Wiemy już, ile będziemy płacili za energię w przyszłym roku. Urząd Regulacji Energetyki zatwierdził największym koncernom taryfy, których ważność została wydłużona aż do końca 2025 r. Staną się one dla nas obowiązujące, gdy tylko skończy się zamrożenie cen energii, czyli najpewniej od początku 2025 r. Jest drożej, ale… nie dla wszystkich. I nie dla wszystkich jest już wszystko jasne. O ile podrożeje prąd w przyszłym roku?
Jak pamiętacie, rząd niedawno przedłużył zamrożenie cen energii do końca bieżącego roku, ale przy nieco podwyższonej stawce. Wcześniej przez dwa lata ceny prądu były zamrożone na poziomie 41 gr za każdą kilowatogodzinę (plus opłaty dystrybucyjne i podatki). Od 1 lipca będziemy płacili 50 gr za każdą kilowatogodzinę, ale za to bez żadnych limitów (wcześniej „promocyjna” stawka obowiązywała tylko do 3000 kWh zużycia energii rocznie dla typowego odbiorcy).
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
W górę idzie też drugi najważniejszy składnik naszych rachunków, czyli opłata dystrybucyjna, której wysokość to już nie 28,9 gr za każdą kilowatogodzinę lecz 43 gr. Ale na otarcie łez rząd zawiesił też pobieranie tzw. opłaty mocowej, która na rachunkach większości z nas wynosi niecałe 11 zł miesięcznie (jest uzależniona od zużycia energii, ale wyrażona kwotowo w ramach określonych progów).
Wchodzą „tuskowe” ceny energii. O ile podrożeje prąd od lipca?
O ile podrożeje prąd? Podsumujmy. To wszystko razem wzięte oznacza, że w drugiej połowie 2024 r. rachunki przeciętnego gospodarstwa domowego zużywającego 2000 kWh energii rocznie wzrosną o jakieś 25-35 zł miesięcznie (już po dodaniu podatku VAT). Procentowo mówimy o podwyżce o jakieś 20%. Oczywiście im kto więcej zużywa energii, tym większa będzie kwotowo jego podwyżka (bo liczona od wyższej bazy).
Mniej więcej 15% z nas w ogóle podwyżki nie odczuje, o ile skorzysta z bonu energetycznego. Możliwość skorzystania z niego oraz kwota, która wpłynie na konto, zależy od dochodów na osobę w rodzinie, liczby dzieci oraz od tego, czym ogrzewa się dana rodzina. Wszystkie szczegóły dotyczące działania bonu i terminy, w których trzeba wystąpić o refundację podwyżki cen energii są w tym artykule.
Te zasady obowiązują tylko do końca tego roku. Co będzie w przyszłym – nie wiadomo, ale jest bardzo prawdopodobne, że przedłużenia zamrożenia cen energii nie będzie. A wtedy do gry wejdą taryfy zatwierdzane przez prezesa Urzędu Regulacji Energetyki. Tak było „od zawsze”, ale przez ostatnich kilka lat taryfami mniej się interesowaliśmy, gdyż ceny były zamrożone ustawą i to te ustawowe poziomy nas interesowały.
O ile podrożeje prąd w przyszłym roku? URE odkrył karty
Od początku 2025 r. prawdopodobnie wrócą taryfy. Ile wtedy zapłacimy za prąd? URE właśnie to ogłosił, publikując taryfy obowiązujące koncerny energetyczne nie tylko do końca 2024 r. (te nas nie interesują, bo jest zamrożenie ustawowe) ale też przez cały 2025 r. Jeśli jesteś klientem PGE, Tauronu, Enei albo Energi – będziesz płacić 62-63 gr za każdą zużytą kilowatogodzinę (plus opłata dystrybucyjna, opłata mocowa i podatki – VAT i akcyza).
Oznaczać to będzie kolejny wzrost rachunków o 12 gr netto za każdą kilowatogodzinę – jeśli ktoś tych kilowatogodzin zużywa 2000 rocznie, to jego rachunek miesięcznie pójdzie w górę o kolejne 20 zł miesięcznie. Prawdopodobnie wróci zawieszona w tym roku opłata mocowa (4-14 zł miesięcznie, w zależności od zużycia), czyli finalnie można się spodziewać podwyżek kwot do zapłaty o kolejne 30 zł miesięcznie – czyli o kolejne 20%.
Przykładowo: dziś klienci PGE mają zapisaną w taryfie G11 cenę 74,4 gr netto za każdą zużytą kilowatogodzinę (choć płaca mniej, bo ceny są zamrożone przez rząd). A klienci Tauronu – 74,2 gr netto. W obu przypadkach w nowej taryfie cena spada do wspomnianych wyżej 62 gr netto. za kilowatogodzinę. W przypadku taryfy G12 (w której prąd ma inną cenę w dzień, a inną w nocy) cena będzie wynosiła 71-72 gr w ciągu dnia i 43-45 gr w nocy (w zależności od firmy, której jesteśmy klientami).
Oni zapłacą za energię… mniej, niż do tej pory!
Nie wszyscy zapłacą w przyszłym roku za prąd więcej. Jeśli ktoś zużywa bardzo dużo prądu, bo np. ładuje swój samochód elektryczny w domowym gniazdu, albo ogrzewa dom pompą ciepła, to w przyszłym roku zapłaci… mniej niż płacił do tej pory. Przypomnijmy, że kończące się właśnie zamrożenie cen dotyczy tylko pierwszych zużytych 3000 kWh w skali roku. W tym limicie spokojnie zmieszczą się osoby, które korzystają z energii „standardowo”, ale pompa ciepła potrzebuje trzy razy więcej ilości kilowatogodzin.
Do tej pory po przekroczeniu limitu (wynoszącego dla różnych grup odbiorców 3000-4000 kWh energii rocznie) „wchodziła” podwyższona cena 69 gr netto za każdą kolejną kilowatogodzinę. I właśnie tyle płacili np. posiadacze pomp ciepła za większość zużywanej w swoim domu energii. W drugim półroczu 2024 r. to już tylko 50 gr netto za kilowatogodzinę (bo nie ma już limitów zużycia dla zamrożonej ceny), zaś w przyszłym roku – 62 gr netto (nowa taryfa URE).
Zarówno 50 gr według stawek „rządowych” za drugie półrocze, jak i 62 gr według taryf zatwierdzonych przez URE na przyszły rok to mniej niż 69 gr, które płacili posiadacze aut elektrycznych i pomp ciepła przez dwa poprzednie lata, gdy obowiązywała zamrożona cena z limitem zużycia. W tym roku – o ile ktoś się łapie na bon energetyczny – będzie mógł podwoić jego wartość, o ile ogrzewa się jakimś urządzeniem na prąd. Rodzina z czwórką dzieci może dostać z tego tytułu nawet 1200 zł.
Klienci tej firmy energetycznej wciąż nie wiedzą, ile zapłacą
Nie wszyscy wiedzą, o ile podrożeje im prąd w przyszłym roku. W specyficznej sytuacji są mieszkańcy Warszawy, którzy w znakomitej większości są obsługiwani przez niemiecką firmę E.ON. Nie podlega ona taryfowaniu, więc jej nie dotyczą bezpośrednio regulacje URE. Oczywiście, E.ON nie może ich ignorować, bo jeśli będzie oferował dużo wyższe ceny niż taryfowana konkurencja, to straci klientów. Ale formalnie E.ON nie musi mieć w ofercie „urzędowej” taryfy zatwierdzanej przez URE.
W tym roku klienci URE będą – tak, jak wszyscy inni – korzystali z zamrożonych cen energii na poziomie 50 gr za kilowatogodzinę. A w przyszłym? Cóż, o ile w przypadku PGE, Tauronu, Enei i Energi państwowy urząd już zatwierdził taryfę i wiadomo jakie będą ceny, o tyle w przypadku E.ON wciąż obowiązuje „archiwalna” taryfa z 2023 r. (firma jej nie modyfikowała, bo nie miało to sensu – ceny i tak były zamrożone).
A w tej – wciąż przecież obowiązującej – taryfie widnieją ceny mrożące krew w żyłach. Konkretnie w taryfie całodobowej jest to 1,37 zł plus VAT i akcyza oraz opłata handlowa w wysokości 7,66 zł miesięcznie. Prawdopodobnie ta cena zawiera już opłatę dystrybucyjną. To oznacza, że płaciłbym 1,78 zł za każdą kilowatogodzinę nie licząc opłaty handlowej. Zapewne E.ON przed końcem 2024 r. zmodyfikuje swoją taryfę, ale na razie wieje z niej grozą i chłodem.
Zamrożone ceny energii? I tak zapłacisz więcej – w podatkach
Co prawda z naszego punktu widzenia taryfy URE nie mają większego znaczenia w tym roku (będą miały w przyszłym), ale warto wiedzieć, że to w oparciu o te właśnie cyferki firmy energetyczne będą dostawały rekompensaty od państwa (czyli z naszych podatków). Za co te rekompensaty? Ano za to, że nie mogą nam wystawiać rachunków zgodnie z „prawdziwymi” cenami uzgodnionymi z URE w ramach taryf, lecz tylko z cenami maksymalnymi.
Jeśli więc my płacić będziemy w drugim półroczu 50 gr za każdą kilowatogodzinę prądu, a z taryfy URE wynika, że powinniśmy płacić 62 gr – firma energetyczna dostanie rekompensatę równą tej różnicy. Jeśli więc zużywasz 2000 kWh energii przez rok, to przez pół roku zużyjesz 1000 kWh, a firma energetyczne dostanie z Twoich podatków 120 zł rekompensaty.
Ceny prądu, na które zgodził się Urząd Regulacji Energetyki, są wyższe od cen energii, które obowiązują dziś na światowych giełdach. Są tego dwie przyczyny: po pierwsze część prądu, który trafia do naszych domów została zamówiona w kontraktach terminowych już w zeszłym roku (przy wyższych cenach), a po drugie – wytwarzana w Polsce energia jest relatywnie droga, bo w 70% jest z węgla. Byłaby tańsza, gdyby…
Bolesna prawda jest taka, że w przyrodzie nic nie ginie. Jeśli wytworzenie i przetransportowanie do Ciebie kilowatogodziny energii kosztuje 62 gr (wytworzenie) plus 43 gr (dystrybucja) plus ok. 30 gr podatków (VAT, akcyza, opłata mocowa), to nie ma bata – dokładnie tyle zapłacisz, 1,35 zł brutto. Może nie zobaczysz tego na rachunku, ale rząd te pieniądze i tak z Ciebie ściągnie (choć pewnie nie z każdego po równo). Może w formie podatków, może w formie zamrożenia realnej wartości jakichś świadczeń.
Niesprawiedliwość tej sytuacji polega na tym, że jeśli wszyscy składamy się w podatkach na rekompensaty dla firm energetycznych, to nie ma znaczenia czy ktoś oszczędnie korzysta z prądu, czy robi to rozrzutnie. I ten oszczędny nie dostaje „nagrody” w postaci niższego rachunku – w podatkach składa się na firmy energetyczne w takiej samej skali, jak ten, który oszczędzaniem się nie przejmuje. I tak bez końca być nie może.
Sporo wiadomości na temat cen energii znajdziesz na www.liczysieenergia.pl – platformie edukacyjnej Polskiego Komitetu Energii Elektrycznej.
Zobacz też moją rozmowę z prezesem Urzędu Regulacji Energetyki Rafałem Gawinem:
zdjęcie tytułowe: Tauron (teczka prasowa firmy)