Onkopolisa to dość ciekawe ubezpieczenie dostępne w oddziałach banku BZ WBK, a chroniące przez konsekwencjami zdiagnozowania raka. Podobną polisę zaoferował swoim klientom mBank. Co jest w tych polisach nadzwyczajnego, że chcę Wam o nich opowiedzieć? Otóż do tej pory ubezpieczenia od raka były głównie wabikiem, którym firmy ubezpieczeniowe kusiły klientów do zakupu wielowariantowych pakietów ubezpieczeń na życie. Trzeba było kupić zwykłą polisę na życie, a przy dokładaniu opcji dodatkowych jedną z nich było ubzpieczenie od ciężkich zachorowań, w tym od raka.
Dwie wymienione przeze mnie polisy – oferowane przez BZ WBK oraz mBank – mają to do siebie, że są w zasadzie „samodzielne”, to znaczy kupując je otrzymujemy wyłącznie polisę antyrakową i nic więcej. Jeśli spotka nas „zwykła” śmierć, albo taka spowodowana innymi chorobami, uposażony dostanie co najwyżej zwrot wpłaconych przez nas składek. Suta wypłata – w najdroższych wariantach sięgająca 100.000-200.000 zł – jest przewidywana wyłącznie po wykryciu raka i to złośliwego. W odróżnieniu od polis życiowych z opcją antyrakową tu nie ma również zbyt wielu wyłączeń. Nowotwory w definicjach OWU dzielą się po prostu na te, które są „zewnętrzne” (in situ) i poważniejsze. Za pierwsze można dostać ok. 10-20% sumy ubezpieczenia, a za te drugie – 100%. Do głównej części – odszkodowania na wypadek nowotworu – banki (a w zasadzie współpracujące z nimi firmy ubezpieczeniowe) dorzucają jeszcze assistance medyczne (np. pokrycie kosztów dodatkowych badań, drugiej diagnozy lekarskiej, rehabilitacji po powrocie ze szpitala).
- Bezpieczna szkoła i bezpieczne dziecko w sieci, czyli czego nie robić, by nie „sprzedawać” swoich dzieci w internecie? [POWERED BY BNP PARIBAS]
- Wybory w USA: branża krypto wstrzymała oddech. W świecie finansów to ona ma najwięcej do ugrania. Po wyborach nowe otwarcie? [POWERED BY QUARK]
- Pieniądze w rodzinie, jak o nich rozmawiać, żeby nie było niemiło? Natalia Tur i Maciej Samcik [POWERED BY BNP PARIBAS / MISJA OSZCZĘDZANIE]
Co czwarty umierający Polak – a umiera nas rocznie 300.000 osób, czyli mniej więcej 1% dorosłych – odchodzi z tego padołu łez i rozpaczy z powodu choroby nowotworowej, więc o ile od nieszczęśliwego wypadku możemy nie mieć ochoty się ubezpieczać (bo prawdopodobieństwo jest dużo mniejsze), o tyle nad polisą od raka można się zastanowić. No dobrze, a ile to kosztuje? Od razu powiem, że nie zajmuję się najtańszymi opcjami, z którymi pewnie będą Wam wyskakiwać bankowi sprzedawcy. Walka z rakiem jest potwornie kosztowna i wymaga – poza pokryciem kosztów lepszych, niż standardowe terapii – odstawienia innych zajęć (np. czasowego zrezygnowania z pracy) oraz zapewnienia rodzinie źródeł utrzymania. Tymczasem najtańsze pakiety onkopolis zapewniają odszkodowania rzędu 20.000-30.000 zł. To jest nic w stosunku do potrzeb. Jestem za tym, żeby – jeśli się już ubezpieczamy – ubezpieczyć się porządnie, na wypasie. Żeby mieć spokój duszy po całości, a nie tylko „tak troszkę”.
W BZ WBK taki najbardziej wypasiony pakiet gwarantuje 120.000 zł odszkodowania w wypadku wykrycia nowotworu „klasycznego” (złośliwego) i 24.000 zł w przypadku nowotworu in situ. Dodatkowo porządne assistance „nowotworowe” (dowiozą na rehabilitację, pomogą w transporcie medycznym, dofinansują zakup sprzętu, pokryją koszty konsultacji z drugim lekarzem) oraz jedna wizyta domowa lekarza internisty w domu w przypadku nagłego zachorowania na jakąkolwiek chorobę. Na stronie internetowej Onkopolisy nie ma taryf, ale jednej z moich czytelniczek – osobie jeszcze dość młodej, przed trzydziestką – zaproponowano cenę rzędu 50 zł miesięcznie lub 500 zł rocznie przy okresie ubezpieczenia pięć lat. Te 50 zł miesięcznie to niewiele, podejrzewam, że składka dla osoby po 40-tce rośnie najmarniej dwukrotnie. Tym niemniej te 500 zł pomnożone przez pięć lat to raptem 2% wartości ewentualnego odszkodowania „gdyby coś”. A więc relatywnie niedużo.
A co proponuje mBank? Tu oferują ubezpieczenie mWaleczni, w którym maksymalna suma ubezpieczenia wynosi 100.000 zł i jest wypłacana tylko w przypadku wykrycia nowotworu złośliwego. Nie ma żadnego dodatkowego assistance „nowotworowego”, ale za to jest dodatkowa opcja – wypłata 40.000 zł w przypadku śmierci w nieszczęśliwym wypadku. De facto więc jest to jakiś rodzaj poduszki finansowej dla rodziny w przypadku nagłego zejścia oraz wsparcie dla ubezpieczonego w razie wykrycia cholernie groźnej dla życie choroby. Ile trzeba zapłacić za taką gwarancję, że będziemy mieli z czego się leczyć gdyby dopadło nas świństwo (a – przypominam – dopada rocznie co czwartego z 1% umierających Polaków)? Wszystko zależy od wieku i od odpowiedzi na dwa pytania w ultrakrótkiej ankiecie medycznej. Dwudziestolatek bez obciążeń nowotworowych w rodzinie zapłaci tylko 19,99 zł miesięcznie. 30-latek – już 24,99-34,99 zł. A czterdziestolatek – od 39,99 zł do aż 89,99 zł w zależności od tego jakich udzielił odpowiedzi w ankiecie. Osoby starsze płacą już 100-200 zł miesięcznie.
Krótko pisząc: jeśli chcesz mieć gwarancję, że w razie, gdyby „strzelił” Cię złośliwie nowotwór złośliwy, będziesz miał zapewnioną kasę na porządną opiekę, na życie i na funkcjonowanie rodziny – musisz się liczyć z wydatkiem rzędu 20-50 zł miesięcznie jeśli jesteś młody oraz mniej więcej 50-100 zł miesięcznie jeśli jesteś w średnim wieku. Czy to dużo czy mało? Odpowiedź każdy musi znaleźć sam. W każdym razie to dobrze, że wreszcie pojawiły się polisy bardziej „wycelowane” w nasze konkretne strachy i obawy. To właśnie powinna być istota ubezpieczeń – proste, przejrzyste i łatwe do ogarnięcia umysłem polisy chroniące wyłącznie od tego, od czego chcemy się chronić i nie zawierające wyłączeń, warunków oraz ograniczeń.