Mimo wciąż trwających działań wojennych, bombardowań i ataków dronów, a także walk wojsk lądowych na wschodnich terenach Ukrainy, zaczęła się – tak długo oczekiwana i planowana – odbudowa Ukrainy ze zniszczeń wojennych. Czy Ukraińcy się z tego cieszą? Niekoniecznie
Szkody wyrządzone w ukraińskiej infrastrukturze przez rosyjski najazd szacuje się na setki miliardów dolarów. Dla wielu obywateli Ukrainy to – jak się okazuje – nie jest jednak narodowa, społeczna i indywidualna tragedia tysięcy, a nawet milionów ludzi, ale… okazja na dobry, aczkolwiek niegodziwy zarobek.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Stare grzechy systemowe okresu postkomunistycznego nad Dnieprem dają o sobie znać. Mimo dobrych chęci wielu krajów i instytucji, które deklarują i już przekazują swoją pomoc do Kijowa, błędy i samowola urzędników są blokadą utrudniającą nie tylko realne działania, ale nawet radość z rozpoczęcia odbudowy.
Fikcyjna odbudowa i realne pieniądze
Podkijowski Irpień – skrzyżowanie podwarszawskiego Konstancina z Miasteczkiem Wilanów. W marcu zeszłego roku zajęły rosyjskie jednostki przygotowujące się do szturmu ukraińskiej stolicy. Kiedy oswobodzono miasto, przedstawiało sobą przerażający widok. Koszt odbudowy szacowano na miliard dolarów.
Niemal natychmiast po wyzwoleniu tego obszaru przez wojska ukraińskie z całego świata zaczęły napływać pieniądze na odbudowę zrujnowanych 412 budynków wielorodzinnych i 322 domów jednorodzinnych. Na liście darczyńców znalazły się m.in. rząd Japonii, UNICEF, Program Rozwoju ONZ – UNDP Ukraine, instytucje z Włoch i Litwy. Cel bardzo chwalebny – jak najszybsza odbudowa Ukrainy ze zniszczeń i przywrócenie normalnego życia tam, gdzie jest to już możliwe.
Instytucje rządowe i samorządowe odpowiadające za odbudowę podpisały do końca lipca umowy z wybranymi wykonawcami prac na łączną kwotę 933 mln hrywien, czyli ok. 25 mln dolarów (ok. 100 mln złotych). Temu, jak te pieniądze są wydawane, przyjrzał się ukraiński oddział międzynarodowej organizacji antykorupcyjnej Transparency International. Wynik tych analiz jest wyjątkowo – nawet jak na warunki ukraińskie – wstrząsający.
Okazało się, że z 547 umów jedynie 28 zawarto w drodze przetargu. Zdecydowaną większość wykonawców urzędnicy wybierali samodzielnie. 434 mln hrywien, czyli niemal połowa pieniędzy wydanych dotychczas na odbudowę Irpienia, trafiło do sześciu firm, które TI określa mianem „podejrzane”. Z jakiego powodu? Beneficjenci jednych firm „mogą być powiązani z prorosyjskimi działaczami partyjnymi”, inne w swojej dotychczasowej działalności podszywały się pod firmy państwowe i często trafiały w pole widzenia służb.
Wart 135 mln hrywien kontrakt otrzymała np. firma, która korzysta, jak podkreśla TI, z przychylności podlegającej bezpośrednio prezydentowi Wołodymyrowi Zelenskiemu administracji obwodu kijowskiego i figurowała w wielu sprawach karnych, m.in. otrzymała 30 mln hrywien za fikcyjny remont pomieszczeń jednego z kijowskich uniwersytetów, a w 2019 r. była podejrzana o wypłacanie pod stołem prowizji urzędnikom tego samego wydziału administracji obwodowej, który teraz zawarł z nią kontrakt na odbudowę Irpienia.
Nic dziwnego, skoro – jak zauważyli analitycy TI – podczas trwającego cztery lata śledztwa wokół rozkradania setek milionów hrywien ukręcono łeb sprawie, sprowadzając ją do banalnego wręczenia niewielkiej łapówki szeregowemu urzędnikowi przez jednego z podwykonawców.
Ta sama firma w 2018 r. była podejrzewana o machinacje papierami wartościowymi. Powiązania właścicielskie prowadzą zaś do matki byłego parlamentarzysty prorosyjskiej Partii Regionów i byłego wiceszefa koncernu paliwowego Naftohaz Ukrainy, który za czasów poprzedniego prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza zasłynął udziałem w zakupie platform wiertniczych po cenie zawyżonej o kilkaset milionów dolarów.
Wyceniane przez urzędników na grube miliony remonty zrujnowanych budynków okazują się fikcją. W zbadanych przez TI przypadkach sprowadzają się one do wymiany powybijanych okien. Uszkodzone elewacje bloków ich mieszkańcy remontują już na własny koszt.
Czytaj też: Kontrofensywa i co dalej. Kto wyłoży pieniądze na odbudowę kraju i ile będzie można zarobić?
Czytaj też: Odbudowa Ukrainy za pieniądze Zachodu już się rozpoczęła. I… zaczęły się dziać dziwne rzeczy
Odbudowa Ukrainy? Nie patrzeć na ręce!
Po wysadzeniu w czerwcu przez Rosjan tamy na Dnieprze w Nowej Kachowce i spuszczeniu wody ze Zbiornika Kachowskiego jednym z priorytetów jest budowa rurociągu doprowadzającego dnieprową wodę do Krzywego Rogu, Nikopola, Marganca. Początkowo rząd szacował koszty tej inwestycji na ok. 1,5 mld hrywien. Potem nagle zaczęły się dziać cuda.
W serwisie zamówień publicznych PROZORRO ogłoszono przetargi z łączną kwotą nieco większą. Było to już… 10,6 mld hrywien. Jako wykonawców wybrano firmy bez żadnego doświadczenia w tego typu budowach, za to wcześniej uczestniczące w ogłoszonym przez prezydenta Wołodymyra Zelenskiego w 2020 r. programie budowy dróg „Welyke Budiwnyctwo”, czyli wielkie budowanie.
Ten program doczekał się wśród zwykłych Ukraińców nazwy „Welyke Kradiwnyctwo”, czyli – „wielkie rozkradanie”. Okazało się, że dochodziło w nim do malwersacji na setki milionów dolarów. Na tym projekcie dorobili się ludzie z najbliższego otoczenia ukraińskiego prezydenta. Zresztą samą inwestycję prowadzi regionalny oddział Ukrawtodoru, czyli państwowej agencji budowy dróg. Ta instytucja dziwnym trafem nie ma w ogóle doświadczenia w inwestycjach wodociągowych.
Zadanie nadzoru inwestorskiego powierzono zaś założonej w styczniu zeszłego roku firmie z kapitałem zakładowym 200 tys. hrywien. Również ta firma nie ma żadnego doświadczenia w pracach wodociągowych. A jako zabezpieczenie dla wielomiliardowej inwestycji wyznaczono kwotę 281 tys. hrywien, podczas gdy – zgodnie z umową na nadzór – kara umowna za niewłaściwe nadzorowanie miała wynosić 20% wartości wadliwego fragmentu budowy.
Jeśli z powodu nienależytego nadzoru trzeba będzie wstrzymać prace, to nadzorujący zapłaci za każdy dzień przestoju „aż” 10 000 hrywien, a przy częściowym ich wstrzymaniu 5000 hrywien, czyli w złotych to śmieszna kwota: 1100 zł i 550 zł. Za tę fikcję służba odbudowy i rozwoju infrastruktury w obwodzie dniepropietrowskim zapłaci jednak bardzo realne pieniądze, w sumie ponad 56 mln hrywien, które finalnie najpewniej osiądą w kieszeniach polityków.
Co ciekawe, przetarg na wykonanie studium wykonalności inwestycji, z którego dopiero powinny wynikać wszystkie szczegóły, w tym kosztorys, ogłoszono już po zawarciu umów z wykonawcami budowy. A żeby było jeszcze ciekawiej, ukraiński rząd odrzucił propozycję USA, by tę dokumentację przygotowano dla Ukrainy bezpłatnie w ramach programu pomocy USAID. Zamiast tego władze ukraińskie zadeklarowały wyłożenie na ten cel 350 mln hrywien z budżetu.
Cała sytuacja wzbudziła wiele kontrowersji. Pojawiło się sporo komentarzy, bardzo negatywnych dla władz państwowych i lokalnych. Jak komentował tę sytuację jeden z najlepszych w Ukrainie specjalistów w dziedzinie wodociągów Serhij Karelin?
„Program USAID DOBRE to propozycja bezpłatnej pomocy przy konsultacji projektu budowy wodociągu, który ma zapewnić wodę regionom poszkodowanym na skutek zrujnowania Kachowskiej Elektrowni Wodnej. Ale – Ukraina jest samowystarczalna i lepiej zdefraudować miliony. (…) Kraj samobójca.”
Nad Dnieprem nikt z poważnych komentatorów nie ma wątpliwości – ukraiński rząd zrobił to wszystko po to, by nikt z Zachodu nie patrzył na ręce politykom i urzędnikom z najważniejszych gabinetów kraju i nie zadawał „zbędnych” pytań ani o gigantyczne kwoty, ani o racjonalność i rzetelność ich wydatkowania. Najważniejsze to rzucić hasło: Odbudowa Ukrainy. A potem sprawy mają się toczyć swoim biegiem.
Z kolei redaktor naczelny wpływowego serwisu informacyjnego KyivVlada Anton Podłuckyj napisał, że zgodnie z opinią znanego mu eksperta, który brał udział w ocenie budowy wodociągu, budowa nie powinna być droższa niż pierwotnie zakładane 1,5 mld hrywien. Tenże ekspert miał zwrócić się do Podłuckyiego:
„Tam nawet z korupcją nie więcej niż 2 mld hrywien. Czy oni naprawdę na tyle nie mają sumienia i umiaru? Nie, nie mają.”
Na wszystko jest dobra rada. Jaka?
A co zrobić, kiedy bardzo chce się wyciągnąć rękę po publiczne pieniądze na infrastrukturę, ale brakuje szkód, które można by już teraz od ręki łatwo naprawić? Nowatorską koncepcję rozwiązania tego dylematu pokazały niedawno władze miejskie w oddalonym o 50 km od linii frontu na Dnieprze Mikołajowie.
Po trwających od marca do listopada zeszłego roku niemal codziennych rosyjskich bombardowaniach setki budynków w Mikołajowie i wiele obiektów infrastruktury to ruina. Odbudowa wymaga jednak solidnych analiz i czasu na przygotowanie projektów. A sięgać po pieniądze pod nośnym hasłem „odbudowa Ukrainy” chce się już dziś. Zaczęto więc bez ładu i składu asfaltować podwórka zbombardowanych blokowisk, a nawet zerwano całkiem dobry asfalt na jednej z centralnych ulic miasta, żeby na jego miejsce położyć nowy.
Tu jednak przynajmniej zadbano o pozory. W wielu przypadkach – choć to mało powiedziane, bo przykłady idą już w skali kraju w tysiące i wciąż są ujawniane nowe przypadki – nikt nie stara się udawać, że coś odbudowuje. Ważne, by dorwać się do grubych pieniędzy i przepuścić je na niepotrzebną w czasie wojny inwestycję. A najlepiej jeszcze zrobić to – podobnie jak w przypadku z rurociągiem z wodą z Dniepru – po maksymalnie zawyżonych kosztach.
W karpackiej głuszy za 596 mln hrywien, czyli ok. 55 mln zł, ma zostać wyremontowany liczący 7,6 km odcinek lokalnej drogi między miejscowościami Jasinia i Czorna Tysa. Dla porównania średni koszt przebudowy tej kategorii drogi w Polsce według danych Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich to ok. 550 tys. zł, budowa od zera to wydatek rzędu 900 tys. zł za kilometr.
W Czernihowie, gdzie niedawno Rosjanie zbombardowali pełen cywilów budynek teatru, rząd za 620 mln hrywien postanowił wybudować nowy stadion. W Kijowie ogłoszono przetarg na budowę za 308 mln hrywien zespołu kortów tenisowych. Listę absurdalnych inwestycji można ciągnąć bez końca. Odbudowa Ukrainy to na razie – niestety – również i takie niewypały.
Dużo chętnych na… dużo pieniędzy
Jurij Romanenko z kijowskiego think-tanku Ukraiński Instytut Przyszłości zwrócił niedawno uwagę na potencjalne katastrofalne skutki tolerowania bałaganu i korupcji. Zaapelował do prezydenta Ukrainy, by ten niezwłocznie „uspokoił” swoje rozszalałe otoczenie, bo brak reakcji na takie zdarzenia i w ogóle na ich pojawienie się w przestrzeni publicznej pod hasłem oficjalnych projektów dyskredytuje Ukrainę w rozmowach na temat pomocy prowadzonych z zachodnimi partnerami.
Taka sytuacja ma też oczywiście katastrofalny, demoralizujący wpływ na społeczeństwo ukraińskie. Jurij Romanenko komentuje to tak:
„To po prostu zabija w ludziach jakąkolwiek motywację do życia w Ukrainie. Setki żołnierzy giną codziennie, żeby na tyłach budowano stadiony? Kopano sadzawki? Sadzono kwiatuszki? I to w sytuacji, kiedy żołnierze błagają, żeby zabezpieczyć ich codzienne potrzeby na polu walki, nie tylko w uzbrojeniu i amunicji, ale w codziennym utrzymaniu.”
Dlaczego tak się stało, że odbudowa Ukrainy ze zniszczeń wojennych stała się polem do gigantycznych nadużyć? Zdaniem Ołeksy Szałajskiego, szefa najbardziej znanego ukraińskiego projektu dziennikarskiego zajmującego się problematyką korupcji „Naszi Hroszi”, nachalność, z jaką podejmowane są obecnie nielegalne działania, to rezultat radykalnego skurczenia się bazy, z której żywili się dotąd urzędnicy.
Zdaniem Szałajskiego z powodu wojny nastąpiło gwałtowne zmniejszenie liczby możliwości korupcyjnych. Stąd, jak tylko pojawia się okazja, skala malwersacji i korupcji jest większa, niż wcześniej widywano nad Dnieprem. Czy to wyjaśnia gigantyczną skalę korupcji i marnotrawstwa przy odbudowie wciąż niszczonego kraju?
Na pewno wiele osób, instytucji i firm ma świadomość jednej niepowtarzalnej okazji, jaką dają potencjalne gigantyczne pieniądze możliwe do uzyskania i takie, które trzeba by wydać maksymalnie szybko. Warunki wojenne pozwalają wydawać nieograniczone środki przy maksymalnie ograniczonej kontroli lub praktycznie bez kontroli ze strony społeczeństwa. W ten sposób odbudowa Ukrainy staje się zaprzeczeniem wzniosłej idei.
Czytaj też: Jak Ukraińcy płacą w sklepach w czasie wojny. Czy płaci się gotówką czy kartami?
Czytaj też: Polski bank wymyślił dobrą usługę dla Ukraińców wysyłających pieniądze do rodzin
Ukraińcy wolą dawać na armię
Nic dziwnego, że nie tylko eksperci biją na alarm, ale także zwyczajni Ukraińcy mają tego serdecznie dosyć. W czasie, kiedy z budżetu centralnego i samorządów lokalnych na parodię odbudowy wyciekają miliardy hrywien, sami mieszkańcy sięgają do własnych kieszeni, żeby wspomóc armię poprzez zakupy na potrzeby frontu. Samochody, drony, celowniki i inny osprzęt dla walczących na froncie żołnierzy – to cel samorzutnych zakupów.
Czy to raczej nie państwo powinno to wszystko kupować z płaconych przez Ukraińców podatków? Powstała więc obywatelska inicjatywa petycji do władz. Zebrano wymagane 25 tysięcy podpisów i zgłoszono w czerwcu wezwanie kierowane do rządu Ukrainy, której autorzy domagali się zaprzestania bezsensownych wydatków i skierowania środków na potrzeby armii.
„Należy niezwłocznie podjąć działania w celu zabezpieczenia obrony Ukrainy i zwycięstwa w wojnie. Jednym z krytycznych kierunków jest zabezpieczenie armii dronami, samochodami, opancerzonymi, karetkami ewakuacyjnymi i innymi niezbędnymi rzeczami. Moskwa aktywnie rozwija na poziomie państwowym kierunek dronów – buduje ich fabrykę, kupuje gotowe w Iranie. A my kupujemy bębny i remontujemy osiedlowe drogi czy place zabaw.”
Tak opisywali sytuację autorzy petycji. Domagają się oni, żeby rząd podjął decyzję o odłożeniu wszelkich niekrytycznych wydatków na czas po wojnie, a wszystkie uwolnione w ten sposób środki przeznaczył na bezpośrednie wydatki obronne. Petycja zawiera też wezwanie, żeby wszystkie zakupy były prowadzone publicznie i z pełnym publicznym rozliczeniem wydatków. Ale czy to się uda?
Źródło zdjęcia: Yurii Khomitskyi/Unsplash