Samolot się spóźnił, ale linia lotnicza nie chce wypłacić odszkodowania, powołując się na „przyczyny niezależne od przewoźnika”. Tymczasem pan Jacek przekonuje: „słyszałem na własne uszy, jak pilot mówił, że jesteśmy spóźnieni, bo załoga musiała dotrzymać czasu odpoczynku”. Pokazuje też wyjaśnienia agencji zarządzającej ruchem lotniczym, z którego wynika, że… to sama linia lotnicza poprosiła o nowy, opóźniony plan lotu
Każdy, kto czasem wsiada do samolotu, zdaje sobie sprawę z ryzyka opóźnienia lotu. Lotniska są przeciążone, przestrzeń powietrzna zatłoczona. Poza tym plany lotów są układane niemal „na zakładkę”, a samoloty mają rozkłady jazdy prawie, jak autobusy – latają w tę i wewtę po kilka razy dziennie. Wystarczy, że raz wylecą później z lotniska startowego i cały plan się sypie. Nie mówiąc już o usterkach.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Pasażerowie wszystko to znoszą zwykle z anielską cierpliwością. Wiadomo: bezpieczeństwo jest najważniejsze. Lepiej wylecieć później i dolecieć bezpiecznie, niż gdyby z powodu czyjegoś pośpiechu miało dojść do tragedii.
Ale jednego świadomy pasażer linii lotniczej nie wybaczy nigdy – ściemy. Jeśli samolot jest opóźniony z winy przewoźnika, zaś przewoźnik ten twierdzi, że przyczyna jest od niego niezależna, łatwo świadomego pasażera rozjuszyć. I właśnie to zadanie udało się wykonać perfekcyjnie skandynawskim liniom lotniczym SAS, które miały dostarczyć do Kopenhagi pana Jacka, czytelnika „Subiektywnie o finansach”.
Samolot miał wylecieć bladym świtem z lotniska w Warszawie, Niestety, wyleciał grubo (godzinę i czterdzieści minut) później i z takim też opóźnieniem wylądował. Pan Jacek z tego powodu miał trochę problemów w pracy, ponieważ w Kopenhadze miał się przesiąść na inny samolot, na który się spóźnił. Ostatecznie do celu dotarł cztery godziny później, niż wynikałoby to z „rozkładu jazdy” linii lotniczych.
Kłopot w tym, że gdy pan Jacek zwrócił się do linii lotniczych z prośbą o odszkodowanie zgodne z unijną dyrektywą (250 euro) i pokrycie kosztów wyżywienia (przekraczających nieco wartość vouchera, który otrzymał od SAS), przewoźnik uwzględnił tylko tę drugą prośbę, stwierdzając, iż opóźnienie – które w tym rejsie było niespełna dwugodzinne, ale spowodowało dotarcie pasażera do celu z aż czterogodzinnym opóźnieniem – wynikało z przyczyn od niego niezależnych.
Pan Jacek pewnie musiałby przyjąć to wytłumaczenie do wiadomości i wyluzować, gdyby nie pewien drobiazg.
„To wyjaśnienie jest zaskakujące, ponieważ całkowicie różni się od wyjaśnienia podanego przez kapitana samolotu. Powiedział on, że powodem opóźnienia była konieczność zapewnienia załodze minimalnych czasów odpoczynku. Pracowali dłużej poprzedniego dnia i musieli opóźnić wylot, aby dotrzymać minimalnego czasu odpoczynku”
Jeśli opóźnienie samolotu wynika z tego, że linia lotnicza źle zaplanowała grafiki pracy pilotów, to trudno mówią o przyczynach niezależnych.
„To powód czysto operacyjny, ponieważ linia lotnicza ma pełną kontrolę nad grafikami pilotów, rozkładem lotów i powinna wszystko zaplanować z rozsądnymi zakładkami, aby uniknąć takich sytuacji. Jeśli planują wszystko bez żadnej rezerwy, aby zmaksymalizować zyski, to kończy się opóźnieniami. Dlaczego mam ponosić koszty niedogodności związanych z takim działaniem renomowanych, bądź co bądź, linii?”
Pan Jacek dostał od linii kupon wart 100 koron duńskich. Za posiłek zapłacił 167 koron i linia lotnicza chętnie pokryła brakującą kwotę, w przeliczeniu 39 zł. A co z odszkodowaniem?
„Przykro mi, że Pańska podróż nie przebiegła zgodnie z planem i w pełni rozumiem rozczarowanie oraz frustrację. Przyczyną opóźnienia były ograniczenia ruchu lotniczego. Nasze ustalenia wskazują, że lot został opóźniony o 79 minut w wyniku decyzji podjętej przez Zarząd Kontroli Ruchu Lotniczego. Opóźnienia wynikające z ograniczeń w ruchu lotniczym są uważane za nadzwyczajne okoliczności i dlatego nie jestem w stanie zrekompensować dodatkowych kosztów”
Pan Jacek jest nie w ciemię bity, więc zaczął podejrzewać, że coś tu nie gra. Napisał więc do Zarządu Kontroli Ruchu Lotniczego, a tam dowiedział się, że…
„Na operację lotniczą realizowaną w dniu 23 października 2019 r. na trasie Warszawa – Kopenhaga w dniu 22 października został złożony plan lotu, w którym zadeklarowano planowany czas startu samolotu z lotniska o godz. 04:05 UTC. Następnie, również 22 października nastąpiła modyfikacja planu lotu, poprzez którą przewoźnik przesunął czas startu samolotu z lotniska na godzinę 05:20 UTC. Faktycznie start samolotu z lotniska nastąpił o godz. 05:30 UTC”
Z tych wyjaśnień wynika, że linia lotnicza sama poprosiła zarządzających ruchem lotniczym nad Warszawą, by opóźnili start samolotu, zaś pilot – jak na spowiedzi – wytłumaczył pasażerom przyczyny: że musiał po prostu odpocząć, bo takie ma regulacje. W SAS jednak twierdzą, że racja jest po ich stronie.
„Z przykrością informuję, że nie jesteśmy w stanie uwzględnić Pańskiego wniosku o rekompensatę w ramach regulacji Unii Europejskiej, ponieważ przyczyną zakłóceń była decyzja Agencji Transportu Cywilnego. To nasza ostateczna odpowiedź. Mam nadzieję, że udało nam się wyjaśnić wszelkie okoliczności. Dziękujemy za zrozumienie i cierpliwość. Do zobaczenia wkrótce na pokładzie”
Pan Jacek jest zniesmaczony tym, że linia lotnicza – jak twierdzi – nie powiedziała mu całej prawdy. Nie można jednak wykluczyć, że to w lotniskowym centrum zarządzania lotami coś pokręcili. Jest to bardzo mało prawdopodobne, ale nie niemożliwe. Lub też, że nałożyły się na siebie dwie przyczyny, a linia lotnicza skwapliwie z tego faktu skorzystała. Na szczęście nie wszystko stracone:
„Jeśli nie jesteś zadowolony z naszej ostatecznej odpowiedzi, możesz skierować skargę do lokalnego organu ds. ochrony konsumentów. Informacje kontaktowe można znaleźć w lokalnym krajowym organie odpowiedzialnym za egzekwowanie przepisów, na stronie internetowej Komisji Europejskiej. Do twojej dyspozycji jest też Platforma internetowego rozstrzygania sporów, utworzona przez Komisję Europejską (ADR)”
– poinformowała pana Jacka linia lotnicza. Cóż, nie wiem czy pan Jacek się zdecyduje na którąś z tych ścieżek, ale niezależnie od tego chciałbym zaapelować do SAS o ponowne zbadanie sprawy. Przyznać się do błędu to żaden wstyd. Wstydliwe jest dopiero tkwić w błędzie. W przeszłości skandynawskie firmy pokazywały, że potrafią się w takich sytuacjach zachować. Pan Jacek czeka, a my razem z nim.
zdjęcie tytułowe: Pixabay