Gdyby udało się zrealizować tylko część zapowiedzi przedstawicieli rządu i nadzoru finansowego, które padły podczas otwierających wystąpień na startującym dziś Europejskim Kongresie Finansowym A.D. 2024, to mielibyśmy wiarygodną zapowiedź kontynuacji hossy na warszawskiej giełdzie. Wyceny polskich spółek są wciąż niskie, a zwłaszcza tych zarządzanych przez państwo. Czy ministrowie Andrzej Domański i Jakub Jaworowski będą potrafili to zmienić? Na razie dużo obiecują
Polscy inwestorzy nie mają ostatnio powodów do narzekania. Od października 2023 r., czyli od momentu, w którym wybory w Polsce wygrała koalicja partii demokratycznych, indeks WIG zyskał na wartości ponad 30% i był jednym z najszybciej rosnących indeksów na świecie. To przełożyło się na wzrost wartości portfeli nie tylko inwestorów bezpośrednio kupujących akcje na giełdzie, ale też tych, którzy inwestują w funduszach inwestycyjnych, emerytalnych, czy w ramach PPK.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Choć porównując wartość polskich indeksów w perspektywie pięcioletniej, to nasz wzrost jest dwa razy skromniejszy, niż spółek amerykańskich. Tam średnia wycena poszła w górę o 80%. A indeksy spółek technologicznych – o 120%
Największe światowe banki inwestycyjne nie ukrywają, że część ich pozytywnych rekomendacji dla polskich akcji jest oparta na nadziejach, że polskie spółki staną się bardziej rentowne i wzrośnie jakość ich zarządzania. Oczywiście: nie zanosi się na to, że w przewidywalnej perspektywie wyceny polskich spółek będą tak wysokie, jak amerykańskich. Oni mają największe koncerny technologiczne na świecie, a my nie. Ale nawet uwzględniając ten czynnik – jesteśmy wciąż głęboko niedowartościowanym rynkiem. I to jest szansa.
Czytaj więcej o tym: Polskie akcje wciąż tanie jak barszcz? Amerykański bank zachęca: „za dużo nie gadaj, Polskę przeważaj”. I wskazuje zaskakujących faworytów
Ministrowie Donalda Tuska o odbudowie wartości polskich koncernów
Dużo o tym mówił w swoim wystąpieniu podczas Europejskiego Kongresu Finansowego Jakub Jaworowski, szef Ministerstwa Aktywów Państwowych. Zauważył on, jak duże znaczenie dla polskiej gospodarki mają spółki kontrolowane przez Skarb Państwa. „Spółki Skarbu Państwa tworzą 15% polskiego PKB, odpowiadają za 40% kapitalizacji warszawskiej giełdy i mają połowę udziału w najważniejszych indeksach rynku”
Jaworowski zapowiedział, że polski rząd położy duży nacisk na zwiększenie wartości największych polskich firm. „Bez tego nie da się wspierać polityki gospodarczej państwa, co jest drugim ważnym celem w działaniu spółek Skarbu Państwa”.
Minister podał kilka liczb: w przypadku polskich firm kontrolowanych przez państwo i notowanych na giełdzie mediana wskaźnika C/Z wynosi zaledwie 5 (co oznacza, że cena zakupu zwrócić się powinna w dywidendach w pięć lat przy założeniu, że cały zysk szedłby na dywidendę i że byłby taki, jak w poprzednich latach). Dla indeksu akcji europejskich ten wskaźnik C/Z wynosi już 13, a w przypadku rynku amerykańskiego – 18.
Te dane łączą się bardzo dobrze z bardzo ciekawymi spostrzeżeniami Andrzeja Nowaka, który podczas jednego z ostatnich webinarów „Subiektywnie o Finansach” pokazał jak duża jest różnica w obecnej wycenie polskich spółek giełdowych w porównaniu ze spółkami z innych stron świata.
Andrzej Nowak pokazał też, że wzrost zysków polskich spółek giełdowych w ostatnich latach nie łączył się ze wzrostem wyceny spółek. Najwyraźniej inwestorzy nie uwierzyli w „jakość”, czyli trwałość tych zysków. I to rzeczywiście może być spore wyzwanie dla osób zarządzających aktywami państwowymi w najbliższych latach.
Kiedy zbudujemy europejskie czempiony?
Minister Jaworowski powiedział podczas swojego wystąpienia na Europejskim Kongresie Finansowym, że gdybyśmy osiągnęli tylko medianę wyceny spółek Skarbu Państwa na poziomie średniej zachodnioeuropejskiej, to te spółki byłyby warte o 130 mld zł więcej. „Za większą część tej luki odpowiadają braki w corporate governance. Zbudujemy polskie czempiony, gdy spółkami będą zarządzali najlepsi menedżerowie, będą stosowane wysokiej jakości procedury zarządcze i spółki skoncentrują się na core businessie” – referował minister.
Wyższa wycena spółek należących do państwa byłaby naturalną koleją rzeczy, gdyby osiągnęły one gabaryty, które odpowiadają pozycji polskiej gospodarki w Europie. Jak zauważył minister Jaworowski – tak nie jest. Minister wyliczył, że Orlen – największa polska firma – pod względem przychodów jest zaledwie 44 firmą w Europie. „Musimy być dużo więksi” – mówił minister, co można czytać jako zapowiedź międzynarodowej ekspansji największych polskich koncernów. I jako zaprzeczenie strategii typu „groch z kapustą”, którą realizowano za poprzedniej ekipy rządzącej.
Ekspansja – nawet jeśli poprawimy jakość zarządzania polskimi firmami – będzie możliwa, o ile polskie banki „dowiozą” finansowanie. Obecny potencjał branży bankowej w finansowaniu gospodarki minister ocenił na 400 mld zł (to malutko, na samą transformację energetyczną możemy potrzebować biliona, nie mówiąc o takich projektach jak CPK, czy kolej szybkich prędkości). Ale zaraz dodał, że jego zdaniem da się tę wartość podwoić. Trochę ta zapowiedź skrzeczy w połączeniu z ostatnimi działaniami rządu (np. przedłużenie wakacji kredytowych, abdykacja z rozwiązania frankowego pata).
Zapraszam do obejrzenia zapisu webinarium, na którym – wspólnie z Andrzejem Nowakiem z UNIQA TFI – sprawdzaliśmy czy polskie spółki są wciąż grzechu warte:
Polska giełda wreszcie zacznie być do czegoś potrzebna?
Z kolei minister finansów Andrzej Domański, który też przemówił na Europejskim Kongresie Finansowym, zapowiedział, że Polska może być jednym z największych beneficjentów takich procesów jak nearshoring, czy friendshoring, a więc przenoszenia produkcji przez europejskie firmy z tańszej Azji do bliższych regionów. Rzeczywiście, położenie Polski pod tym względem jest dobre, jesteśmy też dużą, nieźle zdywersyfikowaną gospodarką, odporną na kryzysy, mamy wysoko wykwalifikowaną tzw. siłę roboczą (wiem, brzydka nazwa) i własną walutę.
„Powinniśmy mieć też jeden z największych rynków kapitałowych w Europie” – powiedział minister Domański. Bo to prywatny kapitał musi się włączyć w finansowanie inwestycji, banki i państwo same nie dadzą rady. „Transformacja energetyczna jest najważniejsza. Wszystkie nowoczesne inwestycje technologiczne zaczynają się od pytań o dostęp do taniej energii” – powiedział Domański. A kilkadziesiąt minut później Zbigniew Jagiełło, były długoletni prezes PKO BP dodał, że potrzebujemy odwrotu od kapitalizmu państwowego, który zaczęliśmy sobie w Polsce urządzać.
I tak koło się zamyka. Niskie wyceny spółek państwowych to efekt blisko dekady budowania kapitalizmu państwowego i monopolizowania gospodarki. Im bardziej spółki Skarbu Państwa będą pod względem jakości zarządzania i rentowności były porównywalne z tymi „rdzennie prywatnymi”, tym większy wzrost wartości polskich spółek nas czeka. Tyle, że te wszystkie piękne zapowiedzi na razie nie mają odzwierciedlenia w działaniach rządu, który ani nie ograniczył świadczeń socjalnych, ani nie odmroził cen energii, ani nie zlikwidował wakacji kredytowych. Pytanie czy mamy powody, by wierzyć, że ministrowie zaczną robić to, co mówią.
zdjęcie: Europejski Kongres Finansowy