Kredyt z ujemnym oprocentowaniem. Dostępny dla nowych klientów, ale i dla tych, którzy już w banku mają rachunek. Czy może być uczciwszy układ? Niestety, w przypadku pana Jarka okazało się, że reklamy i regulaminy rozminęły się z rzeczywistością. „Przypadek? Nie sądzę” – domyśla się klient. I może mieć rację
Od niedawna w telewizji i internecie atakują nas reklamy banku Credit Agricole, który obiecuje pożyczkę z… ujemnym oprocentowaniem. A konkretnie rzecz w tym, iż bank oferuje pożyczkę zeroprocentową i dodatkowo zwraca klientowi ostatnią ratę. W sumie wychodzi na to, że oddaje się mniej, niż się pożyczyło.
- Słońce tego lata daje popalić. I zaoszczędzić kasę. Ile prądu ze słońca da się wykorzystać na własne potrzeby dzięki panelom? Sprawdziłem, policzyłem
- Dla niezbyt doświadczonych inwestorów najbezpieczniejszą strategią są zakupy w częściach. Dotyczy to akcji, obligacji i… złota też. Zwłaszcza teraz. Jak robić to wygodnie?
- Comiesięczne rachunki (po)może płacić aplikacja mobilna. Wszystkie faktury w jednym miejscu, powiadomienia, przypomnienia i płatności w telefonie?
Jaki bank ma w tym interes? Na pierwszy rzut oka chodzić może o sprzedaż wiązaną, bo żeby skorzystać z „ujemnej” pożyczki trzeba mieć w Credit Agricole konto. A w Credit Agricole za nie używany ROR i kartę debetową słono się płaci, więc jak ktoś weźmie preferencyjny kredyt, to jednocześnie powinien stać się „kompleksowym” klientem banku.
Czytaj tutaj: Prześwietlenie tej oferty i reklamy z Dawidem Podsiadło
Sprawę komplikuje nieco fakt, że ta oferta nie jest ograniczona do potencjalnych klientów Credit Agricole. Kredyt z „ujemnym oprocentowaniem” może wziąć tutaj każdy, nawet ten, kto już konto w banku posiada. Jedynym wymogiem jest bycie „nieukredytowanym” klientem, czyli takim, który do tej pory nie finansował swoich potrzeb kredytem w Credit Agricole.
„To miłe, że bank gra fair i nie ogranicza świetnej oferty kredytowej tylko do grupy potencjalnych klientów. Ci, którzy już jego klientami są, nie muszą czuć się dyskryminowani” – pomyślałem. Ale potem zacząłem się zastanawiać: jak to jest, że bank tak chętnie dopłaca do dotychczasowych klientów, fundując im „ujemny” kredyt? Co będzie, jeśli reklama zainspiruje do „ukredytowania się” wyłącznie klientów, którzy już w banku są? Wtedy będą tylko koszty, a nie będzie zysków.
Trochę światła na te moje rozmyślania rzucił pan Jarek, klient banku Credit Agricole, który zaraz po starcie promocji postanowił wystąpić o atrakcyjną pożyczkę w swoim banku. Pan Jarek z Credit Agricole związany jest od stycznia tego roku – ma w nim konto i kartę oraz regularne wpływy. Słowem: jest klientem, który już jest w fazie „spłacania się” bankowi, który zapewne zainwestował w jego pozyskanie już wcześniej.
„Zgodnie z informacją na stronie internetowej, złożyłem prośbę o kontakt przez stronę Credit Agricole, podałem swoje dane łącznie z numerem PESEL i nazajutrz konsultant skontaktował się ze mną. Standardowa procedura, pytania o dochody, mieszkanie, stan cywilny, czy są pozabankowe zobowiązania (nie ma), zgoda na sprawdzenie historii w BIK w trakcie rozmowy i… po raz pierwszy otrzymałem odmowę od banku”
– opowiada pan Jarek. Ale ponieważ mamy do czynienie z zaprawionym w bojach „wyjadaczem wisienek”, byłym pracownikiem innego banku, który jest w pełni świadomy czynników decydujących o wiarygodności kredytowej, ma nieskazitelną historię w BIK, dba o terminowość spłat kart kredytowych oraz wszelkich zobowiązań, historia musiała mieć ciąg dalszy.
„Moja duma została urażona i postanowiłem napisać do banku pismo z prośbą o uzasadnienie: z jakich ro powodów mój wniosek został odrzucony. Cały czas miałem nieodparte wrażenie, że bank nie mówi całej prawdy w reklamach i regulaminach, twierdząc, że daje kredyt, do którego dopłaca, także swoim klientom. Raczej chodzić powinno o to, by pozyskać nowego klienta ze zgodami marketingowymi”
Pan Jarek się chyba nie myli. Po kilku tygodniach otrzymał z banku odpowiedź, w której bank nie powołuje się ani na brak zdolności kredytowej klienta, ani na zbyt dużo zapytań w BIK, ani na złą historię kredytową, ale na „dane pochodzące z rachunków bankowych, które dla Pana prowadzimy, w tym np. wykonywane operacje, obroty i salda na rachunkach osobistych”
„Ręce mi opadły, takiego uzasadnienia się nie spodziewałem. Co miesiąc na moje konto osobiste w Credit Agricole przelewam z innego konta wpływa co najmniej 1500 zł i dokonują transakcji kartą. Nie reguluję z tego konta żadnych podejrzanych transakcji w stylu alimenty (nie mam), komornik (nie mam), zakłady bukmacherskie, spłaty pożyczek pozabankowych (nie mam) – nic co bank Credit Agricole mógłby uznać za podejrzane i wpływające na moją ocenę zdolności kredytowej a w rezultacie udzielenie mi decyzji odmownej”
Cóż, może jednak rzeczywistość nie jest tak różowa, jak mówią reklamy i regulaminy? Pożyczenie pieniędzy stałemu klientowi nie przynosi bankowi żadnych dochodów (nie pozyskuje dzięki temu nowego klienta, ani nowych zgód marketingowych), więc być może tylko formalnie nie ma żadnych ograniczeń w przyjmowaniu wniosków o tanią pożyczkę od własnych klientów? Może dla „swoich” bank ma tylko niewielki kontyngent pożyczek do udzielenia?
„Dziękuję za doczytanie mojego maila do końca, wylałem swoją frustrację, ale nadal jestem wzburzony sposobem, w jaki zostałem potraktowany. A szczególnie argumentacją banku”
Fakt, bank głupio wytłumaczył odmowę. Wychodzi na to, że gdyby klient nie miał konta, ani historii transakcji w tym banku, to nie zostałby odesłany z kwitkiem. Równie dobrze bank mógłby napisać: „nie dostanie pan taniego kredytu, bo jest pan naszym klientem. Dla pana mamy tylko drogi kredyt”. Niby normalne, wszystkie banki tak robią. Ale jednak jakoś przykro to słyszeć na własne uszy.