13 listopada 2020

Restauratorzy, firmy turystyczne, sprzedawcy chryzantem: każdy mógł ubezpieczyć się od ryzyka utraty zysku. Ale czy to by pomogło w czasie pandemii?

Restauratorzy, firmy turystyczne, sprzedawcy chryzantem: każdy mógł ubezpieczyć się od ryzyka utraty zysku. Ale czy to by pomogło w czasie pandemii?

150 lat – przez taki okres firmy ubezpieczeniowe musiałyby zbierać składki od firm na ubezpieczenia od ryzyka pandemii, żeby pokryć straty z 2020 r. szacowane na 4,5 bln dolarów. Skala pandemicznych szkód jest zbyt wielka, żeby na półkach ubezpieczycieli pojawiła się specjalna polisa od pandemii. Ale jakieś protezy takiego ubezpieczenia zapewne się pojawią. Jednym z pomysłów jest rozszerzenie zakresu polis typu „business interruption” chroniących przedsiębiorców przed ryzykiem utraty zysku

Pierwsza fala pandemii i lockdown za nami. Jesienią nadeszła druga, silniejsza fala, choć właściwie to już pandemiczne tsunami. Wszystko wskazuje na to, że do drugiego pełnego lockdownu dzieli nas już tylko kilka dni. Rząd już przesądził o zamknięciu galerii handlowych (z wyjątkiem niektórych sklepów), branża fitness czy „kultury”. A także oczywiście szkół.

Zobacz również:

Na jaką pomoc będą mogli liczyć przedsiębiorcy, którym rząd zamrozi działalność? Z pewnością chcieliby to wiedzieć, ale obrady Sejmu, który miał pochylić się nad „pomocowymi” przepisami, zostały przesunięte od dwa tygodnie. Wśród wymienianych pomysłów jest m.in. zwolnienie ze składek ZUS za listopad 2020 r., jednorazowe dodatkowe świadczenie postojowe czy dotacje do 5.000 zł dla mikro i małych przedsiębiorców, czyli rozwiązania znane już z pierwszych tarcz antykryzysowych. Mówi się też o tym, że firmy najbardziej dotknięte skutkami lockdownu, nie będą musiały zwracać środków wypłaconych w ramach „tarczy finansowej”.

150 lat składek, żeby pokryć pandemiczne straty

A gdyby tak firmy nie musiały oglądać się na to, co „rzuci” im rząd, tylko po prostu ubezpieczyły się od ryzyka pandemii, czyli de facto od utraty przychodów? Problem w tym, że takich ubezpieczeń na rynku jeszcze nie ma. Niedawno Geneva Association i Uniwersytet St. Gallen opublikowały raport na temat zdolności firm ubezpieczeniowych do podejmowania ryzyka związanego z pandemiami. Pełny raport kryje się za tym linkiem.

Konkluzja? O ile pandemia nie stwarza ryzyka dla stabilności ubezpieczeń na życie czy obejmujących nasze zdrowie, o tyle odpowiedzialności z tytułu polis od utraty przychodów branża ubezpieczeniowa nie byłaby w stanie udźwignąć. Szacuje się, że straty ekonomiczne z powodu pandemii tylko w 2020 r. mogą kosztować ok. 5% globalnego PKB, czyli nawet 4,5 biliona dolarów.

Na rynku już od kilkudziesięciu lat jest znana polisa chroniąca przed utratą zysku. Chodzi o tzw. polisy „business interruption” (BI). Z tego tytułu ubezpieczyciele rocznie zbierają ok. 30 mld dol. składek. Żeby zrekompensować ekonomiczne straty powstałe tylko w 2020 r., musieliby zbierać składki przez 150 lat. Inny problem jest taki, że polisy „business interruption” nie zabezpieczają przedsiębiorców przed utratą zysków powstałą bezpośrednio w wyniku pandemii, choć w Niemczech, we Francji, Holandii, a zwłaszcza w Wielkiej Brytanii toczą się właśnie dyskusje na temat tego, w jakim stopniu tego typu polisa powinna pokryć pandemiczne straty.

O polisach od ryzyka pandemii (których jeszcze nie ma) rozmawiałem z ekspertem jednej z firm ubezpieczeniowych (mój rozmówca poprosił o anonimowość). Jego zdaniem, branża ubezpieczeniowa będzie musiała odpowiedzieć „ofertowo” na nowe zagrożenie, jakim jest pandemia. Jednym ze scenariuszy może być modyfikacja polis typu „business interruption”, które w większym stopniu niż dziś będą uwzględniać ryzyko pandemii. Co warto o nich wiedzieć?

Przeczytaj też: Przez koronawirusa twojej firmie brakuje kasy na pensje czy zakup towarów? Lekarstwem może być kredyt obrotowy. A dzięki dopłatom BGK zapłacisz mniej

Przeczytaj też: Kiedy zabraknie łóżek dla pacjentów chorujących na Covid-19? Czy sytuację uratują szpitale polowe? A może powinniśmy zacząć budować szpitale modułowe?

Przed czym chroni polisa „business interruption”

Polisy „business interruption” od kilkudziesięciu lat dostępne są również dla polskich przedsiębiorców. Taka polisa ma charakter uzupełniający ubezpieczenie majątkowe i nie uwzględnia ryzyka pandemii. Odszkodowanie jest wypłacane wyłącznie wtedy, jeśli utrata zysku jest efektem szkody majątkowej w ubezpieczonym mieniu, powstałej na skutek ubezpieczonego ryzyka, np. pożaru, w wyniku której firma przez jakiś czas nie może prowadzić działalności lub prowadzi ją w ograniczonym zakresie i w efekcie ponosi straty.

Nie mamy więc jeszcze ubezpieczeń BI obejmujących skutki przestojów w wyniku pandemii, ale to nie znaczy, że to, co się obecnie dzieje, nie ma wpływu na standardowe ubezpieczenia BI.

Wyobraźmy sobie, że halę produkcyjną strawił pożar. Ubezpieczona firma może liczyć na odszkodowanie, które pokryje koszty odbudowy fabryki. Uzupełniająca polisa BI pokryje też straty firmy spowodowane utratą przychodów w czasie, gdy fabryka będzie odbudowywana oraz po wznowieniu działalności, ale tylko do czasu wygaśnięcia uzgodnionego w umowie maksymalnego okresu odszkodowawczego.

Jeżeli pojawia się pandemia i lockdown, w wyniku czego okres odbudowy i odtworzenia przychodów może się wydłużać, bo na przykład nie mogą działać firmy prowadzące odbudowę albo na rynku brakuje potrzebnych materiałów. Pojawia się więc konkretny negatywny czynnik, który może istotnie wydłużać proces technicznego i ekonomicznego powrotu firmy do normalności.

„Dotychczas ten aspekt raczej nie był brany pod uwagę, ale teraz już powinien być uwzględniany przy ustalaniu właściwej długości maksymalnego okresu odszkodowawczego w polisach BI, podobnie jak wszystkie inne potencjalnie negatywne czynniki. Obok szerokiego zakresu ubezpieczenia, odpowiedniej sumy ubezpieczenia, to właśnie długość maksymalnego okresu odszkodowawczego jest kluczowym elementem decydującym o tym, czy polisa BI w pełni zabezpieczy firmę w razie szkody”

– mówi mój rozmówca. Ten okres zaczyna swój bieg w momencie powstania szkody rzeczowej i jego długość musi wystarczyć na odtworzenie mienia i uzyskanie wyniku ekonomicznego, jaki ubezpieczona firma osiągnęłaby w danym okresie, gdyby szkoda i przerwa w funkcjonowaniu nie miała miejsca. W przypadku niektórych branż, okres roczny może tu nie wystarczyć, szczególnie teraz, gdy mamy wpływ pandemii. Dlatego okresy półtoraroczne, dwuletnie, a dla niektórych branż nawet trzyletnie, powinny teraz być wybierane częściej.

„Do całej gamy czynników, które trzeba uwzględniać, takich jak anomalie pogodowe, np. śnieżne lub mroźne zimy, co nie pozwala przez jakiś czas prowadzić odbudowy, czy zaopatrzenia, teraz doszedł kolejny aspekt, którego jak pokazują fakty, nie można już pomijać”

– mówi ekspert firmy ubezpieczeniowej.

Wypłata odszkodowania, choć nie było pożaru

To zrozumiałe, że w obecnej sytuacji niektórzy klienci oczekiwaliby możliwości wykupienia polisy BI w pełni chroniącej ich interesy finansowe, także na wypadek zamrożenia gospodarki w efekcie pandemii, czyli bez warunku powstania szkody w mieniu i bez limitów. Jednak według mojego rozmówcy, ani na rynku polskim, ani na światowym nie funkcjonują jeszcze takie korporacyjne ubezpieczenia BI, które pokrywałby straty w wyniku lockdownu i pandemii do pełnej sumy ubezpieczenia, tak jak w standardowych polisach BI uruchamianych na skutek powstania szkody w mieniu.

W niektórych krajach (głównie w USA, ale zdarza się to też w Europie, wyjątkowo także w Polsce) funkcjonują klauzule rozszerzające standardową ochronę BI o ryzyka nietypowe, których wystąpienie nie powoduje powstania szkody w mieniu, ale wiążą się nimi straty w przychodach i zysku. Chodzi np. o alarm bombowy, skażenie chemiczne czy mikrobiologiczne, zabójstwa, samobójstwa czy choroby zakaźne, które pojawią się na terenie firmy.

Rozszerzenia te z reguły obwarowane są jednak niskimi limitami odpowiedzialności, a dodatkowo, krótkimi maksymalnymi okresami odszkodowawczymi, zazwyczaj nie przekraczającymi 7 czy 14 dni. Klauzulami takimi najczęściej interesują się firmy z takich branż jak hotele, restauracje, biurowce, centra handlowe czy centra rozrywki. Wystąpienie takiego zdarzenia powoduje bowiem, że obiekt trzeba na jakiś czas zamknąć i „zegar strat” zaczyna tykać. Wtedy przyda się taka rozszerzona polisa.

Przeczytaj też: Kolejny szalony pomysł rządu? Państwowe spółki giełdowe dostały polecenie, żeby… budować szpitale. A rząd da im podręcznik. Ile kasy pójdzie w błoto? I jak to zrobić lepiej?

Przeczytaj też: Pani Edyta od miesięcy walczy o usunięcie z bazy danych zdjęcia z jej wizerunkiem. A oni piszą: „to nie nasza sprawa”. I odsyłają do fotografa. Kto ma rację?

Ale trzeba podkreślić, że polisy chroniące przed utratą zysku, który nie jest związany ze szkodą majątkową (np. pożarem) są tylko niewielkim dodatkiem do standardowej polisy BI. Wyobraźmy sobie, że w ramach BI duże centrum handlowe ubezpieczone jest na kwotę 200 mln zł, a dodatkiem rozszerzającym ochronę jest klauzula z limitem na jedno i wszystkie zdarzenia równym 1 mln zł, która pokrywa straty z tytułu utraty przychodów w sytuacji, gdy ogłoszony zostanie alarm bombowy, czy ktoś rozpyli w obiekcie niebezpieczną substancję. Wiadomo, że w takiej sytuacji galerię trzeba zamknąć na pewien okres, co wiąże się z konkretnymi stratami.

„Tak rozszerzona polisa BI, w tym przypadku zadziała, choć nie mamy do czynienia ze szkodą majątkową. Jeśli w wyniku takiego zdarzenia galeria handlowa będzie musiała być zamknięta dłużej, bo dekontaminacja się przedłużyła, to ubezpieczyciel pokryje maksymalnie tylko tygodniowe straty w przychodach, ale nie więcej niż podany przykładowo 1 mln zł. Ubezpieczyciele bardzo niechętnie godzą się jednak na takie rozszerzenia, ponieważ nie pokrywają tego umowy reasekuracyjne i wypłaty takich odszkodowań w całości obciążają wynik techniczny netto zakładu ubezpieczeń”

– wyjaśnia mój rozmówca.

Pandemiczna polisa: czy będzie popyt na takie ubezpieczenie?

Tak jest dzisiaj, ale czy za jakiś czas doczekamy się polis typu BI tylko od ekonomicznych skutków pandemii? Mój rozmówca uważa, że jeśli w ogóle kiedyś pojawią się ubezpieczenia „pandemiczne”, to nie będą osobnym ubezpieczeniem, ale mogą pójść w takim kierunku, że polisa będzie ograniczona kwotowo i czasowo i będzie rozszerzeniem standardowej polisy BI.

Ograniczenia odpowiedzialności ubezpieczyciela, mogą mieć różną skalę, np. 10% sumy ubezpieczenia standardowego BI i działać nie dłużej niż przez okres 3 miesięcy. Żeby takie rozwiązanie miało sens, konieczne jest zainteresowanie klientów, chęć ubezpieczycieli i otwartość reasekuratorów na portfelowe lub fakultatywne przyjmowanie takich ryzyk.

„Obawiam się, że przy skali skutków obecnej pandemii i sporym ryzyku potencjalnych pandemii w przyszłości, wprowadzenie „polis pandemicznych” może nie być możliwe. Byłoby to ubezpieczenie bardzo drogie i obawiam się, że pomimo znanego rozmiaru zagrożenia, niewiele firm byłoby nim zainteresowanych, głównie w powodu na koszty. Musiałyby to być ubezpieczenia powszechne, w myśl zasady, że miliony płacą składkę, żeby odszkodowanie mogły otrzymać setki czy tysiące”

– mówi ekspert. Z „pandemicznych” ubezpieczeń musiałby więc korzystać nie tylko firmy z sektorów najbardziej narażonych na lockdown, a więc branża gastronomiczna, hotelarska czy część branży handlowej. Być może dopiero wtedy byłoby to intersujące dla ubezpieczycieli i reasekuratorów, którzy mają tu decydujące zdanie.

Większe szanse na stworzenie „ubezpieczenia firm od skutków pandemii” miałaby współpraca firm ubezpieczeniowych z rządem. Przecież i tak rząd – z naszych podatków i długów zaciąganych w imieniu podatników – próbuje dziś rekompensować firmom ponoszone straty w postaci subwencji czy zwolnień ze składek na ZUS. Żeby komercyjne firmy ubezpieczeniowe i reasekuratorzy wprowadzili takie polisy, musiałyby mieć zabezpieczenie np. w postaci rządowych gwarancji np. na wypadek niekontrolowanej skali i masowości roszczeń.

Ale nawet jeśli takie hybrydowe ubezpieczenia kiedyś powstaną, to czy firmy będą z nich masowo korzystać? Z ubezpieczeniami często jest tak, że przypominamy sobie o nich, kiedy już nawiedzi nas jakieś nieszczęście. Szacuje się, że standardowe ubezpieczenia BI w Polsce wykupuje tylko ok. 60-70% średnich i dużych firm produkcyjnych. W przypadku innych branż np. usługowej, czy mniejszych firm, ten odsetek jest znacznie mniejszy, a ubezpieczenia te funkcjonują już od wielu lat. Z ubezpieczeniami od pandemii, nawet jeśli się pojawią, może być podobnie.

Mój rozmówca nie przewiduje, żeby szybko stały się w Polsce powszechne, ponieważ obecna pandemia kiedyś przeminie, a przedsiębiorcy pewne szybko zapomną o związanym z nią ryzyku. U wielu z nich górę często bierze ograniczanie kosztów, nawet za cenę bezpieczeństwa. Być może niektórzy stwierdzą, że gdy przyjdzie kolejna zaraza, z pomocą przyjdzie rząd. Po co zatem płacić za ubezpieczenie.

Źródło zdjęcia: Pixabay

Subscribe
Powiadom o
1 Komentarz
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Marek
4 lat temu

Na co mogą liczyć przedsiębiorcy? Tutaj inna lista, Fundusz Wsparcia Kultury, wsparcie branży kulturalnej w czasach pandemii .

https://www.gov.pl/web/kultura/ponad-dwa-tysiace-podmiotow-otrzyma-pomoc-z-funduszu-wsparcia-kultury

Co z niej wynika? ( Losowo wybrane przeze mnie)

Golec Fabryka Spółka z.o.o Spółka Komandytowa 1 894 670 zł
Fundacja Imka 1 632 160 zł
Club 27 Sp z.o.o . 906 967 zł
Egurrola Production 665 500 zł
Bajm Andrzej Pietras 613 500 zł
Bayer Full Sławomir Świerzyński 150 000 zł
Renata Świerzyńska Bayer Full Impresariat 400 000 zł
Kamil Bednarek 500 000 zł

Subiektywny newsletter

Bądźmy w kontakcie! Zapisz się na newsletter, a raz na jakiś czas wyślę ci powiadomienie o najważniejszych tematach dla twojego portfela. Otrzymasz też zestaw pożytecznych e-booków. Dla subskrybentów newslettera przygotowuję też specjalne wydarzenia (np. webinaria) oraz rankingi. Nie pożałujesz!

Kontrast

Rozmiar tekstu