Tego lata sporo nowości czeka użytkowników aplikacji Panek Car Sharing. Firma obniży ceny najmu samochodów w zamian za… comiesięczną subskrypcję. Tylko czy opłaci się płacić tę „składkę”?
Użytkownicy bodaj najpopularniejszej aplikacji do wynajmowania samochodów na minuty dowiedzieli się właśnie, że od 25 czerwca zmieni się regulamin korzystania z jej usług. Co wynika z nowego regulaminu? Ciekawe rzeczy. Piszą m.in., że będą nowe formy wynajmowania samochodów i nowe ceny. Oraz oferta dla studentów. Czy dzięki tym nowinkom Panek przekona kolejnych kierowców do korzystania z car-sharingu?
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Tym, którzy jeszcze nie jeździli autami na minuty przypominam jak to chodzi. Ściągam na smartfona aplikację, rejestruję się podając trochę danych na swój temat i skanując dokumenty, przypinam kartę płatniczą, a gdy chcę skorzystać z samochodu – podchodzę do zaparkowanego na ulicy auta, otwieram je, wsiadam i jadę. Kasa jest pobierana z karty płatniczej, a rozliczam się za przejechane kilometry oraz spędzony w samochodzie czas. To oznacza, że finalny koszt przejazdu jest uzależniony od tego czy stoję w korku czy mknę na „zielonej fali”.
Bardziej przejrzysta byłaby formuła płacenia jedynie za minuty, a nie kilometry. Ale ta jest dostępna na razie tylko w samochodach elektrycznych, które można spotkać u konkurentów firmy Panek – BMW i3 od Innogy GO! oraz chińskich ZD-D2S, które w ostatnich tygodniach zastąpiły w Warszawie „spalinówki” renault clio od firmy Traficar (ale tych samochodzików jest jedynie 40, więc można uznać, ze Traficar odpuścił walkę o warszawski rynek). Innogy Go ma flotę 500 „elektryków”.
Panek oferuje auta hybrydowe od Toyoty. Poza dostępnymi już yarisami i corollami firma wprowadzi wkrótce hybrydowe Toyoty CHR oraz dwie inne klasy samochodów.
Panek idzie w pakiety
Panek wszedł z impetem na rynek wynajmu samochodów na minuty, ale namawia też klientów do pożyczania aut na trochę dłużej (z tego rynku przecież się wywodzi). Będziemy więc mogli skorzystać z wynajmu przez smartfona w wariantach: pakietowym i subskrypcyjnym.
Pakiet dobowy to będzie po prostu wynajem na określoną liczbę dni, dotąd dostępny w fizycznych punktach Panka (przy lotniskach i dworcach). Za najmniejszą Toyotę Yaris zapłacimy 90 zł plus opłata za przejechane kilometry. Słą rzeczy nie zapłacimy już za minuty.
Pojawi się też pakiet tygodniowy, który da możliwość jazdy autem przez siedem dni (zapłacimy za sześć, żeby była jakaś zachęta). Co ciekawe, Co ciekawe, w ramach pakietów kierowca będzie mógł podróżować nie tylko jednym, lecz wieloma samochodami, przesiadając się z jednego do drugiego.
Czytaj też: Startuje dostawczy carsharing IKEA. Ale auta nie zostawisz gdzie chcesz. Kto na to pójdzie?
Subskrypcja od Panka, to nie Spotify
Druga nowość to subskrypcja. Czyli co? Tak jak w Spotify – że płacę stałą, comiesięczną stawkę i mogę słuchać muzyki (w tym przypadku jeździć) ile wlezie? Niestety, subskrypcja w wydania Panka to comiesięczna opłata, która jedynie zwolni kierowcę z odpowiedzialności za szkody i zmniejszy cenę za kilometry jazdy. O ile? – To niespodzianka – mówią w Panku.
Zniżki w stawce za kilometr to rzecz oczywista. A jak ma działać zniesienie „udziału własnego” w szkodzie? Jeśli zdarzy nam się „obcierka” albo stłuczka i udowodnimy, że doszło do niej nie z naszej winy, jesteśmy zwolnieni z opłat. Subskrypcja w tym wydaniu wygląda raczej jak dodatkowe ubezpieczenie, które znosi nasz udział własny.
Można też spojrzeć na sprawę inaczej: Jeśli zgodzisz się płacić Pankowi stałą, comiesięczną opłatę, to Panek potraktuje cię jak klienta premium – czyli będziesz płacił mniej za korzystanie z aut w modelu „płać za to, co wyjeździsz” oraz będziesz traktowany przychylnie w przypadku jakichś kłopotów za kółkiem.
Dostępne będą dwie opcje: zwykła w cenie 79 zł miesięcznie i… studencka za 49 zł miesięcznie. Ta druga będzie aktywowana po dodaniu do aplikacji zdjęcia legitymacji studenckiej. Ale uwaga: firma ma prawo poprosić o dodatkowy dokument z uczelni w celu weryfikacji ważności legitymacji. Nie wiemy też czy na zniżki mogą liczyć studenci-doktoranci.
79 zł miesięcznie oznacza, że w ciągu roku wydamy na subskrypcję prawie 948 zł – to mniej więcej tyle, ile wynosi wkład własny klienta w szkodę w przypadku standardowego najmu na obecnych zasadach. Tyle, że przecież nie każdy te pieniądze wyjmuje w kieszeni, bo nie każdy rozbija wynajmowany samochód. Gdyby nie opcja dodatkowych zniżek za przejechane kilometry i za czas jazdy – promocja byłaby mało atrakcyjna. Pytanie ile wyniosą owe zniżki.
Panek zapowiada też wprowadzenie nowego sposobu rozliczeń na zasadzie doładowań „skarbonki”. Jeśli zapłacimy z góry i doładujemy nasze konto kwotą 100 zł, dostaniemy dodatkowe 5 zł na przejazdy. Jeśli doładujemy aplikację kwotą 500 zł – dostaniemy 30 zł bonusu do wykorzystania. Za 1000 zł – dostaniemy 80 zł bonusu.
Czy ta subskrypcja się opłaci?
Czy warto skorzystać z tej opcji? Cóż, z punktu widzenia firmy to oczywista sprawa: jeśli klient zapłaci z góry, to nie pójdzie do konkurencji, będzie siłą rzeczy bardziej lojalny. Niedawno podobną koncepcję wyśledziliśmy w planach FreeNow (do niedawna MyTaxi).
Z punktu widzenia użytkownika doładowanie aplikacji z góry ma sens, o ile wydaje na car-sharing co najmniej kilka stówek miesięcznie. Wtedy warto skorzystać z przedpłaty: zawsze wpadną dodatkowe kilometry. Szczegółowe wyliczenia kiedy i komu ta pół-subskrypcja się opłaci, zrobimy jak będą już znane szczegóły rabatów.
Przy okazji Panek zmienia też „system kar” dla kierowców za łamanie regulaminu. Jeśli za kierownicę wsiądzie ktoś inny, niż użytkownik aplikacji – opłata wyniesie nie 5000 zł (jak do tej pory), ale „jedynie” 2000 zł. Wzrosła za to opłata za przekazanie naszych danych policji, gdyby zdarzyło nam się za kierownicą „pankowego” pojazdu pojechać za szybko i trafić na zdjęcie radaru. Ta opłata wzrośnie z 50 zł do 80 zł.
To zapewne nie koniec nowości w car-sharingu. Na horyzoncie czai się firma 4Mobility wzmocniona zapleczem właścicielskim firmy energetycznej PGE. Fani car sharingu mogą zacierać ręce, bo nic tak nie robi dobrze, jak konkurencja.
Czytaj też: Oni odetną prąd car-sharingowi? Warszawę i kraj zaleją… skutery na minuty. Ja już jeździłem
źródło zdjęcia: Panek Car Sharing/YouTube