Ten spór wkrótce będzie najważniejszy w Polsce. Czy osoby zaszczepione powinny mieć przywileje w korzystaniu z usług? Czy tylko dla nich powinny być dostępne kina i restauracje, mecze na stadionach i koncerty? W USA na stadionach powstają już osobne strefy dla zaszczepionych (bez limitów osób) i niezaszczepionych (z limitami miejsc). A może to jeden krok za daleko i jedynymi ograniczeniami dla niezaszczepionych powinny być te, które wkrótce narzuci nam Unia Europejska w podróżowaniu? Na ile przywileje dla zaszczepionych mogą uratować przed kolejnymi falami Covid-19 kraj, w którym mniej, niż połowa ludzi zapisała się na szczepienie?
To może być najbardziej gorąca dyskusja przed wakacjami. Szczepić się czy się nie szczepić? Rząd szykuje akcję zachęcającą do szczepień, w której wezmą udział youtuberzy, blogerzy i znane twarze. Ale żadna znana twarz nie działa tak przekonująco, jak „bilet do życia”, czyli świadomość, że przyjęcie szczepionki pozwala korzystać z usług, które dla osób niezaszczepionych są wciąż zamknięte.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Tylko czy Polska się na takie rozwiązanie zdecyduje? W pewnym zakresie zostaniemy do tego zapewne zmuszeni. Unia Europejska w czerwcu wprowadzi turystyczny „paszport szczepionkowy”, który ułatwi podróżowanie osobom zaszczepionym, mającym ujemny wynik testu na Covid-19 albo posiadającym przeciwciała po przechorowaniu Covid-19. W Polsce zaszczepieni już dostają „cyfrowy paszport” w specjalnej aplikacji, ale nie daje on żadnych szczególnych przywilejów.
Nie wiadomo jeszcze w jakim trybie i gdzie unijny certyfikat będzie można uzyskać, ale jego wpływ na łatwość podróżowania jest już pewny (co już pokazują pierwsze linie lotnicze). Pewne jest też to, że wiele osób szczepi się właśnie dlatego, żeby móc wreszcie – po dwóch latach – pojechać na wakacje jak za starych, przedcovidowych czasów (wystarczyło posłuchać tych, którzy przez pół nocy mokli w długi weekend przed mobilnymi punktami szczepień).
Pytanie brzmi: czy poza tym, co wymusi na nas Unia Europejska, powinniśmy zastosować jakieś własne rozwiązania, które zróżnicują sytuację osób zaszczepionych i niezaszczepionych? Wydaje się, że na decyzję w tej sprawie jest już mało czasu, bo z jednej strony planujemy od końca maja otworzyć gospodarkę, a z drugiej strony nie wygląda na to, żeby to był bezpieczny termin. Nie mamy szans przed końcem maja osiągnąć populacyjnej odporności. To oznacza, że otwarcie gospodarki musi przynieść czwartą falę Covid-19. Oby falkę, a nie falę.
Jak daleko jesteśmy od osiągnięcia zbiorowej odporności?
Jak daleko jesteśmy od osiągnięcia zbiorowej odporności na Covid-19? Z najnowszego eksperymentu przeprowadzonego na Pomorzu – sprawdzono poziom przeciwciał u losowo wybranych 56.000 Polaków – wynika, że prawdopodobnie 34% z nas przeszło już Covid-19. To by oznaczało, że „udowodnioną” odporność na chorobę mimo braku zaszczepienia ma jakieś 11 mln osób. Prawdopodobnie Covid-19 przeszło nawet więcej ludzi, ale część z nich na tyle lekko, że mają zbyt mało przeciwciał, by liczyć ich do odporności zbiorowej.
Do tych 11 mln ludzi trzeba dodać tych, którzy się zaszczepili. Na razie po dwóch dawkach jest niecałe 3,5 mln ludzi, tylko 12% dorosłych Polaków. Wkrótce ta liczba pójdzie w górę, bo 10,5 mln ludzi przyjęło pierwszą dawkę i zapewne zgłosi się też po drugą.
Będziemy więc za miesiąc-dwa mieli ok. 21-22 mln ludzi odpornych na Covid-19. I jest spore niebezpieczeństwo, że ta liczba – zbyt niska, byśmy mogli mówić o zbiorowej odporności i pokonaniu Covid-19 – nie będzie już rosła. Minister Michał Dworczyk, odpowiedzialny z ramienia rządu za program szczepień, powiedział ostatnio, że „w programie szczepień jest 40% Polaków”. Jeśli dobrze rozumiem jego słowa oznacza to, że tyle osób zapisało się na szczepienie lub jest po pierwszej albo dwóch dawkach.
Jeśli weźmiemy pod uwagę, że w Polsce jest 29 mln dorosłych (tylko oni chwilowo mają wstęp do programu szczepień), to wychodzi, że w szczepieniach na dziś bierze lub zamierza wziąć udział 11,5 mln osób. A więc tylko raptem milion więcej, niż liczba tych, którzy już są po co najmniej jednej dawce!
Przerażające są też liczby podane ostatnio przez serwis BiqData, z których wynika, że tylko 57% osób powyżej 80-tki oraz 41% osób w przedziale wiekowym 70-79 lat przyjęło dwie dawki szczepionki. Skoro wśród tych osób, które dostęp do szczepienia miały jako pierwsze, odpowiedź jest tak marna, to co mówić o młodszych, którzy – jak wynika z badań – szczepić się nie chcą jeszcze bardziej?
Wychodzi na to, że już dziś szczepionki w zasadzie „leżą na ulicy”. Minister Dworczyk podaje, że obecnie jest 4,6 mln wolnych terminów na szczepienie w maju oraz w czerwcu, co jest olbrzymią liczbą w zestawieniu z zaledwie milionem osób, które są już zarejestrowane i czekają na pierwszą dawkę.
Krótszy odstęp między dawkami zachęci do szczepionki AstraZeneca?
Jeśli te wszystkie liczby oddają rzeczywistość – minister zdrowia Adam Niedzielski jest nieco bardziej optymistyczny jeśli chodzi o liczbę uodpornionych na Covid-19 Polaków – to zanosi się na to, że za kilka tygodni będziemy mieli 22-23 mln osób zaszczepionych (na 38 mln Polaków) i będzie nam brakowało kilka milionów osób z przeciwciałami, żeby wirus przestał się rozprzestrzeniać. Grubo.
„Wkrótce największym wyzwaniem będzie przekonanie jak największej liczby Polaków do tego, by się zaszczepić”
– powiedział kilkadziesiąt godzin temu Michał Dworczyk, dając świadectwo, że też widzi zagrożenie, że program szczepień stanie w miejscu. To by oznaczało nie tylko wyrzucenie w błoto pieniędzy na zakup szczepionki i organizację szczepień, ale dawałoby też gwarantowane kolejne fale wirusa, kolejne setki umierających ludzi dziennie (choć pewnie raczej 100 osób, a nie 500 dziennie, jak to niedawno bywało) oraz ryzyko mutowania wirusa.
Nie można powiedzieć, że rząd nic nie robi, żeby tę sytuację zmienić. W drugiej połowie maja ma ruszyć kampania promocyjna programu szczepień (niestety mnie nie zaprosili, a podobno są jacyś blogerzy i youtuberzy, którzy będą promować szczepienia za pieniądze).
Wtedy ruszą też szczepienia w zakładach pracy (na razie zgłosiły się firmy zatrudniające w 830.000 ludzi, może część osób nie zarejestrowanych na szczepienie skusi się na zastrzyk, gdy pielęgniarka przyjedzie do nich do pracy, a szef dodatkowo zachęci ciepłym słowem)? Nota bene za granicą pracodawcy płacą pracownikom za zaszczepienie się przeciwko Covid-19.
Poza tym rząd skrócił odstęp między pierwszą a drugą dawką szczepionki. Dotyczy to wszystkich szczepionek, ale przede wszystkim AstraZeneca (z 84 do 35 dni), czyli tej najmniej popularnej. Niektórzy po prostu się jej boją ze względu na ryzyko zakrzepów (statystycznie nieznaczące), a inni nie lubią jej właśnie ze względu na długi czas oczekiwania na drugą dawkę (może sparaliżować wakacyjne plany).
Jakie przywileje dla zaszczepionych?
Dziennie polskie punkty szczepień mogłyby szczepić 400.000 ludzi (tyle chyba wynosi dobowy rekord). Tyle, że prawdopodobnie za chwilę nie będą już miały kogo szczepić. Tymczasem przywileje dla zaszczepionych w Polsce są niewielkie albo wręcz żadne.
Problemy z przekonaniem ludzi do tego, żeby się szczepić, mają wszystkie kraje. W Serbii – jako pierwszym kraju na świecie – zdecydowali się na płacenie ludziom za przyjęcie szczepionki. Bonus nie jest wysoki, wynosi równowartość 100 zł, ale w badaniach przeprowadzonych w Polsce wychodzi, że motywacja finansowa jest jednym z czynników, który mógłby przekonać do szczepienia. W stanie Ohio w USA organizują loterie, w których mogą wziąć udział tylko zaszczepieni. Nagrodą jest milion dolarów. Jest też wersja dla nieletnich – darmowy college.
W tej sytuacji – jeśli grozi nam, iż po zaszczepieniu niecałej połowy społeczeństwa nie mamy szans na osiągnięcie odporności populacyjnej – chyba należałoby zrobić krok radykalny, kojarzący się wielu z segregacją rasową. A więc po prostu ograniczyć niezaszczepionym korzystanie z niektórych przyjemności życia.
Pisaliśmy już na „Subiektywnie o finansach” o duńskim paszporcie szczepionkowym, który np. pozwala zarezerwować miejsce w restauracji tylko pod warunkiem posiadania specjalnego certyfikatu, występującego również w wersji cyfrowej (jako aplikacja w smartfonie).
Prosty sposób, czyli zakaz wstępu dla osób niezaszczepionych do kina, galerii handlowej czy do restauracji albo do hotelu to rozwiązanie radykalne i – jak zwrócił mi uwagę Łukasz Warzecha – raczej nie do przeprowadzenia, bo oznaczałoby zakaz prowadzenia działalności gospodarczej w pewnych obszarach (czy można zabronić przedsiębiorcy obsłużenia obywatela?).
Tyle, że z tego punktu widzenia wszystkie covidowe lockdowny w Polsce były nielegalne, a jednak w większości przypadków przedsiębiorcy się do nich zastosowali. Kilka krajów (i to w pełni demokratycznych) planuje wprowadzenie przywilejów dla osób zaszczepionych i ozdrowieńców – m.in. tylko oni mają korzystać z takich miejsc jak baseny, kina czy teatry. We Francji tylko „szczepionkowy paszport” ma pozwalać na uczestnictwo w wydarzeniach sportowych i koncertach skupiających ponad 1000 osób.
Masz certyfikat zaszczepienia? Łatwiej wejdziesz na stadion. Albo na koncert
Ale jest też druga opcja – przywileje dla zaszczepionych, ale na miękko: umożliwienie obsługiwania wszystkich klientów, jednak na innych zasadach. Jeśli ktoś się zaszczepił, może korzystać bez limitów z danej usługi, zaś jeśli nie – jest kierowany do sekcji, w której obowiązują limity liczby „wejściówek”.
Taką zasadę chcą wprowadzić dwa nowojorskie kluby baseballowe – segregacja będzie obowiązywała w Fans at Citi Field oraz na Yankee Stadium, czyli na stadionach klubowych New York Mets i New York Yankees (oba występują w prestiżowej Major League Baseball). Sekcje dla osób zaszczepionych będą mogły być wypełnione w 100%, czyli właściciele klubów będą sprzedawali tyle biletów, ile mają krzesełek w tych sektorach.
Natomiast w sektorach dla osób niezaszczepionych będą sprzedawanych tylko tyle miejsc, ile trzeba, by zapewnić dwumetrowy odstęp między kibicami. Wszyscy fani, niezależnie od ich „statusu” na stadionie, będą musieli być w maskach, pomimo iż w baseballa gra się na zewnątrz.
Gdyby podobne zasady wprowadzić we wszystkich miejscach, w których ludzie masowo się gromadzą, a także w dużych hotelach, restauracjach itp., to zapewne wiele osób wahających się pewnie zdecydowałoby się na szczepienie. Z drugiej strony nie ma tutaj złamania zasad prowadzenia działalności gospodarczej. Nikt nikomu niczego nie zakazuje, po prostu dla osób „bezpiecznych” dostęp jest nieco łatwiejszy. I każdy obywatel sam może zdecydować czy bardziej obawia się szczepienia, czy ograniczeń frekwencyjnych.
Przywileje dla zaszczepionych to segregacja. Czy tak wolno?
Na koniec warto rozstrzygnąć bardzo ważny dylemat: czy wolno nam tak ograniczać prawa obywateli? Zastrzeżenia są poważne, a zarzuty o segregację, kojarzą się wyjątkowo kiepsko (segregacja rasowa w USA, czy ograniczanie praw Żydów przez reżim faszystowski).
Natomiast jest kilka argumentów, które – moim zdaniem – dość skutecznie zmiękczają te obawy:
– bezpieczeństwo publiczne. Jeśli osoby zaszczepione w znacznie mniejszym stopniu roznoszą niebezpieczną chorobę (na co są dowody naukowe), to należy je chronić przed osobami niezaszczepionymi, czyli mniej bezpiecznymi. Czy zakaz wjazdu na skrzyżowanie na czerwonym świetle nie łamie praw obywatelskich do używania własnego samochodu? W sumie łamie, ale wprowadzono go dla wspólnego bezpieczeństwa.
– koszty walki z Covid-19. Jako kraj wydaliśmy – z pieniędzy podatników, zapłaconych już albo tych, które zostaną zapłacone w przyszłości – pół biliona złotych na walkę z pandemią. Zapłaciliśmy i zapłacimy wszyscy, solidarnie. Więc wszyscy, równie solidarnie, powinniśmy przestrzegać zasad, które pozwolą nam pokonać wirusa. Im dłużej będzie on krążył po kraju w dużych wolumenach, tym będzie to nas więcej kosztowało – więcej osób umrze i wydamy więcej pieniędzy.
– gospodarka. Wprowadzając możliwość obsługiwania zaszczepionej części społeczeństwa bez restrykcji pomagamy szybciej odbudować się zamkniętym w pandemii branżom. Chyba lepiej, jeśli restauracja będzie mogła przyjąć gości na 100% posiadanych miejsc (choćby nie w całym lokalu, ale tylko w jego części), niż tylko 25%, czy połowę „po całości”? Nasza wolność osobista jest ważna, ale czy mamy prawo narażać ogromną grupę przedsiębiorców na długie miesiące ograniczeń w działalności ze względu na to, że inna grupa obywateli nie chce się zaszczepić?
Jak Wam się podoba pomysł z wprowadzeniem stref – przynajmniej tam, gdzie jest wystarczająco dużo miejsca, żeby zrobić taki podział – dla osób zaszczepionych (bez limitów liczby osób) oraz dla niezaszczepionych (z limitami)? Czy tego rodzaju przywileje dla zaszczepionych mogłyby być rozsądnym kompromisem między wolnościami osobistymi, a ochroną społeczeństwa przed wirusem?
Baseballowy klub New York Yankees wprowadza też niestandardowe przywileje dla zaszczepionych – wszystkim ludziom, którzy zaszczepią się na ich stadionie, zaoferują bezpłatny bilet na mecz. Podobno mają to być atrakcyjne bilety na mecze, na które trudno będzie się dostać. Słyszałem też o tym, że jest w USA miejsce, gdzie dają zaszczepionym jakieś talony na piwo, żeby mogli się pocieszyć po „zaczipowaniu” (jak wiadomo antyszczepionkowy uważają, że w szczepionkach „zaszyty jest” czip, który pozwala nas śledzić przez Billa Gatesa – ale już nie przez Melindę Gates). To też ciekawy patent na popularyzowanie szczepionek.
A więc: przywileje dla zaszczepionych „na twardo” (zakaz wstępu do niektórych miejsc) lub „na miękko”, czyli z segregacją ludzi na dwie grupy – jesteście za, czy przeciw? Proszę o uzasadnienie odpowiedzi i o kulturalną rozmowę, uwzględniającą te trzy aspekty (bezpieczeństwo publiczne, koszty walki z Covid-19, ochrona przedsiębiorców przed lockdownami).
—————————
DZIŚ W NASZYM PODCAŚCIE: „LIBEK” W ŚWIECIE NOWEJ EKONOMII, CZYLI JANUSZ LEWANDOWSKI O ZADŁUŻENIU ŚWIATA I FUNDUSZU ODBUDOWY
Dziś w „Finansowych sensacjach tygodnia” specjalny gość – Janusz Lewandowski, były komisarz unijny ds. budżetu (czyli w Komisji Europejskiej odpowiednik ministra finansów), obecnie europoseł, wcześniej minister w dwóch rządach Rzeczpospolitej. No i liberał, bo współzakładał Kongres Liberalno-Demokratyczny. Zapytaliśmy Janusza Lewandowskiego oczywiście o europejski plan odbudowy i o to, czy awantura o jego zawartość na obecnym etapie ma sens, a także o to, ile realnie pieniędzy może do nas przypłynąć. No i nie odmówilibyśmy sobie pytania o to, czy nasz rozmówca już spalił książki o liberalnej ekonomii i przyzwyczaił się do tej nowej, w której można się zadłużać ile wlezie. Zapraszamy do posłuchania TUTAJ!
—————————
zdjęcie tytułowe: Jimy Conover, Unsplash