Leszek Czarnecki, główny udziałowiec bankowej grupy Getin (ma 57% akcji), wiedział co robi, gdy w zeszłym roku ściągał na ratunek do Getin Banku znanych w branży menedżerów i ekspertów od ryzyka – Artura Klimczaka (współtwórcę sukcesu Banku Millennium) oraz Jerzego Pruskiego (byłego szefa Bankowego Funduszu Gwarancyjnego). Prezes Klimczak i wiceprezes Pruski dostali niełatwe zadanie – postawić na nogi chwiejącego się bankowego kolosa, który tylko w pierwszym półroczu pokazał 162,6 mln zł straty netto.
Getin Bank nie od dziś ma kłopoty z rentownością, ale dopiero ostatnie kwartały pokazały w jak poważnych znalazł się tarapatach. Gdy w 2015 r. nagle jego zysk stopniał ze zwyczajowych 300-400 mln zł do zaledwie 44 mln zł, można było mówić o wypadku przy pracy. Gdy w 2016 r. pojawiło się 42 mln zł straty, można było łudzić się, że to kwestia jednorazowych kosztów (składek na fundusz dla kredytobiorców w tarapatach, wyższe składki na ratowanie SKOK-ów i SK Banku, podatek bankowy).
- Osiągnąłeś sukces? Nie chcesz tego zaprzepaścić? Zaplanuj sukcesję. Może w tym pomóc notariusz. A jak? Oto przegląd opcji [POWERED BY IZBA NOTARIALNA W WARSZAWIE]
- Kiedy przychodzi ten moment, że jesteś już gotowy do lokowania części oszczędności za granicą? Pięć warunków, od których to zależy [POWERED BY RAISIN]
- Tego jeszcze nie było. Złoto drożeje szybciej niż akcje. Jak inwestuje się w „papierowy” kruszec? I po co w ogóle to robić? [POWERED BY XTB]
Czytaj też: Getin Bank już na dnie, a co na to Leszek C.?
Dziś – po opublikowaniu wyników za pierwsze półrocze 2017 r. – już nikt nie może mieć wątpliwości. Getin Bank to tonący statek. Kurs akcji Getin Banku, który w najlepszych czasach wzbijał się w okolice 11 zł za akcję, dziś wynosi 1,19 zł i jest bardzo blisko historycznego minimum osiągniętego w grudniu zeszłego roku – 1,12 zł. Jeśli inwestorzy będą mieli wątpliwości czy kapitan Klimczak da radę zawinąć do portu – flagowiec Leszka Czarneckiego może stać się spółką „groszową”.
Co gorsza wydaje się, że brakuje materiałów do zalepienia dziury, przez którą na pokład wdziera się woda. A problemów jest coraz więcej. Prezes Klimczak nie owija w bawełnę: jeśli – wszystko na to wskazuje – wejdzie w życie najnowszy prezydencki pomysł na kredyty frankowe, to składka w wysokości 0,5% salda kredytów walutowych będzie oznaczała dla banku dodatkowy wydatek rzędu 55 mln zł. I bank przez kilka kwartałów może przestać spełniać wymogi kapitałowe narzucone przez Komisję Nadzoru Finansowego. Dziś jego wskaźnik kapitału CET1 wynosi 12,1% (minimum nadzorcze to 12%).
Czytaj też: Prezydent pokazał swój pomysł na franki. Kto będzie mógł przewalutować swój kredyt? I po jakim kursie?
Przed szefami Getin Banku stoją trzy potężne wyzwania. Od tego czy będą w stanie je zrealizować zależy przyszłość Getin Banku. Trudno sobie wyobrazić, by tak duży bank – szósty największy na rynku – mógł zbankrutować, ale… jego wyprowadzenie na prostą też nie będzie łatwe. Sztormowa pogoda nie sprzyja, a grzechów przeszłości nie da się już zamiatać pod dywan. Jakie problemy ma przed sobą kapitan statku o nazwie „Getin Bank”?
Czytaj też: Klientów Getin Banku czekają duże zmiany. Znów będą uczyć konia latać! Będzie bolało?
Wyzwanie pierwsze: nie spłacane kredyty ze „starych, dobrych czasów”
Wyniki finansowe Getin Banku pogrążają w największym stopniu rezerwy na kredyty zagrożone. Bank Leszka Czarnckiego był kiedyś znany z tego, że pożyczał łatwo, choć drogo. Jeśli jakiś klient był wyrzucany przez okno ze wszystkich innych banków, w Getinie otaczano go opieką, pieszczono dobrym słowem i udzielano wysoko oprocentowanego kredytu. Taki kredyt jest dla banku żyłą złota, dopóki klient nie przestanie go spłacać.
Getin w pierwszym półroczu 2017 r. utworzył 450 mln zł rezerw na zagrożone kredyty udzielone klientom. Saldo utworzonych rezerw jest o 170 mln zł wyższe, niż w tym samym czasie roku ubiegłego. Z tego aż 222 mln zł to rezerwy na zagrożone kredyty hipoteczne, a prawie 200 mln zł – na konsumpcyjne.
Patrząc na jakość udzielonych przez Getin przed 2010 r. kredytów można się przerazić. Z portfela 30 mld zł kredytów hipotecznych 4,8 mld zł to kredyty zagrożone. Aż 16% wszystkich! W branży bankowej średni odsetek zagrożonych kredytów hipotecznych to 2-3%. W Getinie – wielokrotnie więcej. Z tego kredytów frankowych jest 11,5 mld zł, z czego 13% to „uszkodzone”.
Jeśli chodzi o kredyty detaliczne, to w Getinie zabawa była jeszcze bardziej huczna. Z 5 mld zł kredytów detalicznych, w większości niezabezpieczonych kredytów gotówkowych, jako kredyty z utratą wartości zakwalifikowano 1,5 mld zł – czyli co trzeci. To szkodowość charakterystyczna dla SKOK-ów i firm pożyczkowych, a nie banków komercyjnych, które powinny być znane z uważnego zarządzania ryzykiem.
Czytaj też: Tego jeszcze nie było. Klinci twierdzą, że… bank tylko udawał, że udzielił im kredytów
Co będzie jeśli kredyty nie przestaną się psuć?
Getin Bank zobowiązał się przed Komisją Nadzoru Finansowego, że dopóki nie „pozamiata” grzechów przeszłości, nie będzie szalał z nową akcją kredytową. I rzeczywiście, bank pod tym względem się zwija. Wartość udzielonych kredytów dwa lata temu wynosiła 50 mld zł, a teraz już tylko poniżej 45 mld zł. Bank od dwóch lat w ogóle nie sprzedaje kredytów hipotecznych.
Gdyby nie problemy z psującymi się kredytami, to Getin byłby w o niebo lepszej sytuacji. W pół roku zarobił 330 mln zł na odsetkach, 40 mln zł na prowizjach, a koszty działania ograniczył do 210 mln zł. Kokosów z tego nie da się ukręcić, ale gdyby nie gigantyczne rezerwy na złe kredyty, bank miałby szansę być na niewielkim plusie. W tym półroczu swoje zrobił też odpis aktualizujący o 50 mln zł w dół wartość udziałów Open Finance, które są w posiadaniu Getin Banku oraz 66 mln zł przeszacowania (też w dół) wartości nieruchomości.
Aż strach pomyśleć jaką stratę pokazałby Getin, gdyby nie „koło ratunkowe” w postaci 153 mln zł dodatkowego dochodu z rozliczenia utraty kontroli nad Noble Funds TFI. Getin stopniowo pozbywa się „sreber rodowych”, by ratować bilans finansowy. Ale co będzie, gdy już nie będzie co sprzedać, a kredyty starego portfela nadal będą się psuły?
Patrząc na stopień pokrycia strat kredytowych już utworzonymi rezerwami trudno być dużym optymistą. O ile najlepsze banki wrzucają w rezerwy nawet powyżej 60% wartości kredytów zagrożonych, o tyle w Getinie analogiczny wskaźnik pokrycia tych kredytów rezerwami nie przekracza 38%. To oznacza, że bank jest słabo „wyrezerwowany” i najprawdopodobniej będzie jeszcze musiał wrzucać w koszty jakieś złe kredyty.
Gdyby Getin dziś miał dogonić pod względem rezerw inne banki i zwiększyć stopień pokrycia zagrożonych kredytów do 65%, to musiałby utworzyć jeszcze 2 mld zł dodatkowych rezerw. Z drugiej strony wcale nie jest pewne czy proces „psucia” kredytów udzielonych w przeszłości się już zakończył, czy też będzie ich jeszcze więcej.
Wyzwanie drugie: zbyt mało lojalnych klientów
Patrząc na przychody Getin Banku trudno się oprzeć przekonaniu, że brakuje mu przychodów prowizyjnych. W pierwszym półroczu bank pokazał 327 mln zł przychodów odsetkowych (czyli pochodzących z różnicy między oprocentowaniem lokat i kredytów) oraz 41 mln zł przychodów z prowizji. A więc tylko „małe” kilkanaście procent przychodów z obsługi klientów to prowizje. Czy jest w tym coś złego?
Owszem: duży udział prowizji w przychodach banku może oznaczać, że ma on sporo aktywnych klientów „abonamentowych”, którzy płacą za konta, karty, kredyty odnawialne, karty kredytowe. Taki klient jest cenniejszy, niż ten, który tylko przyjdzie po kredyt i założy depozyt terminowy.
W BZ WBK w pierwszym półroczu mieli 1,3 mld zł dochodów odsetkowych i prawie 500 mln zł z prowizji. w Banku Millennium wynik z odsetek w tym samym czasie wyniósł 840 mln zł, a z prowizji – 330 mln zł. W obu tych bankach, znanych z porządnej jakości zarządzania, prowizje stanowią już ponad 30% wszystkich przychodów.
Klient „abonamentowy” jest nie tylko bardziej lojalny, ale i mniej kosztowny – dosprzedanie mu nowych produktów nie pociąga tak wysokich kosztów, jak pozyskanie nowego klienta, jest też mniej wrażliwy na to, że np. u konkurencji na depozycie dostałby wyższy procent. Nie bez powodu w PKO BP mogli sobie pozwolić na obniżenie średniego oprocentowania oszczędności klientów z 1,4% do 0,7% i nie stracili ani kawałka udziału w rynku.
Czytaj też: PKO BP, czyli perfekcyjnie skuteczna dojarka. Jak oni to robią, że nic nie widać? Prześwietlam!
Nie wiem ile Getin ma aktywnych posiadaczy kont osobistych (wydaje mi się, że bank tej informacji nie podaje). Pięć lat temu było ich 400.000 i zarząd ogłosił, że w ciągu kilku lat chce ich liczbę zwiększyć do ponad miliona. Rzeczywiście, milion aktywnych posiadaczy ROR-ów to dziś polisa ubezpieczeniowa dla każdego dużego banku. Kto tylu nie ma, albo cierpi na chorobę niskiej rentowności, albo schodzi do niszy (jak Citi Handlowy), albo się sprzedaje (jak BPH).
Czy Getin umie zarabiać bez naciągania?
Getin Bank nie zawsze miał kłopot z przychodami pozaodsetkowymi. Były czasy, w których na prowizjach zarabiał krocie. Ale to były złe czasy, gdy każdemu klientowi wciskało się do kredytu ubezpieczenie, gdy pod przykrywką „lokat” sprzedawało się polisolokaty, będące w większości pułapkami na klientów. Wtedy Getin Bank przeżywał swoje wielkie dni.
Zerknąłem na jego rachunek wyników z 2012 r. Gdy dziś wynik prowizyjny Getinu (gdyby go rozciągnąć na cały rok) można podliczać na 80 mln zł, to pięć lat temu wynosił… 770 mln zł. Co go wtedy napędzało? Prowizje z tytułu produktów inwestycyjnych i depozytowych (w tym zapewne produkty strukturyzowane i polisy inwestycyjne) – 379 mln zł. Ubezpieczenia (w tym do kredytów, z odpowiednio przyciętymi świadczeniami, żeby klient nigdy nie dostał żadnego odszkodowania) – 381 mln zł. Dla porównania – z obsługi rachunków – 40 mln zł.
Dziś, gdy polisy inwestycyjne zostały skompromitowane, nie wolno już dodawać do kredytów ukrytych ubezpieczeń, pieniądze na prowizjach zarabia się trudniej. Wygląda na to, że Getin Bank obudził się z ręką w nocniku w czasach, gdy nie można już klienta kroić nieetycznymi produktami finansowymi, pełnymi nielegalnych zapisów. Czy bank zdoła przyzwyczaić się do czasów (względnie) uczciwej bankowości?
Czytaj też: Getin Bank nałożył na klientkę karę 100 zł za nie używane konto. A ona? Pokonała bank jego własną bronią!
Czytaj też: Bankowiec pod przysięgą: „Klienci nie mieli prawa rozumieć tych umów. My ich nie rozumieliśmy”
Wyzwanie trzecie: zniszczona marka
To mnie podprowadza do trzeciego wyzwania, które stoi przed menedżerami Getin Banku. Jak zrobić, żeby ludzie zapomnieli, że pod tą samą nazwą działał bank pełen naciągaczy w garniturach? Jak sprawić, by ktoś przestał chcieć mieć konto w PKO BP, BZ WBK, czy Banku Millennium i zechciał związać swoje domowe finanse z Getin Bankiem?
Kilka milionów Polaków dało się wciągnąć w produkty finansowe, które okazały się pułapkami. Oferował je sam Getin, jak i związane w różnych okresach z tym bankiem firmy takie jak Open Finance, czy firma ubezpieczeniowa Europa. Te miliony mają rodziny i znajomych. I oni pamiętają jakim bankiem był Getin.
Czytaj też: Getin Bank, ubezpieczenie z funduszem, kwartalne zyski… mówi wam to coś? Oni znów grasują
Tu nie wystarczy dobra oferta, wymiana pracowników na młodszych (nie pamiętających szkoleń sprzedażowych z czasów DomBanku, czy Metrobanku), zmiana modelu wynagradzania i nowa sieć placówek. Nie wystarczy też pierwsze miejsce w rankingach przyjaznych banków (ludzie mają ograniczone zaufanie do rankingów). Naprawa wizerunku wymaga ogromnych pieniędzy i długiego czasu, by ludzie uwierzyli, że mimo tego samego właściciela (żądającego szybkich zysków) – to jest zupełnie inny bank. Tyle, że Getin tego czasu nie ma.
źródło zdjęcia tytułowego; Pixabay.com