Czyżby Ministerstwo Finansów się opanowało i postanowiło nie przerabiać dziesiątków – albo i setek – tysięcy miłośników kryptowalut na przestępców podatkowych? W poniedziałkowym komunikacie opublikowanym na Twitterze ministerstwo uspokaja, że po „najazdach” skarbówki na giełdy kryptowalut i wydaniu skrajnie niekorzystnej dla „kryptowaluciarzy” interpretacji podatkowej jest szansa na jakieś nowe rozwiązanie.
„Informujemy, że na stronach Ministerstwa Finansów został przedstawiony aktualny stan dotyczący opodatkowania kryptowalut wynikający z aktualnie obowiązujących ustaw podatkowych. Nie jest to jednak docelowy sposób opodatkowania tej sfery. Pracujemy nad zaproponowaniem innej, bardziej dogodnej formy opodatkowania kryptowalut”
Zobacz również:
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
– napisało ministerstwo. Przypomnę pokrótce, iż stan obecny jest taki, że każdy, kto handlował kryptowalutą powinien płacić podatek od zysków obliczony nie tylko według stanu „na wyjściu” do normalnego świata, ale i od wszystkich transakcji wewnątrz kryptowalutowego systemu. I że oprócz tego podatku dochodowego powinien jeszcze zapłacić podatek od czynności cywilno-prawnych (1% od każdej transakcji).
Tutaj więcej na ten temat: Kupowałeś i sprzedawałeś kryptowaluty? Możesz zostać przestępcą podatkowym. Naprawdę!
Taka interpretacja prawa – gdyby zastosować ją dla transakcji dokonanych w przeszłości – de facto pozwalałaby skarbówce zmiażdżyć każdego „kryptowaluciarza”. A ponieważ Polska należy do elity pięciu-sześciu krajów, w których kryptowaluty są najbardziej popularne, wielu nie mogłoby po 30 kwietnia spać spokojnie. To jak żyć z niezapłaconym abonamentem RTV. Albo nawet bardziej.
„Nic się nie stało, Polacy nic się nie stało?”
Czy za pomocą Twittera urzędnicy ministerialni zapewnili komuś spokojny sen? W zasadzie nie bardzo. Z komunikatu nie wynika, że interpretacja prawa się zmienia. Prawo jest jakie jest (czyli może być egzekwowane), a ministerstwo co najwyżej między wierszami przyznaje, że przepisy są trochę nieprzystosowane do rzeczywistości i może zostaną zmienione. Ale kiedy? Na razie można co najwyżej zanucić razem z Pawłem Kukizem, że „tutaj jest jak jest”. Po prostu.
Żaden rząd nie lubi kryptowalut, bo wykorzystuje się je – poza całkiem „normalnymi” zastosowaniami w postaci przesuwania wartości bez pośrednictwa banków – do rzeczy złych: pierze się nimi brudne pieniądze i płaci za nielegalne rzeczy. Kłopot w tym, że nie każdy kto uległ – ryzykownej, moim zdaniem – modzie na kryptowaluty i zaczął w nie inwestować, od razu jest przestępcą. Tak jak nie każdy nabywca „wirtualnych sztabek” w Amber Gold był wspólnikiem Marcina P.
Los osób, które pohandlowały sobie kryptowalutami moim zdaniem wciąż jest niepewny. Od widzimisię urzędnika może zależeć czy „przypnie” się do wykazanych w PIT transakcji kryptowalutowych, czy też nie. Co więcej, obecnie sytuacja zdaje się przemawiać za niewykazywaniem ich w zeznaniach w ogóle (żeby uniknąć pytań, na które nie da się odpowiedzieć).
Ale to oszustwo i w przypadku, gdyby skarbówka namierzyła np. na rachunku bankowym podatnika – albo na podstawie danych przekazanych przez kogoś – transakcje z giełdą kryptowalut… mogłoby być krucho.
Urzędnicy i XXI wiek: będą kłopoty?
Niekoniecznie mam ochotę się nad „kryptowaluciarzami” rozczulać, bo z powodu niekorzystnych interpretacji przepisów cierpią też znacznie liczniejsze rzesze „normalnych” przedsiębiorców. I to jest znacznie istotniejszy problem.
Gorzej, że to całe zamieszanie pokazuje jak bardzo nasze władze są nieprzystosowane do XXI wieku. Nie rozumiały pożyczek społecznościowych? To ich zakazały. Boją się kryptowalut? To zamiast uregulować handel nimi sugerują, by banki zamykały „kryptowaluciarzom” rachunki, a potem robią „najazdy” na giełdy, żądając wydania danych klientów.
Nastały bardzo trudne dla wszelkiej maści urzędników czasy. Życie migruje do internetów i smartfonów, a wraz z nim usługi finansowe. Wraz z erą mobilności pojawiają się możliwości, by ominąć pośredników i zawierać transakcje samodzielnie, np. za pomocą technologii blockchain.
Można próbować tego zakazywać (trudne), terroryzować użytkowników, by się bali tego używać (ryzykowne), albo… starać się tak zmieniać przepisy, by nowe technologie były możliwie bezpieczne dla tych, którzy chcą ich używać. Bardzo jestem ciekaw którą drogę wybiorą polscy urzędnicy. W realu, a nie Twitterze.