Coraz więcej firm i instytucji umożliwia nam odroczone płatności. Allegro Pay, PayPo, Klarna, Twisto… wkrótce taki system uruchomi BLIK oraz PKO BP. Od kilku dni odroczone płatności pod nazwą Pay Later udostępnił niektórym klientom Revolut. W krajach anglosaskich systemy „buy now pay later” (w skrócie: BNPL) doprowadziły do poważnego zadłużenia młodych ludzi. To, co proponuje Revolut, wygląda na BNPL w wersji soft. Ale może tak właśnie powinna wyglądać tego typu usługa?
Odroczone płatności są hitem internetu, bo pozwalają odsunąć na później największy mankament zakupów online, czyli obarczoną mniejszymi lub większymi formalnościami płatność. Kupuję teraz i nic mnie nie może powstrzymać, a płatność jest dopiero później. W momencie kupowania nic nie zakłóca spontaniczności zakupoholika i chęci zaspokojenia konsumenckiej potrzeby.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
BNPL coraz częściej przenika też do świata zakupów stacjonarnych. Mogą tę formę zakupów oferować zarówno sieci zarządzające terminalami płatniczymi, jak i systemy płatnicze (na uruchomienie BNPL zasadza się BLIK) oraz banki. Co prawda odroczone płatności – na dwa lub trzy miesiące – są konstrukcyjnie bardzo podobne do zwykłych kart kredytowych, ale są łatwiej dostępne, bo nie wymagają spisywania dodatkowej umowy i wręczania klientowi osobnego instrumentu płatniczego.
W krajach anglosaskich BNPL zaczął się panoszyć w portfelach (zwłaszcza młodych) klientów do tego stopnia, że wpadają oni nierzadko w poważne długi. Dostawców tego typu usług jest wielu, każdy bada wiarygodność płatniczą klientów na własną rękę, nie ma żadnej centralnej bazy tego typu zadłużeń. A zachowanie firm w stosunku do osób, które nie zapłaciły rachunku na czas, też bywa różne – część z nich roluje takie zadłużenie z bardzo wysokim oprocentowaniem.
Kilka dni temu na rynek BNPL wszedł największy fintech w Polsce – Revolut. Aplikacja, z której mniej lub bardziej aktywnie korzysta 1,7 mln osób, udostępniła pierwszym klientom Pay Later, czyli możliwość kupowania z odroczoną płatnością. Kiedy się o tym dowiedziałem, miałem obawy, że będzie to dla Revoluta haczyk, którym będzie chciał „ukredytować” jak największą część swoich użytkowników.
Pokusa może być niemała, bo skoro relatywnie niewielka część z użytkowników wykorzystuje Revoluta do codziennego bankowania, to zarabianie na odsetkach od zadłużenia mogłoby być ważnym strumieniem przychodów aplikacji. Wniknąłem więc z niepokojem w revolutowy BNPL, a mogłem, bo jeden z moich czytelników szczęśliwie znalazł się wśród tych użytkowników Revoluta, którzy uzyskali dostęp do odroczonych płatności w pierwszym rzucie.
Wygląda na to, że Revolut dobrze przemyślał zagrożenia reputacyjne, które mogą dla niego wyniknąć z oferowania odroczonych płatności, bo zrobił je… ostrożnie. Niektórzy mogliby powiedzieć, że Pay Later to taki „BNPL na niby”.
Przede wszystkim: nie trzeba podpisywać żadnej umowy. Revolut udostępnia odroczone płatności tym klientom, których jest w stanie jakoś „wycenić”, czyli wykonują odpowiednią liczbę transakcji za pomocą karty lub aplikacji i w miarę systematycznie zasilają konto w aplikacji. Po prostu pewnego pięknego dnia można uzyskać od Revoluta informację w aplikacji, że usługa jest dostępna.
Rozłożyć można zakupy o wartości do 5000 zł, zarówno płacąc w internecie, jak i w stacjonarnych sklepach (ale nie każdy klient dostanie aż taki limit). Jeśli ktoś ma uruchomioną usługę, to po prostu zgłasza chęć rozłożenia danej transakcji na raty. Są one nieoprocentowane, można spłacić je w dowolnym momencie, bez żadnych kosztów. Jest tylko jeden warunek: jedną trzecią trzeba oddać w ciągu miesiąca od zakupów, a (drugą) jedną trzecią – za dwa miesiące.
Coś Wam się nie zgadza? Bo to jest tak: druga rata w ramach Pay Later za miesiąc, trzecia za dwa miesiące, a gdzie pierwsza? Otóż to: pierwszą ratę trzeba zapłacić od razu, czyli z góry. BNPL obejmuje więc de facto „wkład własny” klienta w wysokości 33% wartości zakupów. Odroczenie płatności obejmuje tylko dwie pozostałe części.
Z tego, co dowiedziałem się w Revolucie, nie ma możliwości przedłużenia odroczonej spłaty na dłużej – ani komercyjnie, ani niekomercyjnie. Jeśli nie zapłacę rachunku, to zajmie się mną dział windykacji Revoluta. I zapewne otrzymam ban na dalsze korzystanie z tej usługi. Taki klient raczej nie dostanie też żadnego z innych produktów kredytowych oferowanych przez Revolut – ani karty kredytowej, ani pożyczki gotówkowej. Jedyne, na co klient może liczyć, to to, że jak zapłaci odroczony rachunek, to limit mu „odrośnie”.
Mamy zatem usługę zapłaty opóźnionej bez odsetek, z wysokim „wkładem własnym” i relatywnie krótkim okresem spłaty (dwa miesiące) oraz taki, którego nie da się zrolować na kolejne miesiące na mniej korzystnych warunkach (z oprocentowaniem). Jest inny haczyk: prowizja w wysokości 2,99% od wartości zakupów rozłożonych na raty. W tym sensie jest to jedna z najdroższych oferty BNPL ma polskim rynku.
Ale chyba wolę takie podejście. Revolut oferuje klarowny produkt, który nie daje możliwości wejścia w pętlę długów i na którym aplikacja nie będzie zarabiała dzięki wpuszczaniu klientów zadłużenie. W zamian za to jest jednorazowa opłata – możemy dyskutować, czy nie jest ona zbyt wysoka, ale przynajmniej nie ma tu drugiego dna. I nie trzeba podejrzewać, że dostawcy usługi może zależeć na tym, by klient nie zapłacił rachunku na czas. Wręcz przeciwnie.
To chyba dobry kierunek dla tej usługi. Odroczona płatność to ma być tylko odroczona płatność, a nie otwarte wrota do pętli zadłużenia jak np. przy „pierwszej pożyczce gratis” w firmach chwilówkowych. Oby tylko polski rynek BNPL nie poszedł w tę drugą, bardziej „chciwą” stronę.
——————-
Posłuchaj podcastu „Finansowe sensacje tygodnia”
Zagraniczne wycieczki zorganizowane w ciągu roku zdrożały aż o ponad 40% – wynika z danych GUS. W tym odcinku „Finansowych Sensacji Tygodnia” rozmawiamy o tym, jak zaoszczędzić na wypoczynku za granicą: gdzie można kupić walutę taniej oraz jakimi kartami płacić, żeby nie popłynąć na kosztach przewalutowania i innych prowizjach. Gościem podcastu jest Robert Błaszczyk, dyrektor departamentu klienta strategicznego w firmie Cinkciarz.pl. Zapraszamy do posłuchania! Można to zrobić pod tym linkiem, albo na siedmiu popularnych platformach podcastowych, w tym Spotify, Google Podcast i Apple Podcast.