzi badań klinicznych. Na wcześniejszych etapach prawdopodobieństwo sukcesu jest jeszcze mniejsze – stąd tak duże nakłady. Bo firma, która chce wprowadzić lek do sprzedaży, musi „przepalić” setki milionów na projekty, które zakończą się niepowodzeniem.
Stan polskiej biotechnologii. Nie ma sektora, są spółki
Strategia Ryvu zakłada, że równolegle prowadzone są prace nad wieloma projektami. I sukcesywnie są one sprzedawane partnerom. Takie umowy zazwyczaj obejmują płatność z góry za przekazanie praw do projektu, finansowanie przez nabywcę badań (to znaczy, że Ryvu nadal pracuje nad projektem, ale koszty tych prac pokrywa partner), a także ustalone dodatkowe bonusy za osiągnięcie kamieni milowych w rozwoju leku.
Jakich? Na przykład – pozytywne testy laboratoryjne „in vitro” (czyli „w szkle”) – płatność. Wyznaczenie jednego kandydata do badań klinicznych – płatność. Rozpoczęcie badań na ludziach – płatność. Ukończenie kolejnych faz – płatność.
Model biznesowy początkującej firmy biotechnologicznej polega więc na rozwijaniu kilku projektów, sprzedawaniu jednych, by za pozyskane pieniądze finansować prace nad innymi. A wiadomo, że im dalej uda się projekt doprowadzić, tym jest on więcej warty.
Od 2007 r., gdy Selvita została założona, udało się doprowadzić do wprowadzenia dwóch leków do badań klinicznych. Najbardziej zaawansowany projekt SEL24 (który ma być stosowany w leczeniu ostrej białaczki szpikowej), realizowany we współpracy z firmą Menarini, znajduje się w II fazie. SEL120 (także przeciw białaczce, ale także kilku innym nowotworom) Ryvu rozwija własnymi siłami (i pieniędzmi).
Czy spółce zdarzały się porażki? Ależ oczywiście. Na przykład w październiku 2020 r. Ryvu zdecydowało, by zaprzestać badań nad dwoma projektami, na które wydano łącznie około 50 mln zł. Z kolei w 2017 r. badania kliniczne nad SEL24 zostały wstrzymane przez amerykańską Agencję Żywności i Leków (FDA) z powodu śmierci jednego z pacjentów, któremu lek podano. Trzeba jednak oddać sprawiedliwość, że spółka nie schowała wtedy głowy w piasek, błyskawicznie zorganizowała konferencję, przedstawiła swój pogląd na tę sprawę: że to wydarzenie niezwiązane z lekiem i że badania zostaną wznowione. Kurs zareagował mocnym spadkiem, prezes Ryvu dokupił w dołku akcji, a FDA rzeczywiście po dwóch miesiącach pozwoliła kontynuować prace nad lekiem.
Sprzedawane prawa do rozwojowych projektów to niejedyne źródła finansowania. Ryvu jest na giełdzie, więc naturalnie zwraca się co jakiś czas do inwestorów z emisją akcji. Dotychczas działo się to dwukrotnie – po raz pierwszy w 2014 r. (przy przejściu z NewConnect na GPW) oraz w 2018 r. Za pierwszym razem cena emisyjna akcji wyniosła 14,99 zł, a za drugim 61 zł.
Ile wynosi obecnie kurs? Dzień przed podpisaniem umowy z BioNTechem akcje Ryvu notowane były po 43,4 zł. Czy to znaczy, że inwestorzy, którzy kupili akcje w drugiej ofercie publicznej stracili pieniądze? W żadnym wypadku. Dlatego że obecnie – o ile nie pozbyli się akcji – są akcjonariuszami dwóch spółek: Ryvu i Selvity. A kurs „drugiej połówki” wynosi 80,8 zł. A więc stopa zwrotu z tej inwestycji to 104% w cztery lata.
Ci, którzy zaufali Selvicie w 2014 r., są na plusie o 730%. A rok przed przejściem na GPW można było kupić akcje tej spółki na NewConnect po niecałe 2 zł – co winduje stopy zwrotu do kilku tysięcy procent.
Dużą część działalności badawczo-rozwojowej Ryvu pokrywa z grantów. Trzeba przyznać, że spółka radzi sobie z pozyskiwaniem środków publicznych całkiem nieźle. W tym roku (dane za trzy kwartały) z dotacji wpłynęło do kasy spółki 19,5 mln zł, w całym 2021 r. łącznie 25 mln zł, a rok wcześniej – 21 mln zł.
Przeczytaj też: Czarne złoto w śmieciowej cenie. Czy w historii giełdy była porządna spółka wypracowująca krociowe zyski wyceniana tak żałośnie nisko jak JSW?
Umowa Ryvu z BioNTechem. Do zgarnięcia miliard euro
Podpisana właśnie umowa z BioNTechem dotyczy projektów w fazie odkrycia, a więc na wczesnym etapie. W komunikacie podano, że celem jest wygenerowanie kandydatów na leki, które będą przedmiotem dalszych prac w badaniach przedklinicznych i klinicznych.
Ile za to ma dostać Ryvu? 20 mln euro za przystąpienie do współpracy. A za osiąganie kamieni milowych, czyli postępów w rozwoju poszczególnych projektów na etapie badań przedklinicznych oraz badań klinicznych, dopuszczenia na rynek i komercjalizacji – w sumie 876 mln euro! Do tego droga oczywiście bardzo daleka. Na tak wczesnym etapie szansa na powodzenie projektu wynosi kilka procent.
Widocznie jednak te klika procent było dla BioNTechu wystarczająco atrakcyjną okazją, żeby wyłożyć grube pieniądze na współpracę z polską spółką. A kim jest nowy partner Ryvu? Jeśli wydaje się Wam, że nazwa ta obiła Wam się o uszy, to prawdopodobnie macie rację. Bo niemiecki BioNTech jest firmą, której udało się opracować szczepionkę na koronawirusa, którą rozwijała we współpracy z… Pfizerem.
Co ciekawe, ta sama technologia (mRNA) ma służyć do stworzenia szczepionki na… raka. I to nie jest science fiction, tylko po prostu – science! Ryvu, które specjalizuje się w poszukiwaniu leków onkologicznych, ma więc wiele wspólnego z BioNTechem.
Jak wiele wspólnego? Chyba sporo, bo oprócz podpisania umowy o współpracy niemiecka spółka zdecydowała się zainwestować w akcje Ryvu dodatkowe 20 mln euro.
Tak się bowiem składa, że w sierpniu Ryvu ogłosiło strategię na kolejne lata. I – co nie powinno zaskakiwać – ogłosiła plany wysokich nakładów inwestycyjnych (ponad pół miliarda złotych w latach 2022-2024), które miały być pokryte częściowo z emisji akcji. Zarząd mówił, że chciałby pozyskać od inwestorów minimum 100 mln zł, a do zrealizowania wszystkich planów – nawet 300 mln zł.
Co na to inwestorzy? Można by było pomyśleć, że spółka, która przeprowadziła już wcześniej dwie udane emisje, zrealizowała ich cele, regularnie i otwarcie komunikuje się z rynkiem (a nie tylko od wielkiego dzwonu), dała zarobić inwestorom, jest łakomym kąskiem na tak nędznym rynku jak GPW.
Ale nie. Polscy inwestorzy na hasło emisji akcji reagują alergicznie. W ciągu kilku dni po ogłoszeniu tych planów kurs Ryvu spadł prawie o jedną czwartą do 30 zł. Od września notowania zaczęły wracać do poziomów sprzed ogłoszenia nowej strategii, ale do maksimów z 2020 r. (ponad 70 zł) jeszcze sporo brakuje.
Po ile akcje kupuje BioNTech? Umowa zakłada, że akcje będą obejmowane po 48,86 zł (średnia z poprzedniego miesiąca plus 20%) albo po cenie ustalonej w trakcie oferty publicznej dla inwestorów instytucjonalnych. BioNTech może wybrać tę, która jest niższa. Kapitalizacja Ryvu dzień przed ogłoszeniem umowy wynosiła 800 mln zł. A to oznacza, że BioNTech stać się jednym z większych akcjonariuszy z około 10% udziałem.
Przeczytaj też: Kryzys energetyczny? Wojna o surowce? Poznajcie trzy polskie nisko wyceniane spółki z branży surowcowej. Okazja czy pułapka?
Trzy nauczki, które daje nam kontrakt Ryvu
Z komunikatów spółki wyciągam wniosek, że umowa inwestycyjna może się zrealizować, gdy zostanie przeprowadzona oferta akcji Ryvu. A więc inwestorzy krajowi – ci instytucjonalni na pewno, ci indywidualnie być może też – będą mogli jeszcze zainwestować w akcje polskiego biotechu. Oczywiście w każdej chwili można kupić je na GPW, jeśli ktoś ma taką potrzebę.
Kurs Ryvu w dniu publikacji informacji o umowie wzrósł o 26%. Większość osób dowie się o tym wydarzeniu po fakcie. Jakie z tego wnioski powinniśmy wyciągnąć? Mam trzy. Dwa dla nas, a jeden dla decydentów.
1. Dywersyfikacja w inwestycjach. Stosuje ją Ryvu – dzięki temu ma szeroki portfel projektów. Część z nich nie wypali, a niektóre pozwolą zarobić. Długoterminowo można było na akcjach tej spółki nieźle zarobić. Ale kurs jest nadal niższy, niż był dwa lata temu. Biotechnologia to bardzo ryzykowna branża – i dla firm, które taką działalność prowadzą, i dla inwestorów.
Fakt, że dotychczas się udawało, nie oznacza, że nadal się będzie udawać. Skoro jeden na dziesięć projektów leków udaje się zakończyć wprowadzeniem do sprzedaży, a Ryvu ma dwa projekty w badaniach klinicznych… możecie sobie oszacować ryzyko sami. Ale oczywiście to nie statystyka decyduje, a jakość projektu. Bardziej zaawansowanych czytelników zachęcam analizy raportów z postępów badań, które – tu trzeba pochwalić spółkę – są obszernie publikowane nawet na międzynarodowych konferencjach naukowych. To jednak wiedza specjalistyczna i ja się nie podejmuję wyciągania z niej wniosków.
Mniej więcej w tym samym czasie, w którym na GPW wchodziła Selvita, debiutowały na głównym rynku dwie inne nadzieje polskiej biotechnologii: Mabion i Medicalgorythmics.
Pierwsza z tych spółek miała w portfolio właściwie tylko jeden rozwijany lek. Badania kliniczne nad nim przeciągały się latami, ale inwestorzy chętnie uczestniczyli w kolejnych emisjach akcji, a kurs rósł. W końcu badania zakończyły się powodzeniem, wniosek o dopuszczenie do sprzedaży trafił do Europejskiej Agencji Leków, partner do dystrybucji był wybrany, zakład produkcyjny zbudowany… ale na ostatniej prostej regulator odmówił rejestracji produktu. Kapitalizacja z ponad 1,7 mld zł w 2018 r. spadła do 234 mln zł w 2020 r.
Ratunkiem dla spółki wydawało się podpisanie umowy na produkcję szczepionki na COVID-19 (z firmą Novavax, która była piątą dopuszczoną na europejskim rynku) – wartość spółki w 2021 r. momentalnie podskoczyła do ponad 1,7 mld zł, by w 2022 r. ponownie spaść w okolice 300 mln zł, gdy okazało się, że wcale na tym kokosów nie będzie.
Medicalgorythmics miał urządzenie do monitorowania pracy serca, które na papierze wyglądało na hit, nawet przynosiło ono przychody. Ale komercjalizacja na większą skalę okazała się dla polskiego startupu przeszkodą nie do przeskoczenia. Niepowodzenie w uzyskaniu wysokiej skali sprzedaży i pokonaniu barier regulacyjnych flagowego produktu spowodowało, że potencjał nie został wykorzystany. Pięć lat temu akcje Medicalgorythmics chodziły 340 zł, a spółka płaciła regularne dywidendy. W czerwcu tego roku kurs spadł poniżej 6 zł, a spółce zajrzało w oczy bankructwo.
Inne niechlubnie zapisane w historii giełdy spółki biotechnologiczne? Bioton, Braster, PZ Cormay czy Biomed Lublin. Wszystkie obiecywały cuda, z których nic nie wyszło. Pół biedy, jak działo się to w ramach normalnego ryzyka tej branży, gorzej – gdy zarządy celowo wprowadzały inwestorów w błąd.
2. Wiarygodność. Z rynkiem generalnie nie należy się kłócić, ale to nie oznacza, że zawsze jest on efektywny. Zwłaszcza w krótkim terminie. Notowania Ryvu spadały razem z całą giełdą po wybuchu wojny, chociaż na działalność spółki nie miało to żadnego wpływu.
Jak oceniać wiarygodność spółki? Po owocach ich poznacie. Sprawdzajmy, w jakim stopniu zarządy realizują ogłaszane plany. Jak tłumaczą się z niepowodzeń. Czy komunikują się z inwestorami na bieżąco, czy tylko wtedy, gdy przymierzają się do emisji akcji. W jakim stopniu główny akcjonariusz angażuje się w spółkę – czy jest w zarządzie, czy bierze udział w ofertach publicznych – w skrócie: czy wierzy we własny biznes.
Warto spojrzeć na partnerów biznesowych. Wchodząc we współpracę z dużym graczem, pewnie pokazuje mu się więcej „kuchni” niż inwestorom giełdowym. Jeśli ktoś o uznanej marce decyduje się zaangażować swoje pieniądze w spółkę z GPW, to pewnie liczy na to, że ich nie straci. Z drugiej strony, należy na takie partnerstwa patrzeć przez pryzmat skali działalności. Dla inwestującego miliardy dolarów koncernu farmaceutycznego kilka, a nawet kilkadziesiąt milionów ulokowane w potencjalnie perspektywiczny projekt ma zupełnie inną wagę niż dla spółki z GPW, dla której często jest to być albo nie być.
Dla Big Pharma skreślić taką inwestycję w razie najmniejszych wątpliwości to jak kichnąć. Dla biotechnologicznego startupu – to może być koniec działalności.
3. Rozwój rynku. Słaby stan rynku kapitałowego w Polsce jest barierą rozwoju. Giełda w pierwszej kolejności powinna służyć przedsiębiorstwom do pozyskiwania kapitału. Innowacyjne projekty są często zbyt ryzykowne dla banków, a inwestorzy poszukujący wyższych stóp zwrotu są skłonni je podjąć.
W Polsce giełda tej funkcji nie spełnia. Można do znudzenia powtarzać – od grudnia zeszłego roku nie było na GPW żadnego IPO, czyli debiutu nowej spółki połączonego z ofertą dla inwestorów.
Umowa Ryvu z BioNTechem pokazuje, jak wiele tracimy – jako gospodarka i jako inwestorzy (a przecież większość pracujących Polaków ma poprzez OFE czy PPK interes w rozwoju rynku) – na fatalnym stanie naszej giełdy.
Innowacyjne firmy finansują się przez dotacje i granty, a jeśli osiągną sukces, sprzedają się dużym graczom. Korzysta na tym właściciel firmy, korzystają pracownicy, a płacą – podatnicy. I jeśli to się nie zmieni, jeśli zarząd GPW, rząd i przedstawiciele instytucji finansowych nie wymyślą, jak to zmienić, na polskich innowacjach będą zarabiać inwestorzy w innych krajach.
Źródło zdjęcia: Ryvu Therapeutics