Czy instytucja finansowa – bank lub SKOK – może egzekwować dług, którego wysokości nie jest w stanie udowodnić? Czy może robić to w obliczu prawomocnego wyroku sądu, który zapadł na korzyść (chyba jednak) dłużniczki? Instytucje finansowe robią różne głupie rzeczy, opisywałem już nawet tak spektakularne akcje jak ignorowanie prawomocnych wyroków sądów. Mało rzeczy może mnie więc zdziwić. Ale sprawa, którą Wam dzisiaj przynoszę jest w pewnym sensie wyjątkowa.
W czerwcu 2010 r. pan Artur zawarł ze SKOK Stefczyka umowę pożyczki hipotecznej. Pożyczka nie była jakoś szczególnie wielka – 25.000 zł udzielone na pięć lat. W październiku 2012 r. do umowy został spisany aneks ustalający nowy harmonogram spłaty i obowiązującą w tym momencie wartość długu – 15.853 zł. W ostatnich miesiącach umowy pan Artur – zapewne z powodu kłopotów finansowych – przestał spłacać raty, aż wszystko skończyło się wypowiedzeniem umowy przez SKOK i skierowaniem sprawy do egzekucji.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
W sierpniu 2015 referendarz sądowy wydał nakaz zapłaty w postępowaniu upominawczym (czyli w uproszczonej ścieżce egzekucyjnej, na którą przy podpisywaniu umowy pan Artur się zgodził). Kwota do zwrotu – 1803 zł. Ale klient ów nakaz zapłaty zaskarżył, twierdząc że… nie jest w stanie ocenić czy żądana przez SKOK kwota jest zgodna z rzeczywistym długiem.
Czytaj też: To jakiś żart? Bank zażądał 3000 zł za kredyt, od którego klient odstąpił zgodnie z prawem
Kłopot z ustaleniem tego polegał na tym, że SKOK nie przedstawił żadnej kalkulacji, z której by wynikało jaka część poszczególnych rat była księgowana jako spłata kapitału, a jaka – jako odsetki. Do tego jeszcze dochodziły jakieś prowizje. Dłużnik nie był więc w stanie ocenić skąd wzięła się kwota zadłużenia.
SKOK chce ściągać pieniądze, ale… zgubił papiery
Ze względu na to, że pan Artur stanął okoniem, sprawa trafiła do sądu. A ten w pierwszych słowach zaznaczył, że ciężar udowodnienia, że dług istnieje i że ma taką a taką wartość spoczywa na wierzycielu. Sąd poprosił więc SKOK o przedstawienie jakichś kalkulacji, z których można byłoby wyciągnąć wnioski co do wysokości nie spłaconej części długu. Kłopot w tym, że taki dokument… najprawdopodobniej w ogóle nie powstał.
Owszem, w 2010 r., przy zaciąganiu pożyczki przez pana Artura, do umowy załączono „aktualny plan spłat pożyczki nr 1”, ale – jak wspomniałem wyżej – w 2012 r. został sporządzony aneks do umowy. Umowa, w brzmieniu z 2012 r., stanowiła, iż pan Artur ma spłacać raty zgodnie z harmonogramem, który stanowić miał załącznik nr 2 do umowy. Tyle, że załącznik taki nie został do sądu dostarczony przez żadną stron. Prawdopodobnie w ogóle nie został sporządzony.
Pełnomocnicy SKOK-u co prawda opowiedzieli jakimi zasadami kieruje się ta zacna instytucja księgując raty, ale sąd uznał, że nie jest w stanie sprawdzić czy jest to zgodne z umową zawartą z panem Arturem.
„Z dokumentów przedstawionych przez powoda nie wynikało jak naliczano odsetki. W jakiej wysokości? Od jakiej kwoty? Za jaki okres? W rezultacie sąd nie mógł poddać kontroli prawidłowości naliczania odsetek, choćby pod kątem postanowień umowy”
Przykładowo w przypadku jednej z rat (przypadającej tuż po spisaniu aneksu) SKOK naliczył 181,5 zł odsetek, podczas gdy panu Arturowi wychodziło z rachunków, iż powinien naliczyć 156,3 zł. Różnica niemała, a w umowie podstawy prawnej do rozstrzygnięcia tego sporu sąd nie odnalazł. A np. po wpłacie we wrześniu 2013 r. SKOK postanowił odciągnąć 8,4 zł na zaległe opłaty. Pełnomocnicy SKOK-u nie byli jednak w stanie wyjaśnić jakie opłaty chcieli pobrać. W innym miesiącu powstała wątpliwość co stało się z kwotą 15,7 zł z wpłaconej przez pana Artura raty.
„Powołane okoliczności pozwalają stwierdzić, że przedłożona przez powoda kalkulacja zadłużenia, pomimo pozoru pełności i rzetelności, była w istocie niewystarczająca dla uwzględnienia żądania pozwu. Wobec braku dokumentów źródłowych, tj. harmonogramu spłaty rat pożyczki nie poddawała się weryfikacji pod kątem zgodności z prawami i obowiązkami stron wynikającymi z umowy”
Sąd stwierdził, że mógłby powołać biegłego, który przynajmniej spróbowałby rozwikłać szaradę pt. „ile tak naprawdę jest winien SKOK-owi pan Artur”, ale nie było to możliwe, gdyż pełnomocnicy SKOK-u… takiego wniosku nie złożyli! Ogarniacie? Zapomnieli złożyć wniosku o powołanie biegłego w sytuacji, gdy nie mieli w ręku żadnego dokumentu, który potwierdziłby wysokość zadłużenia krnąbrnego klienta! Brawo Wy, kochani prawnicy SKOK-u.
Czytaj też: Dzień jak codzień. Podwyższają nam prowizje. Ale uzasadnienie to prawdziwy hit!
Sąd bez litości. A SKOK… wciąż swoje
Sąd w tych okolicznościach zgodził się z pozwanym klientem, iż SKOK „jest instytucją zaufania publicznego i wymóg przedstawienia wszystkich dokumentów obrazujących stosunek umowny łączący strony, w tym harmonogram spłat, nie był wymogiem zbyt wygórowanym”. Sąd więc oddalił powództwo o 1803 zł.
Co dalej? Sytuacja jest trochę podobna do niektórych spraw dotyczących tytułów egzekucyjnych nakładanych przez banki na kredytobiorców frankowych. Klient w takiej sytuacji kwestionuje wyliczenia banku dotyczące wysokości długu po przewalutowaniu na złote, a sąd uznaje, że nie jest w stanie ustalić ile winien jest klient, bo klauzula określająca zasady przeliczeń jest nieprecyzyjna. Tu mamy sytuację znacznie bardziej zabawną, bo nie chodzi o żadną skomplikowaną klauzulę przeliczeniową, lecz o zwykły harmonogram spłaty rat, którego w SKOK-u najwyraźniej zapomnieli sporządzić przez roztargnienie. Za to należy się…
Jak żyć? Pan Artur nie kwestionował w sądzie, że być może jest coś SKOK-owi winien, ale ponieważ sąd uznał, że na pewno to „coś” nie jest kwotą żądaną przez Stefczyka, nie pozostawało nic innego jak czekać na ruch kasy. Po kilku miesiącach przyszło pismo, w którym SKOK… podtrzymał żądania spłaty kwoty, którą sobie wyliczył, a której w sądzie nie był w stanie udowodnić. Co więcej, naliczył dodatkowe odsetki od tej kwoty, jakby nigdy nic!
„Sąd oddalił powództwo w tej sprawie z uwagi na nieudowodnienie wysokości zadłużenia, nie zaś z uwagi na brak zadłużenia (…) Wyrok nie obliguje kasy do uznania zadłużenia za uregulowane”
– czytam w piśmie, które pan Artur dostał pod koniec lutego 2017 r., mniej więcej trzy miesiące po wyroku. SKOK poinformował, że w geście dobrej woli gotów jest zrezygnować z odsetek od zadłużenia, które – zdaniem kasy – nie zostało spłacone. Problem polega na tym, że wciąż nie jest pewne ile wynosi dług, od którego te odsetki mają być umorzone.
Czytaj też: Getin Bank to już zombie? Oto trzy choroby, które go toczą
Czytaj też: Przyszedł po kredyt, ale go nie dostał. Po trzech latach dostał… rachunek od banku na 600 zł
Dług nieudowodniony nie istnieje?
Na miejscu ludzi, którzy zarządzają tym sporem z ramienia SKOK-u najpierw zapadłbym się ze wstydu pod ziemię, a po wykopaniu się z tej głębi zaproponowałbym klientowi spotkanie w jakimś sądzie polubownym, który pomógłby ustalić warunki spłaty, które satysfakcjonują obie strony. Wysyłanie rzewnych pism z wyliczeniem, że wciąż jest winny tyle, ile SKOK-owi się wydaje oraz naliczanie od tej kwoty odsetek (co prawda z gotowością ich łaskawego umorzenia) przypomina spacer słonia po składzie z porcelaną. Wkurzony klient podbija tymczasem stawkę:
„Zgodnie z opinią prawnika, po uprawomocnieniu wyroku – a w związku z tym z brakiem możliwości dochodzenia (rzekomego) długu – SKOK miał obowiązek wykreślenia naszych danych z BIK. Nie dość, że SKOK tego odmawia, to jeszcze twierdzi, że dług istnieje, powinien być spłacony, a co już najbardziej kuriozalne – nalicza odsetki od „zadłużenia”, którego nie umiał udowodnić przed sądem”
– pisze pan Artur, występujący w tej sprawie w konsorcjum z panią Moniką, która kredyt podżyrowała. Przydałby się ze strony SKOK-u jakiś ugodowy gest, bo rozjuszony klient to zły klient, a jeśli jeszcze jest pokrzepiony korzystnym wyrokiem sądu, to robi się niewesoło. Sprawa trafiła nawet do KNF, ale tam pan Artur i jego konsorcjum nie znaleźli zrozumienia.
„KNF na moją pisemną prośbę o zajęcie stanowiska i stwierdzenie, czy SKOK, jako instytucja działająca legalnie, podlegająca kontroli KNF ma prawo do wyłudzania pieniędzy i odmowy wykreślenia mnie z BIK, uznał, że nie zajmuje się prywatnymi sporami. A ja nie proszę o roztrzygnięcie sporu, tylko o ustosunkowanie się do twierdzeń SKOK pod kątem zapisów prawa”
– czytam w e-mailu pełnym emocji. Gdyby ktoś z Was chciałby zostać rozjemcą w tym sporze, to zapraszam. Jeśli zależy Wam na stabilności systemu finansowego w Polsce, to sądzę, że warto pomóc, bo inaczej pan Artur i jego konsorcjum nie zostawią po SKOK-u Stefczyka kamienia na kamieniu.
Czytaj też: Minęły cztery lata sprzątania w SKOK-ach. Jaki bilans? I ile jeszcze to nas będzie kosztowało?
Zapytałem panią Monikę i pana Rafała jak wyobrażają sobie zakończenie sprawy. No i wychodzi na to, że wyobrażają je sobie dość radykalnie. Ich zdaniem dług nieudowodniony nie istnieje, zaś fakt, że dług wciąż widnieje w bazie BIK to nic innego, jak „bezprawne przetwarzanie danych po ustaniu zobowiązania”
„SKOK, po oddaleniu powództwa, kiedy wyrok był jeszcze nieprawomocny, miał szansę odwołać się, przedstawić nowe czy dodatkowe dowody. Nie zrobił tego, bo ich po prostu nie ma, a te kalkulacje, które przedstawił, nawet sąd uznał za nierzetelne. Dlaczego więc mam spłacać nieudowodniony dług – dlaczego mam spłacić np. 800 zł, skoro twierdzę, że powinni naliczyć tylko 150 zł? I wogóle na jakiej podstawie SKOK tej spłaty cynicznie oczekuje, twierdząc, że powinnam znów zacząć spłacać wyimaginowany dług? To przecież śmieszne…”
SKOK-owców proszę, żeby w sprawach, które przegrali w sądzie nie zachowywali się tak, jak w sprawach, które wygrali w sądzie, bo to nierozsądne. To SKOK ma w tej sprawie problem, bo nie jest w stanie udowodnić ile klient jest winny. A tymczasem SKOK zachowuje się tak, jakby to klient był winny tego, że nie chce zwrócić tyle, ile w SKOK-u sobie wyliczyli.