Opieka nad dzieckiem to dzisiaj usługa niemal luksusowa. Najwyżej wykwalifikowane nianie nie są zatrudniane, one same wybierają sobie rodziny, z którymi chcą współpracować. A ile pieniędzy może zarobić dziś niania? Czy opłaca się zatrudnić ją legalnie? I co można zrobić, żeby państwo pokryło część jej składek do ZUS?
Wprowadzając program „Aktywny rodzic”, Ministerstwo Rodziny Pracy i Polityki Społecznej chciało uporządkować sytuację niań. A więc z jednej strony poszerzyć ten rynek, a z drugiej – zabezpieczyć obie strony, czyli i nianię, i rodzica oddającego jej dziecko pod opiekę. Dlatego w pierwszych założeniach programu znajdowało się zastrzeżenie, że z nianią musi zostać zawarta umowa. Szybko zrezygnowano z tego pomysłu, być może uznając, że po odliczeniu składek niewiele już zostanie na wynagrodzenie niani. Czy to dobre rozwiązanie? Jak dziś wygląda rynek niań?
- Jak zacząć inwestować? Jak kupić swój pierwszy ETF? Gdzie go znaleźć i na co uważać? Przewodnik krok po kroku dla debiutantów [POWERED BY XTB]
- Prawdziwym królestwem gotówki nie są Niemcy. Jest nim dalekowschodni gigant znany z nowych technologii. Ludzie wolą tam banknoty. Dlaczego? [POWERED BY EURONET]
- Ile kosztuje nas drogowa brawura? Podliczyli koszty zbyt szybkiej jazdy w skali kraju. Jak „zaoszczędzić” życie i pieniądze? Technologia na pomoc [POWERED BY PZU]
Babciowe: dlaczego rodzice wolą żłobki od niani?
„Aktywny rodzic” to świadczenie, które w zamyśle ma ułatwić rodzicom (de facto matkom) powrót do pracy po tym, jak dzieci ukończą pierwszy rok życia. Składa się z trzech elementów do wyboru. Pierwszym jest „Aktywni rodzice w pracy”, w ramach którego rodzice mogą otrzymać 1500 zł na opłacenie opieki sprawowanej przez nianię lub członka rodziny, np. babcię (stąd zwyczajowe określenie „babciowe”). Pieniądze są wypłacane na rachunek rodzica wskazanego we wniosku.
W drugim wariancie – „Aktywnie w żłobku” – pieniądze są przelewane bezpośrednio żłobkowi, do którego uczęszcza maluch. Maksymalna kwota dofinansowania to również 1500 zł. Jeśli czesne jest wyższe, to różnicę dopłaca rodzic. Rodzic samodzielnie opłaca też posiłki dziecka. Trzeci element to „Aktywnie w domu” – wydaje się sprzeczny z pomysłem przyświecającym ministerstwu. O 500 zł mogą wystąpić rodzice, którzy aktywni zawodowo nie są.
Program obowiązuje od pół roku i do tej pory rodzice otrzymali w sumie ok. 200 000 świadczeń „Aktywnie w domu” na kwotę 101,9 mln zł. W ramach świadczenia „Aktywni rodzice w pracy” wypłacono ok. 230 000 świadczeń. Najbardziej popularna część programu to „Aktywnie w żłobku”, czyli dopłaty do profesjonalnej opieki w żłobkach – aż ponad 480 000 świadczeń.
Czy to obraz rzeczywistych preferencji rodziców? Gdyby zapytać przeciętnego rodzica dwulatka, czy wolałby oddać malucha do żłobka czy też korzystać z opieki niani, zapewne większość wybrałaby to drugie. Wiadomo: dzieci w żłobkach chorują, mogą czuć się zagubione, tęsknią za domem, nie mają opiekuna na wyłączność. Dlaczego więc, mając do dyspozycji rządowe wsparcie, większość rodziców wybrała dopłatę do żłobka?
To oczywiste: money, money, money. 1500 zł to kwota, która przy założeniu, że opiekunka weźmie tylko 25 zł za godzinę, wystarczy na 60 godzin opieki. Pracujący na pełen etat rodzice spędzają poza domem co najmniej 160 godzin miesięcznie, do tego czas potrzebny na dojazd. 1500 zł to na pewno miły dodatek, ale nie wystarczy na opłacenie opiekunki w takim zakresie, by rodzice mogli spokojnie wykonywać pracę.
Szara strefa opieki. Mniej niż 4000 zarejestrowanych niań
A czy w ogóle można znaleźć opiekunkę, która weźmie tylko 25 zł za godzinę? To zależy. Zależy od regionu, wielkości miasta, wymagań stawianych niani, jej doświadczenia. W dużych miastach ceny usług zwykle są wyższe, ale jednocześnie pracy szuka więcej pań (zawód jest tak silnie sfeminizowany, że nie ma co się silić na poprawność polityczną i mówić o opiekunkach i opiekunach), więc i pole do negocjacji się zwiększa.
Mało jest opracowań dotyczących zarobków niań. Nie wiemy nawet, ile pań podejmuje się tej pracy. Czy to dla większości główne źródło zarobku, a może praca dodatkowa? Gdybyśmy chcieli oprzeć się na danych ZUS, to okazuje się, że w Polsce mamy zaledwie 3793 niań. To nie żart: za tyle niań w 2023 r. odprowadzano składki emerytalne.
Od lat usługi opiekuńcze – nie tylko opieka nad dziećmi, ale i osobami starszymi – to wielka szara strefa i choć ustawodawca już 13 lat temu próbował to zmienić (o czym później), to działania spełzły na niczym. Aby dowiedzieć się, jak pracują i ile zarabiają nianie, nie warto sięgać do dziurawych raportów, ale poszukać u źródeł.
Przejrzałam facebookowe grupy przeznaczone dla osób szukających niani w kilku miastach. W większości ogłoszeń wskazana jest proponowana stawka godzinowa, co jest miłą odmianą po typowej dla polskich pracodawców i zleceniodawców niechęci do podawania choćby widełek cenowych. W Warszawie nianie oczekują najczęściej 35-40 zł za godzinę opieki nad jednym dzieckiem i 50 zł za opiekę nad rodzeństwem. Wiele pań różnicuje cenniki w zależności od dnia tygodnia: opieka w weekendy jest o 5 lub 10 zł droższa.
W tym przypadku netto równa się brutto, bo większość opiekunek nie odprowadza składek. Dla części pań jest to praca dodatkowa. Nierzadko pracują w przedszkolach i żłobkach. W państwowych instytucjach tygodniowe pensum, czyli obowiązkowy wymiar godzin zajęć dydaktycznych, (odpowiednik godzin „przy tablicy” w przypadku nauczycieli szkolnych) wynosi 22 godziny (w przypadku nauczycieli pracujących z sześciolatkami) i 25 godzin (w przypadku prowadzenia młodszych grup).
To oznacza, że nauczycielka przedszkolna, która zaczyna pracę o godz. 7.00 rano o godz. 11.00 może już wyjść z przedszkola (lub zostać w nim, by wykonać „papierologię” albo przygotowywać się do zajęć, bo jej tydzień pracy wynosi 40 godzin). Dla armii pań, dla których opieka jest jedyną pracą, brak umowy i składek oznacza brak możliwości korzystania ze służby zdrowia (chyba że zawrą prywatną umowę z NFZ), brak płatnych zwolnień lekarskich i niskie emerytury w przyszłości.
Ile kosztuje niania premium?
A wracając do stawek niań – jak się dobrze poszuka, to nawet w dużym mieście można znaleźć opiekunkę, która wycenia swoją pracę na 25 czy 27 zł. Coś za coś: najprawdopodobniej za takie stawki zgodzi się pracować ktoś bez doświadczenia, studentka, która chce sobie dorobić, albo wprawdzie pani z doświadczeniem w opiece, ale zastrzegająca, że podejmuje się wyłącznie opieki. Żadnego układania ubranek czy robienia zakupów („przecież i tak wracając ze spaceru, przechodzicie obok sklepu”). Tak wygląda cennik niani, która na początku roku szukała zleceń w południowych dzielnicach Warszawy.

Za granicą opiekę nad dziećmi sprawują często obcokrajowcy, na przykład małymi Amerykanami opiekują się Meksykanki, a Włochami – panie z Mołdawii. U nas pracę opiekunek chętnie podejmują Ukrainki. Od rodziców szukających opiekunki w Warszawie słyszałam, że ponad połowa kandydatek to były właśnie panie zza wschodniej granicy. Sformułowanie wymagania: „płynna znajomość języka polskiego, bo dziecko uczy się mówić” świadczy o tym, że część rodziców nie chce takiej współpracy – niezależnie od tego, jak uprzejmie argumentują powód.
Jak na każdym rynku, i tu jest miejsce dla usług premium. W sierpniu zeszłego roku warszawska agencja opiekunek zamieściła ogłoszenie dotyczące opieki nad noworodkiem. Wśród typowych obowiązków (zabawy, podawanie posiłków), znalazł się wymóg towarzyszenia w podróżach („kilka podróży po Europie w ciągu 5–6 miesięcy współpracy”). Wszelkie koszty podróży pokrywa pracodawca. Na co dzień opiekunka ma mieszkać w apartamencie rodziny. Brak stałych godzin pracy, w ogłoszeniu napisano wprost, że od niani oczekuje się dużej elastyczności. Wynagrodzenie: 10 000 zł miesięcznie.
Niani można poszukiwać samodzielnie albo skorzystać z ofert zebranych przez wyspecjalizowane agencje. To na pewno droższy wariant, bo trzeba zapłacić prowizję. Ile to kosztuje? Jedna ze stołecznych agencji pobiera za przedstawienie kandydatek opłatę w wysokości, bagatela, 2700 zł. Agencja z Krakowa oczekuje wynagrodzenia w kwocie 2300 zł. Obie firmy obiecują, że nie pobiorą opłaty, jeżeli żadna z przedstawionych kandydatek nie odpowiada klientom.
Obiecują też trzymiesięczną gwarancję. Oznacza to, że „jeśli w ciągu trzech pierwszych miesięcy od dnia rozpoczęcia pracy dana opiekunka jednak się nie sprawdzi lub zrezygnuje, jednorazowo w ramach kwoty, jaką zapłacono, przedstawiamy kolejną kandydatkę o profilu możliwie najlepiej spełniającym kryteria rodziców” – wyjaśnia jedna z firm.
Kto tu kogo sprawdza, czyli niania na castingu
Lista wzajemnych oczekiwań to pole minowe. Część rodziców oczekuje wyłącznie opieki, zabawy z dzieckiem i podania przygotowanych posiłków, a inni otwarcie zaznaczają, że chcą, by w czasie drzemek dziecka niania zajęła się pracami porządkowymi związanymi z maluchem: poukładaniem zabawek, wyprasowaniem jego ubranek. Argument: „przecież nie będę płacił za dwie godziny bezczynności”. Ilekroć taka sugestia pojawia się w ogłoszeniu, rozpoczyna się dyskusja, w której potencjalne nianie podnoszą kontrargument, że sen dziecka należy traktować jako niezawiniony przez nikogo przestój w pracy, więc od opiekunki nie należy oczekiwań innych zajęć.
Takich pól minowych jest znacznie więcej. Pomijając oczywistość, że powierzamy opiekunce opiekę nad dzieckiem, czyli kimś najcenniejszym, i ma ona niebagatelny wpływ na wychowanie dziecka, to taka osoba wchodzi do mieszkania i przebywa w nim pod nieobecność dorosłych domowników… Musi zaistnieć tu zatem ogromne zaufanie i to z obu stron, a ponadto taka zwykła ludzka „chemia”.
Zapotrzebowanie na doświadczone nianie jest ogromne. Jeśli pani ma dodatkowo mieć ukończony kurs pierwszej pomocy, prawo jazdy, by wozić dzieci na rehabilitację czy zajęcia, umieć grać na jakimś instrumencie, znać angielski i drugi język i proponować dziecku gry językowe, a do tego mieć referencje, to w 40 zł za godzinę taka usługa się nie zamknie. De facto takie nianie nie są zatrudniane – to one wybierają rodziny, z którymi chcą pracować.
Aktualnie dwie moje koleżanki szukają niani. Jedna z nich chce, by niania zawoziła samochodem starsze dziecko do szkoły (i na tym obowiązki wobec starszaka się kończą), a do tego poskładała ubranka malucha po praniu czy poukładała zabawki, gdy maluch śpi. Problemem okazała się zwłaszcza pierwsza prośba, więc koleżanka skwitowała, że taniej będzie jej zamówić w firmie taksówkarskiej usługę przywożenia dziecka.
Koleżanka umówiła się z dwiema paniami i za każdym razem została wystawiona do wiatru. Na dzień przed pierwszym dniem dostała SMS-y, że panie przepraszają, ale ich dzieci przyniosły ze szkoły jakąś chorobę zakaźną i niestety muszą przełożyć start współpracy. Przypadek? Mało prawdopodobne – raczej znalazły bardziej atrakcyjne oferty. Żadna nie oddzwoniła ani nie odebrała już później telefonu.
Kolejna koleżanka z nikim się jeszcze nie umówiła, bo choć od połowy lutego spotyka się z kandydatkami, to nie mogą się spotkać w połowie. Dwie kandydatki odmówiły na przykład rozpoczynania pracy o 7:00, bo od rana odprowadzają inne dzieci do przedszkola (taka usługa jest droższa), a w innych przypadkach po prostu nie było wzajemnej sympatii – i nie poprawił tego fakt, że koleżanka jest skłonna zapłacić 43 zł za godzinę.
Jak legalnie zatrudnić nianię?
Aby „wyciągnąć” nianie z szarej strefy, w 2012 r. wprowadzono umowę uaktywniającą (aktywizującą). Przypomina umowę zlecenia. Zawierają ją rodzice z nianią, ale część kosztów zatrudnienia pokrywa państwo. Dzięki temu nianie zbierają kapitał emerytalny. Aby państwo „dorzuciło się” do emerytury, musi być spełnionych kilka warunków.
- Rodzice muszą pracować na podstawie umowy o pracę, świadczyć usługi na podstawie umowy cywilnoprawnej, która stanowi tytuł do ubezpieczeń społecznych albo prowadzić działalność gospodarczą lub rolniczą.
- Dziecko nie może uczęszczać do żłobka, klubu dziecięcego ani być pod opieką dziennego opiekuna.
- Dziecko musi mieć ukończone 20 tygodni i nie może mieć więcej niż trzy lata w danym roku przedszkolnym, który liczy się od 1 września do 31 sierpnia następnego roku. Jeśli czterolatkowi nie można zapewnić opieki przedszkolnej w placówce, np. z braku miejsc, możliwe jest wydłużenie działania umowy uaktywniającej.
- Niania nie może być rodzicem dziecka. Może to być osoba spokrewniona: babcia, ciocia, kuzynka.
- Nie można zawrzeć umowy, jeśli jedno z rodziców przebywa na urlopie macierzyńskim, wychowawczym i ojcowskim.
Umowa uaktywniająca powinna określać strony umowy szczegółowe obowiązki niani, wysokość wynagrodzenia oraz sposób i termin jego wypłaty, czas, na jaki została zawarta umowa, Umowę zgłasza się do ZUS w terminie 7 dni od dnia zawarcia.
A teraz najważniejsze: w jakiej wysokości składki niani bierze na siebie państwo? W 2018 r. zaczęły obowiązywać nowe zasady. Państwo pokrywa składki od połowy minimalnego wynagrodzenia przysługującego w danym roku. Na koniec 2024 r. minimalne wynagrodzenie wynosiło 4300 zł brutto. Jeśli niania tyle właśnie zarabiała, to budżet państwa opłacał jej składki od kwoty 2150 zł, a rodzic – od pozostałej kwoty 1505,00 zł.
Jeżeli pensja niani jest wyższa niż minimalne wynagrodzenie za dany rok, rodzic płaci połowę składki, liczonej do kwoty minimalnego wynagrodzenia oraz składkę od kwoty przewyższającej minimalne wynagrodzenie. Jeśli w 2024 r. niania zarabiała 5000 zł brutto, to rodzic płacił połowę składek do kwoty 4300 zł oraz pełne składki od kwoty 700 zł.
Od 2018 r. umowa uaktywniająca działa na innych zasadach niż w pierwszych latach obowiązywania – na tyle mniej korzystnych, że nianie zaczęły wracać do szarej strefy. W 2016 r. i 2017 r. do ZUS było zgłoszonych po koło 8600 niań. W 2018 – 7800., a rok później liczba spadła do 6900. We wrześniu 2022 r. do ZUS zgłoszonych było już tylko 4631 niań, a rok później spadła do 3793.
Poprosiłam ZUS o najświeższe dane. Okazuje się, że po latach spadku liczby umów uaktywniających w zeszłym roku nastąpiło niewielkie odbicie, zapewne za sprawą dopłat w ramach programu „Aktywny rodzic”. Na koniec zeszłego roku zarejestrowanych było 4057 niań.
Przy okazji zapytałam, w jakim wieku są zgłaszane nianie. Wynik okazał się dla mnie zaskakujący, bo intuicyjnie obstawiałam, że dominują panie w przedziale 40-49 lat. Tymczasem co czwarta zgłaszana do ZUS niania miała 50-59 lat. Niestety ZUS-owi nie udało się wygenerować informacji na temat tego, ile spośród zgłoszonych niań to osoby spokrewnione z dzieckiem (babcia, dziadek, ciocia). Być może Zakład w ogóle nie zbiera takich informacji, choć mogłoby to być interesujące.
Niania to dziś luksus. Czy czas wyciągnąć nianie z szarej strefy?
Nianie zatrudniane legalnie stanowią niewielki promil wszystkich i nic nie wskazuje na to, by miało się to zmienić. A co z odpowiedzialnością takiej zatrudnionej bez umowy opiekunki? Ustawa z dnia 4 lutego 2011 r. o opiece nad dziećmi w wieku do lat trzech nakłada obowiązek posiadania polisy OC przez opiekunów sprawujących opiekę nad dziećmi, które nie przekroczyły trzeciego roku życia, a pracujących w żłobku lub klubiku dziecięcym. Obowiązek wykupienia polisy spoczywa na pracodawcy.
Rodzina zatrudniająca opiekunkę również może we własnym zakresie wykupić polisę OC dla niani lub ona sama może się ubezpieczyć na okoliczność nieplanowanych zdarzeń, np. wypadku dziecka, które znajdowało się pod jej opieką. W takiej sytuacji ubezpieczyciel pokryje koszty leczenia lub ewentualnej rehabilitacji, zwróci koszty uszkodzonych w czasie wypadku przedmiotów, wypłaci zadośćuczynienie za ból, którego doznało dziecko w wypadku. Gorzej, gdy niania będzie zaprzeczała, że miała cokolwiek wspólnego z wypadkiem – przecież nie ma żadnej pisemnej umowy, więc udowodnienie, że miała jakiekolwiek obowiązki wobec dziecka, może być trudne.
W najbliższych miesiącach zapotrzebowanie na pracę niań zapewne wzrośnie, co będzie wynikiem dopłat w programie „Aktywny rodzic”. To korzystna okazja dla pań, które chcą dorobić do pensji czy emerytury. Te, które chcą traktować opiekę jako pełnoetatowe zajęcie, powinny zastanowić się, jak to robić „z głową”. Praca za 40 zł na godzinę może się wydawać atrakcyjna, ale życie wystawi rachunek po latach, gdy te nieoskładkowane lata będą oznaczały wyrwę w emeryturze. I chyba nie ma tu mądrych rozwiązań.
Idealnie byłoby, gdyby każda niania, dla której jest to podstawowe źródło zarobku, miała działalność gospodarczą i odprowadzała składki, ale to przełożyłoby się na wyższe koszty, których mogliby nie udźwignąć zatrudniający ją rodzice. Fajnie, że państwo dopłaca do składek, ale poziom tych dopłat jest na tyle niski, że z roku na rok zainteresowanie umową uaktywniającą maleje. Trudno jednak mieć żal do państwa, że pokrywa składki „tylko” od połowy minimalnego wynagrodzenia, bo to i tak niespotykane rozwiązanie.
Smutną praktyką jest to, że w Polsce usługi opiekuńcze – także nad osobami niepełnosprawnymi i starszymi – zepchnięte są do szarej strefy i tak będzie do czasu, kiedy jako społeczeństwo wzbogacimy się na tyle, by przeciętnie zarabiający rodzice, którzy muszą zorganizować opiekę nad maluchem, byli w stanie udźwignąć ubezpieczenie społeczne i medyczne opiekunów i niań. Czyli nieprędko.
zdjęcie tytułowe: Pixabay