Opieka medyczna, której nie da się wypowiedzieć? Pan Tomasz spróbował, ale nadal otrzymuje faktury i wezwania do zapłaty. Co zawiodło? Technologia, obsługa klienta, procedury, a może to błąd samego czytelnika? Jak wypowiedzieć umowę, której już nie potrzebujemy? Co zrobić, gdy zdrowie szarga nam firma, która powinna o nie dbać?
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Podczas podpisywania różnego typu umów, powinniśmy bardzo uważać, aby nie wplątać się w jakieś długoterminowe zobowiązanie obarczone karami za wcześniejszą rezygnację. Co jednak zrobić w sytuacji, w której przestrzegamy terminów i skrupulatnie składamy wypowiedzenie, a i tak ciągle otrzymujemy faktury? Napisał do mnie pan Tomasz:
„Co można zrobić, gdy kontrahent – wielki moloch – uporczywie wystawia niesłuszne faktury?”
W czym rzecz? Czytelnik prowadził jednoosobową działalność gospodarczą i od dwóch lat korzysta z ubezpieczenia zdrowotnego w firmie Medicover dla siebie oraz dla żony (prywatna opieka medyczna). Z dotychczasowych usług był bardzo zadowolony, ale zmieniły mu się plany życiowe i postanowił przejść na umowę o pracę. Pan Tomasz sprawdził więc warunki swojej umowy i wypowiedział ją z zachowaniem trzymiesięcznego terminu wypowiedzenia.
„Napisałem wypowiedzenie, podpisałem profilem zaufanym i wysłałem e-mailem. Dostałem potwierdzenie, że z końcem 2022 r. umowa zostanie rozwiązana i zakończona. I teraz plot twist – po nowym roku dostaję fakturę z kolejnym miesiącem do zapłaty. Od miesiąca odbijam się pomiędzy doradcą biznesowym, dostaję listy z działu windykacyjnego, a teraz zapewne dostanę kolejną fakturę. Bo w systemie obsługującym Medicover moja umowa dalej widnieje jako aktywna”
– żali się czytelnik, który faktycznie otrzymał kolejną fakturę również za luty. Muszę dodać, że pan Tomasz jest wzorem, jeżeli chodzi o postępowanie z dokumentami. Sam odezwał się do Medicoveru na początku stycznia z prośbą o potwierdzenie, że nie ma żadnych zaległości z tytułu wygasłej umowy.
Niestety Medicover nie wytrzymał chyba tego wysokiego poziomu konwersacji. W rezultacie czytelnik wielokrotnie rozmawiał telefonicznie i e-mailowo z obsługą klienta, indywidualnym opiekunem biznesowym i działem windykacji. Pan Tomasz odbijał się od ściany, bo jedne osoby milczały, kolejne przekierowywały sprawę do innych, a indywidualna opiekunka zapewniała, że zajmie się tą sprawą i że nie trzeba się niczym martwić.
W międzyczasie przychodziły kolejne e-maile z działu windykacji (zapewne wysyłane automatycznie przez system, ale jednak stresujące). W końcu przyszła faktura za luty (mimo zapewnień opiekunki, że faktury zostały wstrzymane) oraz ostateczne wezwanie do zapłaty zaległości (za fakturę styczniową).
Prywatna opieka medyczna się „zacięła”
Pan Tomasz chyba stracił już nadzieję na polubowne rozwiązanie sprawy i napisał do mnie z prośbą o pomoc. A ja muszę przyznać, że to była chyba najkrótsza interwencja w całej mojej karierze działania w „Subiektywnie o Finansach”.
Wystosowałem zapytanie do działu prasowego o godzinie 13:25. O godzinie 13:36 przyszła odpowiedź, że przyjrzą się tej sprawie, a o godzinie 16:50 pan Tomasz otrzymał pierwszy telefon z propozycją rozwiązania. Cztery dni później czytelnik miał już zamknięte konto i otrzymał fakturę korygującą. Ale po kolei.
Na moje zgłoszenie odpowiedziała Justyna Gościńska-Bociong, która zapewniła mnie, że przyjrzą się tej sprawie. I faktycznie się przyjrzeli, bo cztery godziny później pan Tomasz napisał do mnie, że:
„Magia, panie Michale: dzisiaj o 16:50 zadzwonił do mnie pan z Medicoveru. Stwierdził, że „osobiście będzie monitorował sprawę, pójdzie mi na rękę, wystawi fakturę korektę” i zakończy umowę z końcem zeszłego roku, zgodnie z tym, co napisał opiekun biznesowy.”
Kilka dni później dostałem jeszcze informację, że Medicover zamknął konto pana Tomasza i przesłał mu fakturę korektę. Całą sprawę udało się rozwiązać w cztery godziny, a zamknąć w cztery dni. Wystarczyło, aby się nią ktoś zajął, komu zależy na zadowoleniu klienta i jego zdrowiu (bo stres ma na nie całkiem spory wpływ). Nam zależy, żeby nasi Czytelnicy byli zadowoleni i przekonujemy do tego firmy, które ich obsługują.
Cyfryzacja? Chętnie, ale może innym razem
A skąd w ogóle wzięło się całe zamieszanie? Opowiada o tym czytelnik, który dowiedział się wszystkiego od pracownika firmy medycznej.
„Na moje pytanie, co było nie tak, pracownik Medicover stwierdził, że… umowa była niepodpisana „analogowym” podpisem, a tylko tym z profilu zaufanego. Niestety mój doradca biznesowy nie zauważył tego, przyjął dokument i potwierdził wypowiedzenie umowy.”
Co to jest podpis zaufany? To zaawansowany podpis elektroniczny. Jego funkcja polega na tym, że można ustalić tożsamość podpisującego (dokumenty są podpisywane przez profil zaufany, a w przypadku zwykłego e-maila nigdy nie mamy pewności, kto go wysłał). Więcej o podpisie zaufanym pisałem w tym miejscu.
W rezultacie unikamy drukowania i skanowania papierów, a sam podpis wydaje się bezpieczniejszy, bo nie chce mi się wierzyć, że ktoś w Medicoverze porównuje odręczny podpis z kartą wzoru podpisów. Co ciekawe wygląda na to, że Medicover akceptował ten rodzaj podpisu w sytuacji, gdy czegoś chciał od klienta, ale już niekoniecznie, gdy to klient chciał odejść. Pan Tomasz dodaje, że:
„Do tej pory Medicoverowi nie przeszkadzał podpis profilem zaufanym, wysyłałem im kilkukrotnie różne dokumenty tak podpisane.”
Podpis zaufany jest akceptowany w dużo istotniejszych sprawach niż wypowiedzenie umowy (podpisuje się nim chociażby Centralny Rejestr Beneficjentów Rzeczywistych), a z Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) Nr 910/2014 wynika, że każdy podpis elektroniczny (a nie tylko kwalifikowany) odnosi swój skutek prawny.
Ewidentnie w tej sprawie zabrakło i sensownej procedury (podpis zaufany powinien być w dzisiejszych czasach akceptowalny), i obsługi klienta na odpowiednim poziomie (pan Tomasz wielokrotnie zgłaszał chęć zakończenia umowy – e-mailowo i telefonicznie – wystarczyło odpowiednio zadziałać).
Przecież nawet jeśli faktycznie w Medicoverze muszą mieć odręczny podpis (co w dzisiejszych czasach jest głupotą), to chyba można było poprosić o skan z podpisem pana Tomasza? Pewnie całość zajęłaby kilka godzin, a tak sprawę potraktowano na zasadzie gorącego kartofla, którego przerzucano z ręki do ręki (z działu do działu), aż w końcu wybuchł.
W rezultacie nikt nie jest zadowolony – ani pan Tomasz, któremu firma medyczna zszargała nerwy (a więc i zdrowie), ani Medicover, który – bardzo możliwe – stracił klienta (a wiem, że pan Tomasz pierwotnie chciał kontynuować współpracę w ramach pakietu dla osoby prywatnej).
W zasadzie nie wiem, jaką radę miałbym Wam dać na podstawie historii pana Tomasza. Przecież nie zaproponuję, abyście podpisywali się odręcznie, bo w dobie cyfryzacji zupełnie prawdopodobna jest odwrotna sytuacja, w której ktoś wymaga akurat podpisu zaufanego.
A samo dopilnowanie wypowiedzenia umowy (czytelnik poprosił o potwierdzenie otrzymania wypowiedzenia i sprawdzenie jego poprawności oraz poprosił o potwierdzenie, że nie ma żadnych zaległości), jak widać, nie wystarczyło (chociaż na pewno przydałoby się w ewentualnej rozprawie sądowej).
Dlatego pojadę banałem: skrupulatnie zbierajcie wszystkie ważne pisma (umowy, wypowiedzenia, zmiany warunków) i – jeżeli to Wy wysyłacie e-mail – proście o potwierdzenie przyjęcia dyspozycji do realizacji. Jeżeli wszystko odbywa się przez system po zalogowaniu (bo bywa i tak), to róbcie i zapisujcie screeny.
Na pewno przyda się też konto w tzw. e-sądzie (EPU: Elektroniczne Postępowanie Upominawcze). Będziemy tam śledzić aktualne sprawy oraz wnosić ewentualne sprzeciwy. To ważne szczególnie w sytuacji, w której korespondencja papierowa zostanie doręczona na inny adres i nie trafi w nasze ręce (a to też się zdarza).
A do firm mam inną prośbę: zapewnijcie regularne szkolenia z obsługi klienta i dajcie pracownikom możliwość zgłaszania, że w procedurze jest coś „nie halo”. Jestem pewny, że w powyższej sprawie Medicover nie miał złej woli i nie chciał na siłę zatrzymać klienta. Raczej zawiniły komunikacja, procedury i błąd pracownika.
Zdjęcie główne: guvo59/pixabay